Rozdział trzydziesty- piąty. Miła pogawędka.
Amelia.
W końcu zaczęły się wakacje. Co prawda, nie chodziłam już do szkoły ale dziewczyny mogły już u nas mieszkać bez żadnego stresu aż do września. Od mojego ślubu minął już ponad miesiąc, a ja nadal czułam się jakbym stąpała po chmurach. Patryk co prawda cały czas znikał na kilka godzin dziennie, ale postanowiłam mu zaufać.
Kiedy obudziłam się rano, w pierwszą sobotę lata znowu go nie było. Westchnęłam cicho. Tak uwielbiałam widzieć jego twarz zaraz po przebudzeniu. Przeciągnęłam się na łózko i wstałam. Idąc do łazienki zatrzymałam się przed wielkim lustrem widzącym na szafie. Uniosłam koszulkę, i zaczęłam oglądać swój brzuch. Minimalnie się powiększył. No tak. Trzeci miesiąc. Już niedługo miałam wyglądać jak wielka ciężarówka. Mimo to, uśmiechając się pogładziłam delikatnie skórę tuż przy pępku. Przypomniałam sobie jak poprzedniego dnia wieczorem Patryk gładził mnie po brzuszku aż nie zasnęłam.
Byłam strasznie głodna, więc zeszłam na dół w poszukiwaniu jedzenia. Przechodząc przez salon zauważyłam, że rodziców znowu nie ma. Pokręciłam głową i weszłam do kuchni. Przywitał mnie w niej bardzo ciekawy widok. Na blacie siedział Patryk, co lepsze w samej bieliźnie. Trzymał w dłoni kubek z kawą posyłając mi równocześnie łobuzerki uśmieszek. Cholera, widywałam go praktycznie codziennie od czterech lat, a poczułam że zaniemówiłam. Był wspaniały. Pod każdym względem. I tylko mój.
- Dzień dobry ukochana, co życzysz sobie na śniadanie? Naleśniki? Jajecznicę?
- Ciebie - mruknęłam.
Chłopak zaśmiał się słodko i przewrócił oczami. Zeskoczył z blatu i podszedł do mnie. Ujął mą twarz w dłonie a na ustach złożył soczysty pocałunek.
- Musisz mi wybaczyć aniele, ale dziś w końcu przyjeżdża Wiktoria. Ma zabrać tego dupka, który mnie zaatakował.
- Czemu dopiero teraz?
- Stwierdziła, że przyda mu się pobyt w naszym areszcie. Tak w ogóle Natan będzie z nią rozmawiał. Chcą przedłużyć wizytę u nas.
- Rozumiem. Idę z tobą.
- Hm? Nie wolisz sobie posiedzieć w domku? Wczoraj rano tak źle się czułaś.
- Dziś się czuje wyśmienicie! - zapewniłam. - Będę gotowa za godzinę.
- Aż godzinę?!
Kiwnęłam głową i pobiegłam na górę. Nie mogłam przecież powiedzieć Patrykowi, że muszę się zrobić na bóstwo!
Patryk.
Maleńka ubrała się jak na jakieś wielkie wyjście. Nie zrozumcie mnie źle, dla mnie zawsze wygląda zjawiskowo jednak teraz w kusej różowej sukience i na obcasach wyglądała nieziemsko. Zmartwiłem się tylko czy powinna nosić takie buty, niedługo miał zacząć boleć ją kręgosłup. Nie odezwałem się jednak. Póki co.
Zaparkowaliśmy pod cukiernią, by Amelka mogła wpaść na chwilę do środka i coś spałaszować. Wiktoria mogła poczekać. Kiedy tak stałem oparty o samochód i co chwila kiwałem głową do kłaniających mi się wilków poczułem zapach Korneliusza. Cholera... Znowu? Odwróciłem się powoli. Wampir wgapiał się w dolny taras pałacu. Sam rzuciłem tam okiem. Przy barierce stała Wiktoria, wiatr rozwiewał jej długie włosy oraz szarpał czerwonym szalem. Obok kobiety stał jej ochroniarz ( swoją drogą, co z niej za Wielki Alfa skoro go potrzebowała? ), mężczyzna był ogromny. Chyba nawet wyższy ode mnie, a na pewno sporo szerszy. Miał twarz rasowego zabójcy, jakby na jego ustach od dziesiątek lat nie zagościł uśmiech.
- Widzisz tego goryla? - szepnął Korneliusz- Na bank myśli teraz coś okropnego.
