XLI
3 września 1942 r.
Była już porządnie zmęczona. Literki zlewały jej się w jedno, coraz częściej gubiła wątki. Choć czytała ze skupieniem w ogóle nie rozumiała co tekst przekazuje. Co chwila przeskakiwała z artykułów, do książek, a potem do zebranych raportów i dzienników, by porównywać informacje. Za każdym razem gubiła się, albo zapominała co tak właściwie chce sprawdzić. Później przestała nawet rozróżniać alfabety. Cyrylica tak usilnie zlewała się z alfabetem łacińskim, że w końcu w jej głowie zaczęła wyglądać tak samo. Nie było już różnicy między tekstami polskimi, a rosyjskimi, bo wszystkie brzmiały identycznie.
To zmęczenie nie było spowodowane brakiem odpoczynku. Dobijały ją efekty jej działań. Przeczytała już chyba tysiące publikacji, raportów i odzyskanych dzienników, a wciąż nie wiedziała nic. Powód był prosty. Wszytko przesiąknięte było polską lub rosyjską propagandą. Niewiele udało jej się zdobyć tekstów autorstwa Ukraińców, od biedy ewentualnie Białorusinów lub Litwinów. Nawet jeśli takie znalazła były one niekompletne lub opisywały rzeczy kompletnie nieistotne. Łykając tą antyukraińską propagandę powoli sama zaczynała wierzyć, że jej naród nie istnieje, a jest jedynie lekko odmiennym regionem.
Na moment podniosła głowę znad papierów.
By pozwolić swoim oczom na krótki odpoczynek, rozejrzała się po restauracji. Lokal nie był jakiś wygurowany. Ścigany były w odcieniu jasnej szarości, niektóre krzesła skrzypiały pod ciężarem klientów, a białe kafelki na podłodze były pożółkłe. Nie można było jednak powiedzieć, że miejsce było zapuszczone. Nigdy nie śmierdziało. Zawsze starano się o drobne ozdoby, takie jak, zależnie od pory roku - żywe lub sztuczne, kwiaty na stolikach oraz doniczkowe roślinki na parapetach. Oświetlenie było całkiem przyjemne, nigdzie nie widać było brudu. Również atmosfera była miła. W tle, niewiadomo skąd, cicho grało radio. Obsługa zawsze była przyjazna, a klinenteria spokojna.
Może nie najlepszym pomysłem było zajmowanie się pracą w miejscu publicznym, ale ona naprawdę nie umiała już inaczej. Ciągłe przebywanie w jednym miejscu nie sprzyjało wydajności jej pracy. Co jakiś czas starała się więc zmieniać położenie by jak najdłużej zachować skupienie.
Powinna już wracać do pracy. Musiała skończyć jak najszybciej. Mimo to nie była w stanie zabrać się do tego ponownie. Spojrzeniem szukając jakiegokolwiek rozpraszacza próbowała przedłużyć sobie przerwę.
- Uki! Uki! - wołała jakaś wchodząca do lokalu dziewczyna.
Tymczasem ona, rozumiejąc, że nie ma sensu tego przedłużać, wróciła spojrzeniem do papierów. Minęło zaledwie kilka sekund, a głośna dziewczyna w drzwiach zaczęła działać jej na nerwy. Dopiero po chwili zorientowała się kogo woła.
No tak, przecież powinna zareagować.
Jak najszybciej, starając się by jej ruchy nie wyglądy na nerwowe, złożyła porozkładane wszędzie teksty do jednej niechlujnej kupy. Jednocześnie zaczęła podnosić głowę. Wraz z tym jak podniosła rękę w górę, by dać znać o swojej obecności, szukająca jej dziewczyna zauważyła ją momentalnie. Rozpromieniona ruszyła w jej stronę.
- Wiedziałam, że cię tu znajdę. - zaczęła na wstępie, zajmując miejsce po drugiej stronie stolika. Radość szybko zniknęła gdy tylko spojrzała na poszukiwaną wcześniej kobietę - Wszytko dobrze? - powiedziała zatroskana - Zazwyczaj wydajesz się wesoła kiedy się spotykamy.
- Nie, to nic takiego... - odparła łagodnie - Po prostu ostatnio jestem trochę zmęczona.
