Rozdział 1
I
Widać już było gwiazdy, gdy opuszczaliśmy SnH. Ogromne królestwo w samym sercu naszej wyspy, całkowicie
przeżarte zgnilizną ludzkich charakterów. Najlepszym przykładem tej korupcji jest sam władca. Pospólstwo
widzi go ledwie kilka razy do roku, gdyż objawia się publicznie tylko przy najokrutniejszych wyrokach śmierci.
Słońce i księżyc wyrównały się na krańcach wschodu i zachodu. Z za naszych pleców widać czerwone, jaśniejące
niebo, zaś przed nami ciemność nadal spowija sklepienie. Ten kontrast jest dość pocieszający, zważając na moją
sytuację. Wlokę się powoli na samym końcu węża niewolników prowadzonych przez straż. Jesteśmy
eskortowani na drugą stronę rzeki, gdzie król stworzył miejsce wykopaliskowe. Niewolnicy opowiadają że jest
tam ogromna dziura w ziemi, która powiększała się latami od początku panowania obecnego władcy. Mówią
też że jeśli dorosły chłop przeżyje tam miesiąc to będzie cud ... świetnie. Mam 12 lat, więc jeśli nie kłamią to
myślę że pociągnę tam tydzień. Swoją drogą jako jedyny nie mam łańcuchów. Oczywiście mam za małe ręce na
nie, a strażnicy są zbyt leniwi żeby związać mi je jakiś sznurem. Zresztą tak, czy inaczej nie ucieknę. Wiem to
ponieważ jeszcze dwa miesiące temu był tu inny dzieciak ... już go nie ma.
Długi ciąg więźniów wlecze się wolnym krokiem. Wygłodzeni i ubrani w szmaty, potykali się o własne stopy. Na
samym końcu szedł 12 letni chłopiec o brązowych włosach i zielonych oczach. Miał na sobie podartą koszulę,
większą od niego, sięgającą po kolana i odkrywającą część ramion, gołe nogi i dziurawe skórzane buty.
-Stać! - zabrzmiał głos strażnika. Wszyscy strażnicy ustawili się w szyk bojowy. Trzej łucznicy ustawili się z tyłu
plecami do siebie, mając rozkaz strzału do wszystkiego co się rusza. Reszta poszła na przód powolnym krokiem.
Drzewa zaszeleściły.
-Słyszycie to!?
-Nie rozpraszać się!
-~Już po nas ... - wyszeptał jeden z więźniów, podciągając rękaw zaczął rozplątywać wisiorek z ręki. Rozległy się
krzyki. Wszyscy zwrócili wzrok ku strażnikom na czele. Dwóch leżało na ziemi z podciętymi gardłami, reszta
chaotycznie rozglądała się na wszystkie strony. Pierwszy łucznik strzelił w ciemność. Zaraz po nim wszyscy trzej
zaczęli strzelać w ruchome punkty. Wśród więźniów wybuchła panika. Jedni próbowali paść na ziemię, ciągnąc
tym samym za sobą innych z którymi złączeni byli łańcuchem. Inni walili dłońmi o drzewa łamiąc palce, aby
uwolnić się z kajdan.
Co się dzieje!? Co to za cienie biegające w głębi lasu? Strażnicy nie zwracają na nas uwagi ...
Chłopiec spojrzał w prawo, gdzie była luka między więźniami, a martwymi już łucznikami. Nawet nie widział co
ich zabiło. Ostatni raz spojrzał na przerażonych więźniów, po czym zaczął biec w las. Słyszał krzyki i piski za
plecami. Przedzierając się między drzewami potknął się o korzeń. Upadając zobaczył kontem oka, jak coś
przeleciało mu nad uchem. Twarzą poleciał na ziemię.
