Rozdział 28

Znowu popsułam sobie komórkę. Znowu nie rozumiem co się dzieje, znowu mam więcej pytań niż odpowiedzi. Czerwone ślepia od początku były dla mnie znakiem że chodzi o Adriana. O czarnego wilka ze świecącymi groźbą oczami. Teraz jedyne co wiem na pewno to to że jestem w dupie.

Siedziałam przy stole w salonie domu z wizji. Miałam zamknięte oczy by co chwile gdy zobaczę w tej ciemności wilcze ślepia móc je otworzyć i zamknąć na nowo. Wszystko zaczęło się odkąd poznałam Adriana, odkąd zobaczyłam te czerwone tęczówki. Czytałam o tym. Każdy alfa miał oczy tego koloru ale nigdy wcześniej nie widziałam innego alfy. Jestem pewna. ,, To z przeszłości Ala" Kasia widziała to jako jasnowidzka. Ale czy mogę temu ufać? Ja? Ja przecież nikomu nie ufam. Nawet sobie.

-Co ona robi?

Nie poruszyłam się wracając do kolejnych prób dostrzeżenia w oczach wilka czegoś co powiedziałoby mi co jest prawdą. Adrian wszedł do salonu już kilka minut temu. Cały czas mnie obserwując, nawet teraz gdy zadał pytanie nie poruszył się nawet na milimetr.

-Dzwoniła do niej jakaś Kasia. Jasnowidzka z tego co zrozumiałem. Mówiła cos o czerwonych oczach i wtedy Ala...

-Słyszałem. Groźny warkot usłyszę z kilku kilometrów. Ale co robi teraz?

Odpowiedziała mu cisza podczas której kolejna próba zamknięcia oczu na dłużej powiodła się. W ciemności był wilk. Był i warczał szykując się do skoku. Warczał groźnie... prawie tak jak ja po telefonie Kasi. Boże. Ja warczałam. Jak zwierzę, groźne kurwa zwierzę które stoi teraz przede mną w ciemności. Wystarczyłaby mu chwila by mnie zabić. Dreszcze przeszły po moim kręgosłupie zmuszając mnie do ostatecznego wysiłku by oczy wciąż pozostały zamknięte. Wpatrywałam się w czerwone tęczówki czując strach, miałam wrażenie że jeden niepotrzebny ruch... i wszystko się skończy. Ale przecież to nie jest prawdziwe. To tylko moja głowa. Ten wilk mi nie zagraża. Nie zagraża prawda?

-Alicja.

Podskoczyłam czując dotyk na moim ramieniu. Obudziłam się z transu i podnoszą się natychmiast odskoczyłam od alfy. Ciężko oddychałam, a w uszach świszczało, drżałam. Twarz Adriana rozmazywała się wiec spokojnie opuściłam wzrok podtrzymując się krzesła obok.

-Co widziałaś?

Chwile zajęło mi zorientowanie się że w salonie jesteśmy totalnie sami. Ja i alfa. Mam tyle pytań. Czy będzie potrafił mi na nie jakoś odpowiedzieć? Czy będzie mógł mi pomóc?

Objęłam się ramionami chcąc odciąć się znowu od świata. Zauważył to i bardzo powoli odsunął się dwa kroki do tyłu. Dokładnie tyle wystarczyło by mógł opierając się na oparciu kanapy schować luźno kciuki do kieszeni spodni.

Znak że nie chce zrobić mi krzywdy. Wiem jak to brzmi... ale poznałam już wystarczająco dużo zachowań i typów ludzi by wiedzieć co znaczy mowa ciała. Jego rozluźnione ciało, spokojne spojrzenie w moją stronę ale nie wymuszające żadnej rekcji. Jedynie zapraszał mnie do rozmowy. Odetchnęłam cofając się o krok by dać znać że nadal mu nie ufam ale nie zaszkodziło powiedzieć co mi przeszkadza.

-Odkąd cię poznałam... gdy tylko zamknę oczy widzę jarzące się czerwienią ślepia. Takie jak twoje gdy wymuszasz pierwszeństwo, podporządkowanie. Myślałam... myślałam że należą do ciebie, ale Kasia mówi że tak nie jest. Teraz próbuje odkryć skąd wzięły się w mojej pamięci. Ale gdy tylko je widzę... one każą mi... zgiąć kark, wycofać się... poddać.

