VI
12 stycznia 1940 r.
- Nie szuka może panienka pracy?
Izrael wyrwała się z zamyślenia. Z grzbietu swojego wierzchowca spojrzała w dół, na kilkugodzinnego towarzysza swojej podróży. Był nim dość niski jak na swój wiek, trzynastoletni chłopak o blond włosach i piegowatym nosie, imieniem Antek. Z usposobienia był bardzo wesoły i gadatliwy, co Izraelowi w ogóle nie przeszkadzało.
Antka spotkała już tydzień temu w kaszubskim zajeździe, w którym to gospodarze zgodzili się ją przenocować na kilka dni, całkowicie za darmo. Początkowo Izrael dziwiła się, że lokal nie został im odebrany, tak jak wszystkim Polkom, jednak małżeństwo szybko wyjaśniło jej, że naziści zgodzili się na tą ulgę, tylko dlatego, że dowiodli iż jeden z ich kuzynów jest Niemcem, który walczył z zapałem w Wehrmachcie. Kuzyna tego, oczywiście nienawidzili, lecz naziści wcale nie musieli o tym wiedzieć.
Dzięki temu, udało im się zatrzymać dorobek swojego życia, w którym jak się później okazało, pracował Antek. Można powiedzieć, że zaprzyjaźnili się od pierwszego wejrzenia. Przez zaledwie tydzień swojej znajomości zdążyli zaufać sobie na tyle, by w dalszą podróż wyruszyć razem. Antek jak zawsze po tygodniu roboty w zajeździe wracał do domu na dwa dni. Jako że Izrael miała po drodze, postanowiła potowarzyszyć chłopakowi, on zaś nie miał nic przeciwko.
- O czym ty mówisz, Antoś? - spojrzała na niego lekko zdziwiona.
- Wie panienka, że u nas to siódemka dzieciaków, a ósme w drodze...- chłopak spuścił wzrok pesząc się lekko - Matka niedługo będzie rodzić i rady sobie nie daje. Ja, ojciec i moich dwóch starszych braci pracujemy, to nie możemy jej pomóc. Najstarsza po mnie siostra ma dziewięć lat i też dużo nie zrobi. Matka prosiła mnie żebym znalazł kogoś do pomocy.
Izrael spojrzała przed sobie. Było jej żal chłopaka i z chęcią by mu pomogła, ale czy miała taką możliwość? Minęły już dwa miesiące, od kiedy dostała Blankę, czyli dwa miesiące podczas których z okolic Gdańska dotarła zaledwie na Kaszuby. Nie ma co ukrywać, że poruszała się istnie ślimaczym tempem w dodatku, co chwilę się gubiąc. Do Francji miała się dostać najszybciej jak się tylko da, co na razie jej nie wychodziło. Czasy teraz były bardzo niepewne i o ile na razie Rzesza nie wykonywał żadnych manewrów wojskowych, jutro już mógł to zrobić. Izrael nie wiedziała ile tak naprawdę ma czasu na swoją podróż. Rok, pół, miesiąc, a może dzień? Choć wydawało się, że narazie nikt jej specjalnie nie szukał, nie mogła czuć się spokojnie. Jak do tej pory może i nie spotkała na swojej drodze nikogo, kto miałby wobec niej złe zamiary, a rodzina Antka wydawała się raczej porządna, ale nie mogła być pewna. Zawsze może się okazać, że wyda ją sąsiad, listonosz albo nawet ksiądz.
- Ja... - zaczęła niekoniecznie wiedząc, co chce powiedzieć. Czuła, że potrzebuje wymówki.
- Oczywiście zapłacimy panience! - przerwał jej prawie od razu.
Trzynastolatek uniósł ręce, jakby w geście obrony. Izrael spojrzała na niego z politowaniem.
- Przecież wasza rodzina jest taka duża. - powiedziała kojąco - Nie dość, że mielibyście kolejną gębę do wyżywienia, to jeszcze z czego mielibyście mi zapłacić?
