XLV
29 stycznia 1943 r.
On ciągle płakał.
Był nieznośny. Przyprawiał o ból głowy, działał na nerwy i wywoływał nieustanne zmęczenie. Nie pozwalał spać. Krzyki rannych były spokojniejsze, a huk armat cichszy. Ten płacz był niezagłuszalny.
A teraz płakała i ona.
- Spokojnie, na razie śpi. - odezwała się łagodnie Słowacja, przytulając ją do siebie - Masz chwilę spokoju.
Słowacja była jedyną, która wiedziała o istnieniu małego. Chcąc nie chcąc, była przy jego odnalezieniu, więc Chorwacja musiała jej zaufać. Słowacja, od razu postanawiała nie wtrącać się w dezycję przyjaciółki. Po prostu tak często jak była w stanie, przyjeżdżała i wspierała na tyle na ile mogła.
- Tylko chwilę... - wydukała Chorwacja. Nie ocierała już łez. I tak było ich za dużo - Robię co mogę, ale on ciągle płacze...
Chłopiec szybko przestał być tak grzeczny jak w momencie jego odnalezienia. Choć Chorwacja nie wiedziała jak długo niemowlak z nią zostanie, nawet tymczasowo postanawiała zapewnić mu odpowiednią opiekę. Spał w wygodnym łóżeczku, zawsze był przewinięty i karmiony na czas. Mimo to, gdy tylko nie spał - płakał. Nie pomagało trzymanie na rękach, kołysanie, czy jakiekolwiek inne rozpraszacze. Chorwacja chciała poddać się już dawno, ale nawet nie miała jak.
Na ten moment musiała ukrywać swoją znajdę. Najprościej byłoby zabić dziecko, póki jeszcze nie dorosło. Mogła też zostawiać je przy życiu. Wtedy z kolei - komu o tym powiedzieć i czy w ogóle powiedzieć? Bez względu na to czego by nie postanowiła, wszystko będzie miało swoje poważne konsekwencje. Nie wiedziała tylko na które z nich była gotowa.
- Czegoś może mu brakować. - powiedziała Słowacja. Doskonale wiedziała czym było to „coś", ale nie mogła tego powiedzieć Chorwacji w obawie o jej reakcję. Dziewczyna musiała sama się tego domyślić.
- Może... - Jugosłowianka stłumiła kolejną spazmę płaczu. Nie mogła przecież obudzić dziecka - Może jest ktoś, kto wie co zrobić?
Słowacja spojrzała na nią smutno. Choć rozmówczyni źle wyraziła swoje myśli, zrozumiała pytanie. Widząc, że ta powoli się uspokaja, podała jej kubek letniej już herbaty.
- Raczej nie znam nikogo... - odpowiedziała z troską w głosie.
- Włochy...? - Chorwacja wzięła duży łyk herbaty - Miał dużo rodzeństwa...
- Każde dziecko było z inną kobietą. Większość z miastami, inne ze służkami. To inna sytuacja, a poza tym Włochy był wtedy za młody żeby pamiętać cokolwiek.
- Rosja?
- Na ludzkie lata mógł mieć najwyżej dwanaście, kiedy znalazł Białoruś. Ona już wtedy też wyglądała na przynajmniej cztery.
Chorwacja skrzywiła się, próbując ponownie się uspokoić.
- Brytania? - zapytała po raz ostatni z nadzieją.
- To też inna sytuacja. Australia była najmłodsza a i tak wyglądała już na conajmniej szesnaście. Ameryka i Kanada byli już dorośli, mogą być nawet starsi od nas.
Słowacja cierpliwie odpowiadała na wszystkie pytania, choć wiedziała, że Słowianka obok wszytko to wie. Chorwacja nie była jednak w stanie sama dojść do takich wniosków. Od kilku tygodni nie mogła zebrać myśli. W głowie słyszała jedynie ten przeraźliwy płacz.
- Ktokolwiek... - wydukała, a w jej głosie nie było już żadnej woli walki.
- Znam jeden przypadek. - odezwała się Słowacja po chwili. Rozumiała, że jej słowa nie będą pomocne. Chciała jedynie dać choć odrobinę nadzieji i może na moment zmienić temat - Izrael znaleźli w wieku niemowlęcym, Niemcy trzymał ją jeszcze na rękach. - westchnęła pod wrażeniem absurdu aktualnych czasów. Szybko dodała - Czechy mówił mi, że nie trwało to długo, bo mała szybko zaczęła płakać. Nie wiem, kto się nią zajmował, nigdy nie dopytywałam.
