Rozdział 48. Tata, pomocy!
Patryk
Cóż, życie człowieka nie jest usiane różami. Takie myśli nachodziły mnie od samego poranka, szczególnie gdy na łóżko wskoczyły nasze dzieciaki i dostałem z kolana w brzuch. Myślałem, że wypluje żołądek... Potem musiałem się dobrze natrudzić aby oba szkraby podnieść na ręce i zanieść do kuchni. Chociaż przy Amelce robiłem dobrą minę do zlej gry, to czułem się paskudnie. Taki słaby i nieprzydatny...
Najgorsze, że kiedy Władca jest bezradny, każdy podwładny również. Bałem się iść do biura, każdy od razu zorientowałby się co mi się stało. Chociaż rzadko to robię, zadzwoniłem do Filipa i zapowiedziałem, że nie ruszę się z domu. Cały poranek mogłem w końcu spędzić z dziećmi. Wyszliśmy przed dom aby pograć trochę w nogę ( a raczej pobiegać jak dzikie szympansy po suchej sawannie), jednak strasznie szybko się męczyłem. Nie wiedziałem, że ludzie są tak słabej kondycji. Usiadłem na chwilę pod drzewem, Madzia wskoczyła mi na kolana.
- Tatusiu, co ci jest?
- Gorzej się czuje księżniczko. - Posłałem jej mam nadzieję przekonujący uśmiech.
- Misiu? - Podeszła do nas Amelia. - Zabieram Michała do okulisty, wrócimy za dwie godzinki.
- Chyba sobie poradzę. - Puściłem jej oczko.
Westchnąłem i podniosłem się ociężale. Madzia łypała na mnie bystrymi oczkami łakoma nowych zabaw i wygłupów. Dobrze Patryku, daj z siebie wszystko. Mimo wszystko...
- Pobawmy się w ganianego! - Pisnęła dziewczynka.
Skrzywiłem się nieznacznie, wysiłek w ludzkim ciele mógł być dla mnie niebezpieczny ale w sumie wziąłem leki. Skinąłem więc głową i klepnąłem córkę w ramię.
- Berek. - Krzyknąłem ze śmiechem na ustach i pognałem.
Amelia.
Postanowiłam zrobić jeszcze małe zakupy, Michaś zawsze był cichy i grzeczny więc rozmawiałam przy okazji z Amandą. Byłam ciekawa jak powodzi się jej z Hubertem.
- Nie narzekam. - Zapewniła. - Mamy ładny, duży dom i nawet służącą. Zwiedziłam już chyba z pół świata a Hubert wciąż daje mi piękne prezenty. Żyć, nie umierać.
- Ciesze się, że wam się powodzi. - Mruknęłam czytając ulotkę studia jogi stojąc przy kasie.
- Jest tylko jedna rzecz, która mnie niepokoi. Hubert koniecznie chce abym się przemieniła. Sama nie wiem co o tym myśleć. Mówi, że jest mu trochę trudno przy człowieku.
- Chyba żartujesz? - Najeżyłam się momentalnie.
- No cóż.. Taka chyba cena tak wspaniałego życia.
- Mam wspaniałe życie bez tego...
- Nie każda z nas wyjdzie za Patryka, przykro mi. - Syknęła wściekle.
- O co ci chodzi?
- Jestem sama w domu, więc bez obaw ci powiem. Szalałam za Patrykiem.
- Wiem, pamiętam. - Bąknęłam odbierając resztę od sprzedawczyni.
- Nie tak jak Marta, on mi się naprawdę bardzo podobał. Nie wiesz ile razy próbowałam go poderwać, nawet gdy byliście razem.
W tym momencie już wiedziałam, że Amanda jest łyknięta. Zawsze brało ją na zwierzenia po kilku kieliszkach czerwonego wina.
- Jesteś okropna. - Warknęłam.
- Być może.... Raz dorwałam go na imprezie, byliśmy całą ekipą. Weszłam za nim do toalety... A on nic....
Wow.... O tym Patryk nigdy mi nie wspominał. Wpuściłam Michała do auta i oparłam się o maskę. Szykowała się ciekawa rozmowa.
- Wiedziałam, że jest wilkiem i cię wybrał. -Kontynuowała. - Jednak miałam nadzieję, że mi się uda. Po tym incydencie odpuściłam. Przez kilka lat oglądałam najpiękniejszą miłość na całym świecie. Chcę przeżyć coś takiego z Hubertem.
- Ceną jest życie, pamiętaj. Amando, rozumiem cię ale to zmieni wszystko. Nie będziesz już sobą, picie krwi...
