Rozdział 41 - KONIEC
Miałam dość maszyn, sprzętów, pytań i prób wejścia mi do mózgu. Henry wciąż coś wymyślał, alfa to popierał i tak spędziłam pół dnia na bezsensownych badaniach.
-Adrian to nie nawrót pieczęci, wszystkie parametry w normie. Mówi sensownie i jak na obdarowaną w miarę logicznie. Nic nie mogę zarzucić jej zdrowiu prócz wyczerpania. Jej płuca przeszły piekło ale wracają szybko do zdrowia, podobnie z temperaturą. Unormowała się. Nie masz się czym martwić, dziewczynie nic nie jest.
Byłam w swoim pokoju bo to tu przeniosły się badania i pytania. Pasowało mi to bo miałam dość twardej kanapy i teraz miło sobie leżałam na miękkim materacu.
-Coś musiało się stać. Takiego stanu nie widziałem od czasów... no wiesz.
Mężczyzna posmutniał delikatnie kładąc rękę na ramieniu Adriana by pomóc mu powiedzieć resztę słów a ja powoli zaczęłam odpływać... byłam już tak zmęczona.
- Pamiętasz prawda? Gdy Wiktoria była bliska przemiany, gdy ciało walczyło z myślami. To był ostateczny moment. To ją zniszczyło Henry. Nie pozwolę by Ala...
Uśmiechnęłam się delikatnie sięgając po kołdrę obok.
-Nic mi nie jest Adrian.
Mój głos brzmiał jakbym już spała. Albo jakbym właśnie się obudziła. Zniekształcony i skierowany do ziewania nie do mówienia.
- Odpocznij Ala. Porozmawiamy jak wstaniesz rano.
Mruknęłam na zgodę i szczęśliwa z miękkiego i puszystego przedmiotu jakim jest poduszka mocniej opatuliłam się kołdrą by zasnąć. Jej... spanko...
+++++
Następnego dnia wstałam bardzo wcześnie. Wschodziło słońce a wiec i ptaki powoli zaczynały ćwierkolić. Podniosłam się i biorąc ciuchy na zmianę weszłam chętnie pod ciepły prysznic. Dziś żadnych snów czy wizji... tylko spokój. Tak miło mi się spało.
A mimo to wciąż moje myślenie nie dawało mi spokoju. Podczas wczorajszych badań wciąż miałam pierdolnik w myślach. Podstawowe pytanie ,,czemu ojciec chciał mnie zabić"? Odpowiedź w sumie dał mi chwile potem. Bo wykonałam zadanie. Czym mogło być to jego zadanie? Co ostatnio się zmieniło w moim życiu... Oj długa lista. Dołączyłam do kręgu, dołączyłam do watahy. Po raz pierwszy się przemieniłam i złamałam jego swego rodzaju karę. Po raz pierwszy też usłyszałam jego głos na żywo a nie w wizjach... i po raz pierwszy użyłam własnych słów do zaklęcia... a nie tych wyuczonych przez niego. Przestałam też zbierać tyle magii co wcześniej. Samą pełnie przestałam obchodzić z kręgiem a raczej sama bądź z wilkami. Dużo tego. Najbardziej pasuje mi tu złamanie jego kary. Klątwy czy takie tam...
Woda mimo stałej ciepłej temperatury zdawała się mnie nie grzać a wręcz przeciwnie. Dopadły mnie lekkie dreszcze jakbym myła się w zimnej wodzie.
Postanowiłam więc skończyć poranny prysznic i zakręcając kurek powoli zabrałam się za stałe czynności. Wycieranie, ubieranie czy mycie zębów.
Dlaczego kara ma być moim zadaniem? Dlaczego to właśnie miałoby sprawić że ojciec chciałby mnie z powrotem?
Wyszłam umyta, ubrana i gotowa do nowego dnia z łazienki kierując się prosto do biblioteki. Czas wypuścić kotkę. Prawdziwa czy nie... nie mogę jej tam trzymać. Poza tym teraz nie jestem podatna na jej wyzwalanie wizji więc luzik. Założę się że już tylko czyha na to aż otworze drzwi by mnie zaatakować oburzeniem i złością.