Słowacja uśmiechnęła się smutno. Nie wiedziała czy było to spowodowane wyobrażeniem Niemca z dzieckiem na rękach czy wspomnieniem Czech. Nim zdążyła się nad tym dłużej zastanawiać, zauważyła, że Chorwacja też lekko się uśmiecha. Przynajmniej na chwilę udało się wyrwać ją z płaczu.
- Już wtedy przeczuwała jaki jest... - zażartowała nawet.
Nastała chwila upojnej ciszy. Chorwacja uspokoiła się już całkowicie. Zaczęła ocierać spuchnięte od łez oczy. Podniosła głowę i wbiła wzrok przed siebie w jakiś bliżej nieokreślony punkt. Ciężko było stwierdzić o czym myślała. Może nawet nie myślała w ogóle, a jedynie korzystała z ciszy.
Widząc, że przyjaciółka powoli zbiera się w całość, Słowacja musiała z bólem przerwać tą chwilę spokoju. Gdyby nie jej łagodny i współczujący ton, Chorwacja prawdopodobnie znowu zaczęłaby płakać.
- Sama nie dasz rady, w końcu będziesz musiała komuś powiedzieć.
- Nie mogę... - znów opuściła głowę - Nie wiem...
Spojrzała smutno na kołyskę. Nie była jeszcze gotowa na podjęcie decyzji. Na razie próbowała się jedynie przystosować, a już nie dawała rady. Bez względu na to jaki będzie wynik tej sytuacji, bała się myśleć co będzie dalej.
W końcu odezwała się słabo.
- Serbia, pewnie zagrałby mu jakąś piosenkę...
Albo zabiłby go od razu.
•••
6 lutego 1943 r.
Polska miała dobry humor. Od kilku dni miała bowiem po prostu spokój. Nikt nie wzywał jej do Berlina ani do Londynu. W ostatnim czasie nie przeprowadzała żadnych trudnych rozmów ani nie musiała podejmować żadnych trudnych decyzji. Mogła w końcu zająć się uporządkowaniem swoich spraw i zebraniem myśli, które męczyły ją od dłuższego czasu. Pomimo ciągle trwającej wojny, czuła że psychicznie odpoczywa.
Dlatego kiedy Warszawa wszedł do jej gabinetu, odezwała się nad wyraz jak na nią łagodnie i wesoło.
- Jak idą przygotowania?
Warszawa prędko zamknął drzwi i stanął przed biurkiem z poważną miną. Tym razem jednak nie przyszedł na luźną pogawędkę. Nie zamierzał nawet odpowiadać na pytanie.
- Przeżyła.
Polska podniosła głowę znad papierów. Przez moment drobny uśmiech z jej twarzy znikł.
- Kto? Że Ukraina? - widząc twierdzące kiwnięcie głową miasta, dobre nastawienie szybko jej wróciło - Nie miała zginąć.
Polska jak gdyby nigdy nic wróciła do pracy. Warszawa skrzywił się.
- I dlatego przywiązałaś ją i puściłaś tą szopę z dymem? - zapytał ostrożnie.
- Przywiązana była tylko pozornie. - odparła beztrosko, dalej zajmując się dokumentami - Łatwo mogła się uwolnić i zadbałam, żeby było kilka dróg ucieczki. Miała się wystarczyć na tyle żeby przestać pajacować z tymi dążeniami do niepodległości. - westchnęła - Czy tam z czymkolwiek co chce osiągnąć.
Warszawa stał przez moment w osłupieniu. Z każdym dniem coraz trudniej było mu zrozumieć jej tok myślenia. Przecież ona nigdy nie chciała źle. Chciała tylko „nastraszyć". Dlaczego więc za każdym razem musiała robić to w najbardziej okrutny i szalony sposób?
Nigdy nie wtrącał się w jej działania i decyzje, ale nie byłby sobą, gdyby pozwolił sobie na milczenie.
- Tak samo jak nie chciałaś zabijać Helsinki. - odparł z bólem. Sam nie był przecież bez winy.
Polska nie podniosła głowy, a jedynie wzrok. Cały dobry humor wyparował. Został jeszcze tylko spokój. Kilka tygodni temu może jeszcze podobne słowa wyprowadziłby ją z równowagi, ale zdążyła już poukładać sobie w głowie całe to zdarzenie. Wyrzuty sumienia odeszły już dawno. Poirytowanie wywoływała jednak zuchwałość stolicy.