- Cóż za piękny poranek! - powiedział tubalnym głosem do Wiktorii praktycznie w tym samym momencie.
Parsknąłem śmiechem, Wiktoria musiała mnie usłyszeć bo przeniosła leniwie wzrok. Uniosła jedną brew widząc wampira tuż za moimi plecami. Wtedy z cukierni wyskoczyła Amelka pałaszując pączka. Również spojrzała na pałac i naburmuszyła się od razu. Więc nadal nie darzyła Wiktorii sympatią. To mogło być bardzo męczące spotkanie. Mimo to złapałem moją małą za rękę i dziarskim krokiem podążyłem na przód.
Usiedliśmy razem w sali obrad. Wydawała mi się do tego najlepszym miejscem. Wiktoria wciąż wpatrywała się w moją żonę, a moja żona w Wiktorię. Psia mać...
- Rozmawiałam już z Natanem - powiedziała w końcu wilczyca - Dostał moje pozwolenie. Ich opiekun został już wsadzony do samochodu. Czeka go kara.
- Nie bądź dla niego zbyt surowa. Dostał już nauczkę ode mnie.
- Jeśli łaska, nie mów mi jak mam traktować moje wilki - warknęła.
Uniosłem ręce w geście poddania po czym złapałem za kubek z Brendy. Wiktoria lubiła sobie łyknąć, każde nasze spotkanie kończyło się podobnie.
- Mimo wszystko cieszę się, że chłopcom tak się u was podoba - wilczyca uśmiechnęła się do mnie, mrużąc lekko oczy.
Amelia podskoczyła jakby ktoś uszczypnął ją w tyłek i przytuliła się do mnie piorunując kobietę wzrokiem. Zachciało mi się śmiać. Mała zazdrośnica.
- Amelko, jeśli się zgodzisz chciałabym zamienić z tobą dwa słowa na osobności.
- Oczywiście kochana, bardzo chętnie.
Kobiety wyszły z sali a mnie oblał zimny pot. Zerknąłem na ochroniarza Wiktorii, też miał nieciekawą minę.
Amelia.
Wyszłyśmy razem na górny taras. Wiktoria oparła się plecami o barierkę. Nie uśmiechała się już. Wbiła wzrok w mój brzuch.
- Zaczyna widać. - stwierdziła.
- Wiem. Cieszę się.
- Nie wiem z czego. Marnujesz mu życie.
- Więc tu cię boli wredna pindo!
- Słucham?
- PINDO! Przeliterować?
- Jak śmiesz odzywać się do mnie w ten sposób jesteś tylko...
- Żoną Wielkiego Alfy tej osady - wskazałam w dół - Mam tutaj nieco większe przywileje niz ty. Mam dość tego w jaki sposób na niego patrzysz i że wpierniczasz się w nasze życie!
- Bo nie jesteś go warta! Zwykły człowiek, z pospolitej rodziny. To śmieszne, że ktoś taki jak Patryk zakochał się w tobie. Co mu możesz dać? Ładny tyłek? On potrzebuje kobiety z klasą, kogoś na takim samym poziomie. Gdyby to mnie wybrał razem ochranialibyśmy osadę. Teraz to osada chroni ciebie!
Z wrażenia aż przestałam oddychać. Jak ona śmiała. Chciała wpędzić mnie w wyrzuty sumienia? Miała pecha bo doskonale zdawałam sobie sprawę jak bardzo Patryk jest ze mną szczęśliwy. Uśmiechnęłam się krzywo.
- Co? Zakochałaś się w moim mężu?
Kobieta nie odpowiedziała więc uznałam to jako potwierdzenie. Wkurzyłam się jeszcze bardziej.
- Dobrze ci radzę, trzymaj się od niego z daleka, albo zobaczysz jak zwykły czlowiek łoi ci dupę! Dla niego jestem zdolna do wszystkiego ! - warknęłam.
- Więc podaruj mu wolność. Przy tobie nie ma żadnych perspektyw...
Podeszłam do wilczycy, bardzo blisko. Wspiełam się na palce by patrzeć jej prosto w oczy.
- Nie wpierdalaj się - wycedziłam. - On jest mój.
Odwróciłam się i weszłam do środka. Uśmiechałam się jak psychopatka. Jeden do zera ,, bycz''.
Moja kuzynka nudziła się na lekcjach i wraz z koleżanką narysowały mi to :D Aż się mordka cieszy :) Dziękuje Julka :D Miłego czytania. :D ps. Dla mnie są piękne kochanie :* pps. Korni mnie zniszczył xD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top