Izrael czuła się w pewnym sensie dumna z tych słów. Cieszyła się, że nie musi kłamać, bądź wykręcać się w jakikolwiek inny sposób. Miała nadzieję, że na tym temat zostanie zakończony, ale Antek miał inne plany.
- My wcale biedni nie jesteśmy. - ponowił swoje przekonywania - Gdyby nie ta wojna, to ja bym wcale nie musiał pracować. Mamy wystarczająco dużo pieniędzy z gospodarstwa, tyle że czasy niepewne to i mnie lepiej było na zarobek wysłać, ku przestrodze. Będzie z czego panience zapłacić.
- Podróż... - zaczęła z westchnieniem, ale tym razem znów nie było dane jej dokończyć.
- Ja wiem, że panienka ma ważne zadanie i ja wiem, że długa przez panienką droga - przemówił tonem tak poważnym, że aż niepodobnym do osoby w jego wieku - ale my już naprawdę nie dajemy sobie rady. Ojca nie ma prawie cały dzień, mnie i barci nie ma po kilka dni, a matka nie może wszystkiego upilnować, jednocześnie przyjmując ciągłe wizyty gestapowców, zupełnie tak jakbyśmy całą Palestynę ukrywali...
Zapadła chwila milczenia podczas której Izrael śmiała się nerwowo, na co Antek nie zwracał większej uwagi pogrążony w swoich myślach. Izrael w pewnej chwili miała ochotę się zgodzić, jednak perspektywa konfrontacji z Niemcami nie była zachęcająca. Instniało ogrnone ryzyko, że akurat trafi na kogoś wtajemniczonego w ich mały krajowy półświatek, kto będzie ją kojarzył z twarzy. Bała się, ale czuła, że musi się zgodzić. W Gdańsku widziała tak wiele zabitych, osieroconych lub po prostu pozostawionych z traumą na całe życie dzieci, że nie mogła dopuścić by kolejne spotkało to samo. Co jeśli pewnego dnia matka Antka nie zdoła wykonać jakiegoś polecenia Niemców? Co jeśli zabiją ją wtedy na oczach tych niewinnych istot?
- Proszę cię... - zaczął chłopak cicho - Potrzebujemy pomocy tylko do marca, dalej damy radę. Z resztą przez zimę i tak będzie ci ciężko podróżować na koniu.
Antek nie musiał tego mówić by ostatecznie ją przekonać. Izrael już od dłuższego czasu znała swoją odpowiedź.
- Zgadzam się.
•••
23 stycznia 1940 r.
Cisza już od dłuższego czasu odbijała się echem od ścian. Choć milczenie zdawało im się ciążyć, nikt nie chciał go przerywać. Było zupełnie tak, jakby żadne z nich nie chciało słuchać siebie nawzajem. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że bali się słów, które powinny teraz paść. Jedni musieli przeprosić, a drudzy wybaczyć. Zdawali sobie sprawę, że te słowa, choć powinny, wcale nie muszą zostać wypowiedziane tego dnia. Mogli odkładać ten moment w nieskończoność, mając nadzieję, że ktoś w końcu zapomni. Rozwiązanie to jednak mogło dać im tylko pozorny spokój, mniej trwały co jesienne liście. Cała czwórka czekała aż ktoś podejmie decyzję, czy wzajemne pojednanie będzie mieć miejsce tu i teraz. Oczywiście nikt się do tego nie kwapił.
- No, przynajmniej ulotki zrobiliście ładne. - drwiący ton mającej wybaczyć, rozniósł się po pomieszczeniu.
