Rozdział 11
Rytuał podziękowania odprawiany jest przez krąg mojej mamy nigdzie indziej jak w lesie, nie dlatego że las to jakiś symbol czy super ważne miejsce, a dlatego że potrzebny jest ogień a w mieszkaniu ogniska nie rozpalimy. Czasem organizujemy go na podwórku u Ameli ale to rzadkość bo widząca duchy mieszka nad morzem i każdy ma do niej daleko.
Po godzinie dwunastej gdy wszystkie ciastka i o dziwo moje babeczki zniknęły z talerzy a herbata i cukier się skończyły wraz z opowieściami o tym co obdarowane robiły i czuły podczas pełni wszyscy ruszyliśmy szukać miejsca na ognisko. Wszyscy znaczy dziewięć obdarowanych. Mała Gabrysia i Antoś czyli dwójka dzieci bez daru została smacznie śpiąc w moim pokoju. Zazdrość nadal mnie trzymała.
No bo dlaczego one mogą sobie spać a ja muszę iść i dziękować za coś czego nie chce i nie potrzebuje? Dobra wiem. Czary i magia przydają się w życiu i bardzo je sobie cenie w niektórych przypadkach. Ale ostatecznie więcej z nimi zachodu niż pożytku.
W końcu przewodniczka kręgu Kamila wybrała niewielką polane przy strumieniu. Piękne miejsce jak sama kamati kręgu. Kamati nazywamy w świecie Naoku obdarowaną przewodniczkę. To do niej należy ostatnie i zarazem pierwsze słowo. Kamila jakoś bardzo nie przywiązywała mnie do myśli że należę do jej kręgu. Traktowała mnie co prawda całkiem przyjaźnie ale nigdy prawie się do mnie nie odzywa. To wysoka i szczupła brunetka o twardych rysach i malutkim nosku. Jej oczy mówią same za siebie. To ona tu rządzi. I niech tak będzie. Mnie tam wszystko jedno.
-Alu pomożesz mi ze znakami ?
Amelia stała nade mną z miseczką pełną mazi z ziół których nazwy nigdy nie spamiętam, ale wygląd, zapach i miejsce pochodzenia mam wykute od dziecka. Medium uśmiechała się tym swoim super uśmiechem co przerażało mnie bardziej niż sama zawartość miseczki.
Zrezygnowana wzięłam od niej naczynie i nabierając trochę ziół zaczęłam powoli nakreślać znaki na twarzy, szyi i ramionach starszej aczkolwiek urodziwej kobiety. To swego rodzaju klucz do porozumienia się z księżycem. Ja zawsze omijałam rysowanie znaków by nie łączyć się z ojcem nocy. Wystarczająco włazi mi do głowy na co dzień.
-martwisz się.
Mruknęłam w odpowiedzi na stwierdzenie wciąż uśmiechającej się do mnie kobiety na co jeszcze lekko pogłębiła przerażający uśmiech.
-tą martwą dziewczyną prawda?
Zatrzymałam ruch dłoni przenosząc wzrok na oczy medium. Mówiła poważnie. Cholera jeszcze mi powiedzcie że duch tej dziewczyny tu jest i będzie mnie nawiedzać.
-maluj maluj moja droga, czas goni.
Uczucia jakie spróbowałam od kobiety wyczytać były niejednoznaczne. Podekscytowanie, radość i swego rodzaju niezdecydowanie. Pozwoliłam rozluźnić się nadgarstkom by uczycie niezdecydowania kobiety minęło po czym wróciłam do malowania znaków. Zioła nie tylko dziwnie wyglądały ale i śmierdziały. Jak można chcieć się tym smarować?! Ja dostaje uczulenia na samą myśl. Co w sumie jest racją bo jak byłam mała to zawsze musiałam iść szybko się umyć by nie zaczęło piec.
-Wiktoria nie będzie cię nawiedzać. Prosi tylko byś wróciła na miejsce jej śmierci. Podobno możesz jej pomoc.
Prychnęłam cicho kręcąc głową bo kobieta znowu naprowadza mnie na myśli o martwej dziewczynie.
-nie wracam tam, nie ma mowy
Przez moment oczy Naoku pociemniały.
-wtedy jej dusza będzie tu krążyć i błąkać się przez wieki przeklinając cię i twoje życie.
Znowu zamarłam. Ta kobieta jest spełnieniem moich koszmarów. Jeszcze niech zza jej pleców wyłonią się potwory co w połączeniu z tym że jest ciemna noc wywoła u mnie zawał lub coś gorszego.
-ale jeśli jej pomożesz będzie ci wdzięczna i ona i ja, a ja mogę wstawić się za tobą u rady.
