Rozdział 9. Z Fabianem.



Amelia. 


Korneliusz wrócił do domu dopiero następnego dnia. Wyciągnął sobie z szafy ciuchy Patryka, a swoje łaskawie oddał mi do prania. Wampir wyglądał dość dziwnie w bluzie i dżinsach. Sama prowokowałam go, by wrócił do domu ale nie śpieszyło mu się. Tłumaczył mi, że chcę by Fabian się o niego troszkę pomartwił. Pokiwałam tylko głową. Cóż za głupota. Chociaż... Spojrzałam na męża. Siedział w fotelu i grał w jakąś strzelarkę. Nie, nie mogłam myśleć inaczej. Mimo ostatnich wydarzeń i kłótni wciąż się kochaliśmy. To nie mogło się zmienić już nigdy. Gdy Korneliusz opuścił już nasze domostwo usiadłam Patrykowi na kolanach. Potrzebowałam tej cudownej bliskości. Przymknęłam oczy i wtuliłam się twarzą w jego tors. Mężczyzna zamruczał gardłowo, uwielbiałam jak tak robił. 

- Aniele, potrzebujesz mojej atencji? - Spytał cicho. 

Pokiwałam tylko głową, nie czułam potrzeby aby cokolwiek mówić. Czułam się tak dobrze. Patryk odłożył pada, objął mnie i pocałował w czubek głowy. Zaśmiał się nagle. 

- Coś cię bawi, mężu? 

- Gdybyś zawsze była taką przylepą- Wciąż chichotał. 

Zrobiłam obrażoną minę i odwróciłam głowę, chociaż i mnie chciało się śmiać. To prawda, Patryk musiał się natrudzić by chociażby złapać mnie za rękę. Nagle mąż zerknął na okno i zmarszczył brwi. Ktoś przyjechał? 

- Otwarte masz! - Krzyknął, aż podskoczyłam. 

Do środka wszedł Emil. Był spocony i zdyszany. Patryk cierpliwie czekał aż kolega opanuje oddech. W tym czasie przyniosłam mu szklankę wody. 

- Dzięki Am, tak więc mam dobrą i złą wiadomość. Którą wolicie jaką pierwszą? 

- Złą - Odrapaliśmy jednocześnie.

- Więc powiem najpierw powiem dobrą. Stado które szkole złapało wampira i wrzuciło ponownie  do pieczar. 

- Okej - Patryk wzruszył ramionami i czekał na dalsze wieści. 

- Tym wampirem jest Korneliusz. 

- CO?! 

Oboje podskoczyliśmy, doskonale wiedziałam jakie stwory zamieszkiwały teraz pieczary. Korneliusz nie był zdolny do walki z czymś takim! 

- Przysięgam ty skończony kretynie, że wyrwę ci kiedyś nogi  dupy - Groził Patryk zakładając buty. 

- To bardzo młode stado, odszedłem od nich na dosłownie pięć minut żeby zadzwonić do Izy! 

- Będziesz mi się tłumaczył po drodze! Idziemy!

- Co?! Mam tam znowu iść?! 

- Zrobisz to z wielką przyjemnością - Warknęłam zakładając ręce na piersi. 

Patryk po prostu złapał Emila za kark i wyprowadził na zewnątrz. Przyłożyłam dłonie do skroni. Cieszyłam się, że dzieci jeszcze śpią. Nie powinny oglądać mnie w takim stanie. 

Nie minęło nawet dwadzieścia minut, gdy do naszych drzwi ponownie ktoś zapukał. Nie zdziwiłam się widząc Fabiana. Zaprosiłam go do środka. Chłopak usiadł na fotelu i rozejrzał się niepewnie. Blond grzywka wciąż zasłaniała mu jedno oko, byłam ciekawa czy coś tam ukrywa. 

- Czuję, że był u was mój Korneliusz - Wydukał po chwili. - Nie wrócił na noc. Spał u was? 

- Nie spał, gadaliśmy prawie całą noc - Wyznałam zgodnie z prawdą. 

- Wiesz gdzie jest teraz? Chciałbym z nim porozmawiać. 

Wzięłam kilka głębszych oddechów i opowiedziałam Fabianowi co się stało. Wampir robił się coraz to bledszy a jego oko robiło się coraz większe. 

- M...Muszę po niego iść - Wyszeptał - On się teraz na pewno bardzo boi....

- Patryk z Emilem już poszli. 

- Tylko ja znam go na tyle, by wiedzieć gdzie się ukrył. Rozumiem jego dziwny tok myślenia. Siedzi pewnie przerażony... Ja muszę tam zejść! 

Fabian poderwał się z kanapy i złapał za klamkę. Zawahał się na moment i zerknął na mnie. 

- Nie mogę iść z tobą.. - Pokręciłam głową. 

- Bb....Boje się.... Iść sam - Wydusił i opuścił głowę. 





Zadzwoniłam po mamę i niedługo później wskoczyłam na plecy Fabiana i pobiegliśmy nad wejście do jaskiń. Chłopak starał się grać twardziela ale widziałam jak bardzo przeraża go perspektywa wejścia do środka. Całą sobą czułam, że to nie jest dobry pomysł. Patryk będzie wciekły, gdy się dowie. Mimo wszystko to weszłam pierwsza. Włączyła latarkę w telefonie. Przypomniałam sobie moment, kiedy ostatnim razem tu byłam. Zadrżałam przypominając sobie wygłodniałą twarz Anny. Fabian złapał mnie za rękę. Miał lepszy wzrok więc zaczął prowadzić. Jedyne co widziałam to jego długi blond kucyk majtający tuż przed moją twarzą. 

- Mój biedny Kornel - Szepnął jakby do siebie. 

Stanął nagle raptownie, spojrzał na mnie przerażony i przyłożył palec do ust. Kiwnęłam głową i uklęknęliśmy.  Coraz bardziej żałowałam swojej decyzji. Cholerna idiotka! Przecież ten Wekson czy jak mu tam potrafił rozerwać na strzępy wilka, a co dopiero mnie. Oczami wyobraźni widziałam już swój pogrzeb. 

- Fabian! Amelka! - Usłyszałam głos Korneliusza. 

Odetchnęłam z ulgą i poświeciłam w tym kierunku. Kornel wyglądał dobrze, może był troszkę przestraszony jak my. 

- Ty nieznośny nietoperzu! Tak bardzo się o ciebie bałem! - Krzyknął Fabian i wręcz rzucił się na Korneliusza. Chłopcy złączyli usta w przepełnionym miłością pocałunku. 


Uśmiechnęłam się i oparłam o ścianę. W tym samym momencie poczułam na szyi ciepły oddech. Nie miałam jaj by się tak po prostu odwrócić i zobaczyć co na mnie chucha, więc z dzikim krzykiem puściłam się biegiem przed siebie. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top