Powinna być teraz ostrożna. Dawno jej tutaj nie było. Nie rozpoznawała miejsc ani ludzi, w tym dziewczyny, która siedziała przed nią. Musiała jak najszybciej wywnioskować kim dla siebie są i jakie łączą je relacje, by unikąć podejrzeń. Na razie uratować ją mogły jedynie ogólnikowe i wymijające odpowiedzi.
- Och... - dziewczyna jakby trochę się zasmuciła. Nagle spoważniała - Wiesz, ostatnio trochę się martwiłam... Po tym jak powiedziałaś, że spotkasz się z Polą, nie odezwałaś się już więcej. Myślałam, że coś się stało.
Więc to przez nią.
W głowie od razu połączyła kilka faktów. Pierwszą rzeczą jaką zastała po powrocie był pożar. Nie wiedziała jakim cudem znalazła się w samym jego centrum, czuła tylko dziką wręcz złość. We wspomnienu majaczyła jej tylko ledwo widoczna przez płomienie sylwetka. Gdy tylko udało jej się uratować, dowiedzenie się kim była ta osoba stało się jej priorytetem. Jej ludzie nic nie mówili na temat spotkania, a podejrzanym by było gdyby zaczęła ich o to wypytywać. Na własną rękę nie mogła znaleźć żadnych śladów. Nie pozostała żadna depesza ani list. Nie mogąc nic w tej sprawie zadziałać zajęła się nadrabianiem historycznych zaległości sprzed ostatnich kilkuset lat. Zgadka została odłożona na później.
Początkowo sądziła, że ta rozmowa będzie tylko stratą czasu. Myliła się. Teraz doskonale wiedziała użyteczność dziewczyny naprzeciwko. Musiała jeszcze tylko poznać jej imię.
- Może nie rozmawiajmy już o mnie. - zaproponowała z łagodnym uśmiechem, dokładnie takim jaki w zwyczaju miała Ukraina - Też się o ciebie martwiłam, jak się nie widziałyśmy.
- W końcu udało mi się odwiedzić Litwę. - powiedziała uśmiechając się smutno.
- I co? - zapytała, wiedząc, że dziewczyna nie jest zbytnio zachęcona do mówienia.
- Powiedział, że nie powinniśmy się widywać. Gdy zapytałam się dlaczego, on powiedział tylko „To dla twojego dobra Rusia“. - prychnęła śmiechem z pogardą - Pewnie będzie współpracował z Niemcem albo już to robi. Naprawdę myśli, że się nie domyślę? Dlaczego on cięgle traktuje mnie jak dziecko?
„Rusia“ - Litwa mógł nazwać tak tylko jedną osobę. Wiedziała już z kim rozmawia i niemało się przez to zdziwiła.
Białoruś bardzo się zmieniła. Prawdą było, że ostatni raz widziała ją gdy ta wyglądała na najwyżej czternaście lat, lecz nigdy nie sądziłaby, że Białoruś zmieni się aż tak. Kiedyś bijącymi od niej cechami były niewinność i radość, której nauczyła się głównie od Słowacji. Teraz radość też była u niej widoczna, lecz zdecydowanie nie była już tak jasna jak dawniej. Wciąż była szczera, lecz już na pewno nie silna. Po niewinności z kolei nie było już śladu. Coś w jej oczach się zmieniło.
Dopiero teraz wiedząc już kim ona jest oraz przyglądając jej się trochę uważniej zauważyła podobieństwa do tej uroczej twarzyczki sprzed lat. Drobne usta, teraz z ledwo zauważaną blizną na górnej wardze, oczy, dziś już trochę zmęczone oraz niegdyś okrągłe, obecnie zdecydowanie szczuplejsze, może nawet trochę mizerne policzki - te wszystkie elementy wciąż były tymi samymi. Mimo to nie sposób było ją poznać w pierwszej chwili.
Szybko wybudziwszy się z rozmyślań nad Białorusią, do głowy zraz wpadała jej nowa myśl.
- Litwa... - powiedziała cicho i zamyśleniu.
Dlaczego od razu do niego nie poszłam?
- Co? - zapytała się Białoruś niezbyt rozumiejąc nagłą zmianę nastroju rozmówczyni.
