XXX

4 września 1941 r.

- Nie może być... - wymamrotał Ameryka. Było to prawie bezgłośne, wystarczyło jednak by przerwać utrzymującą się od dłuższego czasu ciszę. Miał mętlik w głowie. Wszyscy mieli.

Na razie była ich tu garstka. On, Kanada, Czechy, Rosja i Finlandia, który nawinął się po drodze. Choć wszyscy mieli raczej podobne przemyślenia, na twarzach każdego z nich malowały się inne emocje. Finlandia przyjął wiadomość spokojnie, wyglądał jakby nad czymś intensywnie się zastanawiał. USA był dziwnie zszokowany, nie spodziewał się tego. Na twarzy Kanady dało się zobaczyć jednoczenie smutek i determinację. Najbardziej poruszeni wydawali się Słowianie, którzy z tą wiadomością mieli już przecież do czynienia trochę szybciej, teraz jedynie ją przekazywali. Obydwoje byli źli. Ich oczy płonęły, ręce poruszały się nerwowo, a usta były wykrzywione w nieprzyjemnych grymasach.

- Może zrozumieliście coś źle? - odezwał się Kanada, zachęcony przerwaniem milczenia.

Czechy podniósł swój wzrok, do tej pory wbity w blat stołu. W tym spojrzeniu nie było codziennej serdeczności.

- Do kurwy nędzy znam przecież polski. - rzucił przez zaciśnięte zęby - Rosja też zna. Też zrozumiał to samo. Jak chcecie to dajcie to Warszawie. Co do słowa powie to samo co my.

- A właśnie, Warszawa wie? - zapytał Finlandia. Był niezwykle spokojny.

- Wie. - rzucił krótko Rosja. Wyraźnie próbował utrzymać typową dla sobie obojętność. Nie wychodziło.

- Rozumiem... - Fin zamyślił się na chwilę - Mówił może, co teraz zamierza?

- A co cię to kurwa obchodzi? - Rosja spojrzał na niego złowrogo. Wstał nie mogąc usiedzieć na miejscu - Na chuj ty w ogóle tutaj z nami siedzisz?

- Bo gdyby nie on, nie wiedziałbym gdzie mam cię szukać. - wysyczał wręcz Czechy. Próbował się opanować - Pośrednio gdyby nie on, nie uciekłbyś z tego lasu.

- Nie mamy żadnych podstaw żeby mu ufać! - komunista pochylił się nad nim niebezpiecznie - Rzesza stał się jego naturalnym sojusznikiem.

- Czemu ty wszędzie musisz wiedzieć rywali, a nie możesz choć raz zamknąć mordy?!

Rosja momentalnie pochwycił Czecha za kołnierz. Choć mogłoby się wydawać, że ta niewielka sprzeczka pozwoli im choć trochę wyładować emocje, było inaczej. Byli tylko jeszcze bardziej źli, jednak nie na siebie. Ten jakby sztucznie stworzony konflikt, miał tylko popchnąć ich do rękoczynów, mogących pomóc im wyrzucić z siebie przynajmniej trochę złości.

I to zamierzali zrobić. Mierzyli się wzrokiem, w każdej chwili gotowi do bójki. Była to tylko kwestia sekund.

- Oboje macie się uspokoić! - rozkazał Ameryka.

Rosja i Czechy prychnęli w tym samym momencie. Spojrzeli w stronę USA. Uspokoili się od razu, wiedząc wycelowany w nich pistolet.

A Finlandia obserwował. I zapamiętywał.

- Ważniejszy jest teraz ten list. - podjął pojednawczo Kanada, widząc jak Rosja puszcza Czechy, a brat chowa broń.

- „Dam sobie radę“, „Nie szukajcie mnie“, „Zamierzam tu zostać“, „Zufajcie mi“... - cytował bolszewik, przechadzając się nerwowo po pomieszczeniu.

- Może jest podrobiony? - zapytał Kanada.

- To jej pismo. - stwierdził Czechy, kończąc poprawianie koszuli.

- I jej perfumy. - rzucił szybko Rosja. Na chwilę zapadła cisza, a oczy wszystkich skierowały się na niego. Był jednak zbyt zły, żeby tłumaczyć - Powąchajcie kopertę.

Polecenie wykonał tylko Pepik. Powoli podniósł wspomniany przedmiot do nosa. Rzeczywiście, do jego nozdrzy doszedł wyraźny zapach damskich perfum, które w istocie zdawały się znajome. Do jego głowy przyszło tylko jedno pytanie.

