▲▼ ROZDZIAŁ 6 ▼▲

△▽ BILL ▽△

April śpi. To dobrze, mogę zająć się własnymi sprawami. Mam pewne plany i lepiej żeby ona o nich nie wiedziała, próbowałaby mnie powstrzymać. Oczywiście na nic by się to nie zdało, jestem potężniejszy i pozbycie się jej to byłaby łatwizna. Ale narazie jej potrzebuję, jest moją pacynką. Mam tylko częściowo fizyczną formę, nie mogę robić wszystkiego.

Pod postacią trójkąta przemierzałem miasto w poszukiwaniu czegoś, lub kogoś, kto mógłby mi pomóc wprowadzić mój plan w życie. Tak w razie gdyby April zaczęła się czegoś domyślać.

Potrzebuję jakiegoś naiwnego człowieczka, ale jednocześnie takiego, który nie jest zbytnio głupi. Jeśli mam znów spróbować przejąć władzę nad światem, potrzebuję portalu, a sam sobie go nie zbuduję.

Dostrzegłem palące się światło w jednym z okien wysokiego bloku. Usmiechnąłem się do siebie i w mgnieniu oka znalazłem się w środku. Młody mężczyzna chodził po pokoju w te i nazad, mamrocząc coś pod nosem, i od czasu do czasu wyklinając nie wiadomo co.

- Nie denerwuj się tak - powiedziałem do niego.

- Co? Ktoś tu jest?

- Spokojnie, to tylko ja - pojawiłem się przed nim w ludzkiej postaci i ukłoniłem się lekko.

- Kim jesteś?

- Nazywam się Bill Psotnik Cyferka. Miło mi cię poznać - uśmiechnąłem się. Wyglądał na wystraszonego. - Więc co u ciebie, Zack?

- Skąd znasz moje imię?

- Oh, ja wiem wszystko, dosłownie wszystko.

- Czym ty jesteś?

- Demonem snu i umysłu - odparłem przeglądając jego notatki.

- Demony nie istnieją. Mam chyba jakieś zwidy, powinienem trochę odpocząć.

Uśmiechnąłem się. On myśli, że mu odpuszczę, zabawne. Naiwny człowiek, nawet trochę przypomina mi Stanforda.

- Hej, chcesz coś zobaczyć? - Odwróciłem się gwałtownie w jego stronę. Jego mina mówiła, że niezbyt, ale miałem to gdzieś. Wyciągnąłem rękę przed siebie i "wyrwałem" jego serce z klatki piersiowej. O mało nie dostał zawału, za to ja zanosiłem się śmiechem. - Zluzuj, to tylko iluzja - zaśmiałem się.

- Boże, to jest jakiś koszmar - złapał się za głowę i ciężko dysząc oparł o ścianę.

Koszmar to się dopiero zacznie - pomyślałem.

- Gdybyś tylko widział swoją minę!

- Tak cię to śmieszy? Mogłem umrzeć. Właściwie to dlaczego ja z tobą rozmawiam? Jesteś tylko wytworem mojej wyobraźni, nie istniejesz.

- Trwaj w tej wierze Zack - uśmiechnąłem się.

- Mam dość. Idę się położyć, i może wziąć jakieś leki na uspokojenie.

△▽ ZACK ▽△

Obudziłem się rano i pierwsze co zobaczyłem to tego dziwnego gościa z wczoraj. Siedział na szafce obok łóżka.

- Już myślałem, że umarłeś - powiedział nawet na mnie nie patrząc. Przeglądał jakąś książkę. Wyglądał dziwnie, włosy miał w odcieniu złotego blondu, nad jego głową lewitował cylinder, że już nie wspomnę o jego stroju. Ewidentnie jego ulubionymi kolorami są żółty, złoty i czarny.

- Czego ty właściwie ode mnie chcesz?

- Pomocy.

- Pomocy? Dlaczego? Niby jak miałbym ci pomóc? - Na łóżku, kompletnie z nikąd pojawiły się moje notatki.

- Jesteś bardzo bystry. Potrzebuję kogoś, kto zbuduje dla mnie pewną maszynę.

- Jaką? Po co?

- Do uratowania świata. Pewni moi "kumple" chcą się tu dostać i zniszczyć ten wymiar. Moim zadaniem jest ich powstrzymać, ale niestety nie mam na tyle sił by to zrobić, dlatego potrzebuję ciebie. Musisz pomóc mi zbudować maszynę, która zablokuje przejście miedzy wymiarami.

- To wszystko jest jakieś pokręcone.

- Błagam, nie mamy wiele czasu - patrzył na mnie błagalnym wzrokiem. Koleś, który wczoraj w nocy o mało mnie nie zabił, teraz prosi mnie o pomoc. To nienormalne. - Pomożesz mi Zack? - wyciągnął do mnie rękę.

- Zgoda. Pomogę ci. - Uścisnąłem jego dłoń, a wokół pojawił się niebieski płomień. Może wcale nie zwariowałem?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top