- Nie ja pociągnęłam za spust. - wycedziła, jakby po raz setny powtarzając elementarną wiedzę. Zmieniła temat - Czemu mówisz o Ukrainie?
Warszawa miał do niej ogromny żal. Próbował sobie wmawiać to samo co ona, ale sam fakt, że w ogóle doprowadziła do tej sytuacji przerażał go. Czy gdyby ona była na miejscu Finlandii, postąpiłaby tak samo? Nie chciał pytać i nie chciał się też przekonywać. Starał się nie rozmyślać na ten temat.
Na wciąż żywe wspomnienie Helsinki, zmianę tematu przyjął mimo wszytko z pewną ulgą.
- Dostaliśmy wiadomość. - powiedział już całkiem innym tonem. Podał Polsce przemokniętą kopertę - List został znaleziony na dworze. Jak go dostałem był już w takim stanie.
Polska skrzywiła się biorąc mokry papier do ręki. Podejrzewała, że musiał zostać znaleziony w śniegu. Ktoś kto przekazywał go Warszawie wyraźnie nie pomyślał o tym aby wytrzepać list przed wniesieniem go do ciepłego pomieszczenia. Później zamierzała znaleźć tego kogoś i ukarać go za brak pomyślunku.
- Większość słów się rozmyła... - powiedziała z niezadowoleniem - Czytałeś?
- Tylko to co na kopercie. - odpowiedział Warszawa zgodnie z prawdą.
- ...ale kilka da się rozczytać. - Polska powiedziała sama do siebie, jakby w ogóle nie słuchając odpowiedzi. Przybliżyła list do twarzy. Zmarszczyła brwi w skupieniu, próbując odczytać szczątki wiadomości - Rosja... twoi oficerowie... Ka... ty... Katyń? - przekręciła głowę w bok - I „zakopane".
Spojrzeli na siebie. Choć informacje były szczątkowe, oboje zrozumieli wystarczająco. Jeszcze nie panikowali ani nie denerwowali się. Było za wcześnie by łączyć kropki, nie mogli jednak też tego zignorować.
- Zbrodnia? - zapytał spokojnie Warszawa.
- Może chodzić o wszytko. - odparła Polska ze zmęczeniem. Wiedziała, że dobry humor szybko jej nie wróci - Będzie trzeba to sprawdzić. - westchnęła - Znajdź mi tego, co przyniósł ci kopertę i każ mu się u mnie zameldować.
Warszawa rzucił jeszcze potwierdzenie zrozumienia rozkazu i odmaszerował. Na ten moment informacji było za mało, a on nie zamierzał marnować czasu na domysły. Miał za dużo na głowie.
Polska została sama, ale nie wróciła do pracy. Nagle opanowało jej zmęczenie. Oparła się ciężko i odchyliła głowę w tył. Zamknęła oczy.
- A było już tak dobrze...
•••
18 lutego 1943 r
- I to jeszcze jakieś sto metrów i będziemy, panie poruczniku. - przerwał ciszę Parfien Kisielew, wciąż uśmiechając się nerwowo.
Rosjanin szybko zrozumiał, że w ogóle nie powinien się odzywać. Zimne spojrzenie Litwy spadło na niego jak głaz. Oficerski mundur SS, choć pozyskany na ostatnią chwilę, leżał na nim zaskakująco dobrze. Na tyle dobrze, że nie musiał robić wiele aby ludzie nie zadawali pytań i bez słowa sprzeciwu wykonywali polecenia.
Tydzień temu zobaczył Polskę po raz pierwszy od kilku lat. Przyszła w stanie przybycia i zmęczenia, którego nie widział u niej już dawno. Od razu wiedział jaki będzie temat rozmowy. Bardzo chciał pocieszyć ją jakikolwiek, powiedzieć wszytko co wie. Serce krajało mu się, wiedząc, że musi postąpić kompletnie odwrotnie.
Choć instrukcja Niemiec nie przewidziała tego spotkania, Litwa doskonale wiedział, co powinien mówić. Posiadał informacje, których nie zdradził nawet Rzeszy, kiedy to na początku ich współpracy musiał jakoś udowodnić swoją przydatność. Dał mu zaledwie zalążek wiadomości z przyzwoleniem na wykorzystanie ich w dowolnym momencie. Nie mógł od razu powiedzieć wszystkiego i nie wiedział czy kiedykolwiek w ogóle będzie to konieczne. Aktualnie zamierzał jedynie wykorzystać swoją wiedzę i sprawić aby Polska pomyślała w jedyny słuszny dla jego strony konfliktu sposób. Musiała wierzyć, że wiedza o zbrodni była powszechną wśród państw Europy Wschodniej, a Rosja dopuścił się jej niechlujnie, nawet nie próbując jej jakoś specjalnie ukryć.
