Rozdział trzydziesty-ósmy. Narodziny bohatera.
Krzyczysz głośno,
Ale nie mogę usłyszeć ani słowa
Mówię głośno, nie przekazując wiele
Jestem krytykowany
Mimo to Twoje kule chybiły
Zastrzeliłeś mnie
Ale się podniosłem
Amelia.
Z samego rana przyszły okropne wieści. Wygnanych przybyło tak dużo, że udało im się albo zabić, albo uwięzić każdego kto poprzedniego dnia podjął walkę. Dowiedzieliśmy się tego od Jacka, który jakimś cudem zdołał uciec. Nie mieliśmy jednak żadnych informacji o Kubie,Emilu czy Paulinie. Osada umarła. Chłopak opowiadał o morzu krwi spływającym ulicami, o pustych domach Słuchałam tego wszystkiego w niemym przerażeniu. Gdyby Patryk to widział... Pozostawała jeszcze jedna sprawa. Przecież na samych obrzeżach osady w małym drewnianym domku siedziała Ola z Damiankiem. Jeśli Bastian nie kłamał, mogła w każdym momencie paść ofiarą jakiegoś stukniętego wilka. Musieliśmy ją stamtąd zabrać.
- Pójdziemy ja i Adrian - zaproponował Natan - Nam będzie dobrze działaś we dwójkę a wy zostaniecie z ochroną. Xawier zajmiesz się wszystkim?
- Jasne, że tak - uśmiechnął się wilczek - Ze mną nikt tutaj nie zginie.
- Liczę na ciebie.
Natan złapał plecak, do którego zapakował broń i zarzucił go sobie na plecy. Ania się nie odzywała, jak nigdy. Siedziała na stole zawijając na palec kosmyk włosów. Natan zerknął na nią zmartwiony. Nie jestem pewna, ale wcześniej chyba się pokłócili. Chłopcy już od kilku godzin debatowali kto pójdzie, ona chciała wyruszyć wraz z nim. Zamknęli się na chwilę w górnej łazience, kiedy wyszli nie odzywali się do siebie. Zerknęłam na Natalię, która przemywała z krwi czoło Jacka. Wzruszyła ramionami i posłała mi blady uśmiech. Nigdzie za to nie widziałam Aleksy. I to od dobrych kilku minut. Podejrzewałam, że też ścięła się o to ze swoim lubym.
- Powinniśmy wrócić za jakąś godzinę. - mruknął Adrian.
Kiedy wyszli westchnęłam cicho i poszłam do swojego pokoju. Chciałam trochę od tego wszystkiego odpocząć, nie było mi to jednak dane. Już po chwili usłyszałam ciche pukanie.
- Proszę....
Do środka wszedł Igor. Muszę przyznać, że ucieszyłam się na jego widok. Był zawsze taki wesoły. Miał ciepłe , żywe spojrzenie i jasne rozczochrane włosy. Z tego co pamiętałam nigdy nie wiódł łatwego życia. Wychowywał się bez rodziców, mieszkał u wuja nienawidzącego każdego by później być gnębionym przez kolegów. Mimo to wciąż się uśmiechał, jakby całe zło tego świata nie docierało do jego serca. Chłopiec podszedł do mne trzymając dłonie w kieszeniach.
- Ja chciałem tylko powiedzieć... Am, nie bój się. Jeśli będzie taka potrzeba oddam za ciebie życię! Będę cię bronił aż do końca!
Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Zupełnie nie spodziewałam się takiego wyznania. Igor patrzył mi pewnie w oczy, jakby chciał mnie jeszcze bardziej zapewnić o prawdziwości swoich słów.
- Ale.... Dlaczego?
- Nawet dorośli patrzyli na mnie z jakąś odrazą. Ja... Ja nawet nie pamiętam jak wyglądali moi rodzice, wiem tylko że mój ociec był jednym z najlepszych wojowników jakie miało to miasteczko. Swego czasu piastował nawet miejsce u boku ojca Patryka. Kiedyś słyszałem rozmowę, że gdyby nie oddał za mnie życia to i Piotr by nie zginął bo mój tata zawsze był przy nim. Nic dziwnego.... No wiesz. Tylko Patryk nigdy nie patrzył na mnie źle. Widział we mnie coś, czego nie widzieli inni. Dlatego ja będę ochraniał to co kocha najmocniej. - spojrzał na mnie znacząco.