Jej nastrój zmieniał się jak w kalejdoskopie. Teraz rozpogodzona miło ponagliła mnie to skończenia rysunków. Ohydna maź.
-wtedy pozwolą ci zostać z nami w kręgu nie bacząc na słowa władcy nocy skarbie. Co ty na to?
Jak tu się nie zgodzić? Ostatni znak i z radością oddałam miskę pełną smrodu z powrotem w ręce Amelii.
-ojej stokrotne dzięki kochaniutka. Tobie też trzeba namalować. Chętnie pomogę.
Chciałam odmówić ale znikąd pojawiła się znienawidzona przeze mnie mama małej Gabrysi. Biedne dziecko.
-odpuść sobie Amelio, Alicja naprawdę nie chce dziękować władcy. Tylko wykorzystuje jego zdolności. Cud że jeszcze ją ojciec toleruje.
A wiec o to chodzi. Gęsia skórka przeszła mnie po ciele gdy zajrzałam głębiej w oczy kobiety. Wstręt. Uważała mnie za wstrętną. Mimowolnie z mojego gardła wydobył się głuchy dźwięk. Nie określone brzmienie przypominające warkot z wyraźnym wymówieniem samogłosek. Odbicie. W jednej chwili kobieta cofnęła się odczuwając siłe zaklęcia.
Mama znalazła się przy mnie chwile potem razem ze swoją kamati i obie z zaskoczenia zamarły w miejscu. Oszołomiona zaklęciem kobieta skrzywiła się odczuwając to co ja czuje gdy na mnie patrzy. Poczuła swoje własne uczucia widziane moimi oczami. Podwojone wycelowane we własną osobę. Krzyknęła. Nie z przerażenia czy bólu bo go nie było. To był krzyk pełen frustracji jaka i mnie rozsadzała od środka. Reszta obdarowanych podeszła by zobaczyć co się stało. Wiedziały że mam magię cały czas. Ale nigdy nie używałam jej przy nich. Nie tydzień po pełni kiedy powinna zacząć się dopiero odnawiać. Moja mama delikatnie poruszyła się w miejscu nie wiedząc co zrobić.
-coś ty zrobiła ?
Poprawiłam sobie humor mamo, to wszystko. Zwróciłam się do niej by ją uspokoić. Tak jak i resztę. Niech nie myślą że kogoś tu maltretuje.
-Lustro. Odczuła to co ja czuje gdy darzy mnie nienawiścią. Nic więcej. Za chwile jej przejdzie.
Odwróciłam się od wszystkich napotykając Amelię. Tez wydawała się zaskoczona. A myślałam że jej się nie da zaskoczyć.
-jak widzisz wcale nie chcą mnie w tym kręgu. Mimo to sprawdzę co da się zrobić w sprawie Wiktorii.
I tak nie dawało mi to spokoju.
+++
Pieśń jaką śpiewałam całą noc z kręgiem mamy obijała się jeszcze o moją głowę gdy rano położyłam się spać. Byłam wykończona a małe dzieci naszych gości zwolniły mi łaskawie łóżko.
Po całej aferze z zaklęciem mama odbyła ze mną ważną rozmowę której nie pamiętam i zaczął się rytuał.
Moja poduszka tak miło zachęcała do tego by zamknąć oczy... i prawie zasnęłam, spałabym tak do jutra za pewne, ale wrzask Weroniki znacznie mi to utrudnił. Chwile potem do mojego pokoju wbiegła Kamila, a jej wzrok dostatecznie mnie przekonał że coś się dzieje. W sumie nie dziwi nic skoro w małym mieszkanku jest właśnie przynajmniej dziewięć obdarowanych! Szok że nic nie wybuchło jeszcze wczoraj.
-Ktoś przyszedł. Antek otworzył i twoja mama poszła sprawdzić kto to a teraz ten facet stoi w przedpokoju a Monika jest przerażona. Jak nie ruszysz dubska to ...
Nie dałam jej dokończyć będąc już w przedpokoju. Scena jak z horroru. Moja mama w roli przerażonej bohaterki której prześladowca wtargnął właśnie do jej domu i sam Adrian jako potwór z piekła rodem. Nie oszczędził sobie nawet świecących oczu, które jarząc się złotem i czerwienią wpatrzone były teraz w moją osobę. I jakby tego było mało to zaatakowały mnie czarne plamki przed oczami bo za szybko podniosłam się z ciepłego łóżka. O jak bym chciała by to był sen. Ale nie jest, a ja nie mam nastroju na zabawy z wilkiem.