Litwa sam zaproponował wspólny przyjazd do Katynia. Musiał wszystkiego dopilnować. Dodatkowo jeśli Polska miała właśnie przyjąć kolejny cios, wolał przy tym być. Przez setki lat była dla niego mentorką, rodziną i przykładem. Pokazała jak przyjmować krzywdę i jak krzywdzić. Wpoiła zasady, a innych kazała się wyzbyć. Miał do niej tyle samo wdzięczności co zażaleń. Teraz zamierzał służyć jej choć drobnym wsparciem. Nie mógł jednak wyzbyć się dumy i pewnego uczucia wygranej, gdy tego dnia to jemu przypadło wcielić się w porucznika, a jej zaledwie w kaprala.
Litwa wyrwał się z przemyśleń. Dotarli. Doskonale rozpoznawał to miejsce.
- O-oo... - odezwał się niepewnie Iwan, będący drugim przewodnikiem - To tutaj.
- Tutaj, czyli gdzie? - zapytała niecierpliwie Polska.
- Tam gdzie te młode sosny, pani kapral. - wyjaśnił szybko - Jak tylko z nimi skończyli to sadzić zaczęli. Tośmy się śmiali jeszcze, że wojsko, a ogrodników udają...
Srogi wzrok Litwy spadł tym razem na Iwana, który tak jak jego towarzysz szybko zrozumiał, że komentarz był niepotrzebny. Polska nie reagowała, zdawała się w ogóle nie usłyszeć ostatniego zdania. Jej oczy pusto błądziły po każdym skrawku tej prowizorycznej szkółki leśnej. Na ten moment Litwa niewiele mógł wyczytać z jej twarzy. Postanowił dać jej trochę czasu.
- Widzieliście to? - zapytał chłopów, doskonale znając odpowiedź. Pytanie zadał na tyle głośno i wyraźnie aby mieć pewność, że dotarło ono również do Polski.
- Nieee... - wyrwał się Parfien. Szturchnięty przez Iwana zrozumiał, że powinien zmienić odpowiedź. Dodał - ...wiele. Niewiele widzieliśmy znaczy się.
Polska powiodła spojrzeniem po młodych sosnach. Widząc ilość przestrzeni, którą zajmowały poczuła ukłucie w sercu. Pod ziemią po której stąpała, musiało leżeć wiele ciał. Z każdą sekundą wzbierał w niej coraz większy żal. Ściskał jej płuca, sprawiając, że oddychanie stało się trudniejsze. Uwiązywał się do kończyn, ściągając ją w dół. Wypełniał głowę, niezpowalając myśleć. Na ten moment było jej ciężko. Żaden żal w jej życiu nigdy nie przeminął i wiedziała, że ten też nie przeminie. Z czasem, po prostu stanie się do zniesienia.
Polska nieodrywając wzroku od młodych sosen, odezwała się. Pytania zadawała szybko i trochę ostrzej niż powinna.
- Kogo zabijali?
- A to ciężko było dojrzeć z daleka... Głównie to jacyś wojskowi.
- Jak dużo ich było?
- A bo ja wiem... - Parfien ponownie zostanie szturchnięty przez kolegę. Poprawił się - Kilka dni to trwało. Dużo ich zwozili.
Polska zamknęła na moment oczy, jakby próbując opanować emocje. Tymczasem Litwa, odszedł kawałek na czas tej rozmowy. Rozkopał pod sobą śnieg. Doskonale wiedział czego i gdzie szukać. Dokopawszy się do samej ziemi, bez trudu znalazł błyszczącą pamiątkę po Sowietach. Dokładnie tak jak tego oczekiwał.
- 7, 65 mm - powiedział po niemiecku dla zachowania pozorów, podnosząc łuskę. Podał ją Polsce, która to dopiero teraz oderwała wzrok od drzewek - Nawet nie dopilnował, żeby zatrzeć wszystkie ślady.
Dziewczyna wzięła łuskę do ręki, ale wydawała się nią zainteresowana. Nawet nie do końca wiedziała po co w ogóle ją ogląda.
- Jak zabijali? - zapytała chłopów, już zdecydowanie bardziej przygaszona.
- Strzelali w głowę. - odparł, krótko Iwan. Postanowił niepewnie rozwinąć - No oni...
