Rozdział 59. Wesele Lidki.
Amelia.
Ciąża Lidki znacznie przyśpieszyła jej zaślubiny. Babcia przyszłych dzieci oznajmiła, że nie godzi się aby urodziły się w związku bez papierka. Paulin nie był zachwycony. Szczerze mówiąc nie wiedziałam czemu tak bardzo wzbraniał się przed tym wszystkim, jego narzeczona wręcz promieniała ze szczęścia. Udało nam się wszystko przygotować w miesiąc, jednak wesele musiało odbyć się w Osadzie, co trochę utrudniało przebiec ceremonii.
Ślub odbył się w ludzkim kościele, tak życzyła sobie matka Lidki. Chociaż szczerze mówiąc nie była zbytnio zadowolona, iż jej zięć umie przeobrażać się w potężnego wilka. Hmm..Prawdę mówiąc zasłabła i wylądowała na pogotowiu. Pocieszyła się jednak faktem, że odkąd Paulin ma tylko jedną rękę nie jest dla niego wygodne chodzenie w postaci wilka. Reszta rodziny oczywiście nie mogła się o niczym dowiedzieć więc wmówiono im, że po prostu Lidka nie organizuje wesela. Na nim zjawili się przyjaciele z osady, oraz naprawdę liczna rodzinka Paulina. Chłopak miał siedem braci i dwie siostry (jego rodzicom musiało się nudzić).
Lidka wyglądała przecudownie. Miała dość nowoczesną sukienkę, prostą do kolan a na dole ozdobioną licznymi falbanami. Osobiście nie wybrałabym takiej kiecki na ślub ale do niej pasowała idealnie. Najgorzej było z fryzują i makijażem. Dziewczyna uparła się, że pójdzie do ołtarza w rozpuszczonych włosach by zakryć tę paskudną bliznę. Długo przekonywałyśmy ją, że na dłuższą metę to nie zadziała. Nie mogła całe życie paradować z włosami na połowie twarzy. Ostatecznie zdecydowała się na luźnego koka, jednak z grzywką zachodzącą lekko na oko. Nawet Paulin uśmiechnął się błogo na widok swojej wybranki.
Ja ubrałam się w granatową asymetryczną sukienkę. Z przodu sięgała mi do połowy ud, a z tyłu kończyła się tuż przy ziemi. U góry delikatny dekolt i odkryte ramiona. Musiałam wygadać dość ładnie bo Patryk na mój widok omal nie wpadł na lodówkę.
- Musimy zostawiać dzieciaki z twoimi rodzicami? - spytał gdy wsiedliśmy do samochodu.
- Kochanie, Michaś wytrzyma góra do dwudziestej- pierwszej a Madzia ma zaledwie dwa miesiące. - Przypomniałam mu.
- No tak, masz rację - Mruknął.
Na weselu bawiłam się świetnie, do pewnego momentu. Cóż, nie ma wesela bez bijatyki, co nie? Otóż święta racja. Około północy, gdy wyszłam samotnie przed pałac zaczerpnąć trochę świeżego powietrza wybiegła za mną Ania. Poprawiła włosy i uśmiechnęła się do mnie blado.
- Też zrobiło ci się duszno? - Spytała.
- Jest sporo ludzi - przytaknęłam.
- Ciekawe czy ja będę miała kiedyś taki ślub. Coś wspaniałego.
- Spiskujecie? - Spytała Natalia dołączając do nas.
- My? Zawsze. Przecież nas znasz. - roześmiałam się.
- Robimy tu jakąś oddzielną imprezkę?
Obejrzałyśmy się. Przybyli również Jacek, Natan oraz Aleksa z Adrianem. Poczułam leciutkie ukłucie w sercu, że Patryk nie przyszedł z nimi.
- Oczywiście, tylko dla wybranych - Powiedziała Natalia podchodząc do Jacka.
Chłopak zamknął ją w ramionach i z lubością złożył pocałunek na jej czole. Dziewczyna mruknęła jak zadowolona kocica.
- Zdjęłaś Adrianowi smycz? - Zdziwiła się Ania.
- Jak jest grzeczny pozwalam mu po prostu warować przy nodze - Aleksa poczochrała chłopaka po włosach. Uśmiechnął się do niej. Doprawdy, dziwna ale urocza para.
Odwróciłam od nich wzrok i oparłam się o barierkę dolnego tarasu , na którym staliśmy. Mój mąż jak widać wolał tej nocy inne towarzystwo niż moje. Westchnęłam cichutko by nie okazywać nagłego pogorszenia humoru. Kątem oka spostrzegłam, że przez oszklone drzwi wychodzi również Krzysiek. Odwieczny wróg Patryka, były zastępca Wielkiego Alfy. Mimo, iż był zaledwie dwa lata starszy od mego męża uważał się za o wiele dojrzalszego. Jakby dużo więcej przeżył. Koleś ewidentnie w coś się wpatrywał. Zszedł na trawę wciąż gapiąc się w jedno miejsce. Dopiero po chwili sama dostrzegłam , co go tak zainteresowało. W naszą stronę swobodnym krokiem szedł Korneliusz. Na ślubie ubrudził sobie czymś swój... Tak. Różowy garnitur. Musiał iść do domu i sprać plamę. Pomachałam mu. Kiedy tylko uniósł rękę by odwzajemnić gest Krzysiek warknął i skoczył. W locie przeobraził się w wilka i zaatakował Korneliusza! Przecież on na bank nie umiał walczyć!
- Ratujcie go! - wrzasnęłam.
Jako pierwszy wyrwał się Natan, w wilczej postaci pognał za Krzyśkiem i w ostatnim momencie złapał go za ogon. Agresor przewrócił się na ziemię dzięki czemu Korni mógł szybko do nas dobiec. Wampir ukrył się za moimi plecami. Cały się trząsł.
