Rozdział 24
-Lily...- Szepnął. Słyszała w jego głosie nutę przerażenia. Posadził ją na dużym stole zakrystii i przytulił. –Wezwę lekarza... – Zadecydował zanim zdążyła powiedzieć cokolwiek.
-Nie!- Rzekła rzeczowo. – Nic mi nie jest...
-Przestań, zasłabłaś! Jesteś blada jak ściana...- Bella wyraźnie roztrzęsiona dotknęła dłonią twarzy dziewczyny, wciskając się między nią a Jamesa.
Chłopak wiedział, czym matka się martwi... Czy to mogły być czary? Voodoo?
-Bello zostaw mnie i Jamesa samych. – Lily spojrzała w oczy kobiety. – Musimy porozmawiać...
-Oszalałaś...- Kobieta popatrzyła na rudowłosą z lękiem. Drzwi zakrystii otworzyły się i do wnętrza wpadli rodzice Lily.
-Dziecko...- Pani Evans wyraźnie przestraszona podbiegła do córki. – Dobrze się czujesz? – Dotknęła dłonią brzucha dziewczyny.
-Mamo to nie dziecko... – Syknęła Lily. – Zdenerwowałam się po prostu...
-Lily...- Pan Evans wciąż przestraszony nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Wydukał tylko coś niezrozumiałego i złapał się za głowę.
-Błagam, chce spokojnie porozmawiać z Jamesem. – Lily zignorowała ich zdenerwowanie i powtórzyła swoje żądanie tym razem o wiele bardziej stanowczo, prawie gniewnie.
-Rozmawiajcie...- Bella kręcąc się wokół panny młodej sprawdzała puls i temperaturę jej ciała.
-Sam na sam...- Lily naciskała.
Bella puściła to mimo uszu.
Lily schwyciła Jamesa za rękę, jakby chcąc dać mu do zrozumienia by ja poparł.
-Mamo...- Rzekł zerkając ukradkiem na swą niedoszłą żonę.
-Ile razy mam ci powtarzać... Mów do mnie Bello!- Wściekła się. Nerwy jej puszczały.
James nie miał do niej żalu. Sam w duchu panikował. Jedyne co powstrzymywało go przed okazywaniem zdenerwowania, to siedząca obok Lily. Dla niej musiał być spokojny... Bella nie była jednak tak silna. Wiedział jak strasznie lękała się ich ślubu. Wiedział, że z każdym dniem bardziej panikowała. Zaręczenia Proteusza Binga nie przekonywały jej, mimo, że poręczał za niego sam Dumbledore . James wiedział, że jego matka bała się, że to początek złych czarów. Że omdlenie Lily nie było przypadkowe.
-Twoje zachowanie wcale nie pomoże Lily się uspokoić...- Pani Evans syknęła na Panią Potter.
-Marto, nie masz pojęcia...- Bella oparła się dłońmi o stół. –Nie masz pojęcia co może jej grozić! – Głośno łapała powietrze mówiąc każde ze słów, jakby osobno.
-Bello.- James położył dłoń na ramieniu matki.- Uspokój gości, zostaw nas samych. –Rzekł najspokojniej jak mógł.
-Macie piętnaście minut.-Rzekła i pociągnąwszy panią Evans za rękaw ruszyła w stronę drzwi.
-Może jednak, ktoś z nas zostanie...- Pan Evans zapytał córkę. Wargi wciąż drżały mu z nerwów.
-Damy sobie rade tato... – Rzekła siląc się na uśmiech.
Drzwi trząsnęły. Państwo młodzi zostali sami.
-Musimy odwołać ślub! –Lily powiedziała to gdy tylko rodzice zniknęli.
-Rozumiem.-Rzekł spokojnie i pocałował ją w policzek, zanim zdążyła rzec cokolwiek wiecej.- Nie będę ryzykował twojego zdrowia. Jeśli czujesz, że nie dasz rady... Rozumiem.
Chwyciła jego twarz w dłonie, kręcąc przy tym głową przecząco.
-Nie... James mi nic nie jest! To omdlenie... Ja udawałam.
