▲▼ PROLOG ▼▲
W kołysce leżało dziecko owinięte fioletowym kocykiem. Przyglądało mi się z zaciekawieniem. Było takie małe i niewinne, nie miało pojęcia kim jestem, ani do czego jestem zdolny. Uśmiechało się do mnie, a w zielonych oczkach błyszczały wesołe iskierki.
Śmiało się, machając nóżkami. Nie rozumiałem co sprawiało mu tyle radości, przecież ma przed sobą demona. Ale ono nie miało o tym pojęcia. Wyciągnęło do mnie swoją maleńką rączkę, a ja uścisnąłem ją tym samym pieczętując nasz układ.
-Kiedyś mi się przydasz - powiedziałem. Nadal się cieszyło nie wiedząc co je czeka.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top