Rozdział 40. Wakacje! *
Zapraszam Was do : ,, Ona należy do mnie '', czyli ,, Należysz do mnie '' oczami Ptysia. :3
~LittlePsych0
* @srebrnalilia, to przez te Twoje zdjęcia.... xD
Amelia.
Lidka musiała jechać do domu, więc póki co Patryk przestał przywoływać wspomnienia. Zamiast tego zamknął się na jakiś czas w sypialni i nie pozwolił mi do niej wejść. Poczytałam więc dzieciakom bajki a potem wysłałam je do wspólnej zabawy. Siedziałam na blacie i czekałam aż zaparzy się kawa, gdy mój mąż wyłonił się ze swej pieczary z dziwnym uśmieszkiem na japie. Przechyliłam głowę i uniosłam brwi.
- Co powiesz na mały wypad nad morze? - Spytał cicho.
- Kotku wiesz, że Michaś źle znosi tak długie podróże.
- Dzieci zostałby u twoich rodziców, co weekend zabieramy je nad wodę czy inne wycieczki, chciałbym spędzić chociaż dwa dni z tobą sam na sam.
- No nie wiem... Niby moi rodzice uwielbiają zajmować się Madzią i Michasiem ale...
- Aniele, wyobraź to sobie. Tylko ty i ja oglądający piękny zachód słońca na plaży. - Patryk podszedł bliżej i objął mnie. - Właśnie przeglądałem oferty, mają wolne domki.
Cóż...Chyba nigdy nie byliśmy nigdzie sami, to znaczy tak daleko. Nie mieliśmy nawet podróży poślubnej, przecież Michał był już na świecie. Rzeczywiście, wizja tak spędzonego weekendu bardzo przypadła mi do gustu.
- No dobrze, więc za tydzień? - Zerknęłam na kalendarz, który wisiał przy lodówce. Był czwartek.
- Dzisiaj Aniele. Wyjedziemy w nocy, w piątek rano powita nas morze.
- Jesteś szalony. - Zaśmiałam się.
- Czysty spontan. Pakuj się powoli, ja zadzwonię do twojej mamy. Och Aniele, nasze wakacje...
- Wakacje? Gdzie jedziemy? - Usłyszałam Korneliusza, aż podskoczyłam.
Patryk zamknął oczy i westchnął głęboko.
- Tak myślałem, że coś słyszę. - Mruknął.
- Chyba słyszałem słowo ,, morze''. Wybornie, mam cudowne różowe, obcisłe slipki idealne do pływania w chłodnej wodzie naszego Bałtyku.
- Jedziemy sami, tylko ja i Amelia! - Warknął Patryk odwracając się do wampira.
Niestety, Kornel zdążył wyciągnąć telefon i napisał chyba do każdego naszego znajomego. Takim sposobem wieczorem pod dom podjechało kilka aut z gotowymi do podróży przyjaciółmi. Patryk wyglądał jakby miał ochotę zabijać, gwałcić i palić ale nie odzywał się.
- Ach, uwielbiam morze...Te zachwycające zachody słońca. -Rozmarzyła się Ania, Natan kiwnął głową i uśmiechnął się do niej.
- To co Ptysiu? Zarezerwowałeś już jakiś domek? Potrzebne są co najmniej cztery pokoje. - Zagaił Emil. - Chociaż wolałbym aby każda para miała osobny pokoik.
- Nie nazywaj mnie tak ty brzydki, żałosny, śmieszny, cieszący się jak żyd z pejsów, brzydko ryjcu, którego proszą o zdjęcie gdy we wsi nie mogą zdechnąć chore krowy!
- Ochocho , Patryczek jest w formie. - Zachichotał Korneliusz pakując do naszego BMW swoje bagaże.
Uśmiechnęłam się do męża pocieszająco. Przecież i tak mogliśmy wyjść gdzieś sami. Zawsze coś.
- Tak, wynająłem dwa domki obok siebie, nie bój się o swoją prywatność. - Burknął do Emila.
- Ale będzie jazda, kupiłam na tę okazję nową obrożę dla Adriana. - Aleksa pokazała żółtą obróżkę, Adrian uśmiechnął się zmieszany.
- Piękna. - Natalia złapała za obróżkę. - Jaki fajny materiał.