Nie poruszył się tylko delikatnie skinął głową. Żadnych emocji. Jedynie spokojny pełen zrozumienia wzrok.

-Kamila mówiła że w pełnie nie mogłaś wykonać rytuału przyjęcia. Nie wiem co to jest ale Aneta twierdzi że bez tego ciężko jest wam przeżyć oddanie magii. Że potrzeba do tego skupienia. To co widzisz może być zapieczentowaniem. Nie praktykujemy tego. Od dawna żaden alfa tego nie robi. To zmusza wilki zapieczętowane do tego by się nie oddalać od stada. Od ich alfy.

Drgnęłam cofając się kolejny krok tak by oprzeć się o ścianę. Alfa mówił dalej ale tym razem słowa płynęły wolniej.

- Do tego trzeba krwi obu stron. Sądzimy z twoją kamatii że to połączenie z alfą twojego ojca. Twoja mama zaprzecza... Ale zgadza się że z innym nie miałaś wcześniej do czynienia.

Alfa mojego ojca? Nigdy go nie widziałam. Znałam go z opowiadań taty ale nigdy go nie spotkałam. Mama zawsze zaprzeczała. A ja... ja nie pamiętam bym go poznała. Kiedy to wszystko ustalili? Kiedy rozmawiał z moją mama? Na ojca, znowu więcej pytań.

- Da się tego pozbyć?

Adrian pokręcił głową i delikatnie poruszył się oczekując mojej reakcji na taką wiadomość. Nie da się tego zdjąć. Na zawsze jestem skazana na koszmary i wizje. Serce przyspieszyło sprawiając że w uszach ponownie zaszumiała krew a do mnie zaczęło docierać co się dzieje. Ale przecież wcześniej tego nie było. Wcześniej nie miałam tych koszmarów.

-Nie da się tego uciszyć? Przecież...

Znowu pokręcił głową podnosząc się jakby chciał podejść i mnie pocieszyć. Zrezygnował widząc moje przerażenie.

-Wszystko wróciło gdy przebudziłaś wilczą krew. By to znowu wyciszyć potrzeba bardzo mocnych zaklęć, czasu i wyciszenia twojego wilka. Nie pozwolę ci dłużej go więzić więc ta opcja jest niewykonalna. Możesz zgodzić się na pieczęć ode mnie. Ona zniszczy więź z poprzednim alfą.

Pieczęć? Jak to brzmi. Co to oznacza? Miałam ochotę krzyczeć. Chciałam wiedzieć czemu widzę tego wilka. Teraz żałuje że się dowiedziałam. Co to jest kurwa za świat? Czy mam jakiś wybór?

Przed oczami stanęła mi wizja mojego życia po śmierci. Gwiazda czekająca na swoje życie u boku ojca nocy. Nagle ta wizja nie jest już tak zła, nie jest tak skomplikowana. Wystarczy że umrę tutaj a kiedyś ojciec znowu da mi życie na ziemi. Może będzie prostsze? Może nie zaplącze mnie wtedy w świat wilków? Może nareszcie mój dar nie będzie przekleństwem?

-Przemyśl to Ala. Nie pospieszam. Jutro rano budzę cię na pierwszy trening. Wyśpij się. Na tyle ile możesz. Twój pokój czeka, dokładnie tam gdzie ostatnio.

Patrzyłam jak wychodzi i faktycznie skierowałam zaraz potem swoje kroki do pokoju który kiedyś należał do Wiktori. Teraz należy do mnie. Do członka watahy. Ja. Jak marzył mój ojciec. Należę do watahy. Jak marzyła moja matka. Należę do Kręgu. A czego ja chciałam?

+++

Noc minęła mi w miarę szybko. Nie spałam zbyt dużo, ale i nie czułam się zmęczona. Po prostu siedziałam przy oknie wpatrując się w gwiazdy na prawdę dobrze widoczne na niebie. Dom watahy był dość daleko od miasta, nie przeszkadzały więc światła lamp i mogłam przyglądać się powoli malejącej tarczy księżyca. Gwiazdy... kiedyś byłam jedną z nich. Kiedyś znowu będę jedną z nich. Od dawna nie miałam snowizji z dawnego życia. Za bardzo skupiam się na rzeczach przyziemnych. Na wilkach.