- Hubert o to zadba, nigdy nie zobaczę skąd ją bierze. O słońce nie muszę się martwić, bo to bujdy a wiesz jak lubię się opalać.
- Będziesz blada jak prześcieradło..
- Więc będę mogła długo leżeć na słońcu. - Parsknęła.
- To twoje życie. - Poddałam się, wiedziałam że Amandy nic już nie przekona.
- Zanim to się stanie przyjadę, po przemianie przez jakiś czas nie będę zdolna do odwiedzin. Chyba rozumiesz.
- Doskonale rozumiem... - Nagle w słuchawce usłyszałam, że ktoś inny próbuje się dodzwonić. Oderwałam ucho od telefonu i ujrzałam zdjęcie Patryka. - Muszę kończyć, wpadaj do nas kiedy chcesz, kocham cię.
Nie zdążyłam jednak odebrać telefonu od męża więc oddzwoniłam. Za pierwszym razem nikt nie odebrał, dopiero za drugim ,, powitała '' mnie zapłakana Magda. Serce stanęło mi w piersi. Łkała tak mocno, że nie rozumiałam co mówi. W końcu wyłapałam dwa słowa. Tata i pomocy. Blady strach przeleciał mnie tak mocno, że ledwo utrzymałam się na nogach. Gnałam do domu ponad setkę modląc się aby nic nie stanęło na mojej drodze. Wiozłam przecież dziecko... Gdy podjechałam pod dom od razu zobaczyłam, że coś się stało. Pod drzewem stało kilka osób, zauważyłam Kubę z telefonem przy uchu i machającego ręką.
- Kochanie, mamusia zaraz po ciebie wróci. - Zerknęłam na Michała i wysiadłam.
Fabian od razu do mnie podleciał i złapał mnie za rękę. Razem podeszliśmy do drzewa, Damianek odsunął Magdę od... Od Patryka i Korneliusza. Mój mąż leżał blady i spocony na ziemi a Kornel robił mu masaż serca. Dostał ataku będąc człowiekiem! Tylko ze względu na Madzię nie zaczęłam krzyczeć i płakać.
- Konrad już jedzie. - Krzyknął do mnie Kuba.
Upadłam na kolana i złapałam w ramiona płaczącą córkę. Korneliusz przyłożył ucho do ust Patryka a potem zaczął robić mu sztuczne oddychanie. Gdyby sytuacja nie była taj tragiczna pewnie bym się pośmiała.
- Mamusiu, tata umarł? - Załkała córka.
- Nie! Tylko się gorzej poczuł!
- On tak krzyczał... Bardzo go coś boli! Mamusiu, to przeze mnie!
- Ci... Tacie nic nie będzie. Nie zostawi nas. - Zapewniłam.
- Tatusiu, obudź się!
Patryk.
Jak przez mgłę doszły do mnie słowa Madzi i chociaż tylko w tej pięknej nicości serce nie bolało mnie ogromnie to zmusiłem się aby chwytać się resztek świadomości. Przecież to samo mówiłem do mojego ojca, gdy umierał. Nie mogłem pozwolić by coś takiego przydarzyło się moim dzieciom. Walczyłem z niewidzialnym przeciwnikiem, jakim była śmierć dopóki nie poczułem że ktoś mnie gdzieś wiezie.
Otwieram oczy, widzę Konrada.
Zapada ciemność.
Otwieram oczy, widzę ostre światło.
Zapada ciemność.
Otwieram oczy, widzę zapłakaną twarz mojego anioła.
Zapada ciemność.
Otwieram oczy, czuję że ktoś trzyma mnie za obie ręce. Moja rodzina jest ze mną...
Zapada ciemność.
Otwieram oczy, słyszę że walka o moje życie wciąż trwa i skończy się dopiero gdy znów stanę się wilkiem.
Otwieram oczy, Amelka całuje mnie w czoło.
Zapada ciemność.
Otwieram oczy, wciąż boli, wciąż walczę o każdy oddech.
Zapada ciemność.
Nagle po prostu poczułem się wyraźnie lepiej. Otworzyłem oczy i nie bałem się że znów pochłonie mnie ta okropna ciemność. Amelia śpi z głową na łóżku, jest noc. Usiadłem powoli, by jej nie zbudzić. Słyszałem kroki pięto niżej, zapachy uderzyły we mnie jak tsunami a wzrok znów działał jak dawniej. Jak dobrze wrócić w swoje popaprane ciało. Ciało wilka. Próbuje sobie przypomnieć co się tak właściwie stało.
Zaraz... Czy Korneliusz mnie całował????!!!!!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top