Rozdział 47. Patryk stał się człowiekiem?



Patryk. 


Gdy kilka dni później siedziałem jak zwykle w biurze, wpadł do mnie Igor. Był ogromnie wystraszony, spocony i blady. Wiedziałem już, że szykuje się coś ogromnego. Chłopak usiadł przede mną i położył ręce na blacie biurka. 

-O co chodzi? - Spytałem odkładając teczkę z dokumentami. 

- Nie wiem jak mam ci to powiedzieć, muszę prosić o pomoc. Ciebie i całe twoje stado. 

- Więc mów. 

- Gdy siedziałem nad jeziorem z Madi i jej koleżankami to wydarzyło się coś dziwnego. Podjechał do nas wielki, biały samochód. Dacia chyba ale głowy nie dam sobie uciąć... Wysiadł z niej postawny siwy mężczyzna. Powiedział, że nazywa się Thomas Denisson i, że jest doktorem. 

- Thomas?! 

Cholera, od razy przypomniałem sobie tego dziwnego, szalonego doktorka który kilka lat temu chciał nas porwać by z pomocą naszych wilczych genów przedłużyć życie umierającej na raka córce. Więc wrócił tak jak zapowiedział. 

- No i on powiedział... Zagroził mi, że zrobi coś  Madi jeśli nie porwę twoich dzieci. Zaznaczył, że nie chce im zrobić krzywdy. Zależy mu tylko na tobie. 

- Więc się z nim spotkam. - Warknąłem. 

- Tak po prostu? Nie boisz się? 

- Raz dałem sobie z nim radę, dam i drugi. Kuba! - Krzyknąłem wiedząc, że przyjaciel jest gdzieś niedaleko. - Zbierz całe stado. Idziemy w gości. 




Igor zaprowadził nas do starej bazy owego szajbusa. Mogłem się spodziewać, że wróci na stare śmieci. Byłem jeszcze silniejszy o wiele bardziej doświadczony niż wtedy, więc trochę dziwiło nie że Thomas postanowił znów się pojawić. Nim zdążyłem podejść do jaskini, w której kryło się laboratorium ( już dawno powinienem je zniszczyć) , wyczułem czyjąś obecność. Odwróciłem się z pomiędzy drzew wyszedł sam Thomas. O dziwo był tylko z jednym osiłkiem. Za to w dłoniach dzierżył mały pistolecik. Musiałem być czujny. 

- Czego tym razem ode mnie chcesz? - Nie bawiłem się w uprzejmości. 

- Zapewniam cię młody człowieku, że zaraz się dowiesz.  - Odpowiedział płynnym Polskim językiem jednak z mocno Amerykańskim akcentem. 

Wycelował w nas swoim cackiem, nie zamierzałem nawet uskakiwać. Nie mógł mnie tym nawet mocno zranić. Z pewnością więc przyjąłem na siebie cios, kolejny strzał został oddany w Kubę. On również nie zrobił uniku. Nawet mocno nie krwawiliśmy. Paulin i Jacek okazali się być nieco bystrzejsi bo uniknęli kul i rzucili się na przeciwników. Nim jednak do nich dobiegli z wrzaskiem upadłem na kolana. Z moim ciałem działo się coś złego, chłopcy zatrzymali się i zerknęli na mnie. Bolał mnie każdy mięsień, głowa pulsowała a oczy paliły żywym ogniem. Słyszałem, że z Kubą też nie jest dobrze. Co było w tych nabojach?! 


Musiałem stracić przytomność bo obudziłem się w łóżku, chyba leżałem w szpitalu. Gdy otworzyłem oczy przeraziłem się. Widziałem strasznie niewyraźnie, traciłem wzrok czy jak? Uniosłem się ociężale i usiadłem. Wystraszyłem się, gdy nagle drzwi mojej sali się otworzyły. Zaraz, zaraz... Powinienem słyszeć kroki już na początku korytarza, nie mogłem również wyczuć kto mnie odwiedził dopóki nie wszedł do środka. Jacek spojrzał na mnie z troską. 