- Odmaszerować. - nie pozwoliła dokończyć.
Iwan i Parfien spojrzeli po sobie zmieszani.
- Już. - warknął Litwa.
Chłopi rzucili jeszcze ciche „Tak jest" i odeszli przerażeni. Litwa odprowadził ich jeszcze wzrokiem, aby mieć pewność, że nigdzie się nie schowają.
Polska tymczasem wypuściła już łuskę z dłoni. Ponownie spojrzała na las. Młode sosny, zasadzone gdzieś po środku lasu kompletnie nie pasowały do otoczenia. Wyróżniały się już z daleka. Łuski, dało się znaleźć bez trudu, nawet w środku zimy. Miejscowi wiedzieli zdecydowanie za dużo. Przez żal przebijała jeszcze jedna myśl. On naprawdę nawet się nie postarał.
- Wiedziałeś... - odezwała się cicho.
- Chyba wszyscy na wschodzie wiedzą. - skłamał Litwa - Bylem przekonany, że ty też.
- Wszyscy wiedzieli, tylko nie ja... - jej ton był słaby i wydawał się słabnąć coraz bardziej z każdym kolejnym słowem - Nawet Ukraina...
- Ukraina? - udał zdziwienie - Przecież ona...
- Wróciła. - nie dała mu dokończyć. W innych okolicznościach pewnie wykazałaby większe zainteresowanie tym tematem - Niemcy wiedział?
- Nie wiem. - ponownie skłamał - Może wiedział.
Polska spuściła głowę i zamknęła oczy. Przez moment może nawet była na skraju płaczu, lecz jeszcze nie mogła sobie na to pozwolić. Coś dokładnie analizowała. Pozbieranie myśli sprawiało jej widoczną trudność. Odezwała się, ledwo powstrzymując swój głos przed załamaniem.
- Co zrobiłbyś na moim miejscu?
To pytanie słyszał od niej już wiele razy. Zazwyczaj było tylko formalnością, gdyż za każdym razem dokładnie wiedziała co powinna zrobić. Dawanej miało ono na celu jedynie sprawdzenie jego wiedzy i sposobu myślenia. Teraz było inaczej. Zadała je bez znajomej mu pewności, a ton wcale nie był twardy i wymagający. Tym razem nie rozmawiali już jak nauczyciel z uczniem. Litwa spojrzał na Polskę, ukrywając swoje zaskoczenie. Czuł, że było to, coś z czego powinien być dumny. Zadowolenie z uznania w oczach mentorki pozwolił sobie jednak odłożyć na później. Nie był to czas ani miejsce.
Litwa znów wlepił wzrok przed siebie. Zamyślił się i odetchnął. Tym razem nie musiał już kłamać.
- Pod względem strategicznym milczałbym na ten temat przynajmniej do końca wojny. - powiedział powoli, dokładnie myśląc nad każdym słowem. Zrobił, krótką pauzę - Ale pod względem honorowym, nie mógłbym tego zostawiać.
- Tak. - odpowiedziała łagodnie, lecz bez emocji - A co byś zrobił?
- Aktualnie tylko Niemcy może pomóc to zbadać. - odparł smutno. Nawet nie zauważył, kiedy przybrał taki ton - Musiałbym z nim współpracować.
Żal dalej nie opuszczał Polski, a jedynie ciążył coraz bardziej. Sama nie była w stanie myśleć nad czymkolwiek. Litwę ukształtowała, wpoiła mu własne wartości, więc musiał mieć rację. Z trudem zdobyła się na kolejne słowa.
Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku.
- I tak zrobię.
Litwa spojrzał na nią ze wspólczuciem. Polska zadecydowała tak, jak tego on niej oczekiwano.
___________________
Mam wrażenie, że piszę dziwnie chaotycznie. Trochę tak jakbym nie była w stanie dobrze wyczerpać tematu. Plus jest taki, że powoli na nowo przyzwyczajam się do narracji i z każdym rozdziałem standard powinien się poprawiać. Ten rozdział już lepszy niestety nie będzie, a jeśli chcę wrócić do systematyczności, nie mogę skasować go całego i napisać od nowa. Mam też nadzieję, że nie ma wiele błędów, gdyż sprawdzanie przebiegało w warunkach niesprzyjających.
W kolejny rozdziale prawdopodobnie powraca Rzesza. Choć pisze się go przyjemnie, jest zdecydowanie najtrudniejszy. Także, wyzwanie dopiero przede mną.
Przez pewien czas, proszę o wyrozumiałość.
Miłego dnia życzę!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top