Rozdział dwudziesty- ósmy. Jestem słodki? Aha....?
Patryk.
Kilka dni po weselu musiałem wrócić do swoich obowiązków. Cóż. Przyznam, że dość niechętnie. Strasznie nie chciało mi się siedzieć praktycznie całymi dniami w biurze. Tęskniłem za czasami, gdy chodziłem na patrole i pilnowałem wampirów. Obawiałem się, że jeśli dalej będę tak siedział na dupsku to w końcu dostanę brzucha. A chciałbym wyglądać dobrze. Dla mojej kochanej żony. Ja ją wybrałem, będę ją kochał bez względu na wszystko. Nawet gdyby po ślubie przytyła kilka rozmiarów, lub coś w podobie. A ja jej mogłem przestać się podobać. Przerażał mnie fakt, że kiedyś znajdzie sobie kogoś atrakcyjniejszego ode mnie, znaczy wiem, że jestem boski jednak to może się kiedyś zmienić.
Westchnąłem i usiadłem za biurkiem. Z niechęcią przejechałem wzrokiem po papierach leżących przede mną. Zacząłem tęsknić za Hubertem i jego matką. Było chociaż interesująco. Złapałem pierwszy dokument, a raczej list.
Kochany Wielki Alfo. Mam osiem lat, ale chciałbym już wstąpić do stada. Tatuś mówi, że muszę skończyć czternaście lat ale ja cię tak bardzo ładnie proszę. Mogę dać ci w zamian dużo cukierków. Jestem jusz bardzo silny! I bardzo mondry! Nie mam za dobrych ocen, ale to nie warzne. Pozdrawiam Kondzio.
Uśmiechnąłem się widząc te błędy ortograficzne. Dużo cukierków? Ach te dzieciaki. Zanim zmarł mój ojciec byłem taki sam. Strasznie chciałem dostać się do stada. Potem jednak... Nie. Nie wracaj do tego. Złapałem za kolejną kartkę. Wtedy usłyszałem, że ktoś do mnie biegnie. Bez pukania do biura wleciał Adrian, chłopak od Wiktorii. Wyglądał na przejętego. Podleciał do mnie i plasnął dłońmi w biurko. Otworzyłem szeroko oczy i uniosłem brwi.
- Eee? Słucham cię.
- Natan jest ranny! Znaczy... No mój Alfa.
- Nie było z wami dziewczyn?!
- Nie! Wybraliśmy się na samorny patrol...
- Kto wam na to zezwolił?!
Kiedy wrzasnąłem chłopak skulił się i odsunął ode mnie. Dobrze, bój się gówniarzu.
- N... Nikt panie...
- Co się stało Natanowi?
- On się od nas oddalił. Wie pan... Musiał iśc tam, gdzie nawet król chodzi piechotą. Po chwili usłyszeliśmy jego krzyk. Kiedy go znaleźliśmy miał złamaną rękę i nóż wbity w bark. Oto on.
Adrian podał mi mały sztylecik, z różami na rękojeści. Hę? Róże? Na broni?
- Jak się teraz czuje?
- Lepiej. Jest w szpitalu.
- Zaprowadź mnie w to miejsce. I nie waż się nic mówić Wiktorii, bo urwę ci łeb.
- T... Tak jest!
Kiedy Adrian przyprowadził mnie na łąkę, gdzie znaleźli Natana od razu wyczułem czyjąś obecność. Ktoś nas obserwował. Uśmiechnąłem się pod nosem. W końcu coś się działo. Skinąłem na młodego żeby wrócił do osady i rozejrzałem się. Po chwili go dostrzegłem. Stał na nogach bardzo pewnie, jak na stabilnym podłożu, a nie na czubku pieprzonego drzewa. Uśmiechał się do mnie unosząc jedynie jeden kącik ust. Jego ciemne, długie włosy powiewały na wietrze niczym peleryna. Z daleka dało się odgadnąć czym był. Jasna karnacja, dziwny odcień oczu, nawet sama postawa go zdradzała. Wydawał się być jedna dość delikatny. Miał bardzo szczupłe ciało. Ubrany w długi czerwony płaszcz, wyglądał jakby wybierał się na wytworne przyjęcie. Zdawałoby się, że czas dla niego zatrzymał się gdzieś w dziewiętnastym wieku.