-Co?!- Z początku chyba do niego nie dotarło... Skrzywił się.
-Musiałam. Severus... On tam jest! – Szepneła Lily, była bliska popłakania się.
-Snape?!- James wstrzymał oddech na chwilę po czym głośno wypuścił powietrze, jak osoba, która medytując próbuje się uspokoić.
-Nie wiedziałam co robić...- Zakryła twarz dłońmi. -Przepraszam cie, musiałam cie nieźle wystraszyć...
-Nic się nie stało... – Bąknął.
Milczał przez chwilę jakby się zamyśliwszy.
-Porozmawiam z księdzem. Odwołamy ślub.– Przytulił ją po czym całując w czubek głowy odsunął się i wyszedł.
***
Bella zerknęła na swego syna wychodzącego powoli z zakrystii. Wydawał się nienaturalnie spokojny i bardzo pewny swego...
-No i?- Szepnęła gdy zbliżył się do niej.
-Musi odpocząć w samotności. Uspokoić się...- Rzekł James.- Potem wyjdzie i dokończymy ceremonię. – Dodał wystarczająco głośno by usłyszeli to wszyscy w kościele.
Odgłos powietrza wypuszczonego z ulgą, z płuc setki gości poniósł się echem po kościele.
- Gdzie idziesz?- Bella złapała Jamesa za nadgarstek, widząc, że odchodzi.
-Przewietrzę się, muszę odreagować. – Rzekł chłopak poklepawszy ją po dłoni, leżącej na jego przegubie.
Zerknęła na jego twarz, był blady.
-Jesteś pewien, że...- Zaczęła szeptem.
-Nie zemdleję, Bello. –Rzekł, cynicznie się uśmiechnął i ruszył ku przejściu miedzy ławkami. Szedł środkiem kościoła zerkając na ludzi w ławkach. Spokojnie pozdrowił paru gości ruchem głowy. Do paru uśmiechnął się jak gdyby nigdy nic. Paru zapewnił, że zaraz wraca.
Zdawał się być spokojny i tylko on sam wiedział, jak się w nim gotowało. Szedł zerkając na ławki. Ten kogo wypatrywał musiał być w jednej z nich. Skoro Lily go dostrzegła...
Zbliżał się do wyjścia i rozglądał coraz bardziej nerwowo i wtedy go dostrzegł. Severus Snape... Siedział zgarbiony zerkając spode łba. Nawet się wystroił... Tyle, że jego biała koszula była wygnieciona, a tłuste włosy opadały mu na ramiona, sprawiając wrażenie jakby nigdy się nie czesał. Jego pełne nienawiści spojrzenie dodało Jamesowi wiary w pomyślność jego zamysłu.
-Za mną.-Szepnął pan młody wymijając ławkę Severusa. Widział jak tamten wzdrygnął się słysząc jego głos. Chyba spodziewał się czegoś innego... Ciosu? Awantury?
James nie zamierzał dać mu tej satysfakcji, nie przy ludziach. Zacisnął mocno zęby by się nie odwinąć. Zerkając przez ramie dostrzegł jak Snape podniósł się i udając, że jego wyjście nie ma nic wspólnego z Jamesem także ruszył ku drzwiom.
***
Potter szedł wolno i spokojnie. Snape dość szybko zrównał się z nim w kroku. Skręcili za kościół.
-Gdzie idziemy?!- Warknął , czekając bezskutecznie, aż Potter się odezwie. Czego chciał?
Ruszyli bardziej w stronę drzew.
-Zaprowadzę cię do niej. –Rzekł w końcu spokojnie i bardzo oschle James.
-Do Lily?- Severusa zamurowało. Na chwilę stanął. Potter jednak się nie zatrzymał dalej szedł wzdłuż muru kościoła, zagłębiając się nieco w otaczający ich las.
-Tak. Zakrystia ma drugie wejście. Ona nie chce, by ktoś widział, że z tobą rozmawia. Wyjdzie do ciebie...
-I tak po prostu mnie tam zaprowadzisz? – Severus nie wiedział co myśleć. On tak zwyczajnie się na to zgodził? Czym go przekonała?