Dwie alianckie potęgi wyglądały na niewzruszone. Obydwoje nie mieli w sobie pokory choć na tyle, pochylić głowy. Polska nie spuszczała z nich swojego chłodnego wzroku, ciągle mając nadzieję, zobaczyć u nich szczątki skruchy. Kiedyś to spojrzenie może i wywołałoby u nich jakąś reakcję, lecz teraz wydawało się ono kompletnie nieznaczące. Od kiedy przybyła do Paryża jej oczom brakowało wyrazu. Ukazywały coraz mniej emocji, robiąc czasami drobny wyjątek dla gniewu, który wydawał się teraz nieodzowny. Jej spojrzenie przestało być po prostu zimne, a zaczęło być stalowe. Ciągle tak samo puste, blokujące przejawy normalności. Można było spokojnie powiedzieć, że oczy te należały do trupa.
To była jednak jedyna rzecz, która się u niej zmieniła. Oprócz wymuszonych zmian kosmetycznych, dalej pozostawała taka sama. Funkcjonowała tak samo, z wyjątkiem niektórych specyficznych momentów, w których na kilka sekund strach zdawał się ją paraliżować. Charakter pozostawał za to kompletnie niezmieniony, choć czasami wszystko wydawało się nieco sztuczne. Być może podświadomie próbowała, ukryć to jak bardzo jest zniszczona w środku, wystawiając na zewnątrz resztki normalności.
Oczy jednak zawsze były zwierciadłem duszy, a ich jej maska nie zdołała zakryć.
Czechy pruszył się lekko na swoim siedzeniu i przeczesał ręką włosy. Zachęcony tym, że ktoś w końcu się odezwał, miał ochotę sam coś powiedzieć. Przez chwilę bił się z myślami. Wiedział przecież jaką odpowiedź dostanie.
- Izrael... - zaczął lekko znudzonym tonem.
- Już chyba jasno wyraziłem się na ten temat. - przerwał mu Wielka Brytania, wyraźnie próbując opanować irytację.
- W takim razie Finlandia - postanowiła kontynuować Polska - Jego też zostawicie?
Polska spojrzała na niego wzrokiem, który prawdopodobnie miał symulować wyrzut, lecz nie ważne jak bardzo tego chciała, jej oczy dalej wyrażały jedynie stalową pustkę. Brytania już chciał coś powiedzieć, jednak powstrzymała go Francja.
- Znacie już nasze zdanie - przemówiła z typowym dla siebie wyniosłym spokojnem, którego przyszywane rodzeństwo tak bardzo nienawidziło.
To pacyfistyczne podejście Francji miało na celu zakończenie dyskusji. W rzeczywistości przyniosło jedynie kilka sekund ciszy.
- Czechy? - Polska zwróciła się niewinnie do brata - Wysłałeś już Finlandii zaproszenie do naszego Stowarzyszenia Skrzywdzonych przez Teoretycznych Sojuszników?
- Taaak. - odparł Czechy prawie od razu, przeciągając słowo - Napisałem również, że na pierwszym spotkaniu będziemy wyciągać sobie noże, które wbito nam w plecy, a wszytko ozdobiłem wstążką tak czerwoną, jak czerwona była wylana przez nas krew.
Po tym krótkim dialogu spojrzeli oboje wymownie na Francję i Brytanię, którzy udawali, że nic nie słyszeli. Zachodni Europejczycy już dawno uznali, że lepiej będzie nie reagować na zaczepki Słowian, które niestety były coraz częstsze. Czechy widząc brak zainteresowania z ich strony, po prostu pokiwał głową niezadowolony. Polska dalej nieskuteczne wbijała w nich swoje spojrzenie, nie znając lepszej metody na zmuszanie ich do jakiejkolwiek reakcji.
Od ponownego utonięcia w niezręcznej ciszy uratował ich zegar, wybijający akurat godzinę trzecią popołudniu. Wszyscy spojrzeli po sobie, jakby nie znali żadnego wspólnego języka. W końcu, gdy Brytania zrozumiał, że nikt nie zamierza wypowiedzieć słów, które w jakiś sposób kończyłyby to spotkanie, po prostu wstał i pozdrawiając wszystkich lekkim ukłonem, ruszył ku wyjściu z pałacowych salonów. Zaraz po nim, uznawszy, że nie ma tu już nic ciekawego, wyszedł Czechy. Gdy Francja wstała ze swojego miejsca, Polska myślała, że kobieta również pokieruje się w stronę drzwi, jednak ta zmieniła jedynie miejsce, siadając na krześle wcześniej zajmowanym przez Czechy.