- Pobiegnę po Patryka! - Krzyknął Adrian.
Jacek również zaczął iść w stronę dwóch warczących teraz na siebie wilków jednak drogę zagrodziła mu Justyna, dziewczyna Krzysztofa. Z takiej odległości nie słyszałam o czym rozmawia z Jackiem, ale chłopak wydawał się być zdenerwowany. W pewnym momencie wilczyca złapała go mocno za ramię, ewidentnie nie chciała mu pozwolić iść dalej. Z przerażeniem przeniosłam wzrok na wilki. Szykowały się do walki. Krążyły wokół siebie wciąż powarkując. Natan był mniejszy od przeciwnika, i na pewno trochę mniej doświadczony w walce. Dzieliło ich około pięciu lat różnicy. To jest już sporo. Nagle ku nim pędem puściła się Ania, nieźle popalały na tych wysokich szpilkach. Nie zdążyła, Krzysiek zatopił kły w barku Natana rozszarpując ciało jak jedwab. Tego dziewczynie było za dużo, z wrzaskiem uderzyła wilka prosto w oko. Basior pisnął cicho i oderwał się od swojego przeciwnika. Kiedy zorientował się co tak właściwie się odwaliło wręcz ryknął. Natan wskoczył szybko pomiędzy niego i dziewczynę, by obronić ją przed ewentualnym atakiem.
- Cholera jasna! Zaraz zabije sukinkota - Warknęła Natalia.
Złapałam ją za dłoń, ona nie mogła tam pobiec. Jacek by chyba dostał zawału. Na szczęście już sekundę później przy walczących wylądował Patryk. Musiał wyskoczyć z pierwszego piętra, gdzie miał swoje biuro. Hę? Co on tam robił? Krzysztof widząc, go od razu rzucił się do ataku. Patryk złapał go za pysk i po prostu przygwoździł jego paszczę do ziemi. Po osadzie rozszedł się huk. To musiało boleć. Natan przemienił się w człowieka i porwał Anię na ręce. Kiedy nas mijali złorzeczył jej pod nosem.
- Mówiłam, że będę cię chronić - oburzyła się.
Jacek i Natalia również weszli do środka zabierając ze sobą roztrzęsionego Korneliusza. Ja cierpliwie czekałam aż Patryk i Krzysiek skończą ,, wymieniać między sobą zdania ''. Oboje krzyczeli na siebie tak głośno, że docierały do mnie strzępki tej kłótni. Padały takie słowa jak zdrajca, to wampir, gówno wiesz. W końcu Justyna złapała swojego lubego pod pachę i oddalili się. Patryk w dwóch susach dotarł do mnie, od razu wtuliłam się w niego.
- Niezła imprezka co? - Spytał muskając rozgrzanym wargami moją skroń.
- Przynajmniej nie jest nudno - Bąknęłam - Czemu byłeś w biurze?
- Nie pracowałem, jeśli o to pytasz. Dzwoniłem do twojej mamy aby się upewnić, że z dziećmi wszystko w porządku.
- Jesteś taki kochany. Troskliwy ojciec i namiętny mąż.
- I pogromca tarasów. - zaśmiał się cicho.
Jako, że zarówno ja i Patryk daliśmy w końcu ostro w czajnik musieliśmy wracać na pieszo. Byłam tak zakręcona, że pozwoliłam się nieść. Oparłam głowę na ramieniu męża i wsłuchiwałam się w jego rytmicznie bijące serce. Moje serce. Wraz z nami szedł Emil, powiedział że jeśli nas nie odprowadzi nie będzie mógł zasnąć. Pomyślałam, przesadza przecież Patryk nie był aż tak pijany by nie trafić do domu.
- Śpi? - Spytał szeptem Emil.
- Chyba tak. - Odszeptał Patryk.
- Urocza z niej dziewuszka, nawet gdy śpi zalana w trzy trupy.
Wcale nie byłam narąbana! Na bank nie aż tak jak na weselu Oli. Wtedy dobrze poleciałam w tango.
- Moja najukochańsza - przytaknął Patryk.
- Jesteście taką wspaniałą parą, i te wasze małe cuda. Musisz być szczęśliwy, prawda?
- Och, jestem to oczywiste. Gdyby ktoś spróbował odebrać mi to szczęście... Nie chcę nawet o tym myśleć. Te trzy osóbki są dla mnie całym światem.
- Jeśli ci się do czegoś przyznam, nie zabijesz mnie prawda?
- Postaram się.
- Pamiętaj, że trzymasz swojego anioła na rękach. Muszę ci o tym powiedzieć, gryzie mnie to. Kiedy przedstawiłeś nam Amelkę, chciałem by wam nie wyszło. Nie dlatego, że była człowiekiem ale... Pomyślałem, że jeśli wam nie wyjdzie to ja... No wiesz. Ja bym spróbował. Nie patrz tak na mnie! Teraz mam Izę. I kocham ją.
Wow. Emil był we mnie zadurzony? Cholerka.
- To było dawno - Burknął Patryk.
- Cieszę się, że nie jesteś na mnie wciekły.
- Ona i tak by do ciebie nie poszła. Kocha mnie i tylko mnie.
- W końcu to załapałeś, ludzie owację mamy nowego kandydata do nagrody Nobla. - Mruknęłam sennie. - Panie Stevenie Hawking, proszę się nie pchać mój mąż okazał się być jebanym geniuszem.
- Nie dość, że udajesz sen to jeszcze tak pyskujesz? W domu złoję ci dupsko - Warknął Patryk .
- Obiecanki-cacanki - odparłam.
Jak obiecał..... Tak zrobił. Cóż. Było fajnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top