-To jej decyzja. – James warknął nieco wrogo. Snape wlokąc się za nim poczuł, że jest jeszcze nadzieja. Ona chciała z nim pomówić!
Może uda mu się nakłonić ją do ucieczki... Do odejścia razem z nim! Zaczął zastanawiać się co jej powie... Od paru dni powtarzał w myślach jak ją przekona... Teraz wszystko wyparowało mu z głowy. Został mu tylko jeden argument: „kocham cię".
Szli jeszcze przez chwilę, jakoś dziwnie oddalając się w las, w murze oddalającego się starego gotyckiego kościoła, nie widać było żadnych drzwi. Snape poczuł się dziwnie... Nagle Potter skręcił w gęstwinę i odwrócił się równie gwałtownie twarzą do Severusa.
-Stawaj.-Rzekł spokojnie. Zupełnie bez emocji. – Bierz różdżkę którą masz w kieszeni i stawaj!
-Ona tu nie przyjdzie, okłamałeś mnie... Ty...- Snape warknął wyciągając różdżkę z wewnętrznej kieszeni swej wygniecionej marynarki. Potter zrobił to nieco wcześniej i już był gotowy... A wiec szykował się do tego pojedynku... Głupiec... Nie miał szans!
-Ona wcale nie chciała z tobą rozmawiać. –Rzekł James zanim Snape zdążył przekląć. – To ostatnia rzecz jakiej by pragnęła. Wolała odwołać ślub tyko dlatego, że ty tam byłeś, bo wszystko byś popsuł! Ale ja wiem, że zrezygnowanie z niego dziś niczego nie zmieni... Będziesz ją nękał! Pojawisz się jutro, pojutrze, albo za dwa tygodnie... Nie ważne kiedy, ważne, że nie zrezygnujesz dopóki nie złoję ci tyłka!
Severus zaśmiał się na te słowa. Wykrzywił usta w kpiącym uśmiechu.
-Pojedynek o kobietę... Uroczo... – Zakpił. – Ale dobrze! Ten z nas, który przegra usunie się z jej życia!
-Niech i tak będzie...- James przygryzł wargę. Nozdrza zadrżały mu, a powieki opadły, mrużąc oczy.-Broń się... – Szepnął i posłał w stronę przeciwnika pierwsze niebezpieczne zaklęcie jakie przyszło mu do głowy.
***
Lily wciąż siedziała na stole, zupełnie sama w zakrystii. James nie wracał już dobry kwadrans... Bella też się nie pojawiła. Czyżby był problem z odwołaniem ceremonii? Cóż goście na pewno jeszcze nic nie wiedzieli w kościele było zbyt cicho. Żadnych jęków zawodu, żadnych krzyków z prośbą o wyjaśnienia...
Drzwi uchyliły się nagle i Lily poderwała się na równe nogi.
-Wszyscy już wiedzą? – Spytała odruchowo nie widząc nawet kto zamierza wejść do środka.
-O czym? -Syriusz zamknął za sobą drzwi.-Ja tylko szukam kibla...- Bąknał po czym dodał jeszcze:
- Oczywiście skrzyczeli mnie, że chcę ci przeszkadzać... Ale widzę, że czujesz się całkiem dobrze.
-James rozmawia z księdzem? – Lily podeszła do niego, tak że dzieliło ich ledwie parę kroków.
Chłopak zmarszczył czoło zaskoczony pytaniem.
-Nie... Poszedł się przewietrzyć i uspokoić. Powiedział, że zaraz wyjdziesz i żeby go wtedy zawołać, to dokończycie te wasze ślubowanie...
-Co?!- Lily odruchowo zakryła usta dłonią.
Syriusz odsunął się lekko, jakby miał wrażenie, że dziewczyna chce zwymiotować.
–Co on wyrabia! Gdzie poszedł?! – Wrzasnęła zamiast tego.
Nie wiedząc kiedy schwyciła Blacka za koszulę. Popatrzył na nią jakby była nawiedzona.
-Na zewnątrz... Zaczerpnąć powietrza, czy coś...- Odparł. – Dobrze się czujesz? Chyba uderzyłaś się w głowę, przy tym upadku.
