Rozdział 5 "Nadopiekuńczy wilkołak"

Od rozpoczęcia roku minął tydzień. Juz za dwa dni jest pełnia. Zarówno ja jak i Remus jesteśmy bardzo osłabieni. Praktycznie cały czas śpię, ale nauczyciele nie zwracają na to uwagi, bo wiedzą. Tak samo jest u Lunatyka.
Jeśli chodzi o naszą "zemstę" na Huncwotach, zaczniemy jak tylko ja i Lupin wydobrzejemy po pełni. Huncwotki, bo tak się nazwałyśmy, mają już plan i za cztery dni rozpoczynają akcję.
-Mia! Kiedy zaczynamy żart?-zapytała Em
-Dwa dni po pełni-powiedziałam znudzona ciągłym odpowiadaniem na to samo pytanie
-A pełnia...
-Jest pojutrze-skończyłam za nią
Położyłam się z powrotem na łóżku.
-Róbcie jak chcecie, ja idę na śniadanie.-powiedziała Lily
Rudowłosa chciała wyjść z dormitorium, ale drogę zagroził jej James. Za nim stała pozostała trójka Huncwotów.
-Hej dziewczyny!-zawołał Rogacz
-Hej, Potter-warknęła Łania
-Evans, umówisz się ze mną?
-Chyba śnisz
-Co tu robicie?-zapytałam
-Przyszliśmy was obudzić, ale jak widzę, same sobie poradziłyście.-odpowiedział Syriusz
-Remus, mogę się prosić na chwilę?-zwróciłam się do blondyna
-Jasne, chodźmy może do nas.
Ruszyłam za chłopakiem. W dormitorium chłopaków usiadłam razem z Lunatykiem na jego łóżku. Tak jak się spodziewałam, jest to najczystsze miejsce w pokoju.
-Dlaczego chciałaś ze mną porozmawiać?
-Chciałam po prostu zapytać jak się czujesz i pobyć z tobą sam na sam, bo bardzo rzadko się to zdarza.
-Czuję się nawet dobrze, a co do bycia sam na sam, chętnie przystanę na to-uśmiechnął się lekko
-Wspaniale-szepnęłam
-Wiesz... Mam wrażenie, że to ty gorzej się czujesz ode mnie przed pełnią-powiedział
-Wydaje ci się, po prostu jestem zmęczona...-jakby na potwierdzenie moich słów ziewnęłam długo
-Jeśli chcesz, mogę ci notować, a ty zostań u mnie i się prześpij-zaproponował
-Nie mogę cię wykorzystywać... Ty też nie czujesz się najlepiej...
-Nie ma gadania, jestem przyzwyczajony do lekcji w takim stanie, bo reszta musi mieć od kogo przepisać
-Ale Remus, ja dam...-nie dał mi dokończyć, bo zakrył mi usta dłonią
-Ani słowa, Mia-mruknął-a jak nie będziesz chciała zostać to jakoś cię tu zatrzymam
-Uparty jesteś...-westchnęłam
-Nie uparty tylko opiekuję się tobą
-Na prawdę nie trzeba...
-Trzeba, trzeba...
Mimo "groźb" blondyna wstałam i skierowałam się w stronę drzwi.
-A ty dokąd?-zapytał chłopak łapiąc mnie w talii.
-Na lekcje-odparłam zadziornie
-Nigdzie nie idziesz-uśmiechnął się, jakby znalazł sposób na zatrzymanie mnie
-Owszem, idę
-Nie idziesz-powtórzył
Chciałam uciec, ale podniósł mnie w stylu panny młodej i podszedł do swojego łóżka. Położył delikatnie moje ciało na miękkiej powierzchni.
-Nigdzie się stąd nie ruszysz-szepnął
-Jak to?
-Zaraz się dowiesz
Odszedł w stronę wyjścia, a po chwili słychać było tylko dźwięk zamykania drzwi i ciche "Colloportus".
-Ej no... Remus... Proszę...
Nikt się jednak nie odzywał. Wiedziałam, że nic nie zrobię, bo odwrócić zaklęcie może tylko ten, kto je wypowiedział.
Tak więc, nie ruszając się z miejsca przykryłam się kocem i czekałam, aż Lunatyk wróci do pokoju.

