Rozdział 71. Książka Korniego.



Amelia. 

Obudziłam się pierwsza, Patryk musiał porządnie się opić ponieważ zawsze budził go mój nawet najmniejszy ruch a teraz chrapał jak rodząca w bólach maciora. Zajrzałam do dzieciaków i zeszłam do kuchni. Zdziwiłam się widząc na blacie otwarty zeszyt. Z natury ciekawskie ze mnie zwierze, więc od razu zabrałam się za czytanie. Pożałowałam już po sekundzie.

Rozdział pierwszy. Śnieg zimny a on gorący. 


Jestem silnym Niemcem, przystojnym i oczywiście mądrym. Doprawdy mój kraj powinien być mi wdzięczy, za to że się urodziłem. Patrzyłem w lustro od kilku dobrych minut i nadal nie umiałem wyjść z podziwu. Pogłaskałem się po wąsie, po czym założyłem czapkę i wyszedłem z domu. Czekał na mnie już mój mercuś, a w nim przystojny kierowca Stefan. Usiadłem na wygodnej tylnej kanapie, czekała nas długa podróż, ale musiałem. Powoli zaczynałem tęsknic. Kiedy to ostatni raz się widzieliśmy? Dwa, trzy miesiące temu? To stanowczo za dużo. 

Większość z drogi przespałem, obudziłem się gdy mijaliśmy granicę Związku Radzieckiego. Ach to powietrze przepełnione śmiercią i nedzą. Brakowało mi tego, podobny zapach był tylko w Polsce. Po kilku godzinach byliśmy na miejscu. Powitał mnie duży i łady pałac. Wysiadłem i pomachałem na pożegnanie do Stefana, pierwszy raz mi nie odmachał a w jego oczach zauważyłem dziwny błysk. Przy drzwiach powitała mnie niska i lekko pulchna pokojówka z miłą twarzą i zaprowadziła mnie do mojej sypialni. Więc moje miłości jeszcze nie było? Postanowiłem wykorzystać ten fakt, wziąłem długą kąpiel, ubrałem się ładnie, uczesałem. Usiadłem na łóżku i czekałem. 

Po kilku minutach usłyszałem kroki na schodach, to musiał być mój jedyny sens życia. Zerwałem się a równe nogi z podniecenia. I kiedy drzwi się otworzyły krzyknąłem z pasją : 

- Stalin, mój jedyny, mój kochany!!

- Ach, Adolf. - Stalin uśmiechnął się szeroko rozkładając ramiona. 

Szybko się przytuliłem, potem zaczęliśmy się namiętnie całować. Nasze języki i wąsy połączyły się ze sobą. Wtedy Stalin odepchnął mnie, ciężko dyszał. Był. Podniecony. 

- Mój Hitlerze, tak mi cię brakowało. Nawet pokaże ci jak

Mówiąc to uklęknął i...


Zamknęłam zeszyt i rzuciłam go na podłogę. Co to kurwa miało być? Przez chwilę stałam jak w szoku i patrzyłam w podłogę. 

- Podobało się? - Usłyszałam nagle za sobą 

Podskoczyłam jak oparzona, już miałam zacząć krzyczeć ale Korneliusz miał tak słodką i niewinną minkę, że się momentalnie uspokoiłam. Podniosłam zeszyt i podałam mu go. 

- Twoja nowa książka? 

- A tak, ta o trawie niestety się nie sprzedawała. Wydałem za własne pieniądze chyba z tysiąc książek  no i teraz robią mi za papier toaletowy w domu.

- Przykro mi...

- Oj tam, z tą będzie inaczej. Na pewno. To jak podoba ci się?

- Em.. Jest na pewno niecodzienna. Inna niż wszystkie. 

- I o to właśnie chodziło. Zrobić ci kawę? 

 - Ty mi? 

- A tak, muszę doceniać dobrych czytelników. 

Usiadłam więc w fotelu, nawet trochę rada że ktoś w końcu mnie obsłuży z rana. Korneliusz podskakiwał, gwizdał. Widać było, że ma dobry humor. Gdy już położył przede mną kawę, złapał za mój szlafrok, który dzień wcześniej zostawiłam w salonie. Wyglądał w nim o dziwo nieźle, szlafrok był lawendowy, długi do ziemi i miał kaptur. Korneliusz zarzucił go na głowę i wrócił do kuchni by chyba przygotować jakieś śniadanie. Ja nie chcąc być niemiła udawałam, że czytam dalej jego powieść. Po chwili usłyszałam, że drzwi sypialni się otwierają. Patryk wyszedł ledwo przytomny, musiał mieć kaca. Poszedł od razu do blatu w kuchni nie patrząc na salon, gdzie siedziałam. Powolnym krokiem podszedł do Korneliusza, położył mu rękę na ramieniu i wystawił dziubek, miał zamknięte oczy. Korneliusz szybko wykorzystał okazję i cmoknął mojego męża w usta. Patryk tylko się uśmiechnął i zaczął człapać w moją stronę. 

- Zrób mi kawki aniele. - Mruknął i usiadł w fotelu na przeciwko mnie. 

Przeciągnął się, ziewnął i otworzył oczy. Nasze spojrzenia się spotkały. Twarz Patryka zrobiła się najpierw blada jak ściana, za chwilę zielona a na koniec przyjęła czerwony odcień. Zerwał się na równe nogi i popatrzył na za siebie. Korneliusz zdjął kaptur i mu pomachał. Patryk uniósł rękę, chciał coś powiedzieć jednak zgiął się nagle i poleciał do łazienki, chyba zwymiotował.

- Lepiej stąd wyjdź. - Szepnęłam do Korneliusza. 

- Jajka dochodzą. - Wzruszył ramionami i wrócił do kuchenki 

Patryk wybiegł z łazienki, doskoczył do Korneliusza, złapał go za szlafrok, podniósł go a potem wyrzucił go przez okno. Szkło było wszędzie a hałas obudził dzieci. Zerwałam się by szybko posprzątać nim komuś stanie się krzywda. Patryk w tym czasie wziął czajnik w którym był jeszcze wrzątek i bez myślenia wlał go sobie w usta. 

Tak, uwielbiam takie poranki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top