- Hej, koleżko! - krzyknąłem - Zechciałbyś do mnie zejść?
- Jeśli to zrobię, umrzesz - zachichotał zakrywając usta ręką.
Muszę przyznać, że mnie zamurowało. Brzmiał tak kobieco... Ale na bank był mężczyzną. Co do tego nie miałem wątpliwości.
- To ty zraniłeś mojego wilka?
Cóż. Może Natan nie pochodził z mojej osady, ale czułem się za niego odpowiedzialny.Poza tym Wiktoria urwałaby mi jaja gdybym się tym nie przejął. A, że lubię moje jaja...Sa fajne.
- Owszem, zrobiłem to by spotkać się z Wielkim Alfą osady lasu.
- Więc to twój szczęśliwy dzień. Rozmawiasz z nim.
Wampir postawił oczy, po czym zaśmiał się wdzięcznie. Cierpliwie czekałem aż skończy. Wsadziłem dłonie w kieszenie spodni i oparłem się wygodnie na prawej nodze.
- Ty? - zawył wielce rozbawiony - Nigdy nie uwierzę, że jest nim taki podlotek. Może i jesteś wysoki i dobrze zbudowany, ale nie jest możliwym abyś był w stanie skrzywdzić Huberta.
- A więc to o niego się rozchodzi? A co? Krewny i znajomy królika przyszedł się zemścić? Hubert się poddał i wyjechał na dobre. - wzruszyłem ramionami.
- Może i zgasiłeś w nim ogień do walki, ale ja Korneliusz będę wierny swoim i jego ideologią! Z resztą, musisz to wiedzieć. Na pewno sporo ci o mnie opowiadał - uśmiechnął się szeroko.
- Nie.
- Hę?
- Nie.
- Nie mówił ci o swoim wiernym przyjacielu?
- Nie.
- NIe?
- Nic a nic.
- Serio?
- Mhm.
- Och...
Mężczyzna wygiął usta w podkówkę. Wyglądał jak dziecko, które dowiedziało się, że nie jedzie do Disneylandu, tylko do dentysty. Pokręciłem głową. To robiło się nudne. Korneliusz oparł się o drzewo i westchnął ciężko.
- Pewnie zapomniał, albo powiedział tylko zapomniałeś - oburzył się. - Znamy się od tak dawna.
- Jakoś nie bardzo mnie to intere....
- Cóż. Pewnie się nawet nie domyśla, że się w nim zakochałem.
- Zakochałeś się w nim?
- Jest taki słodki. I ten tyłeczek. Bułeczki poznańskie! Jest gorący jak chodnik w Izraelu! *
- Ach tak? Jakoś nie zdążyłem zauważyć kiedy mnie prawie zabijał. Wybacz. Następnym razem zerknę.
- Ja ci dam. Nie wolno. - pogroził mi palcem i znowu zachichotał.
Mój Boże.... Za co? Dlaczego? Czemu ja? Błagam... Litości. Pokręciłem głową. Bardzo, bardzo powoli.
- Jeśli już skończyliśmy rozmawiać o pośladkach mojego byłego największego wroga, może w końcu powiesz mi dlaczego mnie szukasz?
- Więc na serio jesteś Wielkim Alfą?
- Niespodzianka.
- Więc chcę cię zabić. A szkoda. Jesteś taki śliczny.
Gdybym występował w jakimś serialu, spojrzałbym właśnie w ekran z miną męczennika. Wampir zeskoczył z drzewa i rzucił się na mnie ze swoim sztyletem w róże. Ile on ich miał? Bądź co bądź mu nie wyszło Bo odsunąłem się kawałeczek w bok a chłoptaś zarył głową w ziemię. Z wrażenia puścił bąka i padł jak martwy na ziemię wydając z siebie cichy jęk. Podszedłem do niego i uklęknąłem.
- Skończyłeś? Bo jeśli tak pojmę cię i zabiorę do osady.
- Jesteś tak silny jak mówią legendy - wymruczał w ziemię.
* Dzięki za pomysł ,, Aleksa '' ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top