-Awa .. - położył ręce przed sobą i powoli podniósł się na klęczki. Spojrzał w górę i zobaczył jak w drzewo przed
nim wbita jest strzała. Pewnie już by nie żył, gdyby nie ten korzeń. Spojrzał za siebie. Cień przemknął za
drzewami ... i drugi, trzeci! Na czwarty nie zamierzał czekać. Poderwał się i zaczął biec przed siebie ile sił w
nogach. Nadal było na tyle ciemno, żeby ledwo widział co jest przed nim. Dopiero gdy zbliżał się do drzew,
zauważał ich kontury. Jedne udawało mu się wymijać, od innych się odbijał. Szelest liści cały czas za nim
podążał, to głośniejszy, to cichszy. Chciał się obejrzeć, ale wiedział że musi biec przed siebie nie oglądając się.
Zaczął ciężko dyszeć ze zmęczenia. Nogi same mu się plątały, a wtedy ... szelest nagle ucichł. Chłopiec się
odwrócił, przez co nie zauważył że przed nim jest spadek. Stracił grunt pod nogami i poleciał na plecy turlając
się w dół i obijając o kamienie będące na drodze. Wtedy pochylony spadek nagle się urwał, a on zaczął spadać
widząc tylko jak oddala się od szczytu. -Aaaaaa! - uderzył całym ciałem w powierzchnię wody, tracą całe
powietrze z płuc. Kiedy chwilowy paraliż spowodowany strachem zaczął mijać, próbował wypłynąć na
powierzchnie. Płyną tak długo aż poczuł zimny wiatr na twarzy. Wynurzył się, ale chwile potem fala go
podtopiła. Teraz wie że jest w rzece o silnym nurcie. Starał się utrzymać na powierzchni tak długo jak mógł, leczco się nie wynurzył nadchodziła kolejna fala podtapiając go. Zaczął tracić siły. Coraz wolniej się wynurzał, aż w
końcu jego ręce i nogi odmówiły, a on rwany nurtem wody stracił przytomność.
II
Delikatny szum liści zaczął go przebudzać. Czuł ciepło pochodzące z jego prawej strony. Powoli zaczął otwierać
oczy.
-Mhmm - chciał otrzeć ręką ospałe oczy, jednak silny ból przeszył jego ramie. -Ow!
-Spokojnie młody, ja w twoim stanie wolał bym nie wykonywać gwałtownych ruchów. - odezwał się głos koło
niego. Chłopiec otworzył oczy. Pierwsze co przykuło jego uwagę to ognisko, następnie zwrócił wzrok w stronę
głosu. Siedział tam koło niego chłopak o blond włosach, oraz oczach bliskiego im koloru. -Jakieś pół godziny
temu wyłowiłem cię z rzeki, masz u mnie dług. - uśmiechnął się szczerząc zęby. Dopiero teraz chłopiec zauważył
że ma czarne ... tatuaże? Ważne że ma czarne trójkąty obrócone w dół pod oczami.
-Wyłowiłeś ... co? - usiadł powoli trzymając się za obolałą głowę. -"Co się właściwie stało?" - spojrzał w górę.
Pomiędzy liśćmi przedostawały się promienie porannego słońca. -Mhmm ... - rozejrzał się dookoła, kiedy
wspomnienia powoli zaczęły do niego powracać. -No tak ... - wyszeptał cicho.
-To znaczy? - chłopak spojrzał na na małego bruneta, jednak nie doczekał się odpowiedzi. Dzieciak był zbyt
roztrzepany po tonięciu. Nadal wszystko mu się miesza. - Jesteś więźniem, czy może niewolnikiem? - spytał
siedząc po turecku z rękami opartymi przed sobą na trawie. Chłopiec spojrzał wystraszony. -Spokojnie,
spokojnie. - uspokajał -Nic ci nie zrobię. Niewolnictwo jest na wyspie rzadkie. A w tych okolicach tylko SnH
posiada takich.
-Nie wydasz mnie? - jakoś nie wierzył.
-Jak? Nie zamierzam, się do nich nawet zbliżać. - powiedział oburzony. -Właśnie, gdzie moje maniery? - ułożył
się z tureckiego na klęczki. Prawą rękę trzymał przy sercu, a drugą zrobił delikatny gest do przodu zaokrąglając
ją od siebie aż na lewą stronę, chyląc się przy tym. To dobry gest na podryw dziewczyny w tamtych stronach. -
Nazywam się Kei Saiki. Nie zrozumiale przystojny 20 latek, który cię uratował. - spojrzał chłopcu prosto w oczy.
