Rozdział 22. Żono jestem zaszczczycony


Amelia.

Musiałam zadzwonić po Kubę, nie było innego wyjścia. Patryk wciąż płakał, nie był skory do pomocy w zaprowadzeniu go do łóżka. Przyjaciel o nic nie pytał, złapał mojego męża pod pachy i zatargał go do sypialni. Ostatnie wydarzenia również zaczęły mnie przytłaczać, poszłam do kuchni i nalałam sobie lampkę ulubionego wina. Usiadłam na blacie i upiłam spory łyk, co za dziwny tydzień... Po kilku minutach w kuchni pojawił się Kuba. Spojrzałam na niego pytająco.

- Chyba zasnął, cholera. Nigdy nie widziałem go w takim stanie. Znam go od urodzenia, nawet gdy zmarł jego ojciec nie wył tak jak dzisiaj. On zawsze skrywał wszystkie emocje - Westchnął i usiadł obok mnie.

- Dziękuje, że przyjechałeś. Jest środek nocy.

- Amelko... Patryk jest dla mnie jak brat, a ty jak siostra. Zawsze wam pomogę - Objął mnie ramieniem.

- Tak mi go szkoda - Wyszeptałam - Wiedziałam, że przeszłość wciąż trzyma go w swych łapskach ale nie wiedziałam... Nawet się nie domyślałam..

- Ej Am! Tylko ty mi tu nie płacz. Patryk miał bardzo ciężkie dzieciństwo, to nigdy z niego nie wyjdzie. Chociaż tego po sobie nie pokazywał, zawsze miał o sobie podłe zdanie. Pamiętam jak kiedyś rozmawialiśmy. Dziwił się, że go chcesz.

- Tak, powiedział o tym swojej siostrze podczas kłótni.

Przypomniałam sobie ten zacięty wyraz twarzy, gdy mówił że został zniszczony. Zamknęłam oczy i westchnęłam. Byłam przekonana, iż go już naprawiłam. Codziennie zapewniałam go o tym, że jest najlepszym mężem i ojcem. Jak widać to nie wystarczyło....



Patryk.



Obudziłem się w zupełnej ciemności. Czułem ogromny chłód, który zdawał się przenikać nawet przez kości. Przejmująca cisza panująca wokół niemal sprawiała ból. Co tu się wyprawiało? Podniosłem się i zrobiłem kilka niepewnych kroków naprzód. Gdzie ja byłem?

- Synku... - Usłyszałem za sobą.

Stanąłem jak wryty. Mama? Nie... To niemożliwe. Ona umarła. Bałem się odwrócić, czułem na szyi ciepły oddech.

- Dlaczego mnie zabiłeś?

- Ciebie tu niema - Wyszeptałem.

Teraz byłem pewien. Do końca straciłem zmysły. Zaśmiałem się cicho. To musiało się w końcu stać. Nagle zimne łapsko spoczęło na moim ramieniu. Odskoczyłem jak oparzony i stanąłem twarzą w twarz z matką. Wyglądała normalnie, tak jak przed śmiercią. Zapadnięte policzki, przygaszone oczy i blade lico. Jej długi czarny kucyk powiewał na wietrze, który nagle się zerwał.

- Dlaczego mnie zabiłeś? - Powtórzyła pytanie.

- Nie zabiłem cię - Warknąłem - To nie była moja wina!

- Nie wybaczyłeś mi - Załkała - Tylko tego pragnęłam.

Pokręciłem głową i cofnąłem się. Ona miała rację, wykończyły ją wyrzuty sumienia. Czy wybaczenie to aż tak wiele? Dlaczego nie umiałem tego zrobić?

- Patryku... - Usłyszałem za sobą głos... Taty...

Zerknąłem przez ramię. Mój ojciec miał smutne oczy i zaciśnięte usta. Zmierzwił dłonią włosy i opuścił głowę. Był mną zawiedziony. Upadłem na kolana. To zbyt wiele....

- Tato...

- Zginąłem w twojej obronie - Znów na mnie spojrzał, płakał. - Wszyscy przez ciebie umierają!

- Nie...

Ciemność stała się jeszcze gęstsza, zaczęła mnie oplatać. Powoli się w niej zatracałem, topiłem się w rozpaczy lecz nagle...