Powoli przekręciłam zostawiony w drzwiach klucz i uchyliłam je ostrożnie nie chcąc dać jej od razu wybiec ale jak się okazało Luny nie było przy drzwiach. Powoli przeszłam dalej zerkając za fotel gdzie były zostawione dla niej chrupki i woda. Wstrzymałam oddech widząc że za równo jedno jak i drugie nie zostało przez nią nawet ruszone.
Szybko rozejrzałam się po pomieszczeniu szukając wrednych zielonych oczu wołając ją cicho ale odpowiedziała mi jedynie głucha cisza. Serce przyspieszyło na myśl że cos jej się stało. Powoli ruszyłam wzdłuż regałów.
Na pewno gdzieś śpi... na pewno...
Ponownie zawołałam kotkę zatrzymując się w pół kroku by chwilę potem cofnąć się i zaniemówić. Zadrżałam na widok martwego ciała przy jednej ze ścian. Nie żyła jestem pewna. Czarna sierść zdawała się być teraz szara. Tylko na brzuchu dookoła ran widniała czerwień. Głębokie szramy na jej ciele przypominały cięcia. Pisnęłam cofając się jeszcze jeden krok by stracić czucie w nogach i opaść na nie bezwładnie.
Nie samo ciało było jednak najbardziej przerażające. A to że nad nim na ścianie wręcz wypalone i wymazane krwią było napisane zdanie w jasnym dla Naoku piśmie Tiangshi. Cicho załkałam czując łzy na policzkach. Wszystko stało się jasne.
Powoli podniosłam się na nogi i ruszyłam z powrotem. Byłam w stanie wziąć herbatę i usiąść w salonie ale nic więcej. Szklanka pełna naparu wciąż tkwiła w moich rękach mimo tego że upłynęły ładne trzy albo dwie godziny.
Nigdy nie sądziłam że tak wiele może powiedzieć mi czyjaś śmierć. Teraz to było jasne. Od początku powinno być jasne dla tego kto zajmuję się wiarą Naoku. Kto jest Naoku.
- Ala? Co tu robisz tak wcześnie ?
Nie podniosłam wzroku słysząc dwoje z silniejszych wilków. Adrian i Kamil wymienili spojrzenia ale nie ruszyli się jakby czekali na to co zrobię.
- Luna nie żyję.
Alfa zesztywniał napinając mięśnie podczas gdy Kamil zmarszczył tylko delikatnie brwi.
-Ta kotka? Co się stało?
Uśmiechnęłam się smutno i wiedząc że to co powiem zrodzi więcej pytań powoli się na to wewnętrznie przygotowałam.
- Jest w bibliotece przy dziale z artykułami magicznymi lasu.
Adrian skinął na co Kamil od razu tam poszedł a sam alfa usiadł blisko mając już mnóstwo innych niż się spodziewałam pytań.
- Jak się czujesz? Pytam o pełnie.
Skinęłam wiedząc że nie chce rozmawiać o Lunie. Też na razie nie miałam tego w planach.
- Dobrze. Spokojnie... cicho. Bez magii czy wizji. Jestem wolna na razie.
Odetchnął z ulgą zapewne wyczuwając że mówię prawdę i podniósł się powoli do góry.
- Więc choć. Po pełni zawsze dobrze rozprostować łapy. Uspokoisz umysł po tym wszystkim a ja będę miał pewność że wszystko gra.
Ruszył do wyjścia. Nie proponował tego, nie pytał więc i ja nie odpowiadając ruszyłam za nim. Na dworze panowała cisza. Ale nie było tak dziwnie cicho jak podczas pełni. Nie... była to bardzo przyjemna cisza która zdawała się wręcz wciągać w uspokajający nastrój.
Bez słowa weszliśmy do lasu bym to ja przemieniła się jako pierwsza. Zaraz za mną alfa gotowy do drogi. Delikatne zakwasy dały znać że długo nie zmieniałam formy. Łapy mimo to doskonale wiedziały jak pracować by dorównać tempa przy biegu.
+++
Słońce zdawało się miło nas ogrzewać walcząc przy tym z chłodnym wiaterkiem. Miałam zamknięte oczy powoli odpływając i uspokajając cały umysł po tym co działo się ostatnio. Pełnia... Luna a teraz przemiana. Zmiana formy to wciąż coś niecodziennego w moim mniemaniu więc delikatnie nadwyrężałam tym swoje spojrzenie na świat.