Stałam przed lustrem. Byłam ubrana w piękną, rozkloszowaną suknię ślubną, która wyglądała trochę jak balowa. Włosy rozpuszczone i lekko zakręcone. Lekki makijaż.
Odwróciłam się. Za mną stały dziewczyny oraz mężczyzna łudząco podobny do Jamesa.
-No, pospiesz się, bo nie zdążysz na swój własny ślub-powiedziała Lily uśmiechając się szeroko.
Złapałam łokieć mężczyzny i ruszyliśmy zapewne do kościoła.
Po chwili byliśmy na miejscu. Przyjaciółki szybko usiadły w ławkach, a ja czekałam na odpowiedni moment.
Kiedy nastąpił razem z moim towarzyszem ruszyłam w stronę ołtarza. Niestety nie widziałam z tak daleka swojego ukochanego. Jednak kiedy dotarliśmy na tyle blisko, że mogłabym go rozpoznać, otoczenie się rozmazało...

Obudziłam się, lecz nie otworzyłam oczu. Do moich uszu dotarł dźwięk otwierania drzwi oraz zbliżające się kroki. Ktoś usiadł obok mnie na łóżku i delikatnie odgarnął grzywkę z mojej twarzy. Powoli uchyliłam powieki i ujrzałam znajomego blondyna.
-Jak się czujesz?-zapytał
-Lepiej niż wcześniej-odparłam
-A nie mówiłem?
-Wiedziałam, że to powiesz-uśmiechnęłam się-Która godzina?
-Po piętnastej
-Czyli przespałam wszystkie lekcje...
-Spokojnie, wszystko jest już u ciebie w dormitorium
-A co mówili na moją nieobecność?-zapytałam
-Mówiłem im, że źle się poczułaś, tylko dyrektor Dumbledore wie, że zamknąłem cię u mnie, żebyś odpoczęła.
-I nic na to nie powiedział?
-Nie ukarał mnie, jeśli ci o to chodzi, a nawet poparł-powiedział z uśmiechem.
Westchnęłam tylko i podniosłam się do pozycji siedzącej.
-Teraz mogę już iść?
-Jeżeli chcesz...
-Muszę coś załatwić
-No dobrze
Ruszyłam w kierunku wyjścia, ale odwróciłam się i podeszłam do chłopaka.
-Dziękuję-szepnęłam
Wspięłam się na palce i cmoknęłam chłopaka w policzek, co nie było łatwe, gdyż jest najwyższy z całej czwórki. Zaskoczony zarumienił się lekko.
-Teraz już bez wahania mogę cię nazwać moim przyjacielem-szepnęłam mu do ucha
Lupin uśmiechnął się szeroko, ale zamin zdążył cokolwiek powiedzieć uciekłam do swojego pokoju.
Tam spotkałam dziewczyny.
-Gdzie ty byłaś?-zapytała Nao widząc mnie w drzwiach
-Zapytaj Lunatyka-odparłam "od niechcenia", ale w duchu śmiałam się z tej sytuacji
-Co wy robiliście? Z resztą dlaczego mam pytać Remusa, skoro był normalnie na lekcjach?
-On ci wszystko wytłumaczy, ja idę na błonia, pa-odparłam i wyszłam z dormitorium.
Usiadłam pod moim ulubionym drzewem i zamknęłam oczy. Nie wiem ile tak siedziałam, ale w pewnym momencie ktoś usiadł obok i nieśmiało objął ramieniem. Nie uchylałam powiek, bo dzięki wyczulonemu węchowi doskonale czułam perfum z osobliwym zapachem mojego brata.
-Cześć, James-mruknęłam
-Skąd wiedziałaś, że to ja?-zapytał
-Pamiętaj czym jestem-szepnęłam-Przy pełni mam wyczulone zmysły
-Mam niezwykłą siostrę
Nic nie odpowiedziałam. Czułam się wspaniale wiedząc, że odnalazłam prawdziwą rodzinę i do Brown'ów już nie wrócę.
-Właściwie gdzie ty byłaś, kiedy nie było cię na zajęciach?-zapytał
-Tak się zdarzyło, że znajomy ci wilkołak jest trochę nadopiekuńczy i zamknął mnie w waszym pokoju, żebym się wyspała.
-Serio? Lunio nadopiekuńczy? To coś nowego. Zawsze lubił ostrzegać, ale nigdy nie był ani trochę...
-Ja to słyszę...-usłyszałam głos chłopaka
-Taka prawda, Remi... Nami nigdy się nie opiekowałeś-odparł
-Bo jesteście chłopakami, poza tym radzicie sobie doskonale, a Mia tylko by się męczyła na lekcjach.
-Dobra, dobra... Tylko mi jej nie zabieraj, to jest moja siostra.-zażartował brunet
-Jasne-zaśmiał się Remus

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top