Rozdział 22
Zimny wieczór i niepokojąca cisza zapowiadała nieprzyjemny ciąg zdarzeń jaki miał nadejść po tym jak w samym środku lasu mierzyłam się wzrokiem z niecierpiącą mnie nad życie kobietą. Ciarki przeczy po moich plecach gdy ta ruszyła kilka kroków w moją stronę.
-twój entuzjazm mi schlebia Alicjo
Skrzywiłam się zmuszając do wyprostowania się i założenia rąk na klatce piersiowej by wyglądać pewniej. Magda ma dar lokalizacji. Jeśli dać jej próbkę magii potrafi odnaleźć każdego obdarowanego. Dlatego nie zdziwił mnie fakt że się tu pojawiła. I wątpię że przyszła mnie uratować.
-Odpowiadając na twoje pytanie... co ja tu robię... twoja matka się o ciebie martwi... Amelia przesłuchała wszystkie dostępne duchy, Daria nie przestaje gapić się w okno... więc jestem tu bo cię szukam. Jestem tu bo chce ci pomóc.
Ocho jasne. Na pewno tak jej zależy na pomocy mi. Prędzej uwierzę że makaron jest robiony z chipsów.
-nie potrzebuje pomocy
Kobieta zaśmiała się podchodząc bliżej, ubrana była w wygodne przechodzone dżinsy i ciepłą kurtkę w ciemno czerwonym kolorze. Pasowała do leśnego wystroju jak lodówka do łazienki.
-Przygotowanie do rytuału wskazuje na cos innego.
Mocniej zacisnęłam dłonie na ramionach wbijając wzrok w zbliżającą się postać. Magda nie była sama. Izabel. Wysoka brunetka o darze teleportacji na krótkie dystanse. To zawsze sprawiało jej dużo problemów. By przenieść swoją postać przy użyciu zaklęcia możemy przenieść się do miejsca które znamy i jesteśmy z nim jakoś związane podczas gdy Iza może przenieść się do nowego miejsca i zabrać kogoś ze sobą. To przydatne ale bardzo meczące.
- Potrzebujesz leczenia? Ala co się z tobą działo?
Iza akurat jest całkiem miłą osobą. Uśmiechnęłam się więc do niej lekko i rozluźniłam.
-Nic mi nie jest.
-Więc po co ten rytuał?
Magda zaśmiała się na wybuch obdarowanej a mnie zrobiło się cieplej. W zasadzie przydałaby mi się pomoc przy tym wszystkim. Odetchnęłam i spuszczając rozluźnione już dłonie wzdłuż ciała zrezygnowana zorientowałam się że złość lekko minęła.
-Okey. Nie jest tak że nic mi nie jest. Oberwałam rykoszetem podczas próby teleportacji do domu i kilku innych zaklęć gdy próbowałam się wydostać... Nie jest istotne gdzie byłam i co się stało. Chce po prostu się uzdrowić i wrócić do domu.
Obie skinęły głowami mijając mnie i biorąc się za pomoc w przygotowaniu rytuału. Bez słowa patrzyłam na to co robią. Nie miałam już siły walczyć z tym że wszystko mnie boli a magia wciska się na nowo w moje ciało.
-Zdejmuj bluzę i siadaj. Zajmę się znakami a ty się uspokój bo jak będziesz ciskać piorunami to ojciec cię nie uzdrowi.
Posłusznie skinęłam i związując szybko włosy usiadłam na trawie pewna że nareszcie odpocznę i wrócę do normalnego życia.
+++
Ból... tępy ból gdzieś w okolicy głowy, trochę jakby cos mocno przywaliło mi z kolczugi wbijając dodatkowo kolce. I ciemność. Czułam ciepło pościeli i bez wątpienia leżałam na łóżku... ale jak się tu znalazłam?
-symbole kompletnie znikły. Musiała być nieźle pokiereszowana magicznie że potrzebowała całej mocy znaków, ale nie chce powiedzieć nic więcej niż to co nam mówiłaś.
-Dobrze że tam byłyście, utopiłaby się.
-Nie martw się tak Monia, jest już w domu, cała i zdrowa. Nikogo przy niej nie było, nikt jej nie gonił i nie wydawała się przerażona. Jest dzielna poradzi sobie.
- Ale zemdlała po uzdrowieniu to się zdarza w krytycznych sytuacjach. Cos musieli jej zrobić!