- Nie, nic. - zaczęła się tłumaczyć z lekkim uśmiechem - Po prostu też go dawno nie wiedziałam i zastanawiam się co u niego. - odparła tym razem właściwie nie kłamiąc.
- To co mówiłam. - wzruszyła ramionami - Jak zwykle zamierza narobić sobie kłopotów w imię ambicji.
Białoruś mówiła dalej. Wymyślała i złościła się na Litwę, co chwila nazywając go jakimiś mało obraźliwymi przezwiskami. Tymczasem myśli jej rozmówczyni wychodziły o wiele dalej, choć wciąż krążyły wokół tego samego obiektu.
Nadszedł czas na pierwszą wizytę.
•••
17 września 1942 r.
- Dlaczego ty mnie nigdy nie słuchasz?! - krzyczała to samo co zwykle.
- Bo nigdy nie masz nic ciekawego do powiedzenia. - odpowiedział to samo co zwykle.
Te kłótnie zawsze przebiegały tak samo.
Stojący za drzwiami Kanada dobrze o tym wiedział. Oparłwszy się o ścianę, z wyrazem wielkiego zmęczenia, które było wynikiem zajęć dnia dzisiejszego, przysłuchiwał się tej wymianie zdań, lecz bez większej ciekawości. Wiele osób mogłoby sądzić, że Kanada powinien czuć z tymi dwoma państwami jakąś szczególną więź, darzyć ich szacunkiem oraz chcieć by te dwójkę łączyły jak najlepsze relacje. Nic bardziej mylnego. Nie czuł on względem nich nic więcej poza obojętnością, która pogłębiała się z dnia na dzień. Na początku ich znajomości starał się jeszcze jakoś łagodzić te kłótnie, kierowało nim wtedy jego raczej pacyfistyczne podejście do spraw tego typu. Był to odruch, który zawsze w takich sytuacjach brał nad nim górę, lecz z biegiem czasu nawet ten odruch u niego zanikł. Teraz nie miał względem tej dwójki żadnych oczekiwań ani wymagań. Miał za to ked o drobne pragnienie - chciał tylko szacunku.
Wielu mogłaby zdziwić, że osoba o jego usposobieniu, nie przykłada dużej wagi do relacji z ludźmi, którzy powinni być mu bliscy. Powód był jednak nadzwyczaj prosty. Kanada po prostu doskonale wiedział, że w ich świecie jakiekolwiek więzi nie mają znaczenia.
Dlatego też teraz stał cicho pod drzwiami, nasłuchując końca tego prawie codziennego rytuału nadętego Brytyjczyka i jego puszczalskiej kochanicy. Brytania z jakiegoś powodu chciał go dzisiaj widzieć. Do środka miał wejść już dziesięć minut temu, wolał jednak poczekać. Nie chciał zostać w to wciągnięty.
- Nie rozumiem cię! - darła się Francja. Prawdopodobnie miała już łzy w oczach, jak to zwykle bywało w tym momencie dyskusji - Tyle razy miałam rację.
- W dodatku zawsze wtedy kiedy było już za późno. - odezwał się surowy głos Brytanii - Takie przewidywania jak ty, poczynić może każdy, kto choć trochę zna się na polityce międzynarodowej i strategii.
- Tu już nie chodzi tylko o wojnę czy politykę! Ty w ogóle już mnie nie słuchałasz... - urwała rozpaczliwie, chyba powstrzymała się przed żałosnym płaczem - Zostawiłeś mnie... Nie pytasz co u mnie, nie patrzysz na mnie, nie prawisz komplementów, nie przychodzisz do mnie nocami. Nie czytasz ze mną, nie pijesz herbaty. Zmieniłeś się.
Nastała chwila milczenia, potem Brytania zaczął. Z wolna i cicho.
- Mnie, do mnie, mi, na mnie, ze mną... Przestań być egoistką. Choć raz pomyśl o mnie.
Francja przestała płakać, teraz przyszedł czas na oburzenie.
- Jak śmiesz wytykać mi narcyzm i w tym samym momencie wposminać o samym sobie?!
Oboje jesteście sobie warci, przemknęło Kanadzie przez myśl. Szybko jednak wrócił do nasłuchiwania, kłótnia chyba dobiegała końca.
