Rozdział 27

Na alfę nie musieliśmy długo czekać. Nie zdążył wypić herbaty, mogę się o to założyć. Dlatego parę minut po tym jak wsiadłam dobrowolnie do samochodu za kierownicą zasiadł również Adrian. Krótkie spojrzenie w lusterku by upewnić się że siedzę grzecznie i nie zamierzam uciekać i ruszyliśmy w drogę do domu watahy. Może zanim tam dotrzemy dam rade się czegoś dowiedzieć.

-Więc co teraz? Kamila usilnie uważa że jesteś moim alfą.

Zero reakcji. Normalnie ta sama sytuacja co na początku naszej znajomości. Siedzę z nimi w samochodzie, zadaje pytania i nie dostaje odpowiedzi.

-Chce stąd po prostu wyjechać. Bez kręgu, bez watahy... Sama. Mam się spodziewać trudności?

Wojtek siedzący obok uśmiechnął się lekko jakby to co mówię było dla niego zabawne i krzyżując ręce na klatce piersiowej skierował wzrok za okno. Rozumiem. Temat był już poruszany beze mnie i wynik dyskusji musiał być zabawny. Nie jestem pewna czy w takim razie powinnam pytać. Mimo to nie mogłam siedzieć i jechać w ciszy.

-Rozumiem że nie mam prawa głosu w tej sprawie? Tak jak zawsze gdy wielki zły wilk tego sobie zażyczy? Powiedz, jak ty to robisz? Nie masz czasem wrażenia że inni trwają przy tobie tylko dlatego że nie mogą odejść?

Wilk obok mnie zesztywniał poprawiając się na siedzeniu jakby spodziewał się ze dostanę za to bure  i a on ma oberwać razem ze mną, alfa jednak pokazał w lusterku zęby. Uśmiech ten nie był w żaden sposób groźny czy straszny jak w filmach grozy... raczej pokazywał wielki uśmiech zadowolenia.

-Pytasz co teraz?

O proszę... otworzyła się jakaś klapka? Czyżbym dostała jakąś odpowiedź? Skinęłam powoli zachęcając go do mówienia.

-Najpierw musimy wyeliminować te runy hamujące i przywrócić ci zdolność przemiany. Trzeba cie obudzić. Treningi obowiązkowo. Im będziesz lepiej kontrolować ciało tym łatwiej ogarniesz przemiany. Po drodze spróbujemy ci też wyperswadować kłapanie jęzorem gdy nie jest to potrzebne.

Pf.. Ja gadam gdy nie trzeba? Gadanie to jedna z moich broni przeciwko bólu czy podczas stresu. Gadam gdy czuje taką potrzebę. Poza tym całe życie raczej unikałam wszystkich ludzi, co za tym idzie miałam na prawdę mało możliwości do gadania.

-Jedziemy do tego domu z barierą prawda? Nie mogę tam być. Ograniczenie dostępu magii spowoduję ataki zaraz po opuszczeniu granicy. To niebezpieczne. Dla mnie i dla tych którzy będą niedaleko.

Zaakcentowałam ostatnie zdanie by wiedział że się mu odwdzięczę jeśli mnie tam zamknie.

-Dlatego do pełni nie wyjdziesz poza granice. W ogóle nie wyjdziesz póki cię nie ogarniemy.

Co?! Kurwa co?! Wyprostowałam się pochylając bliżej kierowcy by dobrze mnie słyszał.

-Nie możesz mnie tam zamknąć. Nie masz do tego prawa.

-Oczywiście że ma.

Zgromiłam Bete wzrokiem ale mówił dalej nic sobie z tego nie robiąc.

-Kamila ma rację. Adrian jest twoim alfą i ma prawo zrobić co mu się podoba.

Chciałam zaprzeczyć. Coś dodać... ale alfa uciszył Wojtka za mnie używając jego imienia i beta w sekundę później machał rękami próbując się nie śmiać. To mi w zupełności wystarczyło by wkurwienie zniknęło. Wilk w końcu nie wytrzymał i wybuchając śmiechem zrobił się cały czerwony. Alfa natychmiast zaczął zabijać mnie wzrokiem.

-Co mu zrobiłaś?