Uśmiechnęłam się blado, bardziej przerażona niż pocieszona. Przecież Igor był jeszcze dzieckiem. Wilczek widząc moją, jednak niepewną minę mruknął że już pójdzie. Minął się w drzwiach z moim psem. Uroczym Dogiem de Bordo. Amanda śmiała się kiedyś, że wygląda jak mała krowa a nie pies, ale nie przejmowałam się tym. Miał spokojną naturę i chciał przyjaźnić się z każdym, nawet z potencjalnym włamywaczem.
- Chodź malutki - Pogłaskałam go za uchem.
Dyszał śliniąc się na mój nowy dywan. Pomyślałam, że przecież powinnam wypuścić go chociaż na podwórko. Kiedy zeszłam na dół Korneliusz oglądał z dziewczynami Harrego Pottera. Wzdychał na widok Draco Malfoya jak jakaś nastolatka.
- Nie mówcie mi, że nie jest uroczy!
- To dupek - jęknęła Natalia.
- Chyba już tak mam, no wiecie zakochuje się w dupkach - mruknął.
Rześkie powietrze owiało moją twarz, zaczęło bawić się włosami i prawie porwało te złe myśli hen wysoko, ponad chmury. Ponad to wszystko. Podeszłam powoli do płotu wpatrując się w ścianę lasu. To on dzielił mnie od Osady, dawniej tętniącej życiem. Nie chciałam sobie nawet wyobrażać tego co tam się teraz wyrabia. Pikuś łaził spokojnie wąchając co chwila inny krzak. Nagle poderwał łeb do góry i zawarczał głucho, wpatrując się przed siebie. Czyżby coś czaiło się w lesie. Od razu chciałam wrócić się do domu, ale mój pies chyba to sobie inaczej zaplanował. Pchnięty instynktem rzucił się przed siebie, jednym susem pokonując niewysoki płotek, potem zniknął w lesie. Niewiele myśląc otworzyłam furtkę i pognałam za nim, chociaż nie miałam szans by go dogonić. Próbowałam nawoływać jednak nie wracał. Stanęłam wreszcie i oparłam się o drzewo dysząc ciężko. Nie powinnam tak biegać będąc w ciąży.
- Pikuś! - wrzasnęłam raz jeszcze, gdy uspokoiłam oddech.
Odpowiedziała mi cisza. Cholera! Głupi kundel!
Po chwili poczułam dłoń na moim ramieniu, następnie coś mocno uderzyło mnie w głowę. Upadłam na szczęściem na plecy. Złapałam się za obolały policzek i spojrzałam w górę. Stał przede mną doprawdy dziwny człek. Mimo, iż stał a nogach pochylał się do przodu jakby chciał położyć dłonie na ziemi i poruszać się na czterech kończynach. Jego splątane ciemne włosy sięgały ziemi. Musiał być Wygnanym.
- Bastian... Chce... Chce... - nie umiał się wysłowić - Ja cię dać mu.
Momentalnie dupa mi odżyła, poderwałam się do pozycji siedzącej i powoli czołgałam się w tył jadąc tyłkiem po ziemi ( nie dopiorę tych spodni ), wilk przyglądał mi się tylko z zaciekawieniem. Wiedział, że mu nie ucieknę. Wtedy między nas wskoczył Igor, rozłożył ręce i stanął pewnie rozkrakiem.
- Nie pozwolę ci ! - warknął.
- Nie! Nie wtrącaj się! Idź po jakąś pomoc!
- Nie zostawię cię.
- Błagam! - zaszlochałam. - Nie jestem tego warta!
- Tylko swoim istnieniem ratujesz nas codziennie. Gdyby nie ty, Patryka już dawno by z nami nie było... O czym ja gadam, nie zostałby w ogóle Alfą a my nadal żylibyśmy pod rządami tyrana. Jego wujek myślał tylko o sobie. Lubił nas karać, nie troszczył się o nikogo. Ty dodajesz nam sił! - krzyknął.
