Rozdział 70. Odwiedziny u matki.
Patryk.
Zanim poszliśmy do domu tata uparł się, że chce zobaczyć się z moją matką. Miał doprawdy nieciekawą minę, gdy tylko minęliśmy bramę cmentarza. Stanęliśmy przy ciemnym nagrobku z marmuru, na którym widniało zdjęcie matki. Nie poczułem nic, nie wiedziałem czy mam się źle czuć z tego powodu czy nie. Tata przez chwilę z grobową ( hehe) miną wpatrywał się w grób a potem odszedł kawałek dalej i usiadł na ławce.
-Młodo umarła. - Wydusił w końcu.
- Czterdzieści trzy lata. Fakt, dość szybko. - Wzruszyłem ramionami.
- Jak?
- Popełniła samobójstwo, gdy doszło do niej jakie dzieciństwo mi zgotowała. Najpierw chciała mnie przepraszać, jednak nie umiałem jej wybaczyć. Nadal tego nie zrobiłem.
- A jej facet?
- Nie wiem co sie z nim dzieje. Kiedyś zabrała go policja, miał rozprawę o pobicie mamy a ona wrzuciła go z domu i wzięli rozwód.
- Rozumiem. - Tata pokiwał lekko głową i spojrzał ponownie na grób mamy.
Stały na nim dwa znicze, jeden pewnie od Kaśki a drugi mogła przynieść Amelia. Czasami odwiedzała to miejsce, nie widziałem w tym sensu więc nigdy z nią nie przyszedłem. Byłem tylko na pogrzebie, bo chyba tak wypadało. Z resztą, zaraz po śmierci mamy czułem się winny. Na szczęście szybko pozbyłem się tego uczucia. Dałem ojcu jeszcze kilka minut i powoli zacząłem iść w kierunku cmentarnej bramy. Tata po chwili do mnie dołączył, nie rozmawialiśmy aż nie dotarliśmy pod mój dom.
- Piękny. - Ojciec uśmiechnął się i kiwnął głową na budynek.
- Dziękuje, sam go budowałem.
Ze środka dochodził śpiew Amelki i wesołe pokrzykiwania dzieciaków. Z tego co czułem Korneliusz nadal tu był. Wszedłem pierwszy, dzieci gdy mnie tylko ujrzały porzuciły swoje dotychczasowe zajęcie czyli ujeżdżanie Korneliusza i podbiegły do mnie. Złapałem je na ręce i pocałowałem w czoło i jedno i drugie. Zrobiło mi się od razu dużo lepiej.
- A to to? - Spytała Madzia pokazując paluszkiem na mojego ojca.
- To wasz dziadek a mój tata.
Madzia spojrzała na mnie wzrokiem dorosłej kobiety. Była chyba zdziwiona.
- Mówiłeś, że twój tata jest w niebie. - Zmrużyła oczy.
- Bo jest, ale przyszedł nas odwiedzić.
-Masz cukierki? - Spytała rzeczowo Magda znów patrząc na mojego ojca.
- Ja em.. Nie, nie mam.
- Trudno. - Wzruszyła ramionami i wyciągnęła do niego ręce.
Tata niepewnie wziął wnuczkę na ręce, Madzia wtuliła się w niego ufnie. Widziałem, że ojcu znów zbiera się na łzy.
- Ma nasze oczy. - Szepnął do mnie. - Prześliczna księżniczka.
Pocałował wnusię w czubek głowy i spojrzał na Michała.
- A to skóra zdjęta z pięknej matki. Wyrośnie z niego przystojny mężczyzna.
- O mnie mama mówiła, że jestem tylko trochę ładniejszy od naszego mopsa a tu proszę. - Korneliusz wypiął tyłek, zrobił dziubek i cmoknął.
- Zrobiłam pieczeń w jasnym sosie, pieczone ziemniaczki i surówkę. A w piekarniku piecze cię ciasto czekoladowe. -Amelka przerwała na szczęście tą jakże żenującą scenę. - Zapraszam do stołu. Niestety z napojów mogę zaproponować jedynie sok pomarańczowy albo colę.
- Gdy dzieci pójdą spać chętnie napiłbym się czegoś mocniejszego. To był ciężki dzień. - Mruknąłem siadając do stołu.
Wieczorem, gdy dzieciaki już smacznie spały a Korneliusz w końcu wrócił do domu we troje z tatą i Amelką usiedliśmy przed domem. Amelia leniwie sączyła drinka my z ojcem piliśmy czystą whiskey. Obaj ją uwielbialiśmy. Opowiedzieliśmy mu po krotce co się do tej pory wydarzyło. O Hubercie, naszych bitwach czy weselszych chwilach jak wesele. Amelia pokazała ojcu wiele zdjęć, chociaż najpierw tata trochę się zdziwił widząc dotykowy telefon. Raz było poważnie, za chwilę się śmialiśmy do łez. Nawet nie wiem kiedy poszła cała butelka Jacka i zrobiła się pierwsza nad ranem.
- Chyba czas iść spać. - Amelka wstała z krzesła i posłała nam zmęczony uśmiech. - Dobranoc panowie.
- Śpij dobrze aniele.
Gdy weszła do domu zapadła cisza, ale taka przyjemna. Patrzyliśmy z ojcem na nocne niebo. Jedynie myśl, że za kilka dni go znów stracę psuła cały klimat.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top