Rozdział 10
Do rana wszyscy w milczeniu udawaliśmy że nic dziwnego się nie stało. Luna ciągle tak jak ja zmieniała pozycje, zawsze tak by choć łapką móc mnie dotykać. Na początku uważałam że to słodkie, potem zrobiło się frustrujące a teraz po prostu jest mi gorąco i puszysta kulka rozłożona na moim brzuchu mi w tym nie pomaga.
Zadziwiające było na początku to że nikt za dużo nie mówił ograniczając się tylko do pytań w stylu ,,kto chce herbaty" albo ,,zaraz wracam". Milczeli gdy ja krążąc po salonie zajmowałam się czytaniem ciekawszych książek. Pamiętałam je z wizji, jedną z nich widziałam prawie za każdym razem więc teraz gdy mogłam ją wziąć do ręki trochę się zaczytałam. Były oczywiście o świecie nadprzyrodzonym, głównie o wilkołakach ale nie tylko. Dlatego potem, gdy więcej o nich poczytałam jasne stało się że wataha nie potrzebuje słów by ze sobą pogadać.
Zaczęłam śledzić ich ruchy i tak jak oni w ciszy kombinować co sobie opowiadają. Oczywiście nie odkryłam tego bo nie jestem wilkołakiem, ale mowa ciała mówiła mi kiedy gadają o czymś śmiesznym a kiedy o czymś przytłaczającym. Tak noc pełni minęła. W ciszy i spokoju. To nie to samo co gdy mogłam iść na spacer po mieście nareszcie wolna od magii albo gdy mogłam nareszcie się wyspać. Jednak spokój i nastrój tej nocy był przyjemny i nie mogłam narzekać.
Spojrzałam na wyświetlacz Wojtka telefonu, który leżał obok by upewnić się że to koniec i bariera mnie przepuści ale zegarek wciąż kazał mi czekać dwanaście minut.
Zamknęłam książkę i zrzucając kotkę z kolan wstałam i ruszyłam do półki z której wzięłam książkę. Problem w tym że nie pamiętam dokładnie gdzie leżała.
Czułam na sobie spojrzenie reszty zgromadzonych ale milczałam. Dokładnie tak jak oni. Tylko kotka zdawała się nie wyznawać tej reguły i wskakując na górę półki przed którą stałam zamiauczała tak jakbym jej coś zrobiła.
Żwawym krokiem przeszła od jednego końca szafki do drugiego i znowu zamiauczała tym razem głośniej i dobitniej informując mnie że robię coś co się jej nie podoba.
Zacisnęłam usta by nie nakrzyczeć na biedną kotkę i by zrobić jej na złość książkę z lekkim uderzeniem odłożyłam dokładnie tam gdzie siedziała, w ostatniej chwili odskoczyła tym razem sycząc. Uniosłam ręce w geście kapitulacji bo ewidentnie coś do mnie miała.
-Dobra, poddaje się. Czego ode mnie chcesz?
Czarne puszyste uszy zatrzęsły się a oczy kotki wpatrzone w moje wprawiły mnie w niemiły stan lęku. Po chwili to samo, głośne obarczające mnie winą miauknięcie i ogon bez przerwy uderzający o drewno z którego stworzona jest szafka. Już to widziałam w wizjach. Chce bym coś zrobiła, najczęściej chodzi o to bym coś zobaczyła czyli mam za nią iść. Odsunęłam się i mając w pamięci fakt że to jeszcze kilka minut do opuszczenia tego domu machnęłam rękami jakbym zapraszała kotkę do wyjścia.
-Masz, prowadź.
Głośne mruczenie dało znak że o to tej jędzy chodziło więc ruszyłam za radośnie idącą kotką i jej czarnym ogonem który teraz wyciągnięty wysoko do góry przypominał mi taką flagę wycieczkową. Aż mi się przypomina wyjazd do Paryża i ten koleś... ,,za mną, za mną wycieczko! Jeszcze dużo mamy do obejrzenia!" Pamiętam że miałam ochotę go wtedy zabić.
-Jak ona może być dominująca skoro właśnie przegrała kłótnie z kotem?
Przystanęłam mierząc wzrokiem Wojtka który w ciągu ostatnich kilku godzin milczał najchętniej. Jeśli zadał pytanie na głos to ma jakiś cel. Chcieli bym to pytanie usłyszała. Możliwe że chcieli usłyszeć moje zdanie na ten temat. Szkoda że czeka na mnie bardzo niecierpliwa kotka.
Wyszłam z salonu i za Luną ruszyłam wąskim ale krótkim korytarzem. Byłam tu już. Znaczy nie dosłownie. Po prawej była biblioteka w której kiedyś widziałam zwłoki. Super sprawa. Nigdy nie wnikałam. Mimo to teraz nadal czułam zapach krwi jaki czułam podczas tamtej wizji. Idąc głębiej zawsze wizja się kończyła, ale teraz małe puszyste łapki prowadziły mnie właśnie w owym kierunku i nic nie zapowiadało by wycieczka miała się zaraz skończyć.