-Więc co się stało?
Mruknęłam niezadowolona że alfa chce wrócić do tematu. Zapewne i pełni i Luny.. Powiem co myślę może ułożymy to jakoś w całość.
-Podczas pełni ojciec po raz pierwszy w tym przyżyciu nie zabierał mi mocy a chciał zabrać mi życie. Słyszałam dokładnie jego głos. Wykonałam zadanie. Nie jestem tu już potrzebna więc chce bym wróciła do niego i czekała na to aż znowu będę przydatna. Luna zmarła jeszcze przed pełnią. Sądzę że to kwestia tego że nie jest już potrzebna tak jak ja.
Adrian siedział oparty o drzewo przy strumieniu obok którego postanowiliśmy zrobić sobie małą przerwę bo moja kondycja nie pozwalała mi na więcej biegu. Napiliśmy się wtedy wody, przemieniliśmy i ja padłam na trawę by tak już zostać podczas gdy alfa nie okazując odrobiny zmęczenia oparł się tylko o drzewo by teraz usiąść przy nim i zacząć rozmowę.
- Masz cos konkretnego na myśli mówiąc o zadaniu?
Odetchnęłam bo prawda była męcząca.
-W tym problem że nie mam pojęcia czym było moje zadanie. Podejrzewam tą karę po zabiciu watahy ojca. Wzięłam moc oddaną już ojcu. Cos co mu się należało a tego nie dostał więc mnie ukarał.
Podniosłam się by móc spojrzeć na faceta akurat gdy ten pokiwał lekko głową próbując sobie to poukładać.
-Ale jak kara ma być zadaniem?
Machnęłam ręką jakby właśnie odpowiedział na bardzo poważne pytanie a nie je zadał.
-No właśnie! W tym tkwi problem. Zastanawia mnie czy ojciec nocy sam mnie nie namówił wtedy do wzięcia mocy. Dzięki temu nadwyrężyłam się ale mogłam jej więcej magazynować. Taki... biznes. Coś tracisz by potem zyskać.
Ponowne skiniecie głową na moje słowa i jego wzrok padł na moje dłonie które akurat wyciągnęłam by zerwać kwiatek. Mlecz pięknie zakwitł i teraz ślicznie rozłożył płatki.
-To bardzo wygodne rozwiązanie zrzucić coś na niego nie? Naoku robią to na okrągło.
Zaśmiałam się na jego spostrzegawczość. Miał rację. Kochamy wszystko przypisywać innym. Zarówno wady jak i zalety.
-Masz rację. Ale tak w sumie jest. Dzięki niemu mamy magię ale i przez niego mamy ciężkie życie. Nosimy ją. Służymy mu. Pełne oddanie. On bierze za nas winy ale my mamy robić co nam każde. Coś za coś.
-A luna? Powiedziałaś że zginęła bo nie była potrzebna. Wiesz już kim była?
Tym razem na moją twarz wpłynął poważny smutek. Biedna nawet nie miała tak naprawdę własnego życia.
-Nazywamy je strażnikami. Jest ich niewiele i osobiście nigdy żadnego nie widziałam w tym życiu oprócz czarnej kotki. Widzisz ojciec lubi jak się go słucha. Jak się chce nawiązać z nim kontakt i oddać mu swoje życie. Jako jego dzieci narodziliśmy się w pełni normalnie z człowieka ale już będąc wciąż w łonie matki czuliśmy jego obecność. Od początku nam towarzyszył by nas kontrolować. Niekiedy dając nam się odrodzić ponownie spodziewa się przez poprzednie życia że nie będziemy tak posłuszni jak by chciał. Wtedy cząstkę z poprzedniego życia zaszczepia dorosłemu już zwierzęciu. Na tyle prymitywnego by móc nakierować go na odpowiedni tor myślenia i działania. Luna musiała być kimś takim. Miała mnie pilnować bym słuchała się ojca. Przekazywać wizję, dawać magię bym poszerzała swoje możliwości i nakierowywać mnie na drogę która będzie najkorzystniejsza dla ojca nocy.
Dlatego widywałam ją w wizjach. Dlatego tak silnie na mnie działała magicznie. I dlatego się mnie słuchała w jakiś popaprany sposób będąc częścią mnie z poprzedniego życia.