Zemdlałam? Świetnie. Teraz pewnie modlą sie nade mną. Powoli podniosłam się rozglądając po znajomym pomieszczeniu. Brązowe ściany które sama malowałam od razu przyprawiły mnie o uśmiech. Chwile później mój wzrok padł na mamę która teraz w pełnym skupieniu obserwowała to co się ze mną dzieje. Do niej również się uśmiechnęłam.
-Cześć mamuś.
Podniosłam wzrok na Magdę i Izę którym zawdzięczam powrót. Po raz pierwszy mój uśmiech do Magdy był szczery, nie wymuszony. Martwiły się o mnie. Teraz czułam to bardzo dokładnie.
-Dzięki wielkie za pomoc z tym rytuałem. I za powrót do domu. Zemdlałam?
Obie skinęły głowami. Chciałam im jeszcze raz podziękować ale skrzywiłam się czując jak na ciało napiera duża ilość magii. Mimowolnie opadłam z powrotem na poduszkę akurat gdy mama łapiąc mnie delikatnie za dłoń zwróciła moją uwagę.
-Dobrze, teraz powiedz co się stało?
Przez głowę przeszły różne myśli, co się stało? Wszystko. Poznałam historie wiktorii, dowiedziałam się że nie odziedziczyłam po ojcu genów i że w okolicy jest wataha która może mnie uwięzić gdy jej się podoba. Poznałam bliżej magie driady i nie polubiłyśmy się... no i poznałam kotke która potrafi pokazywać mi przeszłość.
-To chociaż powiedz gdzie byłaś.
-nie wiem
Dlaczego chce to zachować dla siebie? Dlaczego czuję opór w mówieniu o tym? Nie mam pojęcia. Ale czuje że nie powinnam tego opowiadać. Też dlatego że osobiście nie zrobiłam dużo by temu zapobiec.
-Obyś sobie przypomniała bo kapłanka chce cię widzieć. Zaraz po pełni.
Świetnie. Na pewno dowiedziała się że oddałam próbkę krwi. Jasna cholera! Ból głowy się nasilił więc mimowolnie skrzywiłam się wywołując oburzenie u Magdy. Ale mało mnie to interesowało bo magia wciąż naciskała na to by ją dopuścić.
-Jeśli nie stało się nic złego nie masz się czym przejmować.
Prychnęłam podnosząc się z łózka. To był błąd. Teraz duża ilość przyswajalnej magii dosłownie zwaliła mnie z nóg, znudziło jej się proszenie o dostęp. Mama rzuciła się od razu by mi pomóc ale odskoczyła chwile później.
-Czujecie to?
Magia. Czuły magie jaka znowu atakowała moje ciało. Zrobiło się gorąco, zabrakło mi powietrza ale siły wróciły. Podniosłam się szybko podpierając o ścianę i biorąc kilka szybkich wdechów spięłam mięśnie. Serce zwolniło dudniąc mi w uszach dodatkowo odwracając moją uwagę od utraty wzroku. Mówiły cos do mnie ale nie słyszałam słów. Tylko dudnienie, głośne wolne dudnienie i szum krwi płynącej wraz z magią wciąż mnożącej się w żyłach.
Mimowolnie kazałam magii przestać. Cicho tak że sama się nie usłyszałam. Wtedy dudnienie lekko przycichło by po chwili jeszcze głośniej zabrzmieć w uszach. Robiło się coraz goręcej, spanikowałam. Magii było za dużo. Za dużo na raz!
-Przestań!
Słyszałam swój głos, ale ból jakby protestując uderzył w moją głowę. Złapałam się za bolące miejsce powtarzając rozkaz.
-Powiedziałam stop!
I nagle cisza. Magia usłuchała cofając się od mojego ciała. Wzrok wrócił wraz ze słuchem, ból został. Podniosłam spojrzenie na przerażone obdarowane by znaleźć w nich cień wyjaśnienia tego co zaszło. W pokoju była tez Amelia, mała Gabrysia... Daria. Wszyscy którzy byli w domu zjawili się w moim pokoju patrząc na to jak zwijam się z bólu. Świetnie. Bolały mnie dziąsła. Głowa, wciąż cicho dudniło mi w uszach. Usiadłam spokojnie na podłodze opierając się plecami o ścianę za mną. Chłód tej ściany dodawał otuchy.
-Co to było?
Zaśmiałam się wiedząc że tak to się kiedyś skończy, musiałam brzmieć jak chisteryczka. Od zawsze uważali że moja siła jest zbawieniem od ojca. Ilość magii jaką mogłam pochłonąć przez to że przyjmowałam ja cały czas była znacznie większa niż u reszty Naoku. Przecież to dar! Powinnam chwalić za to ojca! Składać modły głośniejsze i piękniejsze od innych! W moim głosie słychać było irytacje i swego rodzaju pogardę do tego co się stało.