- Co się stało? - Spytałem i znowu się zdziwiłem, bo słyszałem swój głos dużo ciszej niż zwykle. 

- Cóż... Może zacznijmy od dobrej wiadomości. Ten stan minie gdy skończy się doba. - Chłopak uśmiechnął się niepewnie. - A jeśli chodzi o tę gorszą.. Thomas dobrze to sobie zaplanował. Wiedział, że nie przestraszymy się takiego pistoletu i nafaszerował naboje jakimś gównem. Z tego co mówił nim  nam zwiał uśpił w tobie i w Kubie wilcze DNA. Nie znam się na tym zupełnie ale na kilkanaście godzin staliście się... Ludźmi. 

-Co ty pieprzysz?!- Zdenerwowałem się. 

- Chciał strzelić w każdego a potem nas porwać i zabrać do Stanów. Dopiero tam odzyskalibyśmy swoją siłę ale byłoby za późno. Na szczęście go pogoniliśmy. 

- Cóż... To wiele wyjaśnia. Nie wiedziałem, że to możliwe. Czyli możemy przestać być wilkami dzięki nauce? 

- Wątpię, to zupełnie coś innego niż wyjęcie z ciebie DNA wilka. Tylko je na chwile ,, wyłączył''. Nawet oczy masz innego koloru. 

-  Niemożliwe... -Złapałem za telefon, który leżał na szafce obok lustra i włączyłem przednią kamerę. 

Rzeczywiście, były szare. Więc taki miałyby kolor gdybym urodził się człowiekiem. Złapałem się za pierś jednak nic mnie nie zabolało. Więc rana zdążyła się zagoić, gdy byłem jeszcze wilkiem. 

- Tak. - Jacek odgadł o czym myślę.  - A kula rozpłynęła się w orgiazmie. Doprawdy nauka poszła do przodu jak szalona. 

Kiwnąłem tylko głową, wciąż byłem w szoku. Stałem się człowiekiem.. Co prawda tylko na jakiś czas ale teraz w razie czego nie mógłbym ochronić ani Osady ani..

-  Gdzie jest Amelka? Już wie? 

- Tak, powiadomiłem ją od razu. Powiedziała, że nie pokaże ci się na oczy póki nie wrócisz do dawnej formy. 

- Co? Dlaczego? 

- Nie pytałem. Dzieci są z jej rodzicami jakbyś chciał do nich wpaść. Ona zaszyła się w waszym domu. 

-Muszę z nią porozmawiać. - Wstałem z łóżka. Czułem się taki słaby..

- Jedź autem, stoi pod pałacem. Nie biegasz już tak szybko. 

- Wiem. - Warknąłem i wyszedłem z pomieszczenia. 




Amelia. 


Bardzo chciałam pocieszyć Patryka, musiał czuć się teraz okropnie jednak nie mogłam. On nie mógł mnie zobaczyć póki był człowiekiem, to pewne. By zająć czymś myśli usiadłam do komputera i odpaliłam Simsy. Rany Boskie, z pięć lat w to nie grałam. Uśmiechnęłam się gdy zobaczyłam siebie i Patryka. Zbudowałam całkiem ładny domek, jak na moje koślawe zdolności. Zwykle robiłam kwadratowe domy... Nagle usłyszałam auto pod wjeżdżające na podwórko. Wyjrzałam przez okno, oho. Bmw. Wbiegłam do sypialni i rzuciłam się na łóżko. Chciałam udawać, że śpię. Słyszałam jak Patryk wchodzi do salonu, odkłada kluczyki na stolik przy kanapie i idzie w moja stronę. Gdy wszedł do środka westchnął i usiadł na łóżku obok mnie.