- Czyli w poprzednich... życiach byłaś nie posłuszna?
Skinęłam na myśli alfy. Tak właśnie pewnie było, dlatego pojawiła się Luna gdy zaczęłam zbaczać ze ścieżki córki nocy.
-I co planujesz dalej? Co jeśli kolejna pełnia okaże się ostatnią?
Odłożyłam trzymany wciąż kwiatek i delikatnie podniosłam się by spojrzeć na alfę. Chce wiedzieć co myśli o moim planie a długo go obmyślałam.
- Chcę stawić się przed kapłanką. Jest coś co może ją przekonać do tego żeby pozwoliła mi założyć własny krąg. W ten sposób nie będę musiała należeć do żadnego. Uwolnię się od głupich zasad bycia Naoku jedynie wysyłając co jakiś czas raport do biura kapłanki. Wtedy chciałabym wyjechać. Najlepiej jak najdalej. Co ty na to?
Mruknął coś pod nosem jednocześnie zachowując kamienną twarz. Spodziewał się że będę chciała wyjechać. Nie zdziwiło go że chcę odłączyć się od kręgu. Pytanie brzmi... czy pozwoli mi na wyjazd?
- Chcesz odejść z watahy?
Zaskoczona muszę przyznać że zadrżałam na samą myśl. Odejść? Od watahy? Od Adriana, Wojtka, Kamila, Antka i Anety? Potrafiłabym? Alfa zauważył moje zaskoczenie i przerażenie w oczach więc delikatnie się uśmiechnął.
-Dobrze, bo coś czuję że chłopaki by nie dali mi żyć gdybym ci na to pozwolił. Wyjazd mogę zaakceptować. Nie dłużej niż dwa tygodnie i pod stałym kontaktem. Wyczuje jeśli zapomnisz o przemianach więc radze ci nie kantować w raportach.
Uśmiech to za mało by podziękować. Martwił się o mnie. Jak prawdziwy alfa. Którym przecież jest. A więc tak będzie wyglądać moje życie? Nareszcie wiem co chcę zrobić. Wiem jak chce przeżyć to jedno z wielu przyżyć.
Podniosłam się na co alfa zareagował tym samym i powoli ruszyliśmy w stronę domu. Dom. Stały dom, bez przeprowadzek... chyba mam swoje miejsce.
- jedno mnie jeszcze ciekawi Alicja.
Warknęłam cicho na pełne brzmienie imienia co Adrian totalnie zignorował.
- Co takiego masz w zanadrzu że Kapłanka pozwoli ci na zostanie Kamatii?
O nic prostszego...
- Pamiętasz co powiedziałeś po mojej długiej wizji w salonie? Tej podczas której nuciłam słowa w języku nocy.
Skinął wracając myślami do tamtego zdarzenia i uśmiechnął się jakby uświadamiając sobie coś istotnego. Również na moją twarz wpłynął uśmiech.
- No właśnie. Moje wizję to nie obraz... tylko film. Przeszłość, przyszłość , teraźniejszość. Nie dotyczą tylko mnie a również innych... Mam moc większą niż Kamila.
Adrian zatrzymał się łącząc dodatkowe niewypowiedziane jeszcze przeze mnie fakty a jego wzrok przepełnił się pełnią zaskoczenia. W jego głosie brzmiał swego rodzaju strach i niedowierzanie ale w dobrym tego słowie znaczeniu.
- Jesteś wyrocznią.
+++
- Udowodnij!
Podniosłam się z pozycji klęczącej by podejść powoli do samej kapłanki siedzącej teraz na ustawionym na środku Sali wizytowej krześle. Coś w rodzaju tronu na delikatnym podwyższeniu otoczone mniejszymi i mniej ozdobionymi siedziskami. Oczywiście na owych krzesłach siadały wyrocznie które z pogardą przyglądały się moim ruchom.
- Wyznać mogę co widziałam. Słyszałam...
Cisze szmery rozeszły się po niewielkiej Sali urządzonej trochę jak na jakieś kameralne weselisko. Kapłanka odczekała na potwierdzenie od siedzących dookoła kobiet po czym skinęła bym kontynuowała.
- Pamiętam cztery przyżycia dokładniej od reszty.
Sala zamarła słysząc określenie niepełnego życia o którym nie powinnam wiedzieć.