- Skąd...

- Nieważne. - przerwał mu bolszewik, nim ten zdążył porządnie zacząć.

- Podpis można podrobić, a perfumy nie są jedyne w swoim rodzaju... - ciągnął Kanada, wyglądało na to, że to jemu przypadała rola by pchać to wszystko do przodu - ale załóżmy, że autorką listu jednak jest Polska... Niemcy mógł kazać jej to napisać. Koperta była już otwarta gdy ją dostaliście.

- Serbia otwierał, Chorwacja pewnie też. - wyjaśnił Czechy - Musieli wiedzieć co przekazują.

- Skurwysyn... - zaklął siarczyście Rosja - Może chcieć nas zwabić w pułapkę.

- A może ten list jest prawdziwy, niepodrobiony i niewymuszony? - zaproponowała Ameryka. Słowianie spojrzeli się na niego jak na kompletnego idiotę. Brat może nawet trochę ze współczuciem. - Rzesza przecież spróbowałby dostarczyć to inaczej i nie kazałby napisać „Nie szukajcie mnie“ - przekonywał, spojrzenia reszty pozostały jednak takie same.

- Może chodzić o coś w rodzaju odwróconej psychologii. Jeśli jest napisane, że nie mamy iść, to my pójdziemy. - zabrał się za tłumaczenie Kanada, uprzednio odwróciwszy się do USA - Droga, którą list przeszedł mogła jedynie dodać mu wiarygodności, a sama wiadomość może być tylko po to, by zmotywować nas do jakiegoś działania.

Ameryka kiwnął głową na znak, że rozumie, potem zamyślił się. Znowu zapadła cisza. Czechy ponownie wlepił wzrok w stół, a Rosja przestał nawet spacerować, oparłwszy się o ścianę. Mielczanie nie trwało jednak długo.

- Czyli co teraz zamierzacie? - zapytał siedzący do tej pory cicho Finlandia.

Czechy i Rosja spojrzali na sobie. Już wiedzieli co zrobią.

Finlandia, też już chyba wiedział.

•••

20 września 1941 r.

Wiedziała, że w końcu do niej przyjdą.

Wiedziała, że czytanie ze zrozumieniem jest jednak dla nich za dużym wyzwaniem, zwykłe polecenie złożone z trzech słów, okaże się dla nich zbyt trudne do interpretacji, a wszystkie istotne słowa pominą, jakby ich nie było. Wiedziała, że zrobią wszystko by do niej dotrzeć. Mimo to, nadal nie sądziła, że są na tyle głupi by osobiście pchać się do Berlina.

A jednak to zrobili i teraz by uniknąć większych kłopotów, postanowiła wyjść im naprzeciw.

Ta noc była niezwykle jasna. Palące się lampy zdawały się bezużyteczne, rozświetlając i tak doskonale widoczne ulice. Oprócz kilku przewijających się co jakiś czas bezdomnych, ludzi nie było widać. Hałasu też nie było. Dookoła panowała kojąca cisza, przerywana co jakiś czas szczeknięciem psa oraz jej rytmicznymi krokami.

Polska doskonale wszytko widziała i słyszała. Doskonale zdawała sobie sprawę, że jest śledzona.

Nie dając nic po sobie poznać, brnęła dalej przed sobie. Nie po to tyle się namęczyła by wyrwać się tej nocy spod oka Niemiec. Teraz nie miała już odwrotu. Na chwilę zwalniając, upewniła się, że śledzący dalej są w stanie ją dobrze zobaczyć, potem skręciła. Berlin zdążyła już dobrze poznać, wiedziała więc, gdzie powinna się kierować.

Skręciła jeszcze kilka razy, aż w końcu dotarła do punktu docelowego. Ślepej uliczki, gdzie nie dochodziło nawet świtało księżyca. Podeszła do półtorejmetrowego rozpadającego się murku na końcu uliczki. Ściągnęła kaptur.

- Wiem, że tam jesteście. - rzuciła znurzonym tonem.

Początkowo odpowiadała jej jedynie cisza. Polska czekała cierpliwie. Czas oczekiwania okazał się jednak dłuższy niż przewidywała. Na moment skupiła się, trochę bardziej nasłuchując, lecz nie wyłapała żadnego podejrzanego dźwięku. W końcu postanowiła, się odwrócić. Może się pomyliła? Może jest tu całkiem sama?