Tuż przede mną znów pojawił się anioł. Okrył mnie swymi skrzydłami a wszelkie zło odeszło. Istniała teraz tylko ona. Moja Amelka. Wpatrywała się we mnie z uwielbieniem.

- Kocham cię - Szepnęła uśmiechając się słodziutko.

Ująłem jej twarz w dłonie. Uratowała mnie, moja najwspanialsza...

- Ohoho, Ptysiu - Odezwała się nagle głosem Korneliusza.






CO?!



Otworzyłem oczy, tuż nad sobą zobaczyłem uśmiechniętą japę Korneliusza. Wrzasnąłem i przekręciłem się raptownie, upadłem na podłogę przywalając glacą o panele. Po domu rozeszło się głośne plask...

- Ptysiu! Jejku sorki, że cię wystraszyłem ale Amelka powiedziała że śpisz a ja nigdy cię nie widziałem pogrążonego w marzeniach nocnych. Wyglądałeś tak słodziutko, jak świeżo wyklute pisklę kaczęcia na łące pełnej maków letnią porą...

- AMELIA!!! - Krzyknąłem zrywając się z podłogi.

Moja żona błyskawicznie znalazła się w sypialni. Patrzyła to na mnie, to na Kornela.

- Może zacznij sprzedawać bilety na podglądanie mnie w różnych czynnościach życiowych! - Piekliłem się. - Zapraszamy na nowe pokazy! Patryk śpi, Patyk je, Patryk robi kupę!!!

- To byłoby cudowne, z Fabianem wykupimy wszystkie karnety - Korneliusz aż zamlaskał i spojrzał na mój tyłek.

Przyłożyłem dłoń do twarzy i pokręciłem głową. Dom wariatów. Amelka podeszła i przytuliła się do mnie. Westchnąłem i odwzajemniłem uścisk. Momentalnie się uspokoiłem.

- Właśnie o tym mówiłem Kasi, jestem strasznie wybuchowy - Szepnąłem i pocałowałem ją w czubek głowy.

- Nie szkodzi - Zapewniła gorliwie.

- Gdy tak na was patrzę, to coraz mniej żałuje że nie jesteś gejem Ptysiu. - Korneliusz wtulił się nagle między nas.

- Precz - Wycedziłem.

- Słyszałaś Am? Wynocha.

- Mówiłem do ciebie kretynie!

- Och.. Rozumiem. - Korneliusz odsunął się i posłał nam smutny uśmiech - Doskonale rozumiem.

- Czyżby? - Parsknąłem.

- Tak, nie chcesz mnie dotykać bo boisz się wybuchu pożądania. Spokojnie, to zrozumiałe. Mam ciało greckiego boga. Sylwetka jak Herkules, piękno niczym u Narcyza ....





Amelia

Odruchowo przylgnęłam mocniej do Patryka, wiedziałam że ze mną w ramionach nie rzuci się na Korneliusza, jednak mój mąż po prostu zaczął się śmiać. Odetchnęłam z ulgą, więc było z nim lepiej.

Gdy Korneliusz opuścił nasz dom i na spokojne usiedliśmy sobie na kanapie przed telewizorem spytałam Patryka czy pamięta cokolwiek z poprzedniej nocy.

- Tyko to, że pojechałem do Jacka. Musiałem się z kimś napić, ot co. - Wzruszył ramionami - Nie mam pojęcia jak znalazłem się w domu.

Kamień z serca, gdyby wiedział że płakał kilka godzin... Jego męska duma bardzo by na tym ucierpiała. Mąż zauważył, że się ucieszyłam.

- Aniele? Co się wczoraj działo? Zrobiłem coś nie tak? - Wystraszył się.

- Ależ skąd, byłam tylko ciekawa. Wleciałeś do środka jak kamikadze.

- Przepraszam, ja... Po prostu musiałem. - Mruknął i pocałował mnie w szyję.

Cholera, uwielbiam to. Przeszły mnie ciarki na całym ciele. Patryk zauważył to i zaśmiał się cicho.

- Żono, czuję się zaszczycony.

- Czyżby? - Zaczęłam się droczyć.

- Mamy dokończyć tę rozmowę w lepszym miejscu?

- Ależ oczywiście...



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top