Siedząc bliżej Polski, Francja przykuła jej uwagę. Biało-czerwona spodziewała się, że teraz nastanie kolejny moment milczenia, jednak przeliczyła się. Francja położyła jej rękę na ramieniu i chwilę bijąc się z myślami, przemówiła.
- Musisz o nim zapomieć. - Francja starała się brzmieć łagodnie, jednak jej ton bardziej przypominał rozkaz.
- O czym ty...
Francja nie czekała aż Polska dokończy pytanie. Szybko wyciągnęła dłoń i skierowała ją pod stół, gdzie od początku spotkania swoje ręce trzymała białowłosa. Zaskoczona Polska bez oporu pozwoliła sobie zabrać czapkę w ukryciu ściskaną od dwóch godzin. Francja zatrzymała dłoń na wysokości ich twarzy, demonstrując uszankę w całej swej okazałości.
- Kochasz go? - zapytała bez ogrudek.
Choć oczy Polski dalej pozostawały puste, jej mina wyrażała zaskoczenie. Kilka razy otwierała buzię, by coś powiedzieć, jednak zawsze ją zamykała nie mogąc odnaleźć odpowiednich słów. Odpowiedź była prosta, jednak tak trudna do pogodzenia się z nią.
Francja widząc, że nie doczeka się odpowiedzi, odłożyła delikatnie czapkę na stół i złapała Polskę za ręce, niczym matka okrutnie ujawniająca swojemu dziecku, że wróżki nie istnieją.
- Wiem, że wy myślicie inaczej, ale my nie jesteśmy ślepi. Ile to już trwa? Przeszło dziewięćset lat. Jeżeli przez tyle czasu wam się nie udało, to teraz też wam się nie uda.
Polska nie patrzała na Francję. Jej słowa uderzyły w nią jak piorun. Nie wiedziała co o nich myśleć. Z jednej strony tak bardzo chciała się z nimi zgodzić, jednak z drugiej nie mogła. Była też trzecia strona, która krzyczała, że przez ten cały czas i tak nic między nimi nie było. Bała się powiedzieć cokolwiek, więc nie mówiła nic.
- Mam dla ciebie radę. - kontynuowała Francja nieświadomie dodając do swojego tonu wyniosłość i rozkaz - Zapomnij. Tak będzie lepiej dla mnie, dla ciebie, dla niego, dla waszych narodów i dla całego świata.
Zapomnij - jedno słowo na określenie tak długiego i skomplikowanego procesu.
•••
5 lutego 1940 r.
Niemcy powoli zaczynał się niecierpliwić, gdy drzwi do jego gabinetu otworzyły się. Niestety, nie ujrzał tam tego kogo się spodziewał, a raczej ujrzał, tyle że w towarzystwie. Pierwsza do pomieszczenia weszła jego siostra. Przepuszczona w przejściu zajęła miejsce przed jego biurkiem, przygotowane dla jego wspólnika, który właśnie zamykał za sobą drzwi. Rosja odwrócił się i spojrzał w stronę siedzącej Austrii, mróżąc oczy. Rzesza miał wrażenie, że coś powie, jednak ten bez słowa skargi po prostu podszedł bliżej i oparł się o najbliższą ścianę.
- Po co przyszłaś? - zapytał na wstępie Rzesza, lustrując swoim ostrym spojrzeniem nieproszonego gościa.
Austria założyła nogę na nogę i skrzyżowała ręce na piersiach.
- Jakby nie patrzeć jestem pierwszą osobą, która do ciebie dołączyła. - przemówiła - Chyba też mam prawo wiedzieć co planujesz.