-Za kilka dni pełnia...
Zaczęłam tłumaczyć bo wszyscy mieli miny jakby zobaczyli ducha... no może z wyjątkiem Ameli ona widzi duchy na co dzień więc ona wyglądała tak jakby zobaczyła cos innego ale strasznego.
-Przez ten czas gdy zniknęłam byłam w miejscu z ograniczonym dostępem magii. Dlatego się nie przeniosłam, dlatego nie mogłam się uleczyć, dlatego się z wami nie skontaktowałam... Gdy przedostałam się za barierę magia w dogodnym momencie postanowiła nadrobić to że nie mogła się wpychać i teraz rzuciła się na mnie wlewając na siłę bo zaraz pełnia. Jeśli zaatakuje jeszcze raz nie powstrzymam jej. Nie mam siły.
W pokoju nastała cisza podczas której wciąż masowałam obolałą skroń a moje mięśnie bawiły się w tańce. Raz, dwa , trzy , cztery... raz... dwa...trzy...cztery... w rytm poloneza napinały się i rozluźniały gotowe na kolejny atak.
-Zostawcie nas proszę
Mama podniosła się by podejść do mnie i pomóc mi wstać. Jej głos był pełen niedowierzania, ale i zrozumienia... W jej oczach było go najwięcej ale i tak nie przewyższało to wielkości strachu jaki w nich tkwił. Tego strachu który doskonale znałam...
-Czemu nic nie mówiłaś?
Zmarszczyłam brwi próbując odgadnąć o co jej chodzi, musze tylko przypomnieć sobie co znaczył ten strach... Skinęła na resztę by wyszli po czym znowu spojrzała mi w oczy.
-Masz kły skarbie, kły i wilcze oczy.
Zamarłam. Ona bała się mnie.
+++
Mój oddech zwolnił. Każdy wdech uspokajał moje myśli otulając je ciepłą i przyjemną kołderką. Zaczęłam nucić wyczuwając znajomą obecność a moje zmysły cichły... Melodia nadal delikatnie brzmiała w moich uszach dając dodatkowe ukojenie ale i siłę. Czułam jej moc jaką przekazywała... barierę jaką tworzyła. Zmieniłam ton i słowa nuconej melodii uchylając powieki by spojrzeć na krople wody unoszące się blisko mnie. Delikatnie podniosłam wzrok wyżej by spojrzeć na świecący jasno za oknem księżyc. Wraz ze spojrzeniem zawsze pojawiał się spokój. Nie tym razem.
Czerwone tęczówki alfy pojawiły się w moim umyśle wymuszając na mnie opuszczenie wzroku. Serce przyspieszyło a melodia jaką nuciłam natychmiast ucichła. Zamarłam na moment by po chwili odrzucić to wspomnienie i wznowić śpiew. Ale serce nadal przyspieszało. Chciałam spojrzeć na księżyc ponownie ale zamiast niego za oknem znowu był wilk...
Obudziłam się z krzykiem od razu siadając na łóżku. O ścianę opierała się Daria, na fotelu siedziała Weronika a na łóżku obok mnie usiadła właśnie Iza. Mój krzyk musiał je obudzić. Lepiłam się od potu, ale do rana jeszcze sporo czasu... zaraz znowu zasnę a wizje wrócą... prysznic w tym momencie jest bez sensu.
-Wybaczcie że was obudziłam.
Wszystkie jakby ocknęły się i głośno wypuszczając powietrze zwróciły się teraz w moją stronę.
-Nadal nie odprawiłaś rytuału?
Nie potrafię się rozluźnić i chodź minął już tydzień od mojego powrotu nie potrafię uspokoić myśli, uwolnić się od tego przeklętego wpływu Adriana. Pokręciłam więc przecząco głową.
-Co widziałaś?
Znowu pokręciłam głową nie odpowiadając. Nadal nikt nie wie że moje wizje to nie tylko obrazy... nie mam zamiaru tego zmieniać. Już wystarczy że wszystkie wiedzą że mam kły.
-Ala... Zostały trzy dni. Jeśli nie uda ci się tego zrobić wcześniej...
-Wiem co się stanie.
We trzy drgnęły chórem atakując mnie niepokojem. Sięgnęłam delikatnie do nasady nosa by rozmasować ucisk jaki tam poczułam, ale mimowolnie syknęłam dodatkowym pieczeniem karku i to tam wylądowała moja dłoń.
-Dlaczego nie dasz sobie pomóc?