-Och zamknij się!- Warknęła i wyszła z zakrystii. Nie przemyślała tego zbyt dobrze...
Goście zaczęli bić brawo widząc ją. Rodzice wstali z miejsc.
-Nareszcie! Zawołaj Jamesa... – Bella krzyknęła do Syriusza, który z zaniepokojoną mina wyszedł z zakrystii za Lily.
-Nie. Sama po niego pójdę. –Lily warknęła i ruszyła poprzez kościół. Ludzie zaniemówili patrząc jak uniosła do góry suknię i popędziła na zewnątrz. Nikt nie zdążył nawet jej zatrzymać.
-Coś ty jej nagadał?- Bella gniewnie warknęła na Syriusza.
– Nie wiem... Ja tylko chciałem do kibla... – Przewrócił oczami. – Może pomyślała, że on zwiał, czy coś?! – Dodał. W głębi serca czół jednak, że coś było nie tak...
***
Czerwony promień śmignął Severusowi obok ucha, ogłuszając go lekko. Potter był lepszym przeciwnikiem niż przypuszczał... Parował ciosy bardzo zręcznie i szybko rzucał zaklęcia.
Był naprawdę niezły...
-Widzę, że lata znęcania się nad słabszymi jednak czegoś cię nauczyły, gnido...- Snape warknął. James tylko parsknął śmiechem odrzucając od siebie, zaklęciem tarczy rzucony przez przeciwnika czar.
-Ty niby byłeś tym słabszym?- Zakpił Potter rzucając urok.– Ty od początku knułeś i mieszałeś jej w głowie... Robiłem to by zmusić cię do pokazania prawdziwej twarzy!
-Cóż pokazałeś co najwyżej swoja głupotę! – Snape uchylił się w ostatniej chwili. Nie zamierzał tak łatwo się poddać... Musiał tylko znaleźć słaby punkt przeciwnika.
Obaj spoceni, dyszeli głośno.
Severus szepnął zaklęcie. Potter znowu odparował je szybko i trzasnął własnym prosto w Snapea. Ten zachwiał się, utrzymując jednak na nogach. Zaśmiał się kpiąco ledwie umykając przed kolejnym ciosem.
Bok, w który trafił Potter z pewnością pokrył się wielkim sińcem. Snape czuł dość silny, jakby rwący ból. Przy każdym ruchu miesień naciągając się zadawał mu cierpienie, ale nie zamierzał się poddać o nie!
Spojrzał na zmęczona twarz przeciwnika i olśniło go... Czemu wcześniej na to nie wpadł!
Machnął różdżką szepcząc pod nosem kilka zaklęć. James Potter przygotował się, by je sparować, ale to co wypowiedział Snape wcale nie było wycelowane w niego...
-Co do cholery... -Syknął widząc jak szkła jego okularów natychmiast zaparowały.
-Ślepy będziesz o wiele łatwiejszym celem..- Przez żeby wysyczał Snape i wtedy szybki okularów Jamesa pękły. Ledwie zdążył zamknąć oczy przed odłamkami, które dzięki bogu nie wbiły mu się ani w powieki ani w policzek.
Odskakując w bok ściągnął z nosa to, co pozostało z oprawek i rzucił na ziemię.
Kolejne zaklęcie Snapea prawie go trafiło, ale odruchowo odskoczył. Otworzył oczy widząc przed sobą tylko rozmazany obraz. Zbyt niewyraźny by móc dalej normalnie walczyć... Poczuł panikę. Był właściwie bezradny...
-Drętwota...- Wrzasnął celując na oślep w przeciwnika. Śmiech Snapea przekonał go że nie trafił, a nagły ból w nogach dał do zrozumienia, że sam oberwał. Trafił go zaklęciem zgalaretowacenia... James nie mógł ustać. Opadł na kolana.
-Ty szujo! Wiedziałeś, że mnie nie pokonasz w uczciwej walce! – Na oślep strzelił zaklęciem w stronę śmiechu Snapea.
Severus parsknął tylko.
-Expelliarmus! – Wrzasnął zaraz po tym, a różdżka Jamesa poszybowała w powietrze i wbiła się w ziemię u jego stóp.
