Rozdział 4
Wraz z wybiciem piątej razem z Ginny wylądowałyśmy w Dolinie Godryka. Od wojny to miejsce przeszło kilka kluczowych zmian. Przede wszystkim bardzo się rozrosło. Dużo osób, które straciły swoje domy w czasach Voldemorta, po jego śmierci chcieli zamieszkać obok Wybrańca. W ten sposób to miejsce stało się drugim miejscem, zaraz za Hogsmeade, które jest całkowicie zamieszkane przez czarodziei. Najbliższy niemagiczny człowiek mieszka około stu dwudziestu kilometrów od granicy miasteczka. Na trzecim miejscu jest Samotnia, ale ją śmiało, można nazwać już miastem.
Harry długo myślał, czy wyremontować Grimmauld Place dwanaście, które odziedziczył po Syriuszu czy odbudować dom jego rodziców w Dolinie Godryka, który był bardzo zniszczony po tym, jak Voldemort próbował go zabić. Jednakże po wielu, ale to wielu, nieudanych próbach usunięcia kawałka ściany, na którym wisiał wrzeszczący obraz matki Syriusza, zdecydował się na odbudowę jego własnego domu.
Nie było, więc już zniszczonego gmachu z tabliczką upamiętniającą tamtą straszliwą noc, ale piękny, zadbany i klimatyczny dom. Jednakże z racji tego, że mieszkał tam tylko Harry i od jakiegoś czasu Ron, to nie był on, aż tak zadbany w środku, jak na zewnątrz.
Wzdłuż uliczki, którą razem z Ginny szłyśmy, kwitły przepiękne, różnokolorowe róże o bardzo silnym zapachu. Były posadzone na przemian z młodymi drzewkami o bardzo nietypowych liściach. Jestem pewna, że były to drzewa Wiggenowe, bardzo cenne rośliny i jakie pożyteczne. Z ich kory tworzy się eliksir, który ma moc uzdrawiania, a osoba dotykającego całego drzewa jest chroniona przed magicznymi stworzeniami. Bardzo przydatne, gdy się jest wyjątkowo pechowym aurorem.
- Przestań wyglądać tak, jakbyś szła na stryczek – zagadnęła mnie Ginny.
Miała rację, dokładnie tak się czułam, gdy za drzew wyłonił się dom Harry'ego.
- Wciąż nie rozumiem, czemu to takie wielkie wydarzenie – burknęłam niezadowolona, potykając się w czarnych szpilkach, które wybrała mi Rudowłosa – Harry tylko kończy dwadzieścia jeden lat, a nie zostaje Ministrem Magii.
- Tak się składa, że Kingsley ma chyba oko kogoś innego, na swoje zastępstwo, Hermiono. Dobrze wiesz, że Harry musi wyprawić małe przyjęcie, gdzie będą tylko jego przyjaciele inaczej jakaś gnida pokroju Sketeer, wzięłaby i go obsmarowała i przestań się ciągle potykać! - upomniała mnie Ginny, gdy omal nie wylądowałam na twarzy, przez te buty. Obcisła, czerwona sukienka sięgająca przed kolana też nie poprawiała mi samopoczucia. Dobrze, że jest środek lata, inaczej bym zmarzła w samej marynarce.
- Staram się – I na tym zakończyłyśmy wymianę zdań, a ja dokładniej patrzałam pod nogi.
Co jak co musiałam się z nią zgodzić. Te pijawki nie chciały dać bohaterom wojennym spokoju. Byliśmy dla nich pożywką, gdy nie mieli o czym pisać. Do dziś pamiętam artykuł, gdzie jakiś szmatławiec wyssał z palca historię o biednej Lavender Brown, która podobno stała się wilkołakiem po ataku Greyback'a, podczas Bitwy o Hogwart. Szkoda tylko, że wtedy nie było pełni. Harry na swoim podwórku mógł, przynajmniej zadbać o naszą prywatność. Był przecież wybitnym aurorem.
Jeśli chodzi o dom Harry'ego, to nie wyróżniał się od pozostałych w Dolinie. Ktoś, kto nie wiedziałby, że w tym konkretnym miejscu mieszka Wybraniec, przeszedłby obok bez zatrzymania. O to właśnie chodziło Harry'emu.