-Każde z nich kończyło się wypowiedzianym przeze mnie zaklęciem. Inkantacją melodii jako wezwania przez ojca. Widziałam ciemność w której czekamy na swoją kolejną szansę a zaledwie parę dni temu podczas ostatniej pełni słyszałam głos ojca. Prawdziwy głos słyszany wcześniej tylko w wizjach. Wykonałam zadanie. Zażądał mnie z powrotem.
Nie opuściłam wzroku jak co poniektóre ze starszych już kobiet. Wiedziały o czym mówię. Każda to przeżyła, widziała... lub słyszała o tym od innej wyroczni.
- Widziałam swoją śmierć. Widziałam śmierć bliskiej komuś osoby. Jako dziecko zostałam podstępem zmuszona do wzięcia mocy która mi się nie należała. Ojciec wmówił mi że karą za to jest odebranie mi części mnie. A prawda jest że to jedynie sposób na jego większy zysk. Zdjęłam z siebie piętno kary i teraz wyczuwam nadchodzącą wizję która nie jest jedynie obrazem. Jeśli się zgodzisz pani osobiście mogę udostępnić moje myśli by dowieść prawdziwości swoich słów.
Kapłanka podniosła się czym nakazała mi cisze i zeszła powoli w moją stronę. Na Sali była ona ja i wyrocznie. Słysząc na wstępie po co przybyłam odesłała resztę więc teraz bez problemu stała pół metra ode mnie patrząc mi prosto w oczy by doszukać się prawdy. Nie zdziwiło ją to że każde słowo nią było.
- Wyrocznie przewidziały twoje nadejście. Widzę a wierze temu co widzę że twoje serce jest szczere. Odkryłaś prawdę i nie obawiasz się jej więc masz moją zgodę. Mocą jaką nadaje mi wiara i stanowisko daję ci tytuł Kamatii kręgu którym przewodzisz. Jak i stanowisko wyroczni u mego boku a więc i na moje wezwanie.
Uśmiechnęła się delikatnie i gdy odeszłam krok by się jej skłonić jej uśmiech poszerzył się jeszcze mocniej.
- Wracaj do swojej watahy wilku. Nie wychylaj się podczas pełni i bądź otwarta na moje wezwanie gdybym cię potrzebowała.
Z radością wykonałam jej polecenie. Przede mną wyjazd w którym poukładam sobie to co już wiem. A potem życie pełne niespodzianek.
Jeszcze tego samego dnia pojechałam do mamy poważnie z nią porozmawiać i zaprosić ją do mojego kręgu ale tak jak się spodziewałam mama była od zawsze i na zawsze pewna swoich racji. Z uśmiechem przyjęła wieść że jestem szczęśliwa i mam swój cel. Jako wyrocznia nieźle będę zarabiać a dzięki chłopakom nareszcie rozwinę się jako wilk.
Tak więc nareszcie mogę rozpocząć moje życie. Moje... bo teraz ja nim steruję nie ojciec nocy. Ja wybieram co robię, jak spędzę pełnie... i z kim.
Tak powinien mieć każdy. Swoje życie. Swój świat... własne błędy i wybory. Jestem dumna z tego co osiągnęłam i nigdy nie zapomnę komu to zawdzięczam. Przyjaciołom... rodzinie, tej prawdziwej... tata , mama... i oczywiście wiele zawdzięczam samej sobie. Bo mimo napisanego dla mnie scenariusza lubię improwizację i nie boję się już o jej konsekwencję.
Wam też to polecam. Powodzenia!
==========================================================================
Najdłuższy... ostatni rozdział. Tym razem opowiadanie nie kończyło się wielką walką z wrogiem. Polegało raczej na odnalezieniu siebie co w wielu momentach jest trudne dla każdego z nas. Dalsze losy bohaterki na pewno nie będą super łatwe i proste ale odnalazła swoje miejsce. Każdy z nas powinien je znaleźć i tego wam życzę.
Dziękuję za wszystko, za każdy komentarz. Za każdą osobę która postanowiła to przeczytać. Nawet za to że były osoby którym się nie spodobało i przerwały po pierwszych stronach. Dziękuję za krytykę, uwagi i to że doczytaliście do tego momentu.
A teraz życzę wesołych i udanych wakacji!
Pozdrawiam. KasiaAS
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top