Rozdział 36

Powoli pamięć się stabilizowała. Dar wzmacniał ale etapowo i na moich warunkach. Ćwiczenia z chłopakami przynosiły efekty a ja wracałam do dawnej formy również po wilczej stronie. Zostawało pytanie co teraz. Co z moim życiem. Co z pełnią. Każda próba rozmowy na ten temat od tygodnia kończyła się nie powodzeniem. Mam nie wychodzić z domu. Mam nie odprawiać rytuału i mam nie dyskutować. Od kąt pamiętam zawsze przed pełnią wykonywałam rytuał. Nie potrafię inaczej.

Zostały dwa dni. Nie zbliżałam się do chłopaków i w sumie ze wzajemnością. Wciąż ze spuszczonym wzrokiem robiłam kurs do kuchni po herbatę i z powrotem do salonu gdzie wszyscy siedzieliśmy. To też jedna z rzeczy której miałam przestrzegać. Salon. Nawet tutaj spałam razem z Anetą. Pilnowali bym nie odprawiła rytuału i nie mam im tego za złe. Po prostu się boję. Zazwyczaj odprawiałam go dzień przed samą pełnią a wiec termin wypada jutro.

- Jak samopoczucie Asie?

Uśmiechnęłam się na przezwisko Antka i biorąc od niego talerz z zupą usadowiłam się wygodniej na kanapie.

- Lepiej niż zazwyczaj. Mogę siedzieć z tobą na jednej wersalce i nie odczuwać twoich emocji.

Odetchnęłam co oczywiście zauważył.

-Ale...?

- Ale pojawiła się migrena. Czuję dziwną pustkę nie mając tyle mocy co zwykle. A mięśnie mimo ciągłego ruchu dokuczają przypominając o tym jak mało czasu zostało.

Wilk skinął tylko zabierając się za swoją porcję rosołu i tak jak ja zwrócił się do ekranu telewizora gdzie jakaś miła pani pogodynka opowiadała o deszczach które mogą pojawić się na północy kraju.

- Wilkołaki przed pełnią też są niespokojne. Więcej jedzą... żołądek dokucza. Ale sama pełnia jest najgorsza. Wszyscy są nerwowi, spięci. Księżyc wzywa a my musimy się przeciwstawić inaczej ta dzika część nas może narobić bałaganu.

Oczywiście. Dobrze wszyscy pamiętamy wybuch Wojtka te dwa miesiące temu. Pamiętam też wizję z Adrianem od której wszystko się zaczęło. Zaklejone okno... jego władczy i nerwowy głos.

- Dobra kotkę zamknęłam w bibliotece. Ma wodę i żarcie na pięć dni.

Podniosłam zaskoczona wzrok na driadę która właśnie weszła i biorąc pilot stanęła centralnie przede mną i Antkiem. Nie uszło mojej uwadze że blondyn zamiast w miskę patrzył na jej tyłek na co tylko lekko się zaśmiałam.

-Dzięki Aneta, ale mogłabyś zająć miejsce które nie ograniczało by mi widoczności?

Razem z Anetą stwierdziłyśmy że Luna na tę pełnie na wszelki wypadek posiedzi w bibliotece. Tak jakby zachciało jej się wywoływać wizję czy coś. Wydawała się mnie nawet polubić co z racji jej i mojego pochodzenia napawało mnie dumą.

- Aneta... mogłabyś...

-Nie

Tak, lubi mnie. I lubi to że ja wiem że ona to wie. Będąc nie miła jest miła. Absurd bycia driadą. Jako że szanuje jej życie i sposób bycia również postanowiłam okazać jej moją miłość w ten sam sposób i wyciągając nogę przed siebie kopniakiem zepchnęłam ją na bok.

- kundel

Dziewczyna wrzuciła pilot do mojej zupy i wymijając mnie machnęła uwodzicielko tyłkiem przed blondynem który całej tej sprawie uważnie się przyglądał. Odłożyłam miskę ostrożnie wyjmując z niej pilot i strzepując rosół pomyślałam że driady to jednak kurwa są wredne.

- Też cię kocham Ala!

I kurwa umieją czytać w myślach. Machnęłam przemoczonym i tłustym plastikiem przed oczami Antka zwracając na siebie jego uwagę.

- Mógłbyś przestać się ślinić? Aneta właśnie popsuła ci kontakt z telewizorem.

Zmroczyło go. Ewidentnie Aneta bawi się świetnie gdy wilki mają uśpioną czujność. Wcześniej też robiła sobie z nich jaja ale nie aż tak. Najwidoczniej przed pełnią łatwiej się dekoncentrują.

-Czej. Kto przełączył program?