Przeszłam przez drzwi pomieszczenia i przystanęłam skupiając uwagę na miejscu gdzie w wizji były zwłoki. Dziewczyna, szczupła i myślę dość wysoka o blond włosach z teraz zabarwionymi krwią pasmami. Nie było widać jej twarzy bo ciało ułożone było brzuchem do podłogi, a twarz odwrócona w drugim kierunku. W wizji był tam dywan, piękny jasny, beżowy dywan ze wzorami na krawędzi. Teraz podłoga była zimna, drewniana i bez okrycia.
Mimo to zapach nie znikał. Kotka przystanęła bacznie przyglądając się moim ruchom, nie poganiając jak to miała w zwyczaju. Podeszłam bliżej fotela obok którego w wizji leżała dziewczyna. Przykucnęłam słysząc jak bije mi szybciej serce. Jeśli to tu, jeśli naprawdę ktoś tu zginął mogę poczuć jego emocje, mogę to zobaczyć i może dowiedzieć się kto to był.
Ręka sama jakby dotknęła podłogi. Ale jedyne co poczułam to zimno jakie płynęło od drewna. Nic więcej.
-Wiktoria
Podskoczyłam co z pozycji kucznej było kiepskim pomysłem. Straciłam resztki równowagi jakie miałam i boleśnie uderzyłam pośladkami o podłogę, a cichy ciepły śmiech wypełnił pomieszczenie.
- Zawsze tak reagujesz gdy ktoś przerwie ci tą całą wizje?
Nie podnosiłam się z podłogi tylko z kwaśną miną przeniosłam nogi tak by siąść po turecku.
- Nie miałam wizji. Co to za Wiktoria?
Brwi alfy z miłego ustawienia przeniosły się na zamyślone i jestem prawie pewna że widziałam tam gdzieś smutek.
- Dziewczyna która tu umarła nazywała się Wiktoria. Bo po to macałaś podłogę prawda? Te obdarowane widzą takie rzeczy nie? Ludzką śmierć, emocje czy tajemnice.
Jęknęłam opierając ręce o kolana i łapiąc się za głowę. Tłumaczenie mu teraz tego wszystkiego byłoby głupotą.
-Zależy jaki dar posiada obdarowana. Ale to trudny temat, na nic ci on potrzebny. Zresztą mi też.
Powoli podniosłam się z miejsca i znów spojrzałam na zegarek, tym razem ten wisiał na ścianie biblioteki i wskazywał na godzinę w której ze spokojem mogłam przejść przez barierę. Kotki nie było już w pomieszczeniu więc otrzepując spodnie z niewidzialnego brudu ruszyłam do wyjścia z domu. Adrian nawet się odsunął nie robiąc głupich problemów. Czas wrócić do głupiej normalności.
+++++
Dwa dni po pełni zadzwoniła miła pani z hotelu informując mnie że moje zgłoszenie o pracę zostało rozpatrzone pozytywnie i że mnie oczekują od przyszłego tygodnia. Jako pokojówka więc pracowałam już cztery dni i nie narzekałam. Wilkołaków unikałam mimo że dzwonili. Niech się wypchają. Tak wiem że zachowuje się dziecinnie. Tak wiem że pewnie popełniam błąd. Czuje że tak jest, ale ucieczka jest w tym momencie najprostsza. Tym bardziej że wizja z dziewczyną w bibliotece pojawiła się dwukrotnie od czasu pełni. Wiktoria. Ciekawi mnie kim była, czy była wilkołakiem, czy należała do watahy Adriana. A może to właśnie wilkołaki stoją za jej śmiercią. Nie zdziwiłabym się.
-Ala pomożesz?
Oderwałam się od myśli podchodząc do Kamili, wysokiej pięknej i szczupłej blondynki o tak niesamowicie delikatnych rysach twarzy że mogłaby grać w filmie czternastolatkę. Dziewczyna została wyznaczona na moją opiekunkę. Ma mnie pilnować przez pierwszy miesiąc pracy by wszystko było na tip top. Co prawda pracowałam już w hotelu ale w każdym panują trochę inne zasady i Kamila bardzo mi pomaga.
Sięgnęłam po torbę ze śmieciami którą razem targałyśmy przez całe piętro od pokoju do pokoju. Kurz i piach zebrany szczotką i szufelką zdawał się już z niej wysypywać ale dalej wpychałyśmy tam kilogramy śmieci które jakimś cudem znikały gdzieś w środku i jakby dalej można było dorzucać.
-Masz plany po zmianie?