-Ja? Dlaczego to niby moja wina? Może bawi go ta sytuacja tak samo mocno jak mnie?

Wilk śmiał się coraz głośniej, jedna ręka była już na brzuchu i coraz ciężej było mu złapać oddech.

-Ala mówię poważnie!

Odsunęłam się na drugi koniec samochodu przytulając się do drzwi auta by machający rękami beta mnie przypadkiem nie uderzył i dalej obserwowałam rozbawionego mięśniaka aż samochód nie zatrzymał się energicznie a my nie trafiliśmy na znajome mi podwórko z tyłu domu z wizji. Alfa wysiadł a ja z pełną satysfakcją wypowiedziałam zaklęcie dezaktywujące. Alternatywe dla tego który był zawarty w klątwie. Po czym dołączyłam do alfy wysiadając z samochodu. Adrian natychmiast zareagował grożąc mi palcem jak moja mama gdy przeklinałam.

-Nie ruszaj się stąd.

Wykręciłam oczami na rozkaz alfy ale posłusznie stałam przy samochodzie nigdzie się nie ruszając. Miałam stąd niezły widok na całą akcje ratunkową. Ekipa wybiegła z domu, Antek podbiegając do podtrzymywanego przez alfę Bety i pomógł mu wysiąść z samochodu. A Driada natychmiast zabrała się za to co driada umie najlepiej. Narzekanie i leczenie.

-Nic mu nie będzie. Zmęczył się śmiechem. Nienaturalnie długim śmiechem, nie żebym coś sugerowała. Po prostu pieprzony musiał czymś wkurzyć naszą obdarowaną.

Uśmiechnęłam się do wszystkich miło, jakby nigdy nic się nie stało i opierając się o dach samochodu wzruszyłam ramionami czekając co będzie dalej.

-To jakieś zaklęcie? Jest za wcześnie by mogła rzucać zaklęcia.

Driada zaprzeczyła wzdychając lekko.

-Bardziej wygląda mi to na coś prostego do zdjęcia... jak i aktywowania. Jakieś zaklęcie kluczowe.

-Klątwa?

Antek skrzywił się jakby usłyszał że to zakaźna choroba i właśnie ją złapał. A ja wciąż z uśmiechem czekałam aż zrozumieją jedną ważną rzecz. Nie zdejmą jej bez mojej pomocy.

-To nic groźnego. Ala musiała wpleść słowo aktywujące i dezaktywujące w formułkę. Najbezpieczniej po prostu nie wymawiać tego słowa. Adrian co było mówione gdy nasz beta zaczął się śmiać?

Wojtek zadrżał stając już prosto na nogach. Naprawdę go to wymęczyło. No proszę.

-Wejdźmy do środka. Alicja na pewno z chęcią sama to odkręci.

Zaśmiałam się spokojnie ruszając w stronę drzwi wejściowych. Nie ma opcji. Chce się jeszcze pobawić.

+++

Przed samymi drzwiami zostałam zatrzymana przez Anete. Razem przeczekałyśmy aż wszyscy nas miną i dopiero przekroczyłyśmy próg. Hierarchia. Już mnie mdli, wcześniej byłam tu niby przypadkiem. Nie należałam do watahy i nie musiałam bawić się w bycie jedna z nich. Teraz sama nie wiem jak mam na to wszystko patrzeć.

W salonie Wojtek ułożył się wygodnie na fotelu, a reszta postanowiła zając miejsce stojące. Również wolałam nie siadać. Stanęłam przy oknie, tak by na oku mieć drzwi a za plecami ścianę. Wystarczy ze sama obecność w tym domu sprawia że czuję się osaczona.

Beta albo nie miał siły na mnie patrzeć albo specjalnie unikał mojego wzroku bo co na niego spojrzałam ten odwracał głowę. Jakbym mogła go zaczarować samym spojrzeniem. Chyba czegoś się nauczył.

-Zacznijmy od najważniejszego...

Adrian wszedł do salonu i nie przejmując się tym że wszyscy stoją rozłożył się na całej kanapie. Coś jakby mówił, wy stójcie ja odpocznę bo mi wolno a wam nie. Nikt nie zaprotestował.

