Rozdział 15
Severus nie patrzył, dokąd biegnie, kierunek nie miał znaczenia. Zaślepiony rozpaczą sunął poprzez tłum prawie taranując ludzi. Ich podniecone, zadowolone szepty, ich śmiechy wyzwalały w nim agresję... Był wściekły i zrozpaczony jednocześnie. Miał łzy w oczach, w głowie pustkę...
-Jak ona mogła... – Powtarzał ledwie słyszalnym szeptem wpadając na ludzi.
Biegł co tchu jakby go goniono, aż mięśnie nóg zaczęły reagować bólem. Był to dobry ból, zagłuszał choć minimalnie cierpienie duszy.
Więc biegł, czując zadyszkę, czując, jak wali mu w piersiach skrzywdzone serce... Pędził, dopóki nie znalazł się w mniej tłocznej dzielnicy... Tu prawie wcale nie było tłumu, ale ciekawskie spojrzenia i tak lustrowały, każdy jego ruch. Ze wstydem wbiegł w boczną uliczkę, skręcił i znalazł się za jakimś sklepem, w podwórzu. Stały tu tylko śmietniki i cuchnęło zgnilizną, gdzieś w kącie leżał rozkładający się szczur, ale Severus nawet go nie dostrzegł.
Opadł na kolana osuwając się po murze budynku. Czuł, jak nogi pulsują bólem... Co więcej czuł też ból zaciśniętych pięści. Było to jednak nic, w porównaniu z sercem, które pękło.
- Jak mogła to zrobić! –Wrzasnął napinając mięśnie szczeki. -Jak mogła pozwolić się dotknąć takiemu gnojkowi! Dać zbezcześcić swoje ciało takiemu... -Urwał. Aż go zemdliło. Oparł się o ścianę dysząc ciężko. Gardło zaciskało mu się, piekąc... Czuł, jak się dusi... Ledwie łapał powietrze w spazmach. Miał wrażenie, że zaraz cały rozpadnie się na setki kawałków. W głowie myśli pulsowały boleśnie...
Była w ciąży z tym padalcem, z tym Potterem!!!
Czół jak z oczu ciekną mu łzy wielkie jak groch... Jak wraz z nimi wypływa z niego żal, wściekłość, bezsilność... Tak bardzo pragnął w tej chwili ją nienawidzić, ale nie mógł.
Potarł oczy pięściami. Miał ręce w piasku, więc tylko rozmazał sobie brud na twarzy.
-Szlag by to wszystko! - Wrzasnął dorzucając kilka drastycznie obelżywych przekleństw.
Oparłszy głowę o ścianę. Oddychał głęboko, płacząc mimowolnie.
Dopóki Lily była z Potterem w szkole, Severus uważał to za fanaberię, za chęć ukarania go... Wierzył, że ona przejrzy na oczy, że zauważy bezsensowość związku w jakim tkwiła... Że wróci do niego... Że zrozumie jak on ją kocha... Że wszystko co robił, robił wyłącznie by ją ratować...
-Głupia idiotka... Głupia szlama! - Jęknął Snape. Wiedział, że ona już nie wróci... Zamierzała odejść na zawsze! I już nie było nadziei...
Wrzasnął rozpaczliwie... Wydawało mu się, że to najgłośniejszy krzyk jaki kiedykolwiek z siebie wydał...
Była w ciąży, do cholery... Miała urodzić Potterówi małego pomiota i przyjmowała to z takim spokojem, ba nawet radością...
Wzdrygnął się wspominając błogi wyraz jej twarzy, gdy raczyła powiadomić go o dziecku...
Boże, gdyby nie ten bachor! Severus wiedział, że się wahała, że w głębi jej serca wciąż tkwił sentyment do tych lat jakie razem spędzili, do tych wspólnych wieczorów na błoniach, do pełnych śmiechu popołudni, gdy spotykali się w wakacyjne, ciepłe dni...
Snape jęknął raz jeszcze. Czuł, jak łzy spływają mu po policzkach, wielkie jak groch... Uzewnętrzniały całą jego rozpacz... Przecież Lily miała być matką jego dzieci, jego żoną...
Marzenia o rodzinie z Lily... O gromadce cudnych dzieci... Wszystko się rozpłynęło. I pomyśleć, że chciał dla niej zrezygnować ze wszystkiego, chciał próbować wyrwać się z bagna, w które wpadł... Chciał dla niej porzucić Śmierciożerców! Ale teraz... Teraz już nie miał powodu.
Dla Severusa świat się zawalił. Chłopak skulił się wciąż siedząc na ziemi w brudnym zaułku Pokątnej. Jakaś część jego pragnęła już tam zostać i nie musieć wziąć się w garść... Nigdy...
***
Lily starała się nie rozklejać. Trzęsąc się i zaciskając pieści patrzyła w pucharek z roztopionymi lodami skupiając na nim wszystkie myśli, by tylko nie płakać.
-Jestem...- Dźwięczny głos Jamesa sprawił, że straciła kontrolę nad emocjami. Łzy popłynęły jej po policzkach. Rzuciła mu się na szyję, jakby nie widziała go od wielu lat, a nie niecałe pół godziny.... Zacisnęła palce na materiale jego ubrania, głowę wtuliła w jego ciepły tors...
Chłopak przytulił ją zaskoczony. Dopiero po chwili dotarło do niego, że koszulkę ma mokrą od jej łez.
-Dobrze się czujesz? - Nuta paniki pojawiła się w głosie Jamesa. Lekko przerażony dopytywał czy nic jej nie boli...
-Severus tu był... Ktoś mu powiedział... Patrzył na mnie z takim wstrętem...- Rudowłosa głośno łapała powietrze w spazmach.
James objął ją nie wiedząc co ma robić... Była roztrzęsiona...