Świetnie. Walnęłam go pilotem w łeb po czym podnosząc się ruszyłam do kuchni po nową miskę rosołu. Świat staje na głowie. Driada to perfidnie wykorzystuje... co akurat jest jedyną normalną rzeczą w tym momencie.

W kuchni siedział Wojtek pijąc kawę i piszą coś w laptopie. Do rady wilków jak sądzę. Mają nakaz trzy dni przed pełnią zacząć przygotowania i nie wychodzić z domów. To się tyczy więc również braku odwiedzin w budynku głównym gdzie zasiada owa wielka rada. O tym też kiedyś ojciec mi opowiadał. Ale mam ich teraz w dupie bo nie zrobili nic w sprawię Dominika. Dominik. Nareszcie pamiętam imię alfy który zrujnował mi życie. Pamiętam je od wczoraj gdy to facet przyśnił mi się po raz kolejny. Nie jest to przyjemne ale teraz z koszmarów zredagowałam sno-wizję do jedynie problematycznych chwil.

- Jeśli robisz herbatę to weź i mi.

O cho. Ważna sprawa skoro chce MOJĄ herbatkę.

- Aktualnie nie miałam robić ale jeśli prosisz... coś ważnego w radzie?

Jak się dowiedziałam dosłownie dwa dni temu ojciec Wojtka jest jednym z członków tej super grupy. Dlatego tak świetny z niego beta. I dlatego przesiaduje tam większość swojego życia. Odwala robotę taty gdy on spędza sobie czas z żoną. Z tego co twierdzi Adrian, ojciec obarcza go coraz większą ilością roboty póki nie znajdzie sobie partnerki. A to też ciekawa kwestia którą miałam poruszyć z watahą. Dlaczego u licha żaden z nich nie ma jeszcze dziewczyny.

- Cały czas suszą mi głowę o twoje przybycie. Chcą wiedzieć co zaszło w nocy śmierci twojego ojca.

Yhym... to nierozwiązana sprawa sprzed kilkunastu lat, która jest plamą na liście rady. Mało dowodów, mało podejrzanych, mało sprawców. Nigdy nie rozwiązana sprawa. Bo nie szukali wśród magii.

- To wiemy. Co jeszcze ojciec kazał ci zrobić?

Postawiłam gotową herbatę zamieniając stary kubek po kawie na kubeczek z głową misia koali i podnosząc wzrok na betę zostałam obrzucona jego karcącym spojrzeniem.

-Ta sprawa nie należy do tych w które powinnaś się wtrącać.

Ja nie powinnam wtrącać się w żadne sprawy. To już wiemy. Nalałam sobie zupy i siadając po drugiej stronie stołu po prostu czekałam. To był najlepszy sposób na dogadanie się z Wojtkiem. Czekanie. Mój dar dodatkowo mi to ułatwiał.

Wystarczyło skupić się odpowiednio na nim a moja podświadomość delikatnie odczytywała emocje. To było teraz całkiem przyjemne. Delikatne mrowienie przy kręgosłupie i ściśnięte jakby gumką do włosów nadgarstki. Był niezdecydowany i poddenerwowany.

-Muszę zaksięgować ostatnie działania rady na trasie zagranicznej. Waluty i ich przelicznik nie chce współpracować więc liczę na piechotę. To chciałaś wiedzieć?

Tak. Dokładnie to chciałam wiedzieć.

- Masz może jakiś dobry program do obróbki zdjęć? I skaner najlepiej?

Podniósł zaciekawiony wzrok więc kontynuowałam myśl która pojawiła się kilka dni temu w mojej głowie ale nie miałam jak jej wykonać.

- Mam pozbierane kilka zdjęć w domu... z tatą. Chciałam je wrzucić do komputera zrobić kolaż razem z moimi i mamy zdjęciami... nie długo ma urodziny a nareszcie nie boi się chyba porozmawiać o ojcu więc...

Do kuchni wszedł mocno zmęczony Adrian. Cały czas ćwiczy na siłowni jaką jak się okazało mamy w domu na piętrze. Bo jeśli nie można wychodzić bo pełnia, to nie ma treningu i mu się nudzi. Ma największą liczbę tych całych wilczych krwinek, w końcu jest alfą a co za tym idzie facetowi najtrudniej przeciwstawić się pełni.

- Kiedy dokładnie ma urodziny?

Machnęłam jakby to nie było nic ważnego i przekręciłam się tak by oba wilki mieć przed sobą.

-tydzień po pełni. Dokładnie w dzień zjazdu na którym muszę się pojawić. Wtedy dałabym jej prezent i nareszcie pogadałybyśmy jak córka z mamą. Czy tam matka z córką.