-Właśnie Alicja. Jesteśmy tu wszystkie, mamy zebraną już magię, skorzystaj z tego.
Podniosłam się by stanąć przy chłodnej ścianie i zwróciłam się przodem do całej trójki.
-Jeśli nie uspokoję się sama mogę mieć problem podczas pełni. Nie mogę być cały czas pod waszą opieką. Poza tym zazwyczaj wykonywałam rytuał dzień przed. Dam radę. Jest czas.
Daria milczała i to mi nie pasowało. Dziewczyna miała dar widzenia z gwiazd... podczas gdy mnie szukali całe noce gapiła się na niebo by mnie znaleźć. Co wtedy znalazła? Co widziała że cały czas mnie pilnuje?
-Tak, ale zazwyczaj nie byłaś osłabiona, narażona na fale magii i po traumie. Ten jeden raz... pozwól sobie pomóc.
Pokręciłam głową kończąc naszą rozmowę. Jeszcze raz je przeprosiłam i wyszłam z pokoju jaki zajmowałam od dwóch dni... Byliśmy u Kamili w domu, to tu spędzimy pełnie tym razem. Jestem pewna że kamati zaprosiła nas specjalnie ze względu na mnie i moją mamę. Często rozmawiały na osobności i nie mam wątpliwości że ja byłam głównym tematem. Mama martwiła się tym co zobaczyła i ograniczała kontakt ze mną. Nie czułam jej strachu czy niepokoju... ale to może być wina rytuału przyjęcia jaki już odprawiła. Ja też powinnam.
Zeszłam po schodach by dostać się do kuchni po wodę a potem od razu skierowałam się do salonu. Tak wiele się dzieje. Wszyscy naglę się mną przejmują, rozmawiają. Podczas gdy wcześniej byłam jak cień, łaziłam tam gdzie mama i tyle.
Nie zapalałam światła, nie potrzebne było mi wiedzieć co się dzieje dookoła bo i tak nie umiałabym na to zareagować. Cały czas widzę jego oczy. I czuję wtedy lęk. Cholerny strach. Może bym to olała ale odkąd po powrocie wyrosły mi kły mogę to zrobić teraz na zawołanie. Boli... ale jest. Zrobili badania, ja też robiłam. Jestem pewna że nie ma w mojej krwi wilka. Skąd więc to wszystko?
-Powinnaś przyjąć pomoc dziewczyn
Skrzywiłam się rozpoznając głos Magdy. Ta kobieta mnie prześladuje.
-Podsłuchujesz?
Nie odezwała się póki nie usiadła na fotelu idealnie naprzeciwko mnie.
-Nie jest trudne usłyszeć twój krzyk. Masz wizje. Koszmarne wizje. Trzęsiesz się, jesteś zmęczona. Nie sposób uspokoić się gdy co noc od nowa cię coś straszy. Musisz przyjąć pomoc kręgu. Kamati wszystkim się zajmię.
Dzięki. Jak dobrze widzieć że wszyscy już nie śpią dzięki mnie. Jak świetnie wiedzieć że wszyscy widzą że jestem przerażona.
-Nigdy nie podobało mi się to że należysz w jakiś sposób do kręgu... nadal uważam że powinnaś znaleźć własny, przyjąć wiedze jaką jest bycie odpowiedzialną córką nocy i życzyłabym ci wtedy powodzenia. Ale ty nie myślisz o odpowiedzialności, nie obchodzi cię moc jaką możesz posiadać.
Prychnęłam potwierdzając słowa Naoku.
-Mówisz najpierw że mnie nie cierpisz, potem mnie ratujesz, teraz że powinnam przyjąć pomoc ale nie ukrywasz że mnie nie lubisz. Zdecyduj się, bo nie wiem jak mam interpretować twoje rady.
Zamilkła zapewne faktycznie układając sobie wszystko co ma do powiedzenia na mój temat po czym podniosła się i bez słowa opuściła pomieszczenie. Może tych myśli jest tak dużo że potrzebuje więcej czasu?
Odetchnęłam upijając kolejny łyk chłodnej wody i jęknęłam orientując się że muszę wrócić do pokoju i odpocząć... choćbym miała znowu mieć koszmary. O ile to są koszmary... tak blisko pełni zawsze miałam wizje. Ale jak odczytać wizje w której nie mogę wykonać rytuału bo pojawia się Adrian? Co to oznacza? To przez niego nie mogę się uspokoić. Czemu dalej mnie nęka?
============================================
Pozdrawia i dziękuję ;)
KasiaAS
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top