Ginny popchnęła furtkę do środka, zza którą ciągła się wijąca ścieżka z piaskowca. Rudowłosa od razu przeszła przez podwórko do drzwi, wymachując wesoło torebką, gdzie był śpioch dla Harry'ego. Ciekawa jestem, jak on zrozumie przekaz Ginny.
Niepewnie sama zaczęłam się kierować w stronę drzwi. Nie wiem czemu, ale dziwnie się tu czułam. Ostatni raz odwiedziłam przyjaciela w jego domu kilka miesięcy temu, jak razem z Ginny próbowałyśmy się dowiedzieć od niego czegokolwiek o Ronie i jego decyzji, przez którą złamał mi serce. Wtedy się dowiedziałyśmy, że Ron się tam wprowadził, gdy odszedł z naszego domu, a właściwie już z mojego. Nic nam jednak nie chciał powiedzieć. Rudowłosa szła, za to pewnie. Chciała już zadzwonić dzwonkiem, ale spojrzała na moją skwaszoną minę.
- Rozluźni się, wyglądasz jakbyś, połknęła kij od szczotki, a to przecież impreza – upomniała mnie.
- Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić — mruknęłam cicho – co mam zrobić, gdyby Ron chciałby, ze mną porozmawiać? Nie widziałam go już kilka tygodni – żaliłam się.
- Po prostu popatrz mu w oczy i wykrzycz: złamałeś mi serce i wciąż przez to cierpię – doradziła mi Ginny, z rozbawioną nutą w głosie.
- Bardzo pomocne, Ginny – warknęłam.
- Daj spokój, Mionka – uśmiechnęła się do mnie przyjacielsko i przytuliła – jesteś silną kobietą i ktoś taki, jak Ron po prostu na ciebie nie zasługuje — odsunęła się ode mnie, by popatrzeć mi w prosto w oczy, trzymając pewnie za ramiona — Jak podejdzie, przywitaj się grzecznie, powiedz, że miło go znowu widzieć i spytaj o pracę. Wtedy on zacznie gadać, w pewnym momencie przerwij jego wywód, mówiąc, że musisz się z kim konieczne przywitać, porozmawiać lub musisz iść do łazienki.
- Jeśli to się uda, to usłużnie pójdę z Tobą na te zakupy – uśmiechnęłam się trochę pewnej w jej stronę.
- No, to będzie wtedy miły dzień – dodała zadowolona i zadzwoniła dzwonkiem.
Książka dla solenizanta już mi trochę ciążyła. Tomiszcze miało około tysiąca stron. W dodatku przez buty, które wybrała mi Ruda, trzęsły mi się kolana, tak bardzo były niewygodne.
Kiedy już chciałam powiedzieć do przyjaciółki, by jeszcze raz zadzwoniła, drzwi wejściowe się otworzyły.
- No, nareszcie – przywitał się Harry, przepuszczając nas w drzwiach, by następnie każdą z nas przytulić – już się bałem, że nie przyjedziecie.
- Nie przesadzaj, Harry, nigdy byśmy nie przegapiły twoich urodzin — odpowiedziałam - poza tym Wszystkiego Najlepszego.
-Właśnie, dużo zdrówka, szczęście i pomyślności — dołączyła swoje życzenia Ginny.
-Dziękuję, wam dziewczyny – rzekł rozpromieniony.
Muszę przyznać, że dziś prezentował się świetnie. Błękitna koszula zapięta na przedostatni guzik dodawał mu nonszalancji, jednakże była bardzo elegancka, a jego zazwyczaj rozczochrane włosy starał się uczesać, przez co wyglądały trochę lepiej niż zazwyczaj.
- To chodźcie – uśmiechnął się przyjacielsko w naszą stronę, prowadząc nas na tył domu. Nic dziwnego, że nie chciał robić przyjęcia w domu. Był ciepły lipcowy dzień, a on miał wielki bajzel w środku – reszta już jest – przyznał, otwierając drzwi na ogród z tyłu domu.