Rano koło piątej wzięłam szybki prysznic i gdy wróciłam do pokoju na fotelu siedział już alfa gotowy na trening który tak mi obiecywał.

-Zdajesz sobie sprawę że bez snu nie będziesz miała siły?

Skinęłam głową osuszając włosy ręcznikiem. Byłam ubrana już w leginsy jakie znalazłam w szafie i luźną koszulkę by było mi wygodnie ćwiczyć. Nie miałam zamiaru przeciwstawiać się Adrianowi. Co do jednego Kamila ma rację. Może pomóc mi opanować to wszystko.

-Zdecydowałaś się już na pieczęć?

Rzuciłam ręcznik na łóżko i odetchnęłam chcąc się trochę rozluźnić przed odpowiedzią.

-Nie podjęłam jeszcze decyzji. Jeśli pozwolę na pieczęć z tobą nie będę mogła wyjechać.

Skierował swój wzrok za okno i pochylając się do przodu zgarbił się na fotelu. Wyglądał na równie zmęczonego tą sprawą co ja. Nigdy nie powiedział mi czy chce mi tak bardzo pomóc bo ta jego rada tak każe czy dlatego że przypominałam mu wiktorie której nie zdołał pomóc. Teraz zastanawiam się czy nie robi tego bo po prostu jest dobrym alfą. Nie zostawia swoich w potrzebie.

-Nie mogę zatrzymać cię u nas siłą. Znasz moje zdanie. Póki nie opanujemy twojego wilka zostajesz, potem będziemy myśleć co zrobić. Nie ważne czy przyjmiesz pieczęć ode mnie czy zostaniesz przy tej którą już masz. Jesteś już członkiem mojej watahy i jeśli uznam że coś będzie dla ciebie lepsze zrobię to. A teraz chodź już. Musimy przebiec kilka kilometrów zanim zaczniemy pracę.

Podniósł się i wymijając mnie wyszedł z pokoju. Nie wiem jak mam to rozumieć. Ale nie jest to nic czego w końcu nie zrozumiem. To przecież pikuś w porównaniu z tym co dzieje się dookoła mnie. Nie zastanawiając się więc dłużej ruszyłam za alfą gotowa na kilkukilometrowy bieg po którym pewnie zemdleje.

+++

Mięśnie odmawiały mi posłuszeństwa. Stopy piekły a płuca zdawały się kurczeć gdy kończyłam dwudzieste czwarte z trzydziestu okrążeń wokół domu. Ścinałam zakręty jak mogłam ale droga zdawała się wydłużać z każdym krokiem. Noga za nogą, noga za nogą.

-Wyrównaj oddech lokomotywo bo daleko nie zajedziesz!

Burknęłam biegnąc dalej. Alfa świetnie się bawił bo przebiegł już czterdzieści i teraz czekał aż skończę.

-Mówię poważnie Ala. Wdech nosem, dwa kroki i wydech ustami. Powtarzaj aż płuca zaczną współpracować. Nie masz ich męczyć, masz je uczyć!

Uczyć płuca? Pojebało go?

-Stopy bardziej na zewnątrz bo się wywalisz.

- Jeszcze każ mi zacząć gdakać i machać skrzydełkami, prędzej zmienię się w kurę niż wilka.

Dwadzieścia sześć okrążeń za mną. Jeszcze tylko chwila, jeszcze tylko cztery.

-Dobrze ci idzie szczeniaku. Co powiesz na dodatkowe dziesięć by było po równo?

-Pierdol się Adrian!

W odpowiedzi usłyszałam śmiech alfy i gwizd Kamila właśnie wychodzącego do pracy. Poznałam po stroju, zawsze miał na sobie koszule gdy przyjeżdżał do baru.

-Stary nie wierze. Pozwalasz jej na takie słownictwo?

Minęłam barmana przy okazji kopiąc go w kostkę niby się potykając na co ten przeklną a ja z lekkim uśmiechem pobiegłam kończyć ostatnie okrążenia.

-Jak na razie nie przeklina bardziej niż ty. I biega szybciej niż ty. Robimy małe kroczki.