Wszystkie jej wątpliwościami zostały rozwianie w jednej chwili, gdy poczuła jak ktoś rzuca się na nią z impetem. Nie mogła nic zrobić, a jedynie poddać się oplatającym ją ramionom. Ramionom, które aktualnie zgniatały jej żebra. No bo żadne ich przytulenie nie mogło być przecież miłe.

- Kurwa, dusisz... - powiedziała ledwo łapiąc powietrze.

- Wiem. - Czechy zaśmiał się tak, jak potrafił to tylko on, serdecznie i wrednie zarazem.

Polska chciała się wyrwać, lecz brat skutecznie uniemożliwiał jej jakikolwiek ruch. Dopiero słysząc powoli zbliżające się kroki, zrozumiała, że nadchodzi jej wybawienie.

- Wystarczy jej. - usłyszała głos Rosji. Chwilę później komunista złapał Pepika za ramię i bez problemu zdołał go oddzielić od siostry.

Oswobodzona Polka, założywszy ręce na biodrach pochyliła się lekko, łapiąc oddech. Podczas gdy Rosja jedynie obserwował, wesoły Czechy zamierzał coś powiedzieć. Dobry humor znikał jednak z jego twarzy, w miarę jak swój wzrok podnosiła Polska. Jej oczy nie mówiły wiele, przekazywały tylko jedną informację. Informację o złości pragnącej rozlewu krwi.

- Coś się stało? - zapytał Czech niepewnie, szybko jednak umilkł, kiedy Polka spojrzała na niego wzrokiem ostrzegającym przed wydaniem z siebie kolejnego dźwięku, jakikolwiek by on nie był, gdyż mógłby okazać się tym ostatnim.

- Znowu jesteś o coś zła? - dopytał Rosja, gdy nie usłyszał odpowiedzi z ust kobiety.

Polska powoli odwróciła głowę. Wzrok, którym go uraczyła był jeszcze gorszy od poprzedniego.

- Jeszcze śmiesz się pytać? - odparła cicho. Nie było sensu marnować głosu na istotę tak marną jak on.

- Ach, czyli jednak. - komunista przewrócił oczami - Co tym razem?

- Jesteś idiotą - wycedziła wolno - czy kurwa idiotą?

- Yyymm... To może ja pójdę stanąć na czatach? - zaproponował szybko Czechy, wyczuwając narastające napięcie. Choć zapowiadało się ciekawie, wolał nie ryzykować i pozwolić by to bolszewik zebrał cały polski opierdol. Wraz z wypowiedzeniem ostatniego słowa, ulotnił się.

- Uważaj na słowa. - ostrzegł Rosja, zupełnie nie zważając na nieobecność Czech. Komunista zrobił kilka kroków bliżej ku Polsce. Ta jednak nie zamierzała się cofnąć. Gdy podszedł najbliżej jak mógł, pochylił się z przyzwyczajenia - Znowu robisz to samo. - zaczął. Jego głos nie był już tak beznamiętny, jak przed chwilą. Teraz kipiał złością - Przyjeżdżam do ciebie niewiadomo skąd, szukam, martwię się i ryzykuję życiem tylko po to by ciebie spotkać, a ty tak się odpłacasz? Wyzywasz mnie od idiotów i zamiast przynajmniej podziękować obrażasz się?

- Tak, bo mam powód. - odparła twardo Polska. Założyła ręce na piersiach, lecz buzujące w niej emocje szybko zmusiły je do nadmiernej gestykulacji - Czy ty potrafisz kurwa mać czytać? Wyraźnie było napisane, że macie nic nie robić. Czekać i zostawiać mnie w spokoju.

- Czy ty słyszysz co mówisz? Mieliśmy cię zostawiać z pierdolonym psychopatą?

- Tak! - rzuciła gniewnie. Zaraz po tym jej emocje opadły. Uspokoiła się znacząco, a jej kolejne słowa miały już kompletnie inny charakter. Śmiertelnie poważny i niepewny - Wiem jak to zabrzmi ale... uważam, że Niemcy może się jeszcze opamiętać. - zernęła szybko na zszokowanego wyznaniem mężczyznę. Korzystając z jego oszołomienia mówiła dalej - Gdzieś tam w środku on jest jeszcze normalny... w miarę... Trzeba to tylko z niego wydostać. Jeżeli zdobędę jego zaufanie możemy mieć przewagę. Nawet jeśli nie uda mi się go zmiękczyć, to i tak będę wiedzieć więcej...