Otworzyłam szeroko oczy, z których swobodnie spływały teraz łzy. Wygnany warknął i doskoczył do chłopca, złapał go za ramię i rzucił o ziemię jak szmacianą lalką. Potem zaczął go bić, kopać, szarpać a nawet gryźć....
- Nie! Przestań! PRZESTAŃ! - wrzeszczałam.
Wstałam i złapałam wilka za ramię, ale odepchnął mnie. Odwróciłam jednak jego uwagę bo zostawił Igora, który leżał bezładnie w kałuży krwi.
- Idź ze mną.
W tym momencie zrobiłabym wszystko, by już więcej nie dotknął Igora więc pomimo obolałego ciała podniosłam się ociężale. Chyba skręciłam sobie nadgarstek. Facet złapał mnie za ramię, wtedy jednak Igor... Zaczął się podnosić.
- Nie pozwolę ci....- wycharczał.
- Proszę, nie - szepnęłam.
Wygnany puścił mnie, podszedł powoli do chłopca i kopnął go prosto w twarz. Potem jeszcze raz, i jeszcze raz następnie znów odwrócił się w moją stronę. Nie zrobił jednak nawet kroku, gdy Igor złapał go za nogę.
- Czuje się jakbym miał przestać istnieć. Jakby moja dusza mogła w każdej sekundzie rozpaść się na milion kawałków, jednak gdzieś głęboko w niej goreje nieopisana emocja. Goreje i nie pozwala abym tutaj umarł.
Oniemiałam z wrażenia. Igor znowu się podniósł. Z jego ust wyciekła stróżka krwi, jednak uśmiechnął się krzywo. Tak bardzo przypominał mi teraz Patryka. Ten sam zacięty wzrok, zero strachu przed śmiercią. Tylko on i przeciwnik. Nie był już dzieckiem, tylko wojownikiem jak każdy inny dorosły wilk. Na mych oczach narodził się nowy bohater.
- Jeśli myślisz, że mnie tak łatwo pokonasz, to się niestety przeliczysz. Tylko sprawdzałem jak silny jesteś - otarł krew z twarzy i jednym sprawnym ruchem wyjął z bocznej kieszeni spodni trzy małe noże. Rzucił nimi, wykonując przy tym skok. Wygnany przekoziołkował w tył, jednak nie uniknął już ciosu który nadszedł dla niego zbyt niespodziewanie. Igor wbił go w ziemię... Tak samo jak Patryk! Czyżby mój mąż już tak dobrze wyszkolił tego kochanego gnojka? Ten styl walki.... Tak, tak samo walczył Patryk.
- Uciekaj, zajmę się nim! - krzyknął do mnie.
- Ona nigdzie nie pójdzie! - usłyszałam kobiecy głos.
Odwróciłam się. Za mną stała wysoka kobieta uzbrojona we włócznię. Wyglądała tak... Dziko. Na bank należała do nich.
- Obiecałam mojemu bratu, że cię przyprowadzę, nie wspominał jednak czy masz żyć. Sprawiasz za dużo problemów. Nie po to tyle lat nas szkolili, by teraz człowiek i dzieciak nam przeszkadzali.
- Po co wam ona?! - zdenerwował się Igor.
- Głupcze... Patryk w końcu może dojść do siebie, wszyscy wiemy że Bastian nie ma z nim szans a jego wygrana to istny cud. Jednak jeśli wasz drogi Alfa się obudzi i dowie się, iż jego ,,Anioł '' już gnije załamie się i nie będzie stanowił żadnego zagrożenia - zaśmiała się. - A w tedy i jego zabijemy.
- Łapy precz od mojego męża ty suko!
- Pożałujesz tych słów!
Miała rację. Pożałowałam ich w momencie, gdy zaczęła biec wprost na mnie z wyciągniętą włócznią. Krzyknęłam, zamknęłam oczy i zasłoniłam się rękoma ( jakby to miało cokolwiek pomóc). Jednak nic się nie stało. Uchyliłam powieki. Przede mną stał Natan. Złapał włócznię w rękę, zatrzymując ją tuż przed moją piersią.
- Imprezujecie beze mnie? - zażartował.
- Nie wtrącaj się. Nie jesteś nawet stąd! - warknęła wilczyca, próbując odzyskać broń, chłopak jednak nie zamierzał jej puścić.