Dzieciak musi przyznać że to wprawiło go w osłupienie. Pierwszy raz widzi kogoś z poczuciem humoru. No nie
licząc strażników, ale oni gustowali bardziej w czarnym humorze.
-Miło poznać. - i zapadła cisza.
-I tyle? - spojrzał urażony.
-To znaczy? „Tylko nie mów że też mam się tak gimnastykować".
-No nie wiem, może imię, wiek? Jakiś podryw?
-Ok. - wypuścił powietrze nosem. -Nie pamiętam imienia, wiem że mam 12 lat i nie zamierzam cię podrywać.
-To dość mało ... w sumie i tak wolę kobiety. - ponownie siadł po turecku, ale tym razem rękami opartymi za
sobą. -Więc straciłeś pamięć?
-Tak.
-Czyli nic nie pamiętasz?
-... tak.
-Od którego momentu zaczyna ci się pamięć?
-Hmm ... tak z cztery lata temu.Rozumiem ... no dobra, jesteś głodny?
-Tak! - nie czekał długo z odpowiedzią. Jego ogromne zielone oczy aż prosiły o jedzenie.
-Mam nadzieję że lubisz suszone mięso. - wziął przed siebie plecak ze skóry i wyciągnął skórzany materiał w
który zawinięte było mięso. -Ale najpierw twoje imię.
-Ale ja go nie pamiętam. - praktycznie płakał na widok zatrzymanego się przy Keiu mięsa.
-Więc jakieś wybierzemy. Będziesz nazywał się ...Lucek ... nie to głupie ... może Naoki? Tak, to dobre imię. -
rzucił zadowolony mięso w stronę Nao. Chłopiec złapał je nieudolnie i spojrzał pytająco na blondyna.
-Naoki? „Lepszego nie było" - mimo zastrzeżeń on dał mu mięso. D.A.Ł M.I.Ę.S.O. Z takim nie można się kłócić.
Rozpakował zawiniątko i zaczął chłonąć soczyste, suszone mięsko. A raczej połykać je w całości, jedno po
drugim.
-Haha, spokojnie młody. Widać że źle cię tam karmili. Sama skóra i kości.
-Tak w ogóle, gdzie są nasze ubrania. - spytał z pełnymi ustami, po tym jak przed chwilą zauważył, a raczej nie
zauważył ich ubrań. To znaczy Kei miał bokserki, a Nao był goły bo już wcześniej nie miał majtek ... nawet
spodni. Tylko koszule i buty.
-Schnął tam. - wskazał kciukiem za siebie. Na jednej z gałęzi niskiego drzewa wisiały ich ubrania. Lekko kołysane
wiatrem wyglądały jak flagi. -Jak wyschnął koniec ogniska.
III
Kei ściągnął ich ubrania z drzewa i podszedł do Nao. Podał mu jego ubrania i sam zaczął zakładać swoje.
-Gdzie pan teraz idzie? - spytał zakładając starą dużą koszule. Kei zastygł w miejscu po czym spojrzał obrażony
na chłopca.
-Co ty nagle taki kulturalny? Mam 20 lat. - odwrócił głowę czując się staro przez słowa Naokiego.
-Jesteś starszy ode mnie o 8 lat.
-Co nie zmienia faktu że nadal jestem młody do cholery! Gdybyś miał 2 lata a ja 10 też byłbym stary? -
Zdenerwowany zaczął zakładać koszule. Nao w tym czasie stał i myślał nad odpowiedzią.
-Wtedy miał byś 10 lat, ale w teraz masz 20 i to nie to samo. - zrobił dziecięcy grymas.
-Po prostu się zamknij! - zastanawiał się czy nie wrzucić go z powrotem do rzeki. Chłopiec wystraszony nagłym
wybuchem Keia postanowił nie poruszać już tego tematu.
-To ... gdzie pan ... ty teraz idziesz?
