Rozdział 73. Co by było gdyby?
Amelia.
Patryk o dziwo nie był jakoś mocno przybity czym cholernie mnie zaskoczył i to bardzo pozytywnie. Widocznie rzeczywiście dojrzał, i o wiele lepiej rozumiał teraz otaczający go świat. Wydawał się być po prostu szczęśliwy, że mógł spędzić czas z ojcem. Życie wróciło do swojego leniwego ciągu, jednak nasza rodzina nigdy nie ma za dużo nudy. Po kilku tygodniach po śniadaniu wleciał do nas Korneliusz. Tak, dosłownie wskoczył przez otwarte okno. Patryk dalej miał do niego uraz po ostatnim soczystym buziaku więc mruknął pod nosem przekleństwo.
- Nie uwierzycie, moja znajoma która umie pokazywać różne fajne rzeczy wpadła z wizytą.
- Różne rzeczy? Co masz na myśli? - Spytałam wkładając kubki po kawie i talerze do zmywarki.
- Umie pokazywać wizje, coś typu co by było gdyby. Co śmieszne po prostu starczy, że zamkniecie oczy i każdy kto siedzi obok niej będzie mógł to obejrzeć. Pomyślałem, że was to zainteresuje.
Patryk drgnął i spojrzał na wampira badawczo. Znałam ten wzrok, mój mąż bardzo się na coś napalił. Co takiego chciał sprawdzić?
- Możesz ją do nas przyprowadzić jakby miała chwilę czasu?
- W sumie to jest tutaj ze mną, ma dużo czasu więc może się z wami pobawić. Jeśli chcecie to zadzwońcie po znajomych.
- Z chęcią, ale najpierw muszę sprawdzić coś bez świadków.
Ach tak. Już byłam pewna co chce zobaczyć Patryk i zagotowałam się lekko. Podeszłam do niego i założyłam ręce na piersi dając mu do zrozumienia że jak chce coś takiego sprawdzać to ja mam być obok niego. Skrzywił się, ale wiedział że skoro już postanowiłam to nic nie zmieni mojego zdania, musiałby mnie siłą wynieść i gdzieś zamknąć. Dzieci położyłam na dywanie, dałam sporo zabawek mając nadzieje, że przez kilka minut zajmą się same sobą. W tym czasie do salonu weszła tajemnicza nieznajoma, była wampirem ale ufałam że nie wpadnie na pomysł by nas napadać poza tym Korneliusz nie był aż tak głupi. Dziewczyna wyglądała jakby miała koło trzynastu lat, ale oczy zdradzały prawdziwy sędziwy wiek. Miała długie pofarbowane na fioletowo włosy zawiązane w dwa warkocze, okrągła buzia i duże oczy sprawiały, że wyglądała bardzo uroczo.
- Nie jem ludzi. - Powiedziała na przywitanie.
- Ja też nie. - Powiedziałam odruchowo, a potem uderzyłam się dłonią w czoło.
Wszyscy prócz Patryka się zaśmiali, on patrzył się na ścianę.
- Nazywam się Felicja, urodziłam się w niedługo przed pierwszą wojną światową i umarłam w trakcie, po zakończeniu drugiej wojny światowej spotkałam się z Korneliuszem w Stanach niedługo po tym jak Hubert go przemienił. Nie bójcie się, ja za tym dupkiem nigdy nie przepadałam.
Nie odpowiedziałam, uśmiechnęłam się po prostu. Wiedziałam, że Patryk nie chciał bawić się w uprzejmości.
- Pokażesz mi co by było gdybym nigdy nie zagadał do Amelii? Jakie miałaby teraz życie? Czy byłaby szczęśliwa?
- A jakie to ma znaczenie. - Jęknęłam. - Jestem szczęśliwa z tobą.
- Wiem aniele, chciałem tylko sprawdzić. - Posłał mi dziwny wymuszony uśmieszek i usiadł na kanapie.
Westchnęłam i usiadłam obok niego, położyłam mu rękę na kolanie a on położył na niej swoją dłoń. Felicja usiadła po turecku naprzeciwko nas, Korneliusz chyba nie miał zamiaru brać udziału w sesji bo poszedł szperać w lodówce. Widząc, że Patryk zamknął oczy zrobiłam tak samo.
Czułam się jakbym oglądała film, wizja zaczęła się na rozmowie Patryka z Kubą. Zapomniałam już jak uroczo wyglądał mój mąż te kilka lat temu. Był już nieziemsko przystojny, troszkę niższy i mniej umięśniony ale jego twarz przyozdabiał delikatny zarost jak zawsze. Wyglądał na zmęczonego, miał cienie pod oczami i zmęczone, wręcz smutne spojrzenie. Kuba patrzył na niego z troską, siedzieli obok siebie na powalonym pniu w sercu lasu.
- Zrobię to, może dziś może jutro. - Wydukał Patryk.
- Skoro chcesz się zabić to może chociaż z nią pogadasz?