Nazista aż skrzywił się na dźwięk jej piskliwego głosu. Nigdy nie spotkał osoby, która tak ja ona, potrafiłaby osiągać tak wysokie częstotliwości podczas mówienia. Niemcy spojrzał niezadowolony na Rosję, który wyglądał na lekko rozbawionego jego reakcją. Ponownie skierował swój wzrok na Austrię, mając nadzieję, że ta ugnie się pod samym jego spojrzeniem i raczy łaskawie wyjść, jednak ta nawet na niego na patrzała, spoglądając gdzieś w bok z wysoko uniesioną głową. Po chwili, poddał się mamrocząc coś pod nosem.
- Masz coś nowego? - zwrócił się do sojusznika, kompletnie ignorując siostrę.
- Nie wiem czy wiesz, ale Izrael dalej kręci się na Pomorzu - zaczął spokojnie Rosja - Choć mam w to wyjebane, to na twoim miejscu skorzystałbym z sytuacji i złapał ją.
- Nie ma sensu. Niedługo i tak sama wpadnie w moje ręce. - Rosja spojrzał się na niego jak na idiotę, więc Niemcy postanowił kontynuować wyjaśnienia - Jak szczur biega ci mieszkaniu, to też się za nim uganiasz, czy zastawiasz pułapkę?
- Pułapka nie zawsze działa. - Austria odezwała się niespodziewanie.
Rosja w pierwszej chwili myślał, że się przesłyszał. Spojrzał na nią że zdziwieniem. Był to chyba pierwszy raz, kiedy usłyszał od tej dziewczyny coś z czym naprawdę mógł się zgodzić. Tymczasem Niemcy posłał siostrze ostre spojrzenie, sugerujące, że nie powinna się odzywać. Tym razem zauważyła to i zrozumiała przekaz, ale nie wiedząc, jak powinna zareagować po prostu udawała, że nic nie widzi.
- Rozumiem, że to nie jest powód dla którego mnie tu ściągnąłeś. - powiedział po chwili ciszy Rosja, lekko pytającym tonem.
Rzesza oparł się wygodnie w swoim fotelu i zaczął przyglądać się Rosji badawczo. Przez dobre kilka minut Niemcy nawet nie mrugnął, podejmując próbę przebicia się przez ten gruby rosyjski pancerz i wydobycia spod niego wszystkich informacji, wspomnień czy uczuć, które kiedyś mógłby wykorzystać na swoją korzyść. Bolszewik jednak stał spokojnie z założonymi rękami. Nie obawiał się, że nazista coś z niego wyczyta. Dobrze wiedział, że istnieje tylko jedna osoba zdolna to zrobić.
- Siedem.
Twardy głos Niemiec, który rozniósł się po pokoju, sprawił, że Austrię przeszły ciarki. Nawet Rosja poczuł swego rodzaju grozę, choć nie dał tego po sobie poznać.
- Co ,,siedem"? - zapytał lekko zdezorientowany komunista.
- Siedem. - powtórzył nazista - Tyle szpiegów wysłałeś za Polską. Chyba mieliśmy umowę, że po prostu ją wyrzucimy.
Rosja wyraźnie zdenerwował się na te słowa. Nagle uleciał z niego cały spokój. Nie wiedział czemu, ale od pewnego czasu, gdy tylko usłyszał to przeklęte imię, gryzło go dziwne uczucie, które z kolei powodowało u niego złość. Dodatkowo ton w jakim wypowiedział to jedno słowo Niemcy, podwajał jego gniew. Miał wrażenie, że imię tej kobiety nie powinno być wypowiadane przez kogoś tak plugawego jak on.
- Jaką umowę? - bolszewik nagle się uniósł - Mówiłem co powinniśmy zrobić, ale ty miałeś to gdzieś. To był tylko twój pomysł. Z resztą ja w przeciwieństwie do ciebie jeszcze nie oszalałem i wiem do czego ta mała suka jest zdolna. Uwierz, że lepiej było jej pilnować.