-Nie płacz... Uspokój się, nie dam cię skrzywdzić...- Rzekł czując jak cała się trzęsie. -Zrobił ci coś?!
Pokręciła głową oddychając już jakby wolniej.
-Zabije sukinsyna...- Wymsknęło się Jamesowi, zanim zdążył ugryźć się w język. Dzięki bogu chyba tego nie słyszała.
-No już, już dobrze... Już jestem tu z tobą... -Pomasował ją po plecach, pogładził po głowie.
Uspakajała się powoli. Czuł jak jej piąstki rozluźniają uścisk na jego koszuli.
Spojrzała na niego. Z nosa jej ciekło. Twarz była czerwona... Oczy nabrane łzami były szkliste i błyszczące.
-Już lepiej...- Zapytał ciepło. Miał taki miły tembr głosu, o wiele niższy niż piskliwy głos Severusa.
Pociągnęła nosem zdając sobie sprawę, z tego jak paskudnie musi wyglądać.
-Przepraszam, to moja wina nie powinienem był rozgłaszać wszystkim naokoło... – Pogłaskał ją po głowie.
Chciała wytrzeć mokre oczy ręką, ale przeszkodził jej.
-Gdzie pchasz brudne palce... Pójdę po jakieś chusteczki...- Bąknął. Pomyślała, że musiał się poczuć niezręcznie...
-Nie... - Wtuliła się w jego ciepłe ciało. – Boję się, że jak odejdziesz znowu puszczą mi nerwy.
-Usiądź...- Poradził, bo trzęsła się jak osika. Musiała mieć nogi jak z waty.
Spoczęła. Ukucnął obok pozwalając jej do woli ściskać swoją rękę. Nieśmiało pogładził jej kolano.
Uśmiechnęła się poprzez łzy odgarniając mu włosy z czoła, patrząc przy okazji w jego ciepłe brązowe oczy.
-Wracajmy do domu...- Zaproponował James. – Bella nie obrazi się, że nie dokończyliśmy zakupów. Najwyżej wpadnę wieczorem do paru sklepów albo wyskoczę na Pokątną jutro.
Lily pokiwała głową. Wstała jakby się chwiejąc. James objął ją jedną ręką w talii i pozwolił oprzeć się na sobie.
Wracali na bezpieczne Miętowe Wzgórze, i choć Lily wiedziała, że tam spokojnie o wszystkim zastąpi, to w jakiejś części jej serca utkwiła zadra. To spojrzenie Severusa, pełne odrazy, wstrętu, obrzydzenia... Wiedziała, że będzie ją prześladować jeszcze długo...
***
-Co tak szybko? - Zdziwiła się Bella widząc jak James wchodzi frontowymi drzwiami.
-Wybacz nie załatwiliśmy wszystkiego. - Bąknął na wstępie i już miała go skrzyczeć, bo sporo z tych rzeczy było jej potrzebne na, teraz gdy zobaczyła twarz Lily, jakby sinawą, brudną, wciąż lśniącą powłoką łez ugryzła się w język.
-Mieliśmy mały problem...-Jęknął James i matka pokiwała głową.
-Uspokoję ją...- Szepnął chłopak i oboje wbiegli na górę po schodach.
-Tylko się nie wczuj za bardzo...- Tę uwagę Bella wygłosiła już nieco za późno by usłyszeli. Pokiwała przecząco głową po czym weszła do kuchni zająć się przygotowaniem obiadu.
***
Severus ogarnął się jakoś i kołysząc się jakby, szedł spokojnie alejką Nokturnową. Już całkiem niedaleko czekało na niego ciepłe łóżko w wynajęty pokoju, w prawdzie śmierdzącym i pełnym karaluchów, ale kto by tam dbał o szczegóły.
Czując efekty wypitych wcześniej, w Dziurawym Kotle paru głębszych kroczył wolno, byle do przodu.
-Hej! Snape!- Ktoś wrzasnął jego imię jakby wzywał lokaja.
-Czego?!- Odwarknął Severus zanim się obejrzał.
-Uh uhu... Widzę żeś prawie trup... – Zachichotał parszywie tamten podchodząc do Snape, który próbując obejrzeć się przez ramię zachwiał się i upadł.
Wstając z kolan Severus oparł się na nieznajomym.
-Jaki to dziś mamy powód do picia? - Zapytał tamten kpiąco.
-Umarła jedna taka... Powiedzmy moja dziewczyna...- Chrząknął Severus i splunął pod swoje buty. Spojrzał na podtrzymującego go z lekkim wstrętem znajomego.
-Ale co ci do tego Lucjuszu...- Jęknął do ubranego dość elegancko, jak na taką dzielnicę towarzysza.
Malfoy uśmiechnął się szyderczo i zmrużył oczy.
-Słyszałem, że nas opuszczasz...- Wysyczał przez zaciśnięte zęby.
-Gówno prawda...- Skłamał Snape, zresztą teraz nie miał już powodu odchodzić od Śmierciożerców.
-Naprawdę? - Zapytał Lucjusz, patrząc z obrzydzeniem na wiszącego wręcz nań, Severusa.
-Ta...
Usłyszał w odpowiedzi, poprzedzonej głośnym beknięciem.
-To i dobrze...- Mruknął pod nosem Malfoy. – A już myślałem, że naprawdę będzie trzeba cię zabić... Dziś średnio mam na to ochotę...
Severus najwyraźniej nie usłyszał odepchnął tylko lekko Lucjusza i oparł się o najbliższą ścianę.
-W takim razie do zobaczenia... – Zaśmiał się wstrętnie Malfoy odwracając się napięcie. Nie był przecież niańką tego zapijaczonego idioty...
-Miłej żałoby... – Zaśmiał się odchodząc i zostawiając Snape'a samego.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top