-Przegrałeś Potter... – Jego słowa zabrzmiały w uszach Jamesa.
– Najwyraźniej to ja odejdę z twoja narzeczoną...- Dodał Snape. Wyszeptał coś pod nosem i całe ciało Jamesa przeszył niepojmowalny ból, jakby ktoś przypalał mu każdy nerw z osobna...
Nie mógł nawet krzyczeć, głos uwiązł mu w gardle.
-Boli prawda... Zaboli jeszcze bardziej! Zapłacisz za wszystko co mi robiłeś przez te lata, kiedy byliśmy w szkole... Za każde upokorzenie jakiego doznałem... Crucio!
James zapiszczał tylko nie zdążywszy się przygotować na kolejny cios. Wijąc się w na ziemi miał wrażenie, jakby głowa miała mu pęknąć. Zacisnął dłonie na ubraniu tak mocno, że miał wrażenie, że kości palców zaraz mu popękają.
-I to niby ty miałbyś mi ją odebrać?! Ty!? – Snape niczym sadysta napawał się widokiem skręcającego się z bólu ciała.
James opluł się dysząc ledwie drgał w rytm obrzydliwego śmiechu przeciwnika.
-Ciekawe czy czułeś się tak jak ja teraz, gdy upokarzałeś mnie przed całym Hogwartem?!
Snape w duszy pragnął, by ten parszywy gnojek się udusił, by umarł nie wytrzymawszy bólu. Ale był silniejszy niż się wydawało... Dziwne, nawet nie krzyczał przeraźliwie. Przyjmował ból. Nie błagał o litość...
-PRZESTAŃ! – Kobiecy pisk sprawił, że Severus odwrócił się.
Stała w oddali. Jej biała suknia mieniła się od czerwieni poświaty zachodzącego słońca. Była piękna... Niczym anioł. Ale zała drżała, zszokowana. W jej oczach błyszczały łzy.
Ach to jej dobre serce... – Pomyślał Snape. -Litowała się nad każdym... Nie powinna, nie powinna żałować Pottera. Teraz należała, do niego... Do Severusa...
-Wygrałem!- Zakrzyknął do niej. – Odejdziesz ze mną! – Jego usta wykrzywiły się w uśmiechu.
-Nie! – Pisnęła biegnąc w ich kierunku.
-On przegrał... Taka była umowa... Ten kto wygra ma ciebie dla siebie! – Wrzasnął Snape, a uśmiech na jego twarzy przerodził się w grymas w ściekłości.
-Nie przyszło ci do głowy zapytać mnie o zdanie?! – Wrzasnęła. – Nie dociera do ciebie, że ja już wybrałam!
Prawie zaniosła się szlochem mówiąc to.
-Nie!– Warknął widząc jak jest już blisko. – Jeśli ze mną nie odejdziesz zabiję go!
Lily aż zdrętwiała słysząc te słowa. Ze strachem zerknęła na Jamesa. Był skulony. Pięści zacisnął na swojej koszuli tak mocno, że aż zsiniały mu palce. Trząsł się cały. Wargi drgały mu lekko. Ledwie łapał powietrze. Snape wciąż w niego celował. Nie żartował...
-Nie, proszę...- Pisnęła. – Severus ja ... Ja go kocham... – Od razu pożałowała tego wyznania.
-Nie kłam! – Głos Snapea wydał jej się zimny i przerażający. – Crucio! – Wrzasnął i James wydał z siebie krzyk, którego tym razem już nie potrafił powstrzymać. Do oczu napłynęły mu łzy. Oczy otworzyły się szeroko wyrażając tylko potworny, nieznośny ból, doprowadzający do szaleństwa każdy fragment jego ciała .
-Przestań!!! – Lily wrzasnęła w panice. On na prawdę zamierzał to zrobić... Na prawdę zamierzał zabić Jamesa!
-Choć więc ze mną! – Warknął w jej stronę przerywając zaklęcie.
Zakryła twarz dłońmi. Łzy pociekły jej po twarzy.