- Czyli twoim zadaniem to źle, że walczę o jak najlepszą przyszłość, swoją i świata? W tym twoją?
- Mówię tylko, żebyś w końcu przestał udawać, że jedynie od ciebie zależą losy świata i zajął się wreszcie rzeczami naprawdę ważnymi!
- Czyli jakimi? - zapytał cynicznie.
- Na przykład mną! - krzyknęła.
W tym momencie Francja odwróciła się na pięcie i wybiegła z pomieszczenia. Szybkość z jaką kobieta wypadała przez drzwi zdziała nawet Kanadę. Wychodząc na korytarz, gniewnie ocierała łzy przez co nawet nie zauważyła stojącego tam mieszkańca Ameryki Północnej. Drzwiami trzasnęła z taką siłą, że te wypychane siłą odrzutu, nie domknęły się, a jedynie odbiły od futryny. Kanada odprowadził ją obojętnym wzorkiem. Widząc jak kobieta znika za zakrętem, ruszył ku nie zamkniętym jeszcze drzwiom. Nim wszedł, łapiąc za klamkę, zerknął jeszcze na zamek, by sprawdzić jego stan.
- ... egoistka... - mruczał pod nosem Brytania w złości układając na swoim biurku, już wcześniejsze leżące w idealnym ładzie, jakieś mało znaczące papiery. Gdy po chwili spostrzegł stojącego u wejścia Kanadę, również nerwowo otworzył szufladę i wydobył z niej kopertę o nieznanej zawartości. Bezceremonialnie podszedł do Kanady i wepchnął mu ją w ręce.
- Co to? - zapytał się, wiedząc, że bez tego nie dostanie od Brytyjczyka żadnych informacji.
- Nazwiska osób, których masz przypilnować. - rzucił nawet nie patrząc kolnię. Wrócił do swojego biurka - Najpóźniej za dwa tygodnie masz wyjechać do Afryki. Wojna może dobiec tam końca i trzeba dopilnować by wszytko poszło zgodnie z planem.
Kanada nic nie odpowiedział. Stał tylko w zdziwieniu. Doskonale wiedział na czym to pilnowanie będzie polegać. Przez następne kilka miesięcy będzie biegał za każdym wypisanym przez Brytanię nazwiskiem. Będzie zmuszony uczestniczyć w każdej możliwej najmniejszej nawet bitwie i jakimś sposobem być w kilku miejscach na raz. Oznaczało to zarwane noce, jedzenie w pośpiechu, ukąszenia nieznanych owadów oraz spanie gdzie i kiedy się da.
Oczywiście to wszytko było do przeżycia, nie było nawet najgorszym co mogło go spotkać, lecz wciąż był to rodzaj brudnej roboty.
- Dlatego ty tego nie zrobisz? - zapytał jak nigdy dotąd.
Brytania przyglądał mu się chwilę w milczeniu. Zaraz potem odparł surowo.
- Nie mogę.
- Czemu?
Kanada nie dostał drugiej odpowiedzi. Dyskusja była już skończona. Brytania wrócił do swojego bezsensownego zajęcia, a on wyszedł odprawriony machnięciem ręki. Stojąc na korytarzu oparł się posępnie o ścianę. Nagle przypominała mu się posłyszana wcześniej kłótnia i tylko jedna rzecz przemknęła mu przez myśl.
Dlaczego nikt nigdy nie myśli o mnie?
•••
28 września 1942 r.
Polska zawsze mówiła - „Nie zawsze będziemy razem. Zobaczymy czyje słowa wtedy będziesz wspominał“.
Litwa nie zawsze się z nią zgadzał. Nie zawsze pochwalał to co robiła, nie zawsze myślał to samo. Nie raz wykłócał się gdy nie chciała go słuchać, traktując go jak dziecko. Nie raz denerwował się gdy praktykowała na nim swoje bezlitosne lecz skuteczne techniki wychowawcze. Nie raz chciał odjeść i nie wracać już nigdy.
Choć nigdy jej tego nie mówił, z perspektywy czasu musiał się z nią jednak zgodzić, zwłaszcza w jednej rzeczy. Rzeczywiście, nazdywaczj często przypominał sobie jej słowa.