Mruknęłam w odpowiedzi kiwając lekko głową na co blondynka zmierzyła mnie pytającym spojrzeniem.
-A powiesz czy to tajemnica?
Od razu zaśmiałam się wyjmując czysty ręcznik z wózeczka. W istocie to była tajemnica.
-A jaka tam tajemnica. Spotkanie rodzinne.
Młoda pokojówka skrzywiła się patrząc to na mnie to na ręczniki a potem bez słowa zabrała mi je i odkładając tam skąd je wzięłam skrzywiła się jeszcze mocniej.
-Najpierw ogarnijmy ten burdel, a na końcu damy ręczniki.
Tyle że my już wszystko ogarnęłyśmy. Podłogi umyte, pościel nowa nałożona, śmieci zabrane, okna nawet umyłyśmy z parapetami.
-Wybacz ale co ty chcesz jeszcze tu ogarniać?
Drobne i delikatne rączki złapały za wiadro, szmatę i płyn po czym dziewczyna zmęczonym krokiem ruszyła do łazienki. No tak! Toż to pokój z łazienką. Kurde lepiej mi było być barmanką.
+++
Przygotowania do rodzinnego zjazdu naczelnego szły całkiem nieźle. Mama z Amelią dobrze dogadywały się z moją rówieśniczką Weroniką, której darem była melodia. Zawsze chodziła z głową w chmurach. Miała ogromny talent muzyczny ale nie chwaliła się nim. Zawsze twierdziła że to dla bezpieczeństwa by nie wyjawić że to dar od ojca nocy. Nie wierze jej.
Dzięki Melodi jaką potrafiła nie tylko usłyszeć a też zobaczyć i poczuć Weronika zatracała się w myślach osoby która wykonywała utwór. Aktualnie szukała stałej pracy podczas której mogłaby w jakiś sposób wykorzystać umiejętności. Ale słabo jej to szło.
-Ala wpuść Gabrysię!
Odetchnęłam odrywając się od ciasta na babeczki i wycierając niezgrabnie dłonie o ścierkę poszłam otworzyć Gabrysi drzwi. Mała słodka dziewczynka przebiegła od razu przez cały korytarz i ładując się na kanapę w salonie chyba pisnęła. Nie jestem pewna bo moją uwagę skupiła jej mama. Niska aczkolwiek bardzo chuda kobietka po trzydziestce przekroczyła drzwi i przekazała mi reklamówki z jak się domyślam ciastkami i piciem na dzisiejszy wieczór.
Nawet się nie przywitała tylko ruszyła za córką i zniknęła w dużym pokoju. Czy obchodzi mnie to że koleżanka mamy z kręgu mnie nie akceptuje? Nie. Nie obchodzi mnie to ani trochę.
Wróciłam do kuchni i od razu zabrałam się za wykładanie ciasta do foremek. Jeśli te babeczki nie eksplodują teraz to może w żołądku ale ja nie zamierzam ich jeść. Jak już kiedyś wspominałam jestem fatalną kucharką. Ale coś trzeba zrobić na ten durny zjazd.
Tydzień albo dwa po pełni Naoku z tego samego kręgu spotykają się i całą noc odprawiają rytuał podziękowania. Jest zawarty jako obowiązkowy czyli naczelny tak jak ten przed samą pełnią. Nigdy nie zastanawiałam się dlaczego. Był obowiązkowy więc szłam i już.
Zawsze obdarowana dołącza do kręgu wskazanego jej przez księżyc. Ja wcześnie zyskałam możliwość używania daru i nigdy nie pytałam ojca nocy gdzie mam iść więc odprawiam ten rytuał z kręgiem mojej mamy. Nie spieszy mi się do zmiany. Po pierwsze dlatego że chce ograniczyć bycie Naoku jak tylko to możliwe, po drugie dlatego że dołączenie do kręgu wiąże się z wpasowaniem się i pewnie przeprowadzką. No i każdy krąg ma jeszcze dodatkowo swoje oddzielne ważne rytuały, teraz gdy nie należę do żadnego nie muszę się tym przejmować.
-na pewno dobrze ustawiłaś piekarnik córcia?
Skinęłam i zostawiając miskę w zlewie uśmiechnęłam się delikatnie do rozweselonej kobiety. Widać że jest w swoim żywiole.
-jak tam? Wszyscy są?
Odpowiedziała mi równie krótkim skinieniem co moje poprzednie i uśmiechnęła się przebiegle zabierając cały talerz ciastek od nielubiącej mnie mamy Gabrysi.
A więc jak wszyscy są to czas zacząć rytuał. Nienawidzę tego.
=============================
Dziś krótszy. Wybaczcie 😅
Mimo to czas leci dalej i nasza bohaterka ma kolejne nudne sprawy do ogarnięcia.
Dzięki i pozdrawiam. KasiaAS
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top