- Może i nie jestem, ale aktualnie zastanawiam się nad przeprowadzką więc... - wzruszył ramionami.
Kobieta porzuciła włócznię i odskoczyła w tył. Natan rzucił tym badylem o ziemię.
- Wszystko w porządku Am? - zerknął na mnie przez ramię.
- Tak... A Ola?
- Adrian odprowadza ją do twojego domu. Z jej synem też jest okej.
Odetchnęłam z ulgą. Chociaż jedna dobra wiadomość. Spojrzałam na Igora. To zdumiewające, ale wciąż walczył. Zauważyłam jednak, że jego ruchy są coraz wolniejsze. Opuszczały go siły.
- Nie martw się. Wiem co robić z takimi gówniarzami. - warknęła wilczyca upadając już na przednie łapy.
Zawyła złowrogo i otworzyła paszczę. Oblizała ostre zębiska i pochyliła nisko łeb. Jej grzbiet wygiął się łuk. Natan zrobił kilka kroków w jej stronę, by nie wpaść na mnie w razie ataku z jej strony. Postanowiłam więc się schować. Wtedy jednak ktoś zakrył moje usta ręką, potem nastała ciemność.
Obudziłam się w biurze Patryka. Leżałam na wąskiej sofie, która stała na przeciw biurka, przy którym siedział Bastian. Był nagi od pasa w górę, jedynie na jego plecach wisiało coś podobnego do peleryny. Na jego torsie znajdowało się pełno blizn. Mężczyzna przyglądał mi się spod zmrużonych powiek. Poderwałam się raptownie przypominając sobie, że w lesie zostali przecież Igor i Natan. Czy oni? Nie! Musieli przeżyć!
- Muszę przyznać, że przestaje się dziwić byłemu Wielkiemu Alfie - mruknął nagle Bastian. - Jesteś nadzwyczaj piękna. Te zachwycające oczy, wspaniałe włosy opadające za piersi.... Jesteś niezwykle intrygująca. - Jego wzrok zatrzymał się na moim biuście.
- Chyba nie jest stosownym, patrzeć tak na mężatkę w dodatku ciężarną.
- Oba te stany mogą ulec nagłej zmianie. - Posłał mi złośliwy uśmieszek.- Przykułaś moją uwagę, tam na dole gdy walczyłem z tym nieudacznikiem. Wyróżniasz się. Pewnie to co powiem, wyda ci się nie zbyt uprzejme, ale cholera! Jestem niewychowanym Wyklętym. Mam wielką ochotę się z tobą pieprzyć. Działasz na mnie dziwnie podniecająco. Sam twój zapach....
Wzdrygnęłam się. I wtuliłam plecami w oparcie sofy. Chciałam zniknąć, znaleźć się u boku mojego męża, czuć się bezpiecznie.
- Wiesz co? W sumie to jestem teraz Wielki Alfą, i mogę wszystko. Więc wezmę cię tu i teraz, a potem to już zobaczymy.
- Nie waż się mnie tknąć - warknęłam. - Kiedy mój mąż...
- JEŚLI twój mąż się obudzi, najprawdopodobniej będziesz już martwa.
Bastian podniósł się i zaczął iść w moją stronę. Złapał mnie za włosy, zmuszając mnie bym się podniosła. Kiedy stałam przed nim przyciągnął mnie mocno do siebie wciągając w płuca mój zapach. Spróbowałam się wyrwać, jednak dostałam z liścia.
- Twój opór nie ma sensu. - ścisnął mnie mocniej.
Wykręcił mi ręce w tył i złapał je w nadgarstku jedną dłonią, druga zaczęła błądzić po moich plecach. Bastian pochylił się i ucałował delikatnie skórę tuż nad obojczykiem. Stałam jak posąg, starając się nawet nie oddychać. Jedyne co czułam, to ogromne obrzydzenie i strach.
- Tak lepiej - mruknął, gładząc mnie po policzku potem wbił się brutalnie ustami, w moje usta. Jęknął głucho odchylając moje wargi językiem. Niewiele myśląc ugryzłam go w niego, ale to zdawało się być dla niego pieszczotą bo rozochocił się jeszcze bardziej. Zaczęłam płakać, nic innego nie mogłam zrobić. Patryk.... Błagam... Pomóż mi....
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top