Szczególnie stosował się do dwóch sentencji - „Nigdy nie czuj się bezpiecznie we własnym domu“ oraz „Gdy sądzisz, że jesteś sam, oczekuj, że w pobliżu jest ktoś, kto na ciebie czeka“. Z jakiegoś powodu, nagle przypomniało mu się to i teraz.
Był późny wieczór. Pierwszy raz od tygodnia postawił nogę w swoim mieszkaniu. Zamiast oczekiwanej ulgi, którą miała przynieść mu perspektywa odpoczynku, poczuł niepokój. Miał wrażenie, że coś jest nie tak, a instynkt rzadko go zawodził. Cicho zamknął za sobą drzwi. Jeśli ktoś był w mieszkaniu na pewno wiedział, że nie był już sam. Nie ściągając nawet butów, szedł bezszelestnie przedpokojem. Nasłuchiwał. Mógł wejść do dwóch pomieszczeń - pokoju dziennego, stanowiącego jednocześnie jego sypialnię, lub do kuchni. Łazienkę odrzucił od razu. Jeśli ten ktoś był wystarczająco wyrachowany by dostać się do jego domu, nie psując zamków ani nie wybijając okien, nie czekałby w łazience. Salon był zbyt oczywisty, udał się do kuchni.
Choć jedynym źródłem światła był księżyc świecący za oknem, Litwa od razu dostrzegł siedzącą przy stole postać. Nie widział twarzy, lecz był pewny, że gościem była kobieta. Patrzyła wprost na niego lecz nie mówiła nic. Samemu trzymając za plecami broń, próbował dostrzec czy kobieta czegoś nie ukrywa, mógł być jednak pewnym, że dłonie miała położone na stole. Wziął głęboki wdech i zapalił światło.
- Ukraina...? Nie... ty...
Litwa stanął jak zmrożony. Niewiele czasu potrzebował by rozpoznać siedzącą przy stole kobietę. Choć wyglądała jak dobrze mu znana Ukraina, była jej kompletnym przeciwieństwem. Ktoś inny mógłby mieć problem z zauważeniem różnic, lecz on miał z nią zdecydowanie za dużo styczności by się mylić. Ukraina nie zadzierała głowy tak wysoko, nie siedziała aż tak wyprostowana, nie uśmiechała się cynicznie, lecz przede wszystkim nie miała w oczach tego szalonego błysku.
- Już myślałam, że mnie nie poznasz... - powiedziała prześmiewczo kobieta udająca Ukrainę.
- Wynoś się stąd. - odparł stanowczo, gdy tylko pierwszy szok minął. Nie obchodziło go jak wróciła ani czemu tu jest. Nie chciał mieć z nią żadnej styczności.
- Jesteś bardzo niegościnny. - powiedziała beznamiętnie, z twarzy zniknął jej cyniczny uśmiech - Usiądź, musimy porozmawiać.
- Nie mamy o czym rozmawiać.
Pewność jaką wykazywał się Litwa, mogła ją zaskoczyć, lecz nie zbić z tropu. Chwilę przyglądała mu się z pogardą.
- Uważaj na słowa, psie. - rzuciła przez zęby.
Tym razem to on uśmiechnął się cynicznie.
- Co? Myślałaś, że nadal będę tym samym gówniarzem, którego mogłaś zmanipulować?
Nagle coś w jej wyrazie twarzy się zmieniało.
- Pomagałeś mi z własnej woli. - powiedziała łagodniejsze, lecz wciąż obojętnie.
- Nie miałem wyboru.
- Tylko ty tak sądzisz. - spojrzała w bok, jej twarz przyjęła wyraz groteskowego zmartwienia - Do tej pory trzymałam to w sekrecie, ale wiedzę, że bardzo chcesz by to się zmieniało.
Litwa zamknął oczy na kilka sekund. Próbował kupić czas, znaleźć jakieś wyjście. Nic nie przychodziło mu do głowy. Podświadomie wiedział, że tej walki nie wygra. Nie miał nic na czym mogłoby jej zależeć, tymczasem ona trzymała w garści całą jego reputację. Ze zrezygnowaniem, którego nie dał po sobie pokazać, zajął miejsce naprzeciwko niej. Broń umocował do pasa i dłonie położył na stół. Uśmiechnęła się cynicznie.