-Alicja, pierwszy i ostatni raz mówię i więcej nie będę się powtarzał. Odkręć to co zrobiłaś Wojtkowi.

Mimowolnie na moją twarz znowu wpełzł uśmiech bo wraz z wymienianym imieniem wilk znowu złapał się za brzuch gotowy do śmiechu. Aneta rzuciła się do pomocy, reszta rzucała mu współczujące spojrzenia ale alfa nie poruszył się ani trochę. Specjalnie użył wszystkich słów jak wtedy gdy czar zadziałał. Sprytne. Ale czegoś nie przewidział.

-Wybacz, ale w tym domu moja magia nie działa. Czyż nie?

W oczach miał determinacje i pewność. Zbyt dużo pewności jak na kogoś kogo chciałam zaskoczyć. Wojtek zaczął tracić oddech. Kamil drgnął jakby chciał do niego podejść ale coś go powstrzymywało. Albo ktoś. Skrzywiłam się. Nie chce by się wilk udusił. Cholera. Adrian to wie i dlatego nie reaguje.

-Aneta możesz to zatrzymać?

Dziewczyna pokręciła głową zrezygnowana.

-Próbowałam ale musimy znać słowo klucz bądź zaklęcie dezaktywujące które wypowiedzieć może tylko obdarowana.

Beta złapał ostatni krótki oddech i cały czerwony na twarzy opadł wciąż próbując zaczerpnąć powietrza. Alfa podniósł się wciąż wpatrując się w moje oczy. Zbliżał się szybko, zbyt szybko. Jedyne czego się boję to dotyk. Jego jest jeszcze gorszy niż innych bo uczucia jakie odczuwam gdy mnie dotknie należą do mnie. Poderwałam się od ściany i cofnęłam cały czas szurając ręką o parapet okna. Czerwone tęczówki które nawiedzają mnie w koszmarach. Które nie dały mi wykonać rytuału zbliżały się w gotowości do ataku. Nie. Nie mogę.

Wypuściłam gwałtownie trzymane powietrze poddając się strachowi jaki czułam w jego obecności.

-Wypowiedz imię mego ojca. Ty bądź ktoś mu bliski.

Antek machnął rękami wkurzony ale Adrian zatrzymał się pół metra ode nie. Ważne że się nie zbliża.

-Skąd kurwa mamy znać imie twojego ojca?!

-Księżyc

Spokojny ton alfy przyprawił mnie o dreszcze. Jak można z takim spokojem patrzeć jak jego przyjaciel się dusi?!

Wojtek podniósł się szybko, cały czas oddychał płytko tak jakby zaraz miało mu zabraknąć powietrza. Jego twarz przypominała buraka a oczy wciąż szeroko otwarte błądziły po pokoju. Doprowadził mnie do tego, sam uznał ze moje próby walki są śmieszne i bezsensu. Z chęcią dowiem się co teraz o tym myśli.

-Nie wydajesz się rozbawiana swoim świetnym żartem.

Z wielkim trudem pokonałam swoje ego spuszczając wzrok pod naciskiem czerwieni z koszmarów i cofając się jeszcze krok do tyłu dla pewności skrzyżowałam ramiona by odciąć się od wciąż obserwującego mnie wilkołaka.

-To nie miał być żart. Jedynie perswazja mająca na celu uświadomienie mu czegoś.

-Czyli faktycznie cię po prostu wkurwił?

Wzruszyłam ramionami rozluźniając się trochę i z powrotem oparłam się o ścianę tym razem po drugiej już stronie okna dalej od alfy który teraz postanowił kompletnie mnie ignorować dla odmiany.

-Antek na patrol. Wojtek ma dziś wolne. Aneta do mnie a Kamil pilnuje Alicji. Żadnych klątw, przemian czy bójek.