-Nie mogę... Ja... – Nie wiedziała co robić. Gdyby tylko miała różdżkę...
Serce waliło jej jak oszalałe. Jakby miało wyskoczyć z piersi...
-Wybieraj, on albo ja! A może mam go zamęczyć!? To pomoże ci podjąć decyzję!?- Severus zapytał podle. Jego nozdrza zadrżały, a usta wygięły się w grymasie obrzydzenia. Jak mogła się wachać?!
Czyżby naprawdę kochała tego nędznego robaka... Tego drania... Przecież tyle lat szczerze go nie cierpiała...
-Nie!!! –Lily padła na kolana. – Błagam... Ja go kocham! – Wyszeptała.
-Kochasz złudzenie! Idealizujesz go! Nie pamiętasz już co mi robił!? Nie pamiętasz co robił NAM!
Dlaczego była tak głupia?! Nie ona... Nie mogła zakochać się w kimś takim jak Potter! – W głowie Severusa wirowały myśli. Zerknął gniewnie na skulonego Jamesa. Nie zawahałby się nawet sekundę, by go zabić.
-Błagam...- Wyłkała Lily. – Błagam.
Jej dłonie trzęsły się gdy splatała je przed nim, jak do modlitwy.
-Chodź ze mną! – Warknął. Przybliżając się do Jamesa i czubkiem różdżki celując wprost w jego poruszającą się szybko pierś.
Milczała... Poruszała tylko ustami bezgłośnie. Jakby słowa nie chciały przejść jej przez gardło.
Zacisnął więc mocniej palce na różdżce.
-Stój...- Szepnęła. – Zrobię co zechcesz!
Zdecydowała. Odetchnął. Patrzyła na niego tymi swoimi ślicznymi oczami koloru trawy, mokrymi od łez.
-Grzeczna dziewczynka...– Odwrócił się do niej. Za jego plecami James poruszył się z lekka.
Snape zerknął na niego.
-Pójdę z tobą...- Lily szybko wstała na równe nogi. Była gotowa dać się uprowadzić, byle tylko nie krzywdził dalej Jamesa. Byle dał mu spokój... Napędzane adrenaliną serce pękało jej z każdą chwilą, gdy patrzyła na umęczone ciało ukochanego.
-Dobra decyzja... – Severus jakby wahał się czy podejść do niej czy stać tam gdzie stoi. Przygryzł nagle wargę i spojrzał w jej oczy.
-Ale tak czy siak, nie zamierzam mu darować... Wybacz!
Zamachnął się różdżką znów celując w Jamesa.
-NIE!!!- Cichy pisk wydobył się z gardła Lily. Zawtórował mu świst i jasne światło.
Odwróciła głowę zamykając oczy. To nie możliwe...
-Lily?! – Czyjaś dłoń dotknęła jej ramienia.
Syk bólu, który wyrwał się z ust Severusa sprawił, że zerknęła w tamtą stronę. Rękę miał rozciętą. Nie miał już różdżki...
A James... Wciąż oddychał.
-Lily?! Nie zrobił ci nic?- Dopiero po chwili dotarło do niej, że mówi do niej Syriusz Black. Był sam, ale przybył w najodpowiedniejszym momencie.
-James... – Wszeptała i poderwała się natychmiast do skulonego ukochanego.
Nie patrząc pod nogi podbiegła do niego i nachyliła się nad jego ciałem obejmując je ramionami i przybliżając głowę do jego piersi, by sprawdzić czy jego serce bije.
Syriusz też zbliżył się do przyjaciela po czym widząc jego stan, poczuł jak wściekłość uderza mu do głowy. Za coś takiego mógłby zabić.
-Cholera ten gnój zwiał w las... – Black rozejrzał się gniewnie. Spuścił go z oka ledwie na chwilę... Cholerny Snape... Prawie zabił Jamesa! Syriusz zdeptał leżącą pod jego nogami różdżkę Severusa.
-James...- Lily obejmowała narzeczonego całując go lekko, lecz łapczywie. Mogła go stracić... Tak nie wiele brakowało...
– James, powiedz coś... – Powtórzyła.
Chłopak złapał powietrze dość głośno.