- Ostatnio widziałam się z Białorusią... - zaczęła bacznie obserwując jego reakcje - Tak bardzo się zmieniła. Bardzo wyładniała, czyż nie?
Litwa tracił cierpliwość. Doskonale rozumiał groźbę płynącą z tych słów. Oparł się wygodniej i skrzyżował ręce na piersi.
- Fakt. - odparł zimno - I co z tego?
- Szkoda byłoby gdybym musiała ją w to wszytko wciągnąć...
Litwa spojrzał lekceważąco w bok z wymuszonym uśmiechem wyrażającym niecierpliwość i pogardę, którą do tej pory to ona obdarzała jego.
- Skończ pierdo...
Nie dokończył. Usłyszał dźwięk rozbijanego szkła i zraz potem coś przeleciało nad jego głową. Ukrył zdenerwowanie i powoli odwrócił głowę w stronę rozmówczyni. Na stole leżały kawałki rozbitego szkła. Kobieta musiała uderzyć o ścianę, stojącą do niedawna na stole szklanką. Litwa domyślał się kawałkiem czego mógł być obiekt, który prawie go uderzył.
- Od kogo nauczyłeś się takiego braku szacunku? - powiedziała niczym matka karcąca dziecko.
- Od najlepszych. - odpowiedział krótko. Byłby się uśmiechnął, ale nie zdążył.
Kolejny kawałek szkła poleciał koło niego, tym razem w okolicach prawego ucha. Odpowiedź najwyraźniej nie spodobała się kobiecie. Zrozumiał, że teraz musi odpowiadać ostrożnie. Musiał zrezygnować z dodających mu pewności siebie ironii i lekceważenia. Nawet jeśli się, nie dał na tego po sobie okazać. Polska zawsze powtarzała, by zachować silne nerwy.
- Wracając do Białorusi, - kontynuowała wątek kobieta. Najwyraźniej zauważyła, że Litwa zrozumiał jej niewypowiedziany komunikat - skarżyła się, że nic jej nie mówisz. Bardzo ją boli, że nie chcesz jej odwiedzać. Podejrzewa cię o pewne kontakty. - nagle urwała i jakby kompletnie zmieniała temat - Słyszałam, że Niemcy też się zmienił.
- Oszalał. - odparł szybko. Widział do czego zmierza - Na razie mu się udaje, ale wystarczy jedno potknięcie, a całkowicie straci równowagę.
- A jednak się z nim widziałeś w tym tygodniu i pewnie wcale nie rozmawialiście o wędkowaniu. - przechyliła głowę na bok - Podejrzewam w taki razie, że nie będzie to problemem żebyś też załatwił mi takie spotkanie. Prawda?
Litwa zaklął w myślach. Miał szczerą nadzieję, że kobieta nie ma tak dokładnych informacji. Gdy znów na nią spojrzał, zobaczył jak już trzyma w dłoni kolejny odłamek szkła. Podejrzewał, że ten tym razem by trafił.
- Prawda. - powiedział z wyczuwalnym zrezygnowaniem.
Kobieta uśmiechnęła się. Odłożyła szkło na blat.
- A teraz - zaczęła zadowolna z dopięcia swego - opowiesz mi ze szczegółami wszystko co powinnam wiedzieć.
Litwa zerknął na zegar na ścianie. Potem na rozbitą szklankę. Westchnął. Za równo czasu jak i szkła było jeszcze dużo.
_________________________________________
Jakoś udało mi się ten rozdział skończyć. Długi nie jest, leć musi wystarczyć. Boli mnie, że pisanie trwało tak długo, ale w międzyczasie miałam matury próbne oraz ciągłe zdaje kurs na prawo jazdy. Mimo to wydaje mi się, że teraz uda mi się wejść w pewną systematyczność.
Dziś mikołajki, życzeń składać wam nie będę, bo od tego są święta. Mogę wam za to podziękować za 200 obserwujących na moich profilu! Zaczynając nigdy nie spodziewałam się, że będzie was aż tak dużo, a jednak. Trochę mi głupio, że nie zrobiłam z tego powodu nic specjalnego.
Raz jeszcze dziękuję i miłego dnia kochani!
Edit: Musiałam edytować rozdział, bo zapomniałam wstawić mema :(
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top