Patryk przez chwilę się zastanawiał, to chyba właśnie wtedy podjął decyzję od której zaczęła się nasza wspólna droga.
- Nie, to już niema żadnego sensu. Nie będę ryzykował że Amelia coś do mnie poczuje, już widzę że patrzy na mnie z zainteresowaniem. Nie lubi mnie chyba, ale to spojrzenie którym mnie obdarowuje co jakiś czas przeszywa moje serce na wskroś.
- Więc masz zamiar się zabić?
- Nie umiem bez niej żyć, czuje realny ból gdy wiem że nie mogę jej dotknąć, porozmawiać... - Patryk złapał się za serce i skrzywił się. - Nawet gdy o niej myślę to odczuwam katusze.
Kuba westchnął i wbił wzrok w ziemię. Wyglądał na zrozpaczonego w kącikach jego oczu pojawiły się łzy. Na kilka chwil zapadła wręcz bolesna cisza przerywana ciężkimi oddechami Kuby,który z coraz większą trudnością powstrzymywał łzy.
- Ja rozumiem, że jest ci ciężko ale naprawdę warto spróbować. Poza tym co ze stadem, co ze mną?
- Tak mi przykro. - Odszepnął tylko Patryk i podniósł się powoli.
Nie oglądając się za siebie podszedł do swojego skutera i odjechał. Wizja urwała się i pojawiła ponownie u Patryka w domu. Siedział na łóżku i patrzył w okno a z pokoju obok dochodziły dźwięki telewizora. Był wieczór ale chłopak nie zapalił światła, tylko łuna spod drzwi lekko oświetlała nieduże pomieszczenie. Patryk trzymał coś w rękach ale było zbyt ciemno abym mogła dostrzec co tak mocno zaciska w dłoniach. Po mieszkaniu nagle rozległ się donośny śmiech ojczyma Patryka, jego matka również cicho zachichotała. Kasia pewnie siedziała u siebie w pokoju bo wieczorami pisała ze mną często przez gadu gadu.
Patryk nagle zerwał się z miejsca i z kopa otworzył drzwi. Pewnym krokiem wszedł do pokoju matki, wraz z mężem siedzieli na kanapie oboje z tanim piwem w dłoniach. Adrian palił papierosa, na widok Patryka skrzywił się i skepnął popiołem na podłogę.
- Wypierdalaj z tego pokoju. - Warknął.
Patryk patrzył na niego chwilę a potem się uśmiechnął jakby nagle przypomniało mu się coś wesołego. Podniósł rękę, w której jak się okazało trzymał pistolet i najpierw wymierzył go w ojczyma. Matka Patryka pisnęła cicho, jej mężulek skulił się i wypuścił z rąk piwo które z łoskotem poleciało na podłogę. Patryk westchnął, napawał się tym widokiem.
Potem przyłożył pistolet do głowy i strzelił. Krew opryskała ścianę, dywan oraz twarz matki Patryka. Chłopak upadł na ziemię tuż obok plamy z rozlanego piwa. Kornelia zaczęła krzyczeć jak opętana, Adrian zwymiotował na siebie a Kasia która wybiegła z pokoju stała jak sparaliżowana.
Wizja znów się urwała, ukazał mi się nasz cmentarz w lesie. Był piękny słoneczny dzień, zbyt piękny na pogrzeb. Stałam blisko trumny przytulona do roztrzęsionej Kasi, matki rodzeństwa nie było Adriana również. Kaśka bardzo płakała, od dawna wiedziałam że kocha brata mimo tego co o nim mówi. Ja miałam obojętną minę, widać było że jedyne co mnie porusza to łzy przyjaciółki. Daleko za ludźmi w cieniu potężnego dębu stał Kuba. Miał czerwone od płaczu oczy, teraz jednak nie widziałam na jego twarzy żadnej łzy.
Nastała ciemność, potem ujrzałam siebie na samotnym spacerze w lesie. Pamiętałam co miało się właśnie stać. Zza moich pleców wyszedł jeden z paskudnych wampirów Anny, zaczęłam uciekać ale tym razem Patryk miał mnie nie uratować. Wampir dopadł mnie szybko, wgryzł się w szyję ale nie zabił na miejscu. Nieprzytomną zatargał mnie do jaskiń.
- Koniec. - Patryk zerwał się z miejsca.
Otworzyłam oczy i zerknęłam na męża. Był blady, jakby widok mojej śmierci bardzo nim wstrząsnął. A co ja miałam powiedzieć? Przez ułamek sekundy widziałam jak rozwala sobie czaszkę.
- Chcecie zobaczyć coś więcej? - Spytała spokojnie Felicja.
- Tak, jeszcze jedno. Zastanawiałem się nad czymś jeszcze. - Przyznał Patryk.
- Nie masz dość? - Warknęłam.
- Po prostu chce się upewnić, że wiedziesz najlepsze życie z możliwych opcji.
- Jak widzisz w jednym przypadku w ogóle go nie wiodłam. - Szczeknęłam.
Patryk spojrzał na mnie smutno, po czym znów usiadł.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top