- Nie udawaj, widziałam cię w oknie. Może nie mam teraz wyostrzonych zmysłów ale nie oślepłem. Czemu się przede mną kryjesz? 

- Och.... Patryk. 

Również usiadłam, jednak tyłem do niego. Mąż cierpliwie czekał aż pozbieram myśli. 

- Posłuchaj.- Zaczęłam cicho.  - Już od dawna miałam w głowie to, że się we mnie tak naprawdę nigdy nie zakochałeś. Wybrałeś mnie od razu obdarzając mnie tym swoim wilczym uczuciem. Wilczym. - Powtórzyłam głośniej. -  Teraz, gdy jesteś człowiekiem pewnie nie czujesz tego samego a kiedy spojrzysz na moją twarz dostrzeżesz to co zakrywała ci ta wielka miłość do mnie. Każdą niedoskonałość, wszystko teraz zobaczysz... Nie jestem już dla ciebie idealna, nie jestem aniołem. Do czasu aż znowu nie staniesz się wilkiem. Naprawdę nie chcę abyś spojrzał na mnie i uświadomił sobie, że mnie nie kochasz. 

Skończyłam mówić i skuliłam się nieco. Czekałam na reakcję Patryka, ale o dziwo wciąż siedział cicho. Zachciało mi się płakać, oznaczało to że mam rację. 

- Ożeniłem się z głupolem. - Jęknął nagle i zszedł z łóżka. 

Stanął nade mną, opuściłam więc głowę. Uklęknął więc i złapał mnie za brodę. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Zdziwiłam się, gdy zamiast błękitnych ujrzałam szare spojrzenie. Spojrzenie takie jak dawniej, pełne ciepła i miłości.  

-  Kocham cię niezależnie od tego czy jestem człowiekiem czy wilkiem. Źle to wszystko rozumiesz. Zostałaś przeze mnie wybrana, fakt ale nie oznacza to że się w tobie nie zakochiwałem powoli. Od początku byłaś dla mnie ważna, wszystko ciągnęło mnie do ciebie, pokochałem cię gdy pierwszy raz cię zobaczyłem ale potem z dnia na dzień kochałem coraz mocniej. To jak zakochiwanie się, prawda aniele? I pamiętaj, jesteś piękna. Zawsze, nieważne jakimi oczami na ciebie patrzę. 

Nie mogłam wydusić z siebie słowa, Patryk dobrze to wykorzystał. Rzucił mnie na łóżko, dłonie położył przy mojej głowie, kolano włożył między moje nogi i łapczywie wbił się w me usta. Mruczał przy tym tak seksownie, że momentalnie odleciałam na orbitę. Robiliśmy to codziennie od kilku lat a ten facet ciągle działał na mnie aż za mocno. 

Całowaliśmy się namiętnie kilka minut, gdy poczułam że ktoś szturcha mnie w ramię. Otworzyłam oczy i odepchnęłam od siebie Patryka. Nad nami stał Korneliusz, czerwony jak malinowy pomidorek. Patryk postawił oczy i zakrył krocze poduszką. 

- Korneliuszu...- Wysyczał. 

- Tak długo się całowaliście, chciałem tylko spytać czy mam pomóc ci się rozebrać Ptysiu. - Wzruszył ramionami. - Bo ja chętnie. Macanie to nie zdrada. 

- Ty tak serio? - Patryk skrzywił się i otworzył usta. 

- Serio, serio. Więc jak? 

- Poczekam aż znów stanę się wilkiem a potem złapię cię za schaby i zrzucę cię z największej góry jaka jest na tym globie.

- A dasz mi przy tym klapsa? Zasłużyłem, oj niedobry Kornelek. - Wampir klepnął się w tyłek. 

Patryk wstał i wyszedł z sypialni na sztywnych nogach. 

- Gdzie idziesz skarbie? - Krzyknęłam za nim. 

- Zrobić oczu kąpiel, a potem chyba się zabije....

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top