Rozdział 20. Mama Patryka
Amelia
Patryk spóźniał się na obiad. To do niego niepodobne, mój mąż uwielbiał jeść . Gdyby ktoś zapytał go o hobby na pierwszym miejscu byłyby moje kotleciki a dopiero na drugim przyjmowanie tarasu ,, na główkę ''. Cóż, jego strata. Nałożyłam sobie i dzieciom jednak podczas jedzenia co chwila zerkałam przez okno, czekałam aż na podjazd wtoczy się BMW.
Kiedy minęła dwudziesta postanowiłam zadzwonić, to niemożliwe by trening przeciągnął się aż tyle. Gdy wykręcałam już numer drzwi od domu otworzyły się z hukiem. Patryk był w podłym humorze, widziałam to z daleka. Podeszłam do niego i bez zbędnych pytań po prostu się przytuliłam. Wyczuwałam, że tego właśnie potrzebował. Odwzajemnił uścisk i schował twarz w moich włosach. Staliśmy tak przez chwilę w bezruchu, nie zamierzałam naciskać.
- Moja mama nie żyje - Wyszeptał w końcu.
Z wrażenia aż odsunęłam się kawałek by spojrzeć na niego. Miał poważne spojrzenie i skupioną twarz.
- Co się stało?
- Od kilku tygodni leczyła się psychiatrycznie, wzięła za dużo tabletek na sen. Najprawdopodobniej samobójstwo. Kaśka ją znalazła dziś rano.
- Mój Boże...
- Zostawiła dla mnie list, chcesz przeczytać?
- Jesteś pewny?
- Jasne Aniele...
Podał mi pomiętą kartkę. Usiadłam w fotelu, Patryk wszedł do łazienki. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam czytać.
Synku
Nie wiem, czy mam prawo aby tak Cię nazywać. Chyba na to po prostu nie zasłużyłam. Wiem, że zbyt późno przejrzałam na oczy. Zanim pożegnam się z tym światem, chciałabym Ci to wszystko jakoś wyjaśnić.
Twojego ojca poznałam, gdy byłam jeszcze bardzo młoda. Do tej pory pamiętam ten dzień. Przechadzałam się brzegiem jeziora, byłam bardzo smutna jednak z jakiegoś błahego powodu.
Wtedy zobaczyłam jego... Przystojnego młodzieńca, który wpatrywał się w tafle wody a na jego twarzy majaczył delikatny uśmiech. Zabrzmi to głupio, ale serce zaczęło walić mi jak szalone a w piersi zabrakło tchu. I nagle na mnie spojrzał. Te oczy... Piękniejsze niż poranne niebo, tak błękitne że wydawały się świecić. Wręcz nienaturalnie wspaniałe... I patrzyły właśnie na mnie. Dużo rozmawialiśmy tego wieczoru, kolejnego również. Byłam taka szczęśliwa. Piotr był idealny, inaczej tego nie mogę nazwać. Niestety niewiele mówił o sobie. Zawsze spotykaliśmy się u mnie w domu jednak moje głupie, zakochane serce nie dopuszczało do głowy że coś może być nie tak. Gdy dowiedziałam się o ciąży, ucieszyłam się... Naprawdę! Chciałam stworzyć z Piotrem prawdziwą rodzinę. Właśnie nad jeziorem powiedziałam mu o tym, że będzie tatą. Porwał mnie na ręce, skakał z radości ale po chwili przygasł i oznajmił że mi również musi coś obwieścić. Zaczął opowiadać o jakiejś Osadzie w lesie, o tym iż jest Wielkim Alfą czy czymś takim. Słuchałam go w szoku, to było takie dziwne i nieprawdopodobne. Widział, że samymi słowami mnie nie przekona i przemienił się przy mnie w to... W to coś. Wyobraź sobie mój szok, moje przerażenie i ból w sercu gdy miłość mojego życia przybrała formę wielkiego czarnego wilka. Przecież takie stworzenia nie istniały! Bałam się... Po prostu się bałam. Piotr powiedział, że Ty też możesz być zmiennokształtnym. Wpadłam w rozpacz, długo siedziałam na ziemi i płakałam. Już wtedy wiedziałam, że nie poradzę sobie z tym wszystkim. Moje serce rozpadło się na milion kawałków. Po pierwsze mój ukochany okazał się być czymś co nie powinno istnieć a po drugie byłam okłamywana tak długo... Zraniona, ośmieszona, przestraszona...