-Nic ci nie jest? – Spytał bardzo cicho mrugając oczami i wyciągając do niej rękę. Schwyciła ją i mcno przycisnęła do swojej piersi.
-Jestem cała.- Mówiąc to pocałowała go w usta i pogładziła dłońmi po policzkach.
- Tak się bałam... Myślałam, ze cię stracę...
-Nic mi nie jest. Już kiedyś tym oberwałem... Zaklęcia niewybaczalne są przereklamowane... – Zadrwił.
Najwyraźniej szybko wracał do siebie. Zaśmiała się mimowolnie i pomogła mu się podnieść.
-Dobrze, że za tobą polazłem Evans... – Syriusz pomógł jej przytrzymać Jamesa, mimo jego protestów, że może sam stać.
-Boże...- Jęknęła. – Nie sądziłam, że Severus byłby zdolny do czegoś takiego, że on...
-Drań pewnie się już teleportował... Ale nie ma różdżki, nie może więc czarować... Nie zaatakuje drugi raz.
-Już mi lepiej. Niech ktoś mi odda okulary i różdżkę...– James stanął dość prosto. Lili odszukała wzrokiem i jedno i drugie.
-Mogę je naprawić. –Rzekła podnosząc okulary z ziemi i korzystając z jego różdżki zrobiła to.
-Teraz na prawdę będzie trzeba odwołać ślub...- Syknął Syriusz otrzepując przyjaciela i sprawdzając czy jego kończyny są całe.
-Jeśli o to chodzi to chyba dam radę...- James włożył na nos okulary i poczuł jak Lily przytuliła go bardzo mocno. Jakby bała się, że nagle cos mu się stanie.
-Wróćmy do domu, jesteś słaby. Torturował cię...- Jęknęła ledwie wymawiając ostatnie słowa.
-Nie... Dam radę. – Rzekł całując ja zimnymi wargami w czoło. – Dam radę...
-Ale...- Dziewczyna ujęła w dłonie jego twarz. Był słaby. Nie mogła pozwolić, by przez nią działa mu się krzywda... Powinien odpocząć...
-Jakie „ale"? Przecież po to tutaj przyszliśmy! Mieliśmy zostać mężem i żoną. On zjawił się tu by pokrzyżować nam plany, żeby do tego nie dopuścić. Jeśli nie weźmiemy ślubu dopnie swego, wciąż będzie miał nadzieję, że mi cię odbierze. Nie sądzisz, że właśnie na takie zakończenie liczy? Że cieszy się, ze znów udało mu się odwlec to wszystko... Nie dam mu tej satysfakcji. Nie chcę, by znów próbował cię uprowadzić!
-Ledwie stoisz...- Pokręciła głową. Czułą się, tak jakby to wszystko byłą tylko i wyłącznie jej wina...
-Stoję całkiem pewnie. – James uśmiechnął się. – Jeszcze pewniej, gdy ty stoisz obok mnie... Złóżmy wreszcie tę przysięgę.
Uśmiechnęła się poprzez łzy. Otarł jedną z nich z jej policzka.
-To co? Jesteś gotowa?
Pokiwała głową trochę niepewnie, ale nie dlatego, że się wahała. Po prostu martwiła się czy oboje po tym wszystkim powinni...
-Kocham cię. – Szepnęła nachylając się by wargami dotknąć jego ust.
-Wszystko to bardzo romantyczne i piękne... -Głos Syriusza przerwał im w pół pocałunku. – Tyle, że on chyba nie powinien się tak pokazywać...
Lily dostrzegła o czym Black mówił.
Torturowany James tak mocno zacisnął pieści na swojej koszuli, że ja porwał.
-Cholera... – Syknął widząc to i dotykając poszarpanej dziury. –Będą pytać, co się stało...
-Nie koniecznie. – Syriusz zdjął swoją marynarkę. – Mamy ten sam rozmiar. Dam ci swoją. Twoja koszula jest w prawdzie kremowa, moja biała, ale w tym zaaferowaniu nie sądzę by ktoś dostrzegł różnicę.