- Straciłaś rozum, czy co? - Rosja oburzył się. Chciał mówić dalej, do jego głowy wpadała jednak jedna nieprzyjemna myśl - Ty chyba z nim nie...?

- Co? Nie! - uniosła się, lecz szybko się opanowała.

Rosja powoli wychodził z osłupienia. Zamyślił się nad sytuacją, gdy jednak zaczęło to tylko potęgować dziwne uczucie, które czuł gdzieś na dnie serca, odpędził od siebie wszystkie myśli. Powoli skierował swój wzrok na wyczekującą jego dalszej reakcji Polkę. Do pewnego czasu jego oczy nie wyrażały nic, ale potem znowu pojawiał się gniew. Dużo gniewu.

- Idziemy. - zarządził krótko łapiąc Polskę za ramię.

- Mówiłam, że nie idę! - krzyknęła wyrywając się.

Rosja momentalnie się zatrzymał. Powoli odwrócił się w stronę Polski. Przez chwilę w milczeniu przyglądał się jej analizując każdy cal jej twarzy, jakby czekając na moment w którym bojowe nastawienie jej przeminie. Przez ten krótki czas, kiedy oboje trwali w ciszy emocje całkowicie go opuściły. Nawet intensywna do niedawna złość skryła się w gdzieś odmętach jego duszy. Dopiero gdy ponownie się do niej zbliżył oraz pochylił się na tyle by ich twarze znajdowały się na mniej więcej równiej wysokości, gniew do niego powrócił.

- A ja mówiłem, że idziemy, więc idziemy. - powiedział o dziwo spokojnie, co jednak nie zabrało z jego tonu stanowczości. Znów złapał ją za ramię. Tym razem dużo mocniej, boleśnie wręcz - I nie próbuj się wyrywać, bo będę musiał pozbawić cię przytomności, a tego przecież nie chcemy, prawda kochanie?

Nie czekał na jej odpowiedź. Po prostu odwrócił się i pociągnął ją za sobą.

A ona w duchu przeklinała. Gorzej niż kiedykolwiek.

•••

22 września 1941 r.

- Czy wiedziałeś co planuje Polska?

Węgry spojrzał znudzony na wypytującego go Niemca. Przez chwilę przyglądał mu się, mając nadzieję, że ten postanowi w końcu odpuścić. Potem rozsiadł się wygodniej na krześle i spojrzał na zegarek. Ten cyrk trwał już prawie od czterdziestu minut. Ciągle próbowali wyciągnąć z niego cokolwiek, mimo że jego odpowiedź zawsze brzmiała tak samo.

- Nie.

- Pomagałeś jej? - Rzesza nie odpuszczał.

- Nie.

- Widziałeś u niej coś dziwnego?

- Nie.

- Dopuściłeś się w jakikolwiek sposób kolaboracji?

- Nie. - tym razem Węgry odpowiedział z większym naciekiem, jasno komunikując, że powoli traci cierpliwość.

- Dajmy mu już spokój. - odezwał się po dłuższej chwili milczenia Włochy - On nic nie wie. Nawet jeśli i tak by nie powiedział.

- Wie! - sprzeciwiła się Japonia. Jej reakcja była tak nagła, że wzdrygnął się nawet Niemcy - Pamięta ktoś jeszcze tamtą karteczkę, którą w takim skupieniu czytał? Ciekawie co na niej było...

- Lista zakupów. - odparł spokojnie Madziar. W pewnym sensie był nawet zadowolony, że w końcu nie musi powtarzać w kółko tego samego słowa.

- Tak się składa, że nie robiłeś tego dnia zakupów. - Japonia wstała i pochyliła się nad nim, przez biurko - Obserwowałam cię i wiem co widziałam.

- Jesteś jakaś chora - Węgry wzruszył ramionami. - musiało ci się coś przyśnić.

- Nie jestem chora!

- Mówi paranoiczka śledzącą ludzi na zakupach...

Japonia przez pewien czas tkwiła w szoku. Nie mogąc i nie wiedziąc co powiedzieć na przemian zamykała i rozchylała usta. Włochy widząc to uśmiechnął się nawet na swój smutny sposób. Rzesza zaś trwał w tylko sobie właściwym zamyśleniu. Wcale nie wyglądał na jakoś specjalnie poruszonego. Nie wyglądał nawet jakby interesowała go sprawa w jakiej wszyscy tutaj siedzieli. Węgry odczuł słuszne wrażenie jakoby jego obecność tutaj była bardziej na pokaz i dla zachowania pozorów.