-co ty tu kurwa..?
-Słownictwo szczeniaku.
Zamurowało mnie. Szczeniaku? Przerwał mi by nazwać mnie szczeniakiem?
Moja mama cofnęła się o krok od razu lądując w ramionach przyjaciółek które chciały jej pomoc. Dziwne że nie zemdlała. Wilkołaków bała się bardziej niż utraty pracy. A praca była jej życiem.
-Adrian do kurwy nędzy wyjdź stąd. I zgaś latarki z łaski swojej !
Alfa jedynie uśmiechnął się delikatnie po czym zakładając ręce na siebie łaskawie spełnił moją grzeczną prośbę i oczy wróciły do piwnego normalnego odcienia.
-musimy porozmawiać szczeniaku.
Zmierzyliśmy się wzrokiem, jestem zmęczona i wkurzona, wytrzymałam cztery sekundy. Cholera.
-nie nazywaj mnie tak. O niczym nie musimy rozmawiać. Wyjdź stad bo rozegramy to inaczej.
Odwróciłam się by podejść do mamy która podtrzymywana przez koleżanki jeszcze trzymała się na nogach i łapiąc ją pod rękę powoli zaczęłam prowadzić do jej sypialni.
Alfa ruszył za nami! Co za debilnie wkurzający debil. Mimowolnie wydałam z siebie dźwięk frustracji. Szybko stanęłam odwracając się do alfy i wyciągając rękę w jego stronę. Gotowa byłam użyć zaklęcia co po wycieńczającym rytuale mogło skończyć się omdleniem. Adrian nie musiał o tym wiedzieć.
-Wyjdź stąd Adrian.
Przez chwile obserwował mnie i moją postawę. Perfidnie oglądał sobie to co przedstawiałam. Osoby dookoła oddychały ciężko doskonale wiedząc kto wszedł do tego mieszkania nieproszony. Nie dał im żadnych wątpliwości. Po chwili ciszy podczas której alfa nawet nie drgnął otworzyłam usta by wypowiedzieć zaklęcie. W tej samej chwili nabrałam powietrze a alfa na powrót stał się potworem z horroru zabierając mi pewność siebie. W kolejnej jego dłoń zacisnęła się na moim wyciągniętym w jego stronę nadgarstku a jeszcze w następnej stałam przygwożdżona jego ciężarem przy ścianie. To samo co przed pełnią. Nie czułam jego emocji, czyłam własne. Strach, zmęczenie i frustracje. Z jego gardła wydobył się warkot a któraś z obdarowanych pisnęła wracając do salonu biegiem. Moja mama zemdlała a mały Antoś i Gabrysia uciekli do mojego pokoju. To wszystko w jakieś dwie sekundy.
Ciężki oddech alfy i smród mojego strachu dostarczał mi wystarczająco dużo powodów do wymówienia zaklęcia ale oczy alfy, rozżarzone i wpatrzone w moje kazały mi milczeć. Posłuchałam. Jak szczenię słucha pana. Milczałam czując jego wyższość.
-jutro o piątej w klubie, zachowasz się jak trzeba i przyjdziesz inaczej znowu ja przyjdę do ciebie szczeniaku.
Nie poruszyłam się. Nawet nie mrugnęłam. Patrzyłam wciąż na drzwi za którymi zniknął i nie mogłam pozbyć się uczucia że był w mojej głowie. Jak wizje, ale głębiej. Nie mogłam wyjść z otępienia.
-to był wilkołak
Kolejna z obdarowanych zemdlała. Weronika tym razem. Powinnam coś zrobić, biec za nim, rzucić to cholerne zaklęcie, albo chociaż odmówić. Nie potrafiłam. Teraz nawet wrzasnąć nie potrafiłam. Jak jeden wilkołak może zrobić tak wiele? Wystraszył cały krąg obdarowanych, pozbawił mnie siły i powstrzymał moje zaklęcie spojrzeniem.
Po raz pierwszy od uścisku Adriana wzięłam oddech. Chciałam krzyczeć. Ale milczałam.
I milczałam jeszcze cały dzień podczas którego zasnęłam tylko na parę godzin. Wszyscy się budzili, mama też się ocknęła ale po wyjawieniu jej że to była rzeczywistość znowu dotarło do niej od nowa przerażenie. Obie nie zamieniłyśmy ze sobą słów aż do wyjazdu wszystkich gości. Do wieczora nie wiedziałam co o tym myśleć.
================================================================
Dadzą jej spokój czy nie dadzą?
Wybaczcie delikatne spóźnienie ;) Dziękuję i oczywiście pozdrawiam :D KasiaAS
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top