Jak w wojsku. Antek wyszedł, chwile po nim alfa wraz driadą. Wojtek podniósł się do pozycji siedzącej i opierając się na łokciach chyba dochodził do siebie. Barman rozsiadł się na fotelu przy regale wzdychając jakby stało się coś co bardzo go przytłoczyło. A ja...ja postanowiłam nie zmieniać miejsca. Stałam tak dobre dziesięć minut w ciszy aż nie zadzwonił czyjś telefon. Kupiłam nowy dopiero tydzień temu po tym jak alfa zniszczył mi ostatni w pełnie jakiś miesiąc temu. Nikt nie odebrał a po chwili to właśnie mój zabrzęczał w kieszeni. Sięgnęłam po niego myśląc że to mama ale numer nie miał podpisu. Jak większość moich kontaktów. Odebrałam nie przejmując się dwoma wilkami w tym samym pomieszczeniu.

-halo?

-- Hej Ala, trudno się z tobą skontaktować.

Kasia. Totalnie o niej zapomniałam. Mail przed pełnią, przed tą feralną pełnią, i jej telefon potem. Miałam za dużo za głowie by to ogarniać. Totalnie zapomniałam.

-Dlaczego dzwonisz?

--Pomyślałaś o pełni w której do ciebie dzwoniłam... dzięki temu znalazłam twój numer. Nowy numer.

Pomyślałam... znalazła mój numer bo o czymś pomyślałam. Kurwa. I nagle mnie olśniło.

-Jesteś telepatką?

Obaj faceci w pomieszczeniu jakby się ożywili podnosząc wzrok i jak się domyślam wytężając słuch by słyszeć obie strony rozmowy.

-- Można tak powiedzieć... Nie mówiłam ci bo nie było takiej potrzeby no wiesz. Ale od miesiąca cholera męczą mnie takie głupie przebłyski jasnowidzenia.

Jęknęłam na wspomnienie snowidzenia. Mam wystarczająco dużo swoich snów do ogarnięcia by mi jeszcze dochodziły sny telepatki.

--No właśnie nie są zbyt wesołe. Domyślam się że nie przeczytałaś wtedy tego maila nie? Pisałam że w pełnie masz nie wychodzić z domu bo ktoś cię porwie. Ale potem wdziałam że ktoś cię porwał więc... no.

Wojtek zmarszczył brwi zapewne wracając myślami tak jak ja do tego momentu w którym się poznaliśmy. A on faktycznie cos jakby mnie porwał.

--Tak no, właśnie o tym mówię.

Kurwa więc ona też to widziała.

-Możesz proszę nie wchodzić mi do głowy?

W odpowiedzi usłyszałam tylko cichą zgodę i dziewczyna mówiła dalej.

-- Potem do ciebie dzwoniłam ale połączenie się urwało, a twój numer został dezaktywowany i aż do teraz nie miałam jak ci powiedzieć że widziałam cię znowu. Czerwone ślepia mówi ci to coś.

Zesztywniałam odbijając się od ściany o którą byłam oparta a na skórze poczułam chłód. Jak przy wizjach. Jak gdy Adrian patrzył mi się w oczy kilkanaście minut temu.

--Uznam to za tak. To z przeszłości Ala. Nie z teraźniejszości. To tylko wspomnienia. Ganiam cię odkąd to pojęłam. Nic ci nie grozi od strony tego bruneta sprzed baru. To nie jego oczy widzisz.

Zamknęłam powieki czując jak strach z wizji wraca. Mój oddech przyspieszył. Co znaczy z przeszłości? Więc co widzę? Czyje oczy widzę? Co ta za wilk i czemu mam o nim koszmary?!

-Ala?

Ocknęłam się nagle słysząc trzask. Mój telefon leżał po drugiej stronie pomieszczenia. Wojtek stał gotowy do ucieczki a Kamil stojąc bardzo blisko mnie... sięgał by dotknąć mojego ramienia. W ostatniej chwili odsunęłam się by uniknąć jego dotyku. Zawarczałam. Ja. Z mojego gardła wydobyło się wyraźnie oznaczające wkurzenie warczenie jak u dzikiego psa.

-Okey. Spokojnie. Nie dotykam widzisz?

Spiorunowałam wzrokiem barmana po czym mijając go usiadłam na krześle przy dużym stole by uspokoić myśli. Kim jest ten wilk, i dlaczego czuje tak wielki strach widząc jego oczy. Gdzie widziałam je wcześniej?

=============================================

Ala chyba nie tak planowała ten powrót czy nie?

Dziś wcześniej :D kto jest dumny?

KasiaAS

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top