Rzeczywiście, byli już wszyscy. Artur Weasley energicznie gestykulował, rozmawiając z George'em. Pewnie opowiadał o kolejnym swoim odkryciu o świecie mugoli. Ostatnim razem była to mikrofalówka, która magicznie-niemagicznie podgrzewała jedzenie. Za to George nie był zbytnio zainteresowany rozmową, tylko kiwał głową, dając znać, że słucha. Jego wzrok był skierowany na poncz stojący na stole, który uginał się od jedzenia, godnego kuchni Pani Weasley. Miałam przeczucie, że coś kombinował.
Koło właśnie tego stołu stała właśnie Molly, która próbowała namówić Hagrida, by dał sobie wyciągnąć z włosów gałązki drzew, zanim weźmie się do jedzenia. Pewnie przybył tutaj od razu z Hogwartu. Ahh...jak ja tęsknię za tym zamkiem. Było wielu byłych już członków Zakonu Feniksa, niektórych znałam świetnie, niektórych niekoniecznie, ale Harry najwyraźniej był z nimi w dobrych stosunkach. Było kilka osób z Biura Aurorów, których kojarzyłam z widzenia oraz większość członków Gwardii Dumbledora. Kingsley Shacklebolt, Minister Magii we własnej osobie, rozmawiał Olivierem Woodem i jego świeżo upieczoną żoną. Jednak Oliver był bardziej zainteresowany tym, co mówi Kingsley, niż zaczepiającą go małżonka. Widziałam Billa starającego się utrzymać na rękach jego dwuletnią córeczkę, Victoire, gdy Fleur, z wyraźnym już ciążowym brzuszkiem, starała się wytrzeć dziewczynkę z czekolady.
Harry'ego porwał jakiś jego znajomy z pracy, a Ginny opuściła mnie, zaraz po odłożeniu swojego prezentu na stosik przy drzwiach, by przywitać się z resztą, zostawiając mnie samą przy wejściu.
Nagle usłyszałam, histeryczny śmiech, a gdy spojrzałam w tamtą stronę ...Gogryku... zauważałam jak Neville i Luna śmiali się z Ronem, przy którym stała nieznajoma mi blondynka. Była śliczna, miała ciemne oczy, a jej sukienka miała delikatny odcień fioletu. Mężczyzna mojego życia trzymał na jej talii dłoń we władczym geście. Takim samym, w jakim trzymał mnie jeszcze kilka miesięcy temu. Wyglądali na zadowolonych. Nie widziałam się z Ronem od ostatniego obiadu, jaki zjadłam w Norze, czyli pięć tygodni temu. Na nim zużyłam całą moją silną wolę. Nie wytrzymałam już tego, że siedzi tak blisko, a jednocześnie tak daleko więc wyszłam stamtąd, jak najszybciej i więcej nie odwiedziłam Nory. Widziałam, jak Ron mówi coś do zebranych, tylko po to, by po chwili całą czwórką wybuchnąć śmiechem.
A ja stałam przy wejściu jak jakaś sierotka, z krwawiącym sercem w środku.
Położyłam swój prezent na stosiku i udałam się w przeciwną stronę.
Nie sądziłam, że Ron może tak szybko się zacząć spotykać z kim innym. Liczyłam na to, że wrócimy do siebie, a ten widok...zmiażdżył i tak moje złamane serce. Czyżby zerwał ze mną, by być z kimś innym? Chciał się jeszcze wyszaleć? Chciało mi się wyć z rozpaczy. Jaka ja byłam głupia. Przecież kto nie wybrałby takiej kobiety, mając za inny wybór mnie. Czuję się żałośnie. Widziałam dziś w lustrze, jak źle wyglądam, a z każdym dniem było gorzej. Jednak ona wyglądała tak, jakby przed chwilą wyszła ze studia urody.
Starałam się wmieszać w tłum. W magicznym radiu grała nowo powstała kapela, nie pamiętam, jak się dokładnie nazywała, chyba Fall Out Boy, ale Harry'emu bardzo przypadła do gustu.