Tego wieczoru wszystko się skończyło, obiecałam Piotrkowi że będzie mógł Cię zabrać zaraz po narodzinach. Będąc już w ciąży spotkałam Kamila. Był zupełnym przeciwieństwem Twojego taty. Zwykły szary człowiek bez pasji ale za to z dobrą pracą i wykształceniem. To było małżeństwo z rozsądku, wciąż nocami tęskniłam za Twoim ojcem.
Kiedy pierwszy raz Cię zobaczyłam, wiedziałam to. Nie byłeś człowiekiem. Twoje bystre spojrzenie mi to powiedziało, spojrzenie błękitnych oczu. Przez kilka godzin biłam się z myślami, jednak wiedziałam że nie dam Ci tyle miłości ile powinnam. Twój tata czekał pod szpitalem w dniu mojego wypisu. Nie widziałam go kilka miesięcy więc omal nie zemdlałam z wrażenia...
Potem zaczęło się normalne życie a ja z roku na rok coraz mniej myślałam o Piotrze. Urodziła się Kasia, Kamil zaczął zaglądać do kieliszka... Ja niedługo później też. Dzień, w którym jakaś obca kobieta przywiozła Cię do domu informując mnie przy tym o śmierci Piotrka wspominam chyba najgorzej. Od razu przed oczami stanęła mi jego uśmiechnięta twarz i ciepłe oczy pełne uczucia... Byłeś do niego tak podobny, to tylko potęgowało ból. Bałam się, Cię pokochać... Nie chciałam znowu przechodzić przez to samo. Chciałam się wyłączyć, słyszałam Twój płacz, czułam Twój ból ale coś we mnie nie pozwalało mi zainterweniować. Miałam zniszczony umysł i zdziczałe serce.
Dlatego jeszcze raz chciałabym Cię przeprosić synku. Chciałam Cię pokochać, naprawdę chciałam.
O rany... Odłożyłam kartę na stolik. Czułam, że mam ciarki. Wiedziałam, że nic nie jest w stanie usprawiedliwić zachowania kobiety, ale poruszyły mnie jej ostatnie słowa. Musiały targać nią potężnie wyrzuty sumienia, skoro postanowiła zakończyć swoje życie. Chyba jednak udało jej się pokochać swojego synka. Mój biedny, kochany mąż. Na pewno miał teraz mętlik w głowie. Weszłam do łazienki, Patryk stał oparty o zlew i wgapiał się w soje odbicie w lustrze.
- Wiesz co mnie najbardziej smuci? - Spytał nagle. - Nadal nie umiem jej wybaczyć.
Bez słowa przytuliłam się do niego, dokładnie obserwując jego twarz w odbiciu lustra. Prawie nie mrugał. Nie chciał tego po sobie pokazać, ale bardzo go to ruszyło.
- Kasia jest załamana. Obiecałem pomagać jej jak mogę, przecież ten jej goguś zarabia marne grosze a dziecko niedługo się urodzi.
- Oboje jej pomożemy kochanie - Obiecałam cicho - Przecież mamy masę ubranek dla dzieci, wózek po Madzi wciąż stoi na strychu.
- Tak, też o tym myślałem - Przyznał.
Na pogrzebie nie było zbyt wiele osób. Patryk miał bardo małą rodzinę. Staliśmy na uboczu, cały czas trzymałam męża za rękę. Udawał niewzruszonego ale jego oczy wyrażały tysiące emocji. Dochodził do nas szloch Kasi, stała przy trumnie w ramionach Daniel, który nie wiedzieć czemu ciągle zerkał ze strachem w naszą stronę.
- Wiesz co? - Zagadnął nagle szeptem Patryk - Gdyby istniało niebo czy coś takiego, chciałbym żeby mama spotkała znowu tatę. Mimo wszystko...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top