Nastało długie milczenie. Ani Włochy ani Niemcy nie mieli zamiaru go przerywać, a Japonia była jeszcze zbyt zdezorientowana by powiedzieć cokolwiek. Madziarowi jednak to nie przeszkadzało, on sam myślami był daleko od tego pomieszczenia.

Gdy roznoszące się dookoła tykanie zegara stało się zbyt uciążliwe, Węgry, wzmagał się przed tym lecz, wlepił w niego wzrok. Choć wiedział, że to czasu nie przyspieszy, mimowolnie zaczął go odliczać, skrupulatnie śledząc sekundową wskazówkę. Nie dał tego po sobie poznać, ale okrutnie się niecierpliwił. Plan był przecież inny, jego wybawienie miało pojawiać się już dawno...

Dopiero gdy zaczął tracić już nadzieję, a Japonia zdołała wymyślić sensowną odpowiedź, drzwi w końcu otworzyły się. Węgry słysząc dobrze znany mu pisk, tym razem cieszył się jak nigdy dotąd.

- Węgryyy...! Tu jesteś! - Austria krzyknęła już na starcie. Widząc przyszłego ojca swoich dzieci, wręcz przybiegła do niego. Od razu objęła go stęskniona, a nawet złożyła krótki pocałunek na jego policzku - Pamiętasz co mi dzisiaj obiecałeś?

Madziar tymczasem uśmiechnął się, lecz bynajmniej nie przez jej obecność. Austria może i była głupia oraz irytująca, nie zmieniało to jednak faktu, że czasami potrafiła też być przydatna, nawet nieświadomie.

- Och, oczywiście. Jakże mógłbym zapomnieć? - odparł sztucznie zatroskany.

Japonia przyglądała się tej scenie w jeszcze większym zdziwieniu niż do tej pory. Spojrzała błagalnie na Niemca,  z nadzieją, że ten ich zatrzyma. Gdy Węgry wstał już z miejsca z zamiarem skierowania się ku drzwią, a reakcja ze strony nazisty nie następowała, Azjatka sama postanowiła wkroczyć do akcji.

- Chyba nie zamierzacie go tak po prostu puścić? - zapytała z wyrzutem, skupiając na sobie spojrzenia wszystkich.

Rzesza nie odpowiedział. Spojrzał jedynie na swojego węgierskiego sojusznika i kiwnął lekko głową dając mu ciche przyzwolenie. Węgry również skinął i w przypływie nagłej uprzejmości wystawił ramię w stronę odchodzącej z nim dziewczyny. Austria oczywiście przykleiła się do niego od razu.

Niemcy obserwował jak siostra odchodzi na nogach niczym z waty. Nie próbował ich zatrzymywać. Prawdę mówiąc, zniknięcie Polski nie za bardzo go obchodziło. Przerabiał to już kilka razy. Dziewczyna przecież zawsze wracała, jak idiotka pchając do paszczy lwa, zasłaniając się honorem i innymi takimi bzdetami. Nie miał zamiaru jej nawet szukać, nie potrzebował jej przecież. Węgra wziął na to śmiesznie przesłuchanie tylko dla zasady. Teraz nie będzie go przecież zatrzymywał tylko dla kaprysu Japonii.

Emocje Japonii tymczasem opadły. Uświadomiła sobie jedną ważną rzecz. Dla tych ludzi, nie była nikim innym jak silnym sojusznikiem. Była tylko od interesów. Nie miała wśród nich większego szacunku, nie cieszyła się sympatią. Ona nie chciała być kimś takim. Musiała im zaimponować.

Wcześniej nie była do końca przekonana co do tego planu, lecz teraz była pewna.

Początek grudnia zapowiadał się ekscytująco.

______________________________________

Krótko, wiem. Jak na taką przerwę od tej książki to nie jest to satysfakcjonująca długość, nie zamierzam jednak męczyć się z tym rozdziałem dłużej.

Acha, i zbliżamy się do końca kolejnego roku ['41], więc i tym razem chciałabym zapytać was o sugestie. Co prawda pomysły mam, ale głosu ludu posłuchać zawsze warto.

Miłego dnia!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top