Postanowiłam, że przyłączę się do Ginny rozmawiającą z siostrami Patil, ale moje plany zostały zniweczone przez poncz. Ni stąd, ni zowąd napój wybuchnął, zwracając uwagę wszystkich. Potem było słychać tylko:
- GEORGE! – nie wiem skąd ta kobieta, ma taką siłę w płucach. Aż w uszach mi zadzwoniło. Zanim się zorientowałam, winowajca schował się za moimi plecami.
- Mamo, patrz, kto w końcu wstał z niewygodnego, krzesła w Ministerstwie – powiedział George, trzymając mnie za ramiona.
- Ty sobie nie myśl, że skoro jesteś już dorosły, to ominie cię kara – aż słyszałam jęk przy moim uchu – Zobaczysz, jeszcze się z Tobą policzę – Molly zaczęła grozić palcem w naszym kierunku – Hermionka, witaj kochanie – ton kobiety zmienił się diametralnie. Rozłożyła ręce, by mnie przytulić – Tak się cieszę, że Cię widzę.
- Ja także się cieszę – oznajmiłam, przytulając się do kobiety, dając Rudzielcowi szansę na ucieczkę. Oj jeszcze będzie, wisiał mi przysługę.
- Na Merlina, jaka ty drobna. Chodź, skosztujesz, mojej szarlotki. Mam nadzieję, że jest cała po tym wybuchu – pociągnęła mnie w stronę tego, co ocalało. Pulchna kobieta rzuciła na stół niewerbalne zaklęcie Chłoszczyść i po wybryku jej syna nie było śladu. Na szczęście dla mnie, większość gości wróciła do swoich rozmów, jednakże bardziej rozbawiona, gdy groźna Pani Weasley zmieniła się w baranka. Molly ochoczo położyła mi na talerzyk spory kawałek najlepszej szarlotki na świecie.
- Mm...jak zwykle wyborna – powiedziałam, już po pierwszym skosztowaniu.
- Miło mi to słyszeć, kochaniutka – podziękowała, lecz następnie lekko posmutniała – Hermionko powiedz mi, czemu ostatnio nas nie odwiedzasz. Wydajesz się, być taka przygaszona? Nic, tylko przesiadujesz w pracy – zauważyła, zakładając mi niesforny kosmyk za ucho.
- Po prostu mam dużo pracy – wytłumaczyłam, ale wiedziałam, że jest to bardzo słaba wymówka.
- Obie wiemy, że to nie prawda – oznajmiła, a ja miałam ochotę spuścić wzrok – Tu chodzi o Rona, prawda? – spytała, a ja niechętnie kiwnęłam głową.
— Skąd Pani wie? — zapytałam.
– Tak coś czułam. Ale nie smuć się, jestem pewna, że kiedyś ktoś równie wyjątkowy, jak Ty dostrzeże to, czego, mój syn nie potrafił – posłała w moją stronę podnoszący na duchu uśmiech, jednak w jej oczy spojrzały ponad mnie – Och...a niech to, Artur znów się dosiadł do żeberek, ciągle zapomina, że ma po nich zgagę. Pozwolisz, Kochaniutka – uśmiechnęła się przepraszająco.
- Oczywiście – odwzajemniłam uśmiech, a Molly odeszła w kierunku męża.
- Hermiono, tak będzie, na pewno – usłyszałam rozmarzony głos Luny za sobą – Na pewno znajdziesz kogoś, kto tylko czeka na kogoś takiego, jak Ty. Jesteś wspaniałą czarownicą i już niedługo, ktoś się o tym przekona.
- Dzięki, Luna, to miłe, że tak sądzisz, ale...
Chciałam jej coś jeszcze powiedzieć, ale teraz zauważyłam, że przez cyrk zrobiony przez George, Ron w końcu mnie zauważył i przestał przytulać blondwłosą piękność. Była Krukonka popatrzała w tym samym kierunku.
- Wciąż rozpaczasz po Ronie? – zapytała mnie.
- Nieee... - starałam się zakryć moje policzki, które zaczęły piec – to, aż tak widać.
