Rozdział 51. Tarasy i bokserki. Tak, to dziwne.
Złożyłbym to Taj Mahal z lego,
zagrałbym branżowe imprezy,
uderzył Gandhiego (dla ciebie)
Choć nienawidzę krwi, to przysięgam malutka, że dałbym
się pociąć im (dla ciebie)
Bo naprawdę na dużo mnie stać
Patryk.
Znacie mnie. Wiecie jak łatwo doprowadzić do tego bym wybuchnął niepohamowaną furią, prawda? Doskonale również zdajecie sobie sprawę jak bardzo zależy mi na mojej rodzinie, wspominałem wcześniej, że jestem gotowy zrobić wszystko by zapewnić im ochronę. Nie oceniajcie mnie więc pochopnie. Sam nie wiem czy postąpiłem słusznie. To co wydarzyło się po tym jak Zuzanna przyniosła Michała. Jak zobaczyłem, że moje maleństwo krwawi... Nie wiem co mu zrobili, miał ranę na rączce. Widziałem to z daleka i z wrażenia przestałem aż oddychać. Mały płakał wniebogłosy. . Przestałem nad sobą panować. Zalała mnie tak ogromna fala wściekłości, że mój umysł momentalnie w niej zatonął.
Rozerwałem łańcuchy, nawet się nie skrzywiłem gdy poparzyły mi skórę na rękach i szyi. Pamiętam, że próbowali mnie powstrzymać, parłem jednak na przód jak czołg. Padł jeden, padł drugi, trzeci, dziesiąty... Przestałem w końcu liczyć. Zuzanna cofała się powoli z moim dzieckiem w ramionach. Jej oczy robiły się coraz większe. Ktoś dźgnął mnie od tyłu włócznią. Nie poczułem bólu, zupełnie jak tego dnia gdy pracownik tego szalonego doktorka uderzył Amelkę. Po prostu splunąłem krwią i szedłem dalej.
- Nie zbliżaj się - wrzasnęła nagle kobieta - Ten cios powinien cie zabić. Nie jesteś wilkiem ! Czym ty kurwa jesteś!!!
- Wkurwionym mężem i ojcem - warknąłem nie zatrzymując się.
- Zrób jeszcze jeden krok a go zabije - syknęła i uniosła Michała nad głowę.
Zamarłem w bezruchu. Znajdowałem się od nich zaledwie parę metrów. Wilczyce uspokoiło to, zdobyła się nawet na cień uśmiechu.
- Myślisz, że nie kochałam Bastiana? Był moim bratem, jedyną rodziną po śmierci mamy. Nie chciałam by was atakował. Nie on, jednak tak zadecydowała nasza starszyzna. Ci, którzy jak my potrafią jeszcze przybierać ludzką postać. Bastian był najsilniejszy. Jako jedyny miał szansę by cię pokonać, wiedziałam że w końcu skopiesz mu dupsko ale to co z nim zrobiłeś... Widziałam jego ciało zanim ktoś je zabrał. Ledwo mogłam go poznać. Jego zmasakrowana twarz śni mi się teraz co noc. Z całego serca pragnę jednego... Masz cierpieć tak samo jak ja!
Potem wszystko potoczyło się w mgnieniu kilku sekund. Zuzanna zamachnęła się i na wysokości twarzy po prostu puściła Michała, rzuciłem się w przód łapiąc go zaledwie centymetry nad ziemią. Zuzanna jednak również okazała się być szybka, kopnęła mnie w głowę. Upadłem na plecy tuląc synka do piersi. Włócznia złamała się, jednak przez to przebiła mnie na wylot omal nie raniąc małego. W ostatnim momencie odsunąłem go od siebie na wyciągnięcie ręki. Byłem w bardzo niekorzystnej sytuacji. Nie miałem wolnych rąk, nie mogłem też przybrać postaci wilka. Kiedy ponownie rzuciła się do ataku odepchnąłem ją nogą, miałem chwile by się podnieść. Chociaż tyle. Rana zaczęła dawać mi się we znaki. Co takiego mi przebiła? Płuco? Cholernie ciężko mi się oddychało.
Nagle między nas wpadła cała ekipa z Osady. Kuba, Paulin, Jacek, Natan, Adrian, Xawier oraz kilka wilków ze straży. Odetchnąłem z ulgą ( co było trudne) i uśmiechnąłem się do Kuby, który jako jedyny z przybyłych od razu do mnie doskoczył.
- Stary, znowu?
- Cóż. Zapamiętaj ten dzień albowiem powiem coś czego nigdy nie usłyszałeś z moich ust. Potrzebuje udać się do szpitala. W trybie teraz. - wycharczałem.
- Więc jest źle....
- Coraz gorzej mi się oddycha - przyznałem podając synka przyjacielowi.
A co z nią? - Spytał Natan wskazując na Zuzannę.
Widząc taką przewagę po prostu się poddała. Siedziała na ziemi, szlochała cicho. Wyglądała po prostu żałośnie. Wokół niej leżały martwe wilki. Zadrżałem widząc ile ich zabiłem.
- Zostawcie ją.
- Nie mówisz poważnie! Powinniśmy ją albo zabić, albo pojmać.
- Jeśli dobrze pamiętam, to ja tutaj rządzę - poirytowałem się - Po prostu dajcie jej odejść.
- Nie. - szepnęła. - Nie chcę współczucia.
- To akt łaski. Daruje ci życie.
Spojrzała na mnie zdziwiona. Nie rozumiała. Cóż. Ja chyba też nie. Może to przez widok tych wszystkich ciał, może dlatego że Michaś był bezpieczny. Odwróciłem się i wsparty na ramieniu Emila powędrowałem w kierunku Osady.
Amelka musiała mi to wybaczyć, ale od razu udałem się do szpitala tak jak postanowiłem. Najpierw lekarz obejrzał i opatrzył Michałka, potem Kuba zabrał go do mojego domu.
- Wielki Alfo, tak sam