Brunet burknął cos jeszcze masując kostkę i ruszył do samochodu który był z tyłu domu co pozwoliło mi go minąć jeszcze raz zanim odjechał. Co ciekawe uniknął mojego wzroku jak i odsunął się bym go znowu nie kopnęła jak sądzę.

-Świetnie. Rozgrzewkę mamy za sobą. Porozciągaj się trochę, potem popracujemy nad twoją siłą.

Jęknęłam opadając na ziemie by odetchnąć. Trzydzieści jebanych okrążeń było rozgrzewką. Ja nie chce wiedzieć co znaczy rozciągnąć. Szpagatu nie zrobię. Za cholerę.

+++

Ból po treningu to jedno, zmęczenie to drugie. Zaraz po naprawdę szybkiej drzemce pod prysznicem walnęłam się na łóżko w pokoju i tam spałam dobre trzy godziny zanim Aneta przyszła z naleśnikami na kolacje. Dżem i kakao obudziło mnie jeszcze zanim weszła więc gdy zobaczyłam porcję dla mnie mało jej nie przytuliłam.

-Tak myślałam że będziesz głodna. Moja siostra prawie mnie pożarła po pierwszym treningu z Adrianem.

Posłałam jej lekki uśmiech wdzięczności i przesiadając się na fotel wzięłam talerz pełen gotowych do zjedzenia pyszności.

-Widziałam że ciebie męczył dwa razy bardziej. Więc przyszłam z czymś co pozwoli ci mnie nie zjeść.

Nie zapominajmy że to driada. Coś za coś.

-Wielkie dzięki. Faktycznie umieram z głodu. Czy wiszenie do góry głową na drzewie bez śniadania to dobry pomysł?

Dziewczyna przez moment nie zrozumiała mojego pytania. Zdawała się wręcz szukać w nim ukrytego sensu. Połknęłam więc prawie w całości pierwszego zawiniętego naleśnika i postanowiłam ją naprostować.

-Pytam poważnie, znasz się na zdrowiu. Jak alfa kazał mi robić brzuszki na gałęzi to wisiałam tam pół godziny nie mogąc się podnieść i myślałam o tym czy to zdrowe. Więc pytam. Z czystej ciekawości.

Aneta skierowała wzrok to na mnie to na ostatniego ze zjadanych naleśników i westchnęła.

-Wciąż zapominam że masz tak porypane myślenie. Gdybyś coś wcześniej zjadła to byś to wtedy najpewniej wyżygała. Ale nie, nie jest zdrowo ćwiczyć bez wcześniej zjedzonego posiłku. By mieć energie trzeba mieć coś do trawienia.

Fakt. Mogłabym to tam wyrzygać. Mimowolnie skrzywiłam się na taką myśl na co driada delikatnie się zaśmiała. Wzięła ode mnie talerz i podniosła się gotowa gdzieś iść.

- Chodź Naoku, na dole jest więcej naleśników. Wszyscy są ciekawi czy żyjesz.

I tak właśnie zrobiłam. Zeszłam na dół, prosto do kuchni gdzie złapałam kolejne pięć naleśników i potem do salonu gdzie jak się okazało chłopaki grali w jakąś strzelankę na telewizorze. Przysiadłam się do stołu gdzie obok zajadał naleśniki Adrian. Kompletnie nie zwracał na mnie uwagi przyglądając się rozgrywce chłopaków. Kamil mając kontroler prowadził grę jakimś blondynem. Był w opuszczonym budynku. Domu jak się domyślam bo przechodził pomiędzy pokojami co chwile zabijając jakieś zombie.

Korzystając z nieuwagi alfy zabrałam mu piwo akurat w momencie gdy kotka postanowiła zająć miejsce na moich kolanach. Nie minęła minuta gdy w salonie rozległ się trzask trzymanej przeze mnie wcześniej butelki a obraz przed moimi oczami kompletnie się zmienił.

Cholerne wizje.

=============================================================
Lekkie spóźnienie... sorki (:
Pozdrowienia dla Nie_nazwanej_02 która jak zawsze z resztą odgadła część historii ( jest jasnowidzem... uwaga). Brawo :D
Kolejny w piątek i powoli zbliżamy się do 30 rozdziałów. To zawsze był u mnie limit XD tym razem może trochę więcej będzie. Co wy na to?
Pozdrawiam i dziękuję. KasiaAS

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top