- Ból serca, jest jednym z tych najgorszych. Starasz się go ukryć uśmiechem, który nie dosięga oczu, a to w nich widać twój smutek. Złagodzić go może czas lub inna osoba. Więc nie powinnaś patrzeć w przeszłość i zastanawiać się, co byłoby, gdyby było inaczej. W ten sposób się tylko zadręczasz – wiele się razy dziwiłam jak ta dziewczyna, z takim rozmarzeniem w oczach i głosie, może dawać takie dobre rady. Jednakże trudne do zrealizowania – Uśmiechnij się szczerze, Hermiono i zacznij się bawić.
I w podskokach pognała w stronę Deana i Seamusa, grających z Hagridem w Eksplodującego Durnia.
Od rozmowy z Luną, jeśli tak to idzie nazwać, starałam się dobrze bawić. Zaczęłam rozmowę, chyba z każdym. Dowiedziałam się najnowszych plotek ze świata magii. Że Susan Bones została rzucona przez narzeczonego, że chłopak Cho Chang podejrzewa ją o zdradę i wszystkie tym podobne pikantne plotki. Dowiedziałam się, że w społeczności wilkołaków zaczyna wrzeć, przez dyskryminację, gdy starają się o pracę i w innych aspektach życia społecznego. Że jest projekt nowych szkoleń przygotowany dla Biura Aurorów. Akurat to, nic dziwnego, dwie trzecie zasobów ludzkich skończyło Hogwart, co najwyżej trzy lata temu.
Zaczynałam się rozluźniać. Do czasu...
- Miło Cię widzieć, Hermiono – usłyszałam głos Rona, gdy nalewałam sobie, podrasowanego procentami, soku z dyni. Z ciężkim sercem się obróciłam w jego kierunku. Chciałam zastosować plan Ginny, ale nie mogłam. Koło niego stała ta blond piękność – Chciałbym, byś poznała Amber – wskazał na dziewczynę – jest jedną ze stażystek, którymi się opiekuję w Biurze.
- Miło poznać – przywitała się, wyciągając w moim kierunku rękę.
- Wzajemnie – niechętnie uścisnęłam jej dłoń, mając nadzieję, że tego po mnie nie widać.
- Dawno się nie widzieliśmy – zaczął niepewnie Ron – Bałem się, że się zaczniesz przepracowywać.
— Nic podobnego, Ronaldzie, po prostu miałam ważne sprawy, którymi musiałam się zająć — odpowiedziałam, używając jego pełnego imienia, którego bardzo nie lubił. Po tym nastała niezręczna cisza.
Już chciałam coś powiedzieć, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Rozejrzałam się wokoło. Wszyscy byli sobą zajęci, a stolik z napojami, przy którym stałam, stał najbliżej wejścia do środka domu. Już chciałam powiedzieć Ronowi i Amber, że pójdę otworzyć, jednak Ron mnie uprzedził, mówiąc.
- Ja pójdę
I już go nie było, a ja zostałam, prawdopodobnie, z jego nową dziewczyną. Świetnie.
- Wiesz, od zawsze chciałam Cię poznać – zaczęła niepewnie dziewczyna – na szkoleniu dużo o Tobie opowiadają.
- Naprawdę? – Na szkoleniu Aurorów opowiadają o mnie? Niebywałe.
- Tak, jesteś wzorem dla wszystkich kobiet, które wstępują w te szeregi – uśmiechnęła się uprzejmie.
- Dziękuję – odpowiedziałam. Nie wiem jak inaczej odpowiedzieć na coś takiego. Ponownie zrobiło się niezręcznie – wiesz, pójdę poszukać mojej przyjaciółki – i odeszłam jak najszybciej, kończąc tę szopkę,
Godryku, czemu zesłałeś na mnie te męki. Co ja takiego zrobiłam, przecież byłam grzeczna. Już więcej nie rozmawiałam ani z Amber, ani z Ronem, który dziwnym trafem miał, od tamtego momentu, czapkę na głowie, zaciągniętą na uszy oraz bardzo niezadowoloną miną. Oraz non stop prychał pod nosem.
Spojrzałam na swój zegarek, który dostałam od rodziców. Dopiero wpół do siódmej, a ja już mam dość tego dnia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top