Rzesza uśmiechnął się lekko, zadowolony z reakcji rozmówcy. Spojrzał ukradkiem na siostrę, która prawie podskoczyła na krześle, pod wpływem tego małego wybuchu Rosji. Postanowił zignorować jawną obelgę rzuconą w swoją stronę i kontynuować.
- Właśnie, jak sam zauważyłeś ,,mała". - zaczął Niemcy bacznie obserwując komunistę - Naprawdę myślisz, że drobna, ledwo żywa kobieta o wzroście poniżej przeciętnej jest w stanie nam w jakimś wielkim stopniu zaszkodzić? - zrobił pauzę, podczas, której Rosja nic nie odpowiedział, więc kontynuował - Pomijając już fakt jej bezradności, dlaczego przestałeś wysyłać szpiegów?
Rosja wyglądał jakby nie zrozumiał pytania. Przez moment wydawał się nawet całkowicie spokojny. Tym razem na jego twarzy malowało się osłupienie, którego nie potrafił ukryć. Kilka razy otwierał i zamykał usta. Chciał mówić, ale było tak jakby nagle zapominał wszystkich znanych mu do tej pory języków.
- Bo uznałem, że... - nieświadomie zaczął po polsku, jednak szybko się opamiętał. Był wdzięczny Bogu, w którego nie wierzył, że dla Niemiec wszystkie języki słowiańskie brzmiały tak samo - Uznałem, że nie stanowi już zagrożenia.
Przeczysz sam sobie i oboje o tym wiemy.
Niemcy spoglądał na Rosję z pewną fascynacją w oczach. Pierwszy raz widział go w takim stanie. Pierwszy raz widział jak ten ogromny niedźwiedź plącze się we własnych słowach. Pierwszy raz wydawał się słaby.
- Ach, dlaczego wy mężczyźni zawsze musicie kłamać jeśli chodzi o kobiety? - nagle odezwała się Austria od dłuższego czasu nie dająca znaku swojej obecności - Na przykład Wę...
Nie dokończyła ponieważ na jej ustach spoczęła ogromna dłoń, należąca do Rosji, uniemożliwiająca jej tym samym dalsze mówienie. Przez chwilę Austria się szarpała, jednak bolszewik trzymał ją za mocno. Mężczyźni wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Kilka sekund później, Rosja puścił ją powoli. Gdy już otwierała usta by coś powiedzieć, spotkała się z groźnym wzrokiem brata, więc po prostu odpuściła kuląc się nieznacznie.
- Skąd ty w ogóle o tym wiesz? - zwrócił się komunista w stronę nazisty, kompletnie ignorując Austrię.
- Wysłałem szpiegów, którzy mieli szpiegować twoich szpiegów. Logiczne. Dowiedziałbyś się o tym wcześniej, gdybyś raczył się wcześniej pojawić.
- Wyobraź sobie, że tak jakby prowadzę i prowadziłem wojnę - wycedził przez zęby Rosja. Oparł się dwiema rękami o blat biurka i pochylił się lekko - A teraz wybacz, ale muszę już iść by tak jakby tę wojnę wygrać.
Od razu po tych słowach ruszył ku wyjściu, nie patrząc na pozostawione rodzeństwo. Wychodząc trzasnął na pożegnanie drzwiami. Miał już tego wszystkiego po prostu dosyć.
Gdy bolszewik wyszedł, Austria chciała zrobić to samo. Wstała z gracją i gdy już stawiała pierwszy krok, Niemcy wyciągnął rękę przez biurko, by ją zatrzymać. Austria obróciła się powoli, spoglądając z lekkim zdziwieniem na brata, trzymającego jej nadgarstek.
- Poczekaj. - powiedział tym osobliwie stanowczym tonem. Poczuł jak po skórze siostry przechodzą ciarki - Wydaje mi się, że musimy ustalić kilka zasad.
______________________________________
Dlaczego moment publikacji rozdziału zawsze jest taki stresujący?
W sumie to chciałam coś napisać, ale ogarnęłam, że wyjątkowo nie mam nic ciekawego do przekazania xD
Miłego jutra, towarzysze!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top