Rozdział 45. Wiedźmin?!
Kocham Cię przecież na świecie najbardziej
Nawet jak sobie skaczemy do gardeł
I obiecuje poprawę ci, a za chwile już wychodzi ze mnie znowu mój lekkoduch znowu robi tyle głupstw
Wilczą naturę mam, takiego wybrałaś....
Rozdział dedykuje :
Wiecie za co :D
Patryk.
Stałem jak ten kołek i gapiłem się na Południcę. Chociaż sam byłem wilkiem, kimś kto może przemienić się w wilka i ma potężną siłę - to nie mogłem uwierzyć, że one również istnieją. Co gorsze wciąż nie wpadłem na pomysł co mam z nią zrobić. Musiałem to obgadać z resztą.
- Oddamy ci twojego ee... Kotka. Poczekaj tu na mnie.
Kobieta kiwnęła głową i odwróciła się do mnie plecami. Pognałem do Osady ile fabryka dała. Wpadłem do biura. Amelia i Korneliusz wciąż tam siedzieli. Usiadłem na biurku i spojrzałem na dziwnego stworka ( nie mam na myśli Korneliusza).
- Coś się stało? Jesteś chyba zdenerwowany - Amelia zmarszczyła brwi.
- Spotkałem Południcę... - Wydukałem. - A to coś jest jej zwierzakiem.
- Kogo?
- Południcę....
Amelia spojrzała na Korneliusza a ten uśmiechnął się szeroko. O co chodziło?
- Powinniśmy chyba zawołać po Wiedźmina. - Zachichotał i zarumienił się.
- Masz rację, to robota dla Białego Wilka.
- O czym wy pieprzycie? - Warknąłem.
- No o Wiedźminie, nie słyszałeś o nim? - Obruszył się Kornel.
- Gra jakaś?
- Gra?! Po pierwsze wspaniała książka! - Fuknęła Amelia - Gerald zajmował się właśnie takimi potworami jak Południce czy wilkołaki właśnie.
- Nie jestem wilkołakiem!
- No i jest taki przystojny - Rozmarzył się Korneliusz - Białe włosy, złote oczy i ta seksowna blizna na oku.
-Fakt, nic mu nie brakuje. Silny i tajemniczy. - Amelka westchnęła i uśmiechnęła się.
Pierwszy raz byłem zazdrosny o fikcyjną postać, bez jaj... Patrzyłem jak MOJA ŻONA siedzi cała rozanielona myśląc jakimś Gejraldzie czy jakoś tak.
- Mhm... Więc on jest taki fajny bo walczy z potworami. Hmm - Przyłożyłem palec do ust udając, że się nad czymś hardo zastanawiam - Chyba znam kogoś takiego. MNIE KURWA!
Korneliusz otworzył szerzej oczy i klasnął w dłonie jakby coś sobie uświadomił.
- O Jezu... Wiecie co sobie wyobraziłem?
- Podziel się z nami. - Burknąłem.
- Zima. Na śniegu widać ślady świeżej krwi, kapią one z miecza Wiedźmina. Ma zmęczoną twarz a po jego skroni spływają krople potu. Ciężko oddycha. Pada nagle na kolana i wbija ostrze w ziemię. Opiera się na rękojeści i zamyka oczy. Jest wyczerpany bo długiej walce. Nagle tuż za nim pojawia się wielki Ghul! Gerald odwraca się ale nie ma szansy się obronić, w tymże właśnie momencie w przeciwnika wlatuje Patryk. Wali go w łeb z ogromną mocą i potwór pada martwy na ziemię kilka metrów dalej. Wiedźmin podnosi się i dziękuje Patrykowi, na co on uśmiecha się tym swoim Ptysiowym sposobem. Wiatr bawi się ich włosami, słońce zachodzi... Oboje wiedzą, że to niemoralne. Patryk jest wilkiem, Gerald Wiedźminem ale jednak są gotowi na wszystko bo to co ich łączy jest zbyt silne. Chłopcy powoli zbliżają do siebie swoje usta, Patryk zamyka oczy i jęczy zanim ich usta się złączą...
- PRZESTAŃ!!! - Aż zerwałem się z miejsca. Serce waliło mi jak pojebane. - To jest ohydne!
- Daj spokój, słodkie - Amelia puściła mi oczko a mnie przeszedł dreszcz. Nieprzyjemny dreszcz.
- Skupmy się . - Warknąłem by szybko zmienić temat - Ta babka żąda swojego koteczka.
- O! Oddajmy jej go! Chcę zobaczyć Południcę! - Amelka podniosła ręce. Jak dziecko...
- Zastanawiam się czy nie powinienem jej zabić. Jest niebezpieczna.
- Och nie zabijaj jej proszę!
- Ona zabija ludzi!
- Nie oceniaj jej skoro nie znasz ! - Wtrącił się Korneliusz.
- Nie chcecie żebym ją zabił bo jest znana przez tę książkę, czy tam grę. Mam rację?
- Eee..
- No ja...
- Oszaleje z wami!
Gdy myślałem, że zacznę zaraz gryźć biurko przyszedł do nas Kuba by powiadomić nas, że Konrad przygotował wszystko na przyjęcie Lazura. Szybko opowiedziałem przyjacielowi o co chodzi.
- Cóż. Niby nie możemy jej tknąć. Chronimy w ludzi w lesie. Może na razie dajmy spokój?
- Masz rację, dlatego to ty pójdziesz ze mną.
- Patryk no weź! - Amelia złapała mnie za rękę. - Proszę pozwól nam iść z tobą.
Niechętnie, ale zgodziłem się. Nie umiałem odmówić Amelce, nie gdy tak na mnie patrzyła.
Południca stała w tym samym miejscu gdzie ją zostawiłem. Również plecami, jakby nie chciała pokazywać nam swojej paskudnej gęby. Oczy Amelii wręcz świeciły.
- Ma takie piękne włosy - Szepnęła.
Jako iż trzymałem tego cholernego zwierzaka to ja podszedłem do kobiety. Gdy byłem już kilka kroków od niej upuściłem kota czy coś podobnego a ten od razu podleciał do swojej właścicielki. Odskoczyłem na bezpieczną moim zdaniem odległość i stanąłem obok żony. Południca odwróciła się nagle w naszą stronę ukazując swoje szpetne oblicze. Amelka podskoczyła i ukryła się za mną.
- Co? Na pewno nie chcesz podlecieć po autograf czy coś takiego? - Zakpiłem.
- N..Nie.
- Chodź do mnie. - Zmiękłem widząc jak bardzo jest przerażona. Kiedy znalazła się w moich ramionach odetchnęła z ulgą ale wciąż nie patrzyła na Południce.
- Dziękuje wam. Nie będę więcej niepokoić. - Szepnęła kobieta i schowała się w pszenicy.
Korneliusz rozejrzał się ale w końcu westchnął zawiedzony.
- Miałem małą nadzieję, że jednak Wiesiek wpadnie.
- To postać z książki!
- O wilkach też są książki a jednak tu stoisz!
- No Zmierzch na przykład. - Włączyła się Amelka.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top