▲▼ ROZDZIAŁ 9 ▼▲
△▽ APRIL ▽△
- Do szkoły? Że co? Ty?
- Tak. Mówię niewyraźnie czy jak?
Zamurowało mnie całkowicie. Demon, który jest tak potężny, że jednym skinieniem może zniszczyć planetę, w dodatku wie dosłownie wszystko, chce iść do szkoły.
- Ale chwila jak ty sobie to wyobrażasz? - Jakoś nie mogłam tego zrozumieć.
- Normalnie. Zapisać się do twojej szkoły i zacząć do niej chodzić. Chyba tak to właśnie wygląda, prawda?
- Ty nawet nie masz rodziców!
- Uspokój się. Już wszystko jest załatwione.
- Że co proszę? - O mało mi oczy z orbit nie wyszły, gdy to usłyszałam. - Jak to wszystko jest już załatwione? Dlaczego mi nie powiedziałeś? - Jestem na niego trochę zła o to wszytko. Tylko trochę.
- Miałem zamiar.
- Kiedy?
- Właśnie teraz - uśmiechnął się. - Chodźmy już bo się spóźnimy.
- Ale... Ugh - ruszyłam za nim zdenerwowana i zdezorientowana. To będzie jakaś masakra, nie wiem co on tam nakombinował, ale to szaleństwo.
- Zapomniałaś, że ja jestem szalony - powiedział wesołym tonem głosu.
- Oh zamknij się.
Szłam kawałek przed nim, dość szybkim krokiem. W końcu zatrzymałam się, wzięłam głęboki oddech i zaczekałam aż do mnie dołączy.
- Właściwie to dlaczego chcesz chodzić ze mną do szkoły? - Zapytałam przyglądając mu się. Wyglądał jak zwyczajny nastolatek.
- Po prostu mi się nudzi. Liczę na jakąś rozrywkę.
- Nie wiem czy jakąś tam znajdziesz - zaśmiałam się.
°°°
- Witam w mojej szkole Cyferka - uśmiechnęłam się. Wyglądał na niewzruszonego.
- Dużo tu ludzi. - Stwierdził, gdy przemierzaliśmy korytarz.
- To jest szkoła. Czego się spodziewałeś? Chodź, przedstawię cię moim znajomym. Tylko błagam, zachowuj się jak człowiek.
- Niczego nie mogę ci obiecać - uśmiechnął się. Pokręciłam głową z politowaniem. Przecież to było oczywiste - pomyślałam.
- Hej wam - przywitałam się z moimi przyjaciółmi. - To jest mój kolega, w sumie to już się znacie.
- Cześć.
- Nie mówiłaś, że będzie chodził do naszej szkoły - wyszeptała mi do ucha. Wpadł Summer w oko. Będzie zabawnie, ona nie odpuszcza tak łatwo. - Jak mogłaś mi o tym nie powiedzieć?
- Bo ja sama nie wiedziałam. Uwierz mi, miał chodzić do innej szkoły - spojrzałyśmy w jego stronę. Mam nadzieję, że szybko mu się to znudzi i nie będę musiała go niańczyć. Westchnęłam ciężko usmiechając się do siebie. Kogo ja chcę oszukać?
- Właśnie wszedłeś na nowy poziom szaleństwa Cyferka - uśmiechnęłam się do niego.
- A ty razem ze mną April - odwzajemnił gest.
△▽ BILL ▽△
Wpadłem na pomysł, że zacznę chodzić z nią do szkoły. To odciągnie jej myśli od moich spraw. No i rzeczywiście trochę mi się nudziło.
Nie wiedziałem jak zareaguje na tą wieść, więc zaczekałem do ostatniej chwili. Wtedy nie miała już żadnego wyjścia i musiała to zaakceptować. Cieszyłem się, że udało mi się ją wkurzyć, uwielbiam to robić. Sprawia mi to nieopisaną radość.
- I jak ci się podobał twój pierwszy dzień w szkole? - Spytała, gdy już wróciliśmy do domu.
- W sumie to nie jest tam tak tragicznie jak czasami twierdzisz.
- Tak. Na początku wszyscy są dla ciebie mili, a potem nagle puf. Pokazują swoje parszywe oblicza.
- Czy ty próbujesz mnie nastraszyć?
- Tak trochę - uśmiechnęła się.
- Jesteś żałosna - zaśmiałem się.
- Sam jesteś żałosny! - krzyknęła rzucając we mnie jakimś małym owocem.
- Tak chcesz się bawić? Dobra. - Oblałem ją wodą, która znajdowała się się w dzbanku. Wyglądała przezabawnie.
- Przegiąłeś. - Patrzyłem jak wyciąga coś z lodówki. Oberwałem ciastem.
- Co to w ogóle miało być? - Spytałem ścierając słodki krem z twarzy.
- Ciasto - uśmiechnęła się, opierając o blat.
- Oh, tak cię to bawi? Sama sobie spróbuj - odpłaciłem jej pięknym za nadobne. - Teraz jesteśmy kwita.
- Bill ty wredna pokrako!
- Wiesz, ale żeby mnie od pokrak wyzywać. Wyglądam dużo lepiej od ciebie.
- Niech ja cię tylko dorwę - rzuciła się w moją stronę, a ja szybko przeskoczyłem na jej miejsce.
- Będziemy się tak bawić?
- Dopóki cię nie dopadnę.
- Złap mnie jeśli potrafisz - posłałem jej zadziorny uśmieszek.
Ganialiśmy się przez chwilę wokół stołu cali umazani kremem z ciasta. Gdy już miała mnie dopaść, zniknąłem i pojawiłem się za nią, a ona poleciała na ziemię.
- Ej to nie jest fair! - Nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. W końcu i ona zaczęła się śmiać razem ze mną.
Leżeliśmy na podłodze w kuchni już od kilku minut.
- Co my tak właściwie robimy? - Zapytała.
- Leżymy na podłodze i zjadamy ciasto, które wylądowało nam na twarzach - zaśmiałem się.
- Trzeba będzie tu posprzątać.
- Ta, może potem - stwierdziłem oblizując palce.
Sam się dziwię, ale całkiem fajnie się z nią bawiłem. Naprawdę, całkiem fajnie. Spojrzałem na nią i przez chwilę miałem wrażenie, że popełniam błąd chcąc ponownie spróbować przejąć władzę nad tym wymiarem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top