-Dzięki stary.- James uściskał przyjaciela i lekko się zachwiał.- Za uratowanie życia także... Byłbym teraz mokrą plamą gdyby...
-No przestań, bo się popłaczę ze wzruszenia. – Black zakpił wesoło, zdejmując koszulę. Lily pomogła Jamesowi zdjąć frak i jego własną.
Wymienili się.
-Wracajcie tam.- Syriusz uśmiechnął się spokojnie. – Czekają na was...
-Dziękuję.- Lily przytuliła go jeszcze. Zaśmiał się cicho.
-Nie boisz się, że mężuś będzie zazdrosny? – Zażartował i zapiął ostatnie dwa guziki koszuli Jamesa, którą miał na sobie.
***
Bella patrzyła jak jej dziecko lekko się chwieje, zapewne ze stresu, stojąc przed ołtarzem i trzymając za rękę rudowłosą dziewczynę, której w oczach tliły się łzy.
-Powtarzaj za mną.- Ksiądz zaczął cytować słowa przysięgi z księgi, którą miał przed sobą.
-Ja James Mortimer Potter, biorę sobie ciebie, Lilyann Jane Evans za żonę... – Powtórzył James. Głos miał o dziwo spokojny. Zupełnie nie pasujący, do jakby zmęczonej postawy ciała.
-I ślubuję ci... -Ksiądz podszepnął dalszą część przysięgi.
-I ślubuję ci, miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci... – Zakończył James.
Po policzku panny młodej popłynęła łza.
-Ja Lily Jane Evans... – Zaczęła drżącym, pełnym rozrzewnienia głosem.
-...biorę sobie ciebie Jamesa Mortimera Pottera, za męża... – Rzekła, patrząc mu w oczy i uśmiechając się mimowolnie.
-I ślubuję ci... Miłość, wierność i ...- Nabrała głośno powietrza, jakby jej go zabrakło. – ... uczciwość małżeńską, oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci...
-Obrączki... – Ksiądz skinął na drużbę. Remus podał je czerwieniąc się lekko.
Lily wsunęła pierścionek na palec Jamesa. Ręka jej drżała... Zerknęła na niego. Wydawał się spokojny. Jakby to wszystko, co stało się zaledwie przed chwilą nie wydarzyło się nigdy. Jakby nie został zaatakowany, nie torturowano go i prawie nie zabito...
Wsunął obrączkę na jej drobny palec. Poczuła ciepło złotego krążka. Nagrzał go trzymając w dłoni...
Popatrzyli w swoje oczy, słysząc jak ksiądz mówi „ co bóg złączył człowiek niech nie rozdziela".
James zacisnął mocniej palce na dłoni swoje ukochanej. Jej oczy jakby się śmiały... Mimo iż była blada i drżała. Sam natomiast czuł ulgę... Wreszcie byli razem... Nikt nie miał prawa ich rozdzielić. Nigdy!
-Przedstawiam państwu Pana i Panią Potterów... – Rzekł ksiądz kładąc dłoń na ramieniu Jamesa.
-Mogę ją już pocałować? – Chłopak wciął mu się w zdanie.
Lily parsknęła śmiechem, a wraz z nią cały kościół.
-Naturalnie. – Padła odpowiedź, na pytanie Jamesa.
Chłopak przycisnął ją do siebie bardzo gwałtownie.
-Czy twój ojciec będzie na mnie krzywo patrzył jeśli powtórzę, to co wtedy na peronie...- Szepnął jej do ucha.
Lily objęła go równie mocno czerwieniąc się lekko.
-A co mnie obchodzi mój ojciec... Całuj! – Odrzekła szeptem.
Ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Świat stanął na chwilę... Ludzie klaskali do melodii marsza Mendelsona.
Wszystko zdawało się wirować. Ich serca biły we wspólnym szybkim rytmie.
Bella otarła łzę wzruszenia. Jej dziecko należało już do innej kobiety... Goście wiwatowali.
-Nie połknij jej!- Wrzasnął Syriusz Black z tłumu.
Państwo młodzi niechętnie skończyli pocałunek i odwracając się do tłumu ruszyli po czerwonym dywanie w nowe, wspólne życie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top