Rozdział 11. Lodzik.




Patryk. 


Dzień minął mi spokojnie i produktywnie. Ostatnio przesiadywanie w biurze nie ciążyło mi tak aż tak. Być może dlatego, iż w końcu nauczyłem poddanych nie przychodzić do mnie z byle pierdołą. 

Przeglądałem właśnie starą księgę napisaną przed dziadka mojego ojca, kiedy do biura wszedł Korneliusz. Zerknąłem na niego znad książki. Dziwnie się uśmiechał, jakby coś planował. Podejrzane. Wampir obszedł biurko i stanął tuż obok mnie. Postanowiłam się na razie nie odzywać, znalazłem akurat coś interesującego. Nie przerwałem więc czytania, uniosłem jedynie palec by zaznaczyć, żeby dał mi trochę czasu. Mimo to nachylił się i szepnął mi do ucha : 

- Ptysiu, zrobić ci loda? 

Wrzasnąłem ze strachu i zerwałem się z miejsca. Instynktownie zakryłem ręką kroczę i przycisnąłem się plecami do ściany. 

- Co do kurwy?! - Prawie pisnąłem. 

- Nie chcesz? Umiem je robić - Zapewnił gorliwie potakując głową. - Umrzesz z zachwytu. 

- Kurwa! Nie! 

Korneliusz westchnął i zrobił minkę pobitego psiaka. Co mu odbiło? Rozejrzałem się, musiałem jak najszybciej usiec. Drzwi? Okno? Pierdolona ściana?!

- Fabian nie narzekał - Wzruszył ramionami. 

- Nie zbliżaj się do mnie - Warknąłem. 

Spokojnie penisku, ten zły pan cię nie dotknie! Zacząłem się pocić. Od dawna tak się nie bałem. Ku mojej radości do biura wszedł Kuba. Spojrzał najpierw na mnie, potem na Korneliusza i przekrzywił głowę ze zdziwienia. 

- Co tu się dzieje? 

- Patryk nie chcę żebym zrobił mu loda - Powiedział Kornel oskarżającym głosem. 

- Co? Dlaczego? Brachu, ale on robi bardzo dobre lody. 

-  KORNELIUSZ ZROBIŁ CI LODA?!

- A bo to jednego...

Dość, rozpędziłem się i wyskoczyłem przez zamknięte okno. Stłuczone szkło poraniło m twarz, to nic. Upadłem pewnie na ugiętych nogach i pognałem przez Osadę. Nagle coś rzuciło mi się w oczy. Na Placu Głównym stała mała różowa budka na kółkach. ,, Wampirek i przyjaciele '', przeczytałem na szyldzie. Podszedłem bliżej, w środku siedział Fabian. Miał na sobie różowy fartuszek, a we włosach spinki w tym samym kolorze. 

- Co robisz? 

- Ooo! Witaj ,, PT'' - Pomachał do mnie - Robimy z Korneliuszem lodziki. 

Wskazał dłonią na menu. Rzeczywiście. Jezu jak mi ulżyło. Chodziło o włoskie lody. 

- Daj mi jednego, zmachałem. - Poprosiłem. 

Kiedy czekałem kątem oka dostrzegłem Emila i Izę. Dziewczyna miała obrażoną minę, szła przodem z wysoko podniesioną głową, mój przyjaciel czaił się tuż za nią. Ciekawe o co tym razem poszło, ta wilczyca miała charakterek. Do tej pory pamiętam nasze pierwsze spotkanie. 


Stało się to w dniu egzaminów, starsze wilki oceniały nasze umiejętności by później porozdzielać nas na stada. Wcale mi się to nie uśmiechało, ale Kuba tak nalegał. Stwierdziłem, że będę miał o wiele większą szansę na śmierć więc w końcu się zgodziłem. Nie poszedłem jednak na zwykły egzamin, tylko na ten sprawdzający czy nadajesz się na Alfę. Byłem młodym dupkiem, nie zależało mi w sumie na niczym. Przecież wtedy nie miałem swojego Anioła. Stałem znudzony w grupce dzieciaków jak ja, gdy podeszła do mnie wysoka dziewczyna z burzą loków na łbie. Zmierzyła mnie wzrokiem i uniosła głowę. 

- Syn byłego Wielkiego Alfy, ha? 

- Głupia suka, ha? - Przedrzeźniałem ją. Nie lubiłem, gdy o o tym wspominał. 

- Powalę cię na łopatki w każdej kategorii.  - Warknęła 

- Czemu tak sobie mnie upatrzyłaś? 

- Jako ,, jego '' syn powinieneś być silny i szybki. To będzie najpiękniejsze zwycięstwo. Reszta tych gnojów mnie nie interesuje. 

Skinęła na wilki stojące obok, większość spojrzała na nią wrogo. Dziewczyna się tym nie przejmowała. 

- Jestem Iza, znaj imię wilczycy która cię pokona. 


Nie pokonała, ba... Nie przeszła egzaminu w ogóle przez co stała się betą swojego kolegi. Zająłem pierwsze miejsce, to było do przewidzenia. Kiedy podpisałem dokument o stworzeniu nowego stada, bez wahania w miejsce bety wpisałem Kubę. Żałowałem tylko, że reszty stada nie mogę wybrać. Śmiać mi się chcę, kiedy przypomnę sobie jak bardzo nie znosiłem chłopaków. Paulin, Emil, Jacek, Filip... Gardziłem nimi. Ciesze się, że nie trzymali do mnie urazy. Przecieeż koniec końców staliśmy się najlepszym stadem. 

- Proszę Ptysiu - Fabian podał mi loda przerywając moje wspomnienia. 

- Dzięki stary, ile się należy? 

- Buziaka w policzek - Obok nas pojawił się Korneliusz. 

- Wolę oddać wam dom, żonę i dzieci - Burknąłem. 

- Powiem Amelce! - Korneliusz zaśmiał się i znowu zniknął. 

Przewróciłem oczami. Nudziłbym się, gdyby nie takie osoby jak on. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top