- Kochanie, czemu ona kupiła swojemu chłopakowi obrożę? - Spytała Madi Igora
- To Aleksa, jej nie ogarniesz. - Odparł wesoło.
- A ja tobie też mogę kupić?
- Nie. Nie... Proszę..
Madi posłała Aleksie złośliwy uśmieszek.
Patryk.
Kurwa, kurwa, kurwa ,kurwa, największa kurwa na świecie!!!
Korneliusz od godziny śpiewał wesoło wraz z Fabianem ,, Gdy morskiej fali szum łagodzi cię, a letni powiew wiatru, rozwiewa włosy twe - przypomnij sobie jak zakochałaś się ''. Myślałem, że ocipieje! Amelia uporczywie wgapiała się w boczną szybę, coś wątpię aby aż tak zaciekawiły ją widoczki. Nie chciała się nawet przekonać jak bardzo jestem wkurzony. Tylko iście silna wola powstrzymywała mnie przed wyrzuceniem tych dwóch wesołych wampirów z tylnich siedzeń. Chciałem się odprężyć, tak! Chuj wielki jak stąd do... A sam nie wiem... Spojrzałem na nawigację, do celu około cztery godziny. O zgrozo... Hmm... Był jeden sposób by w humanitarny sposób pozbyć się pasażerów. Kuba miał przecież dwa wolne miejsca. Igor i Madi zabrali się z Jackiem i Natalią, Paulin i Lidka zabrali Aleksę i Adriana, Natan i Ania jechali swoim autem. Uśmiechnąłem się a Korneliusz od razu to zauważył.
- Zaśpiewaj z nami Ptysiu!
- Chętnie, ale za chwilę. Muszę pilnie do łazienki a najbliższy MOPU * jest prawie dziesięć kilometrów. Muszę wdepnąć.
Amelia w końcu na mnie spojrzała, wiedziała co się święci. Bała się, jednak była gotowa na poświęcenie. Widziałem to w jej zaciętej twarzy i pewnych oczach. No dobra... Wbiłem nogę w pedał gazu i rozpędziłem się w kilka sekund do stu osiemdziesięciu na godzinę. Miałem gdzieś, że reszta pewnie nie nadąży, BMW robi swoje. Co chwila wyprzedzałem inne auta zarzucając przy tym autem. Nie bałem się o wypadek, miałem doskonały refleks a w razie czego i tak ochroniłbym Amelkę. Zerknąłem w lusterko wsteczne. Chłopcy zbladli, wpatrywali się we mnie wielkimi oczyma. Wyglądali trochę jak dwie niemogące się wysrać sowy. Bardzo dobrze, przyśpieszyłem jeszcze trochę. Zawsze jeździłem tak szybko, gdy byłem sam. Z Amelką przejechałem się w taki sposób tylko raz, zwyzywała mnie od chorych popaprańców. Teraz też nie wyglądała na odprężoną, ale dzielnie to wszystko znosiła. Zaważyłem znak oznajmiający, że do MOPU zostało kilkaset metrów, zwolniłem tylko troszkę i z impetem skręciłem na parking. Zakręciłem dwa bączki i zahamowałem. Korneliusz bez słowa wysiadł z samochodu, podszedł do ulicy i wystawił kciuk. Ha! Udało się!
Dalsza droga minęła już przyjemnie, Amelka zasnęła a najlepiej prowadziło mi się w zupełnej ciszy. Z satysfakcją patrzyłem na Toyotę Kuby. Na tylnich siedzeniach siedzieli Fabian i Kornel, nadal chyba w lekkim szoku. Na miejsce dotarliśmy przed wschodem słońca, ucieszyłem się na widok naszych domków. Mieliśmy bardzo blisko do plaży, super! Jako, iż dojechaliśmy pierwsi to wybraliśmy sobie najlepszy pokój, na piętrze i z widokiem na morze. Pomieszczenie było przytulne, duże małżeńskie łoże, dwie szafeczki, stolik i szafa. Wszystko w ładnych jasnych kolorach. Otworzyłem okno a Amelka padła na łóżko. Zasnęła momentalnie, więc zszedłem na dół do saloniku by poczekać na resztę.
*Miejsce Obsługi Podróżnych, jakkolwiek to brzmi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top