-... - patrzył przez chwilę na Nao. -Do Zen.
-Czy to nie jedno z królestw!? - nigdy nie widział innego królestwa niż SnH.
-Zgadza się. Leży w Południowo-zachodniej części wyspy. - po ubraniu się wziął czerwoną pelerynę i rzucił do
Nao, który zdziwiony ledwo złapał. -Lepiej to załóż. Twoje ciuchy nie są ... w dobrym stanie.
-To bierzesz mnie ze sobą? - zaskoczony prawie krzyknął.
-Wyłowiłem cię z rzeki, nakarmiłem, nadałem imię, ubrałem i oczarowałem. Jak mógł bym cię teraz zostawić.wyprostował się dumnie. -To tak jak bym dał ci życie. - wyglądał śmiesznie poważnie w oczach Nao co go trochę
... przeraziło? Ale póki zabierze go bezpiecznie do innego królestwa to nie widzi problemu, żeby nadal był
pochłonięty swoimi marzeniami.
-No dobrze ... to co, idziemy?
-Oczywiście. - zadowolony odwrócił się wziął plecak i zaczął iść przed siebie. -Idziesz?
-Tak. - podbiegł do Keia.
Im dalej SnH byli, tym las stawał się bardziej urodzajny. Zamiast ponurych drzew i wydeptanej w niektórych
miejscach trawy, były drzewa wielu gatunków, krzaki (po niektóre z owocami jadalnymi, oraz nie), wysoka
zielona trawa, grzyby i w niektórych miejscach różno kolorowe kwiaty. Coraz głośniejszy śpiew ptaków tylko
umilał drogę.
-Kei. - szczęśliwy Nao podszedł bliżej blondyna. -Czemu cały czas idziemy przy rzece? Nie powinniśmy skręcić
trochę na Zachód?
-Wtedy trafili byśmy na niewielkie góry. Najlepiej jest się tam dostać ,albo jeziorem po zachodniej części gór,
albo idąc wzdłuż rzeki po ich wschodniej części. A że lepiej czuję się na lądzie to wybrałem wschód.
-Rozumiem. Zauważyłeś że jest coraz więcej drzew?
-To dlatego że wchodzimy w niewielki, drugi pod względem gęstości las.
-Drugi najgęściejszy na wyspie?
-Zgadza się. Na pierwszym miejscu jest Las „Bardzo oryginalna nazwa.", w którym kryje się drugie Królestwo
Metsä "również oryginalnie, las".
-Chciał bym kiedyś je zobaczyć. - Nao zaczął marzyć.
IV
Był już wieczór. Oddalili się już od rzeki idąc w stronę Zen. Z ich pozycji widać było po prawej stronie szczyty gór
o których mówił blondyn. W końcu je obeszli.
-Dobra, tu się zatrzymamy na noc. - Kei się ztrzymał, uklękł i zaczął wyciągć skórzany (śpiwór?) z plecaka.
-Nareszcie! - Nao upadł plecami na ziemię nie czując nóg. -Daleko jeszcze?
-Trzy godziny drogi. Rano tam dotrzemy, więc lepiej się wyśpij.
-Masz jeszcze coś do jedzenia? - od rana nic nie jadł. Cały czas tylko szli i szli. Ile można?
-Suchary. - włożył rękę do plecaka i wyciągnął woreczek z tkaniny i rzucił go do Nao. -Zostaw mi połowe.
-Dobrze. - szczęśliwy otwiera woreczek i zaczyna jeść. W tym czasie Kei rozkłada śpiwór między trzema
drzewami. Bójna roślinność świtnie go maskóje.
-Nie będziemy rozpalać ogniska. W tym regionie jest weile zająców, które mogą sprawiać problemy. Jeszcze coś
by ukradły.
-Zające ... - Nao raz w życiu widział zająca. Strażnicy wracający z łowów nieśli jednego martwego, który
próbował ich okraść w czasie obchodu królestwa. Miał ogromne kły, dłógie zakrwawione pazury (pewnie
dlatego jeden ze strażników ma rany cięte na policzku) i czarne gróżne oczy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top