Alfa odkręcając litrową butelkę z wodą nawet nie musiał napinać mięśni. Facet był silny. Imponująco i przerażająco zarazem.

- Jaki zjazd? Nie ustalałaś tego ze mną.

I się zaczyna. Dobra. Teraz na spokojnie... w końcu zaraz pełnia.

- Są obrzędy obowiązkowe dla każdej obdarowanej. Jestem nią równie mocno co wilkołakiem więc informuję cię teraz że takie spotkania są zawsze tydzień po pełni. I na przesilenia. Czasem też gdy stanie się coś ważnego... ale o tym informuję się wcześniej.

Wojtek pokręcił głową uświadamiając mi że właśnie popełniłam jakiś błąd którego nie rozumiem a będę żałować. Świetnie.

- W tym domu jesteś bardziej wilkiem niż czarodziejką Ala. Póki tego nie zrozumiesz nie będę puszczał cię na żadne zloty, spotkania czy obrzędy.

Puszczał? Cholera, rozumiem że jest alfa i czegoś próbuje mnie nauczyć. Ale obiecałam coś Kamili i zamierzam dotrzymać słowa. Tym bardziej że przecież należę do kręgu i chce zobaczyć się z mamą. Na spokojnie.

- Tez nie lubię tych obrzędów Adrian. Jestem ci posłuszna, robię co chcesz, mimo obaw nie odprawiam rytuału przyjęcia... nie wychodzę z salonu chyba że do kuchni czy łazienki i nigdy nie zostaje sama. Ćwiczę na treningach, nie podważam twojego słowa. Wiem czego wymagasz ale i ty musisz zrozumieć że nie mogę porzucić życia obdarowanej i zostać tylko wilkiem.

Krótkie spojrzenie mówiące że to koniec rozmowy, kolejny łyk wody i bezdźwięczne opuszczenie kuchni. Wyszedł bez większego wyrażania swojej opinii. Świetnie. Czy właśnie zrobiłam kolejny błąd? Spojrzałam na Wojtka który uśmiechnął się na pocieszenie i wrócił do pracy na komputerze.

-Co zrobiłam tym razem źle?

Beta mruknął w odpowiedzi więc wbijając w niego wzrok wręcz błagalnie poprosiłam o pomoc. Odetchnął.

-Słuchaj. Nie jestem ekspertem i nigdy do końca nie wiem co ten facet ma w głowię ale głupio twierdzisz że nie dasz rady porzucić bycia obdarowaną. W końcu Wilka porzuciłaś na dobre kilkanaście lat. Wypierałaś się tego kim jesteś bez mrugnięcia okiem. Wciąż wahasz się w pełni zostać wilkiem. To go flustruję. Twierdzi że to on zawiódł. W końcu on przebudził w tobie wilka. Przestań myśleć o magii, księżycach i siostrach. Przestań odliczać dni do pełni jakby to było twoje wyjście na wolność. Po prostu wyluzuj. Wszystkich nas nie obchodzi kim jesteś puki należysz do watahy. Jesteśmy rodziną i chcemy byś pogodziła się z ta myślą. Tyle.

Najdłuższy monolog Wojtka w całym moim krótkim życiu. No nie wyczymam.

-Nie miałam pojęcia że posiadasz zdolność wypowiedzenia tylu słów na raz.

Spochmurniał wracając do pracy na co lekko się uśmiechnęłam.

- Jestem wdzięczna za pomoc. Za wszystko. Ale pamiętasz jak to się zaczęło nie? Porwaliście mnie. Chyba mogę mieć do was mniej zaufania.

- Chciałaś mnie zabić.

Grrrr....

- Chciałam coś uświadomić nic więcej.

- Adrian robi to samo. Uświadamia ci coś. Kosztem twojego strachu i niepewności. Wiesz... w naturze wilki uczą się polowania po prostu na nie idąc. Zginie to zginie... nie zginie to się nauczy.

Zesztywniałam słysząc jego świetną znajomość świata naturalnego i mało nie zadławiłam się zupą przy okazji.

-Kto ci takich głupot naopowiadał?

Złapał za kubek herbaty i nie przejmując się moim pytaniem jakby było jedynie echem rzucanego w ścianę kamienia patrzył dalej w ekran. Rozumiem. Przeszkadzam mu pracować. Niech mu będzie.

Podniosłam się zaraz po dokończeniu zupy i wróciłam oczywiście do salonu gdzie jak się okazało Antek nadal oglądał telewizję. Złapałam za pierwszą lepszą książkę z szafki przy kanapie i siadając postanowiłam na spokojnie poczytać coś o wilkołakach. Tak jest, dokształcam się.

