Rozdział dziewiąty. Będę ojcem?!

Patryk.

Od narodzin tego małego goblina minął miesiąc.Cała osada była nim wręcz zachwycona. Jako mój chrześniak budził spore zainteresowanie. Musiałem przyznać, był uroczy. Jednak nie mogłem się przemóc by wziąć go na ręce. Odczuwałem dziwny lęk. Mogłem co najwyżej popatrzeć. Uśmiechałem się widząc jak bardzo szczęśliwy jest Kuba. Był idealny ojcem. Każdy to widział.

Tego wieczoru siedziałem już dość długo w biurze. Byłem już zmęczony i jedyne o czym marzyłem to ciepła kąpiel z moją malutką. Na bank już czekała na mnie z niecierpliwością. Postanowiłem skończyć z robotą i jak najszybciej wrócić do domu. Kiedy parkowałem przed domem zauważyłem jak wymyka się z niego Lidka. Nie chciała się ze mną zobaczyć. Tylko dlaczego? Lekko zaniepokojony wszedłem po schodach do naszego pokoju. Amelka miała dziwną minę i była blada jak ściana.

- Coś się stało?

- Tak - przełknęła ślinę - Nie bardzo wiem jak ci to powiedzieć.

- Najlepiej prosto z mostu - wzruszyłem ramionami.

- Okej - uśmiechnęła się blado - będziesz tatusiem.

Serce we mnie zamarło. Błagam... Wszystko tylko nie to! Gdybym stał, pewnie od razu zaliczyłbym glebę. Nie wiedziałem co jej odpowiedzieć. Patrzyła na mnie, a w jej oczach widniał niepokój. Wstałem i na chwiejnych nogach podszedłem do drzwi.

- Niedługo wrócę - mruknąłem.

Biegłem przez las jakby mnie ktoś gonił. Chyba chciałem zostawić to wszystko za sobą. Nie nadawałem się na ojca. Nie chciałem nim być. Zachowałem się jak dupek, wiem ale.... Musiałem to do mnie dojść. Przecież to taka cholerna odpowiedzialność. Boże...W brzuchu mojej narzeczonej rodziło się życie... Z wrażenia stanąłem raptownie. Ciężko dyszałem. Sam nie wiem czy ze zmęczenia, czy raczej z wrażeń. Byłem dorosłym mężczyzną a chciało mi się płakać.

- Ej... Patryk! - Obok pojawił się Paulin.

Zaraz za nim przybył także Emil. Obaj patrzyli na mnie zdziwieni. Cóż. Musiałem wyglądać dziwnie. Blady, spocony...

- Co jest stary?

- Dowiedziałem się dziś, że... - te słowa nie chciały przejść mi przez gardło - Będę.... Ojcem.

Chłopcy otworzyli usta ze zdziwienia. Popatrzyli po sobie a potem wybuchnęli śmiechem.

- Nie wiem co was tak bawi - warknąłem.

-Zupełnie nic. Chodź się napić.

Cóż. Namówił mnie od razu. Wróciliśmy pod mój dom by zabrać auto i podjechaliśmy do pobliskiej miejscowości do jakiegoś pubu. Gdy wychyliłem już trzy kieliszki rozwiązał mi się język. Opowiadałem o tym, jak bardzo się boje, że nie dam rady.

- Boje się, że go nie pokocham tak jak powinienem. - zakończyłem.

- Żartujesz? Jak mógłbyś nie pokochać kogoś, kto będzie częścią Amelki? - zdziwił się Paulin.

- Dokładnie stary, pokochasz tego dzieciaka na bank - dodał Emil.

- A jeśli..... On nie pokocha mnie? Będę złym ojcem ..

- Dziecko kocha rodzica bezwarunkowo. Będziecie dla niego całym światem. Patryk! Nie będziesz złym ojcem.

Nie odpowiedziałem, wypiłem kolejny kieliszek. Zaczynałem wierzyć w słowa przyjaciela. Może wódka mi w tym pomogła. Bądź co bądź nie zrobiliśmy wtedy najmądrzejszej  rzeczy, ponieważ późno w nocy zapakowaliśmy się do mojego samochodu i ruszyliśmy w drogę powrotną.

- Muszę ją przeprosić - wybełkotałem - Potrzebuje kwiatów.

- O tej godzinie?!

Przypomniało się nam, że koleżanka Lidki prowadzi własną kwiaciarnię niedaleko naszego domu. Podjechaliśmy więc do Paulina. Cóż. Lidka nie była zadowolona z takiej pobudki jednak udało jej się dodzwonić do przyjaciółki. Była na tyle dobra, że przyjechała i otworzyła na chwilę swoją kwiaciarnię.

- Potrzebuje dużego ładnego bukietu, ale dośc szybko - poprosiłem.

Potem idąc do samochodu oczywiście wywróciłem się i upadłem na te kwiaty. Załamałem się widząc, że niektóre się połamały. Byłem już na tyle pijany, że zostawiłem kolegów i odjechałem sam. W sumie dobrze. Moją podróż zakończyłem na drzewie na własnym podwórku. Wygramoliłem się z samochodu. Amelka czekała na schodach. Była zdenerwowana. Podszedłem i upadłem tuż przed nią na kolana.

- Tak bardzo cię przepraszam! I... I ciebie też przepraszam.

Przyłożyłem twarz do jej brzucha. Było tam przecież nasze maleństwo. Zachciało mi się płakać.

- Kochanie połóż się spać jutro porozmawiamy.

Amelka wzięła ode mnie kwiaty i spróbowała mnie podnieść. Zerwałem się na równe nogi jak oparzony. Nie mogła się teraz nadwyrężać. Wszedłem za nią po schodach na górę i od razu położyłem się na łóżku. Dziewczyna usiadła obok mnie i zdjęła mi buty.

- Wciąż mnie kochasz? Prawda? - szepnąłem.

- Ależ tak! Czemu pytasz dziubku?

- I ono też będzie? Prawda?

- Nieźle się nachlałeś - mruknęła. - Jasne, że tak.

- To fajnie - ziewnąłem.

- Śpij już.

Amelka nachyliła się nade mną i ucałowała mnie w czoło. Uśmiechnąłem się i zasnąłem. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top