Rozdział 7 - Atak!


Strzały! 

W super chronionej fabryce! 

Nana zbladłaby, gdyby mogła, bo w końcu była Lalką i nie miała naczyń krwionośnych. 

Ale skąd? 

Po chwili szoku otrząsnęła się i kazała wszystkim się ruszać. - korytarz! - krzyknęła. - Tam nie ma okien! Póki nie wtargną tutaj, będziecie bezpieczni! - kierowała ewakuacją na zewnątrz. 

Ludzie i Lalki, przerażeni, jakby ktoś już wszedł do budynku, wybiegli na korytarz. 

- Ostrożnie! Nie zadeptajcie się! Bez paniki! - ale równie dobrze mogła krzyczeć na stado kaczek. Normalna reakcja to niestety panika. Nawet Lalkom udzielił się nastrój Ludzi.

Nana wściekła na całą tą sytuację, zostawiła swoją grupkę na względnie bezpiecznym korytarzu i ruszyła do sali, w której wszystko się zaczęło. 

Taśma stanęła. Pracownicy natychmiast włączyli alarm, zasłaniając maszyny specjalną tkaniną odporną na strzały. Nana zaczęła im pomagać. 

W jednej chwili podniosła wzrok i zobaczyła w drzwiach tego pracownika. 

I jego dziwne oczy. 

Chciała krzyczeć żeby przyszedł pomóc, lecz coś kazało jej umilknąć. On był pracownikiem, prawda? Dlaczego więc sam nic nie chronił? Dlaczego tylko się przyglądał? Nie spodobało się to Nanie. Czyżby był szpiegiem? Zerwała się, by za nim pobiec. Ten jednak zgrabnie cofnął się do korytarza. Lalka zazgrzytała zębami. Wiedziała, że tam nie może wyjść. Od razu bowiem wycieczka zasypałaby ją pytaniami, prośbami i piskami, a tego musiała za wszelką cenę uniknąć. 

Zamiast tego przypilnowała, by wszystkie maszyny zostały dobrze zabezpieczone. 

Nagle usłyszała trzask. Obróciła się w tamtą stronę. Ujrzała błyski elektryczności wydobywające się z konsoli jednej taśm. 

- Szlag! - syknęła. - Uszkodzenie! Pocisk musiał tam trafić! - Biegła w tamtą stronę, zasłaniając ręką twarz od strzałów. Cały czas bowiem trwał nieprzerwany ostrzał z okien. Okna już dawno zostały rozbite. Kątem oka zauważyła sieć drobnych pęknięć na szkle. - Znaleźli sposób na pancerne szkło! - przebiegł jej dreszcz po plecach. - Musieli mieć w swoich szeregach jakiegoś naukowca! Nie ma innego wytłumaczenia! 

Nagle oprócz trzasku urządzenia, nastąpił gwałtowny ostry dźwięk tłuczonego okna.

Napastnicy wtargnęli do środka! 

Jeden z nich wylądował tuż po lewej stronie Nany. Kopniakiem posłał Lalkę, tak, że uderzyła plecami w zabezpieczone maszyny. Nic jej się nie stało, lecz wściekła się na siebie za taki brak uwagi. 

Ktoś ubrany po żołniersku, zaczął do niej strzelać, jakby miał przed sobą cały tłum. Nana zasłoniła twarz, pociski odbijały się od niej. Była odporna na taki rodzaj broni, jednak zawsze istniało niebezpieczeństwo, że nabój dosięgnie jej oka, albo czoła. Tam jej pancerz był cienki, a w przypadku oczu, w ogóle go nie było. Dlatego zawsze ochraniała głowę. Nie wątpiła że Ona - jak nazywała swoją właścicielkę - da radę z wymianą, jednak...oczy to jednak były oczy. 

Przeskoczyła nad maszynami, przyklejając się od razu do nich, tworzących teraz mur między nią a napastnikiem. Niski mur, Lalka musiała usiąść, by zasłonić się całkowicie, lecz nie chodziło tu głównie o ochronę. 

Szybkimi ruchami podniosła płachtę, szarpnęła palcami za klapkę otwierającą zasilanie i wyłączyła wszystko. Tamto syczenie też ustało. 

- Dzięki Nana! - zawołał jeden z pracowników, atakujący kolejnego żołnierza. 

- Nie możemy pozwolić im wyjść! - syknęła Lalka, wstając i rzucając w swojego wroga jednym z krzeseł. - Mogą wziąć zakładników! 

Niedobrze, niedobrze, niedobrze! - myślała nerwowo. Czemu akurat dzisiaj musieli zaatakować? Czemu akurat dziś? 

Napastnik przeskoczył maszyny i kopnął, a raczej próbował kopnąć Nanę w brzuch. Ta zasłoniła się rękami. - Co, magazynek pusty? - spytała z satysfakcją, widząc za nim odrzuconą w kąt broń.

- Nie mów do mnie takim tonem, ty su ... - nie było mu dane dokończyć, gdyż właśnie wtedy Lalka wymierzyła mu cios pięścią w szczękę. 

- Lepiej się zamknij! - warknęła dziewczyna, poprawiając mu jeszcze kopniakiem w żebra. Ten upadł. 

- Człowiek! - pomyślała zadowolona. Ze zdrajcami ludźmi łatwo sobie poradzi. Dobrze że nie była to Lalka. No jasne, skąd miałaby być, jeśli to jest robota konkurencji. 

Doskoczyła do mężczyzny i złapawszy mu nogę, wykręciła mu ją pod nienaturalnym kątem. Słychać można było trzask kości i rozpaczliwy wrzask oponenta. 

Nana upuściła zwijające się w bólu ciało i ruszyła na kolejnego napastnika. Nie dorwą ich Lalek, nie uszkodzą Fabryki, ani nie odkryją jej sekretów! Już ona o to zadba! 

Następny przeciwnik wyglądał na kobietę, choć całość postaci skrywał czarno - zielony kombinezon. Ona nie miała broni...a przynajmniej nie palną. Trzymała w dłoni paralizator. Jedyne narzędzie jakie czują Lalki podczas ataku. Tak małe napięcie nie robi im dużej krzywdy, ale bolą i przez to dekoncentrują oponenta. Nana musiała mieć się na baczności.

- Dla kogo pracujecie? - syknęła, mrużąc oczy i podchodząc do kobiety. - Gadaj! Która firma was zatrudniła?

Tamta splunęła na podłogę. Od razu zamaszystym ruchem ręki posłała paralizator w kierunku Nany. Ta zgrabnym ruchem zrobiła unik, podskoczyła i znalazła się za rywalką. Odwróciła się, w jednej sekundzie kopiąc napastniczkę w plecy. 

Ta... Nie ruszyła się. 

Nana w szoku odbiła się od jej pleców i wylądowała na ziemi w pozycji bojowej. Jej kopniak nie odniósł sukcesu? A przecież włożyła w niego siłę...

Zaatakowała jeszcze raz, tym razem celując pięścią w klatkę piersiową. Kobieta nie zrobiła uniku. 

Jakby chciała coś pokazać.

Coś pokazać Nanie.

Ona

Nie była człowiekiem. 

Była Lalką.

Tak jak Nana.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top