Strony były dziwnie sztywne jak na książkę... takie jakby stare chodź okładka dość nowa. Czysta, bez zabrudzeń czy oznak użytkowania. Nawet kurzu nie było za dużo. Jakby była nowa. A tu proszę strony z każda kolejną zdawały się być cięższe i... takie zimne.

- Myślisz że to zadziała? Że nikt się nie zorientuję?

Podniosłam zaskoczona wzrok na Magde, najwyższa zaraz po Kamili w kręgu. Stała tusz nade mną ale kompletnie nie zdawała sobie sprawy z tego że tu jestem. Co ona tu robi?

- Nie ma innego wyjścia. Chce wiedzieć skąd ta bariera. Jak działa, jak ją obejść.

Kamila? Podniosłam się szybko widząc Kamatii stojąca tuż za mną przy regale z którego wzięłam książkę. Chłód przeszedł po moich plecach i natychmiast zrozumiałam że to wizja. Co tu robiły? Jak się znalazły w tym miejscu bez wiedzy Adriana?

- Zapytajmy Alicji. Powinna wiedzieć skoro tu była zamknięta.

Kamati pokręciła głową mocno marsząc brwi.

- Widziałaś to co ja kochana. Widziałaś co czuła przed pełnią. Tego... tego nie da się inaczej wyjaśnić. To coś silniejszego niż nasza magia. To sam ojciec. To kara. Musimy wiedzieć dlaczego ta bariera zmniejsza dostęp do magii. Może uda się nią również wzmocnić ten przepływ.

Podniosłam się by dokładnie przyjrzeć się ich działaniom. Musiały tu być po tym jak stąd wyszłam. Już po porwaniu i problemach przed pełnią. A więc na pewno nie później niż miesiąc temu. Magda westchnęła tylko wyciągając książkę którą miałam w ręku i kładąc ją na półkę skąd ja wzięłam zaczęła przyglądać się innym powieścią i podręcznikom.

- Zaraz mogą wrócić.

Magda skinęła ponownie i gdy miała jeszcze coś powiedzieć poczułam mocny uścisk na przedramieniu i obraz kompletnie się zmienił. Przez moment widziałam Kamila klęczącego nade mną po czym był w barze. On i Adrian. Stali przy barze podczas gdy reszta watahy siedziała gdzieś przy stolikach. Sala była pusta.

-Jest kompletnie nie wrażliwa na wezwanie. Nie chce dać się dotknąć. Adrian jesteś pewny że tym razem się nie mylisz? Ta dziewczyna ma korzenie od wilka ale to nie znaczy...

- Sam również widziałeś w niej jednego z nas Kamil. Nie wypieraj się. Jesteś alfa jak ja, nie zaprzeczysz że doskonale widzisz w niej wilczyce.

Kamil alfą? Zdarza się że alfa w grupie nie jest jedyny... zazwyczaj wtedy drugi zostaje betą. Albo jest walka lub rozłąka. Kamil od pierwszego spotkania wydał mi się nie pewny w swoich działaniach. Może mimo tego że pierwotnie był alfa wolał niższe stanowisko, a Adrian to toleruje.

- Widzę. Cholera widzę przerażoną dziewczynę to wszystko. Nie jestem alfą, nie takim jak ty Adrian. Oprócz przeczucia nie mam nic prócz nie pewności gdy pomyśle że mogliśmy właśnie zrujnować jej życie.

- Rano się dowiemy. Aneta sprawdzi czy noc w ciemnym wygłuszającym pokoju cos da. Czy usłyszy nieme pytanie driady czy oszaleje. Nic więcej nie możemy teraz zrobić.

Obraz zniknął wywołując nie przyjemny skurcz gdzieś w okolicach mojego żołądka. Mdłości i nagły wybuch migreny dodatkowo spotęgował nie miłe odczucia. Ocknęłam się z wizji gdy Kamil puścił moją rękę zapewne wcześniej mnie łapiąc po to bym nie upadła.

Odskoczyłam od niego i od reszty bo oczywiście wszyscy zebrali się jak na wyprzedasz. Ucisnęłam brzuch czując jak żołądek wariuje i opadając na kolana powoli starałam się unormować magie jaką pochłaniałam przez wizję.

-Kurwa...

Antek podszedł by mi jak sądzę pomóc więc szybko cofnęłam się tak by oprzeć się o regał i stanowczo odmówić jego pomocy.

-Błagam, niech nikt mnie nie dotyka.

=================================================================================

Nic dodać nic ująć. ;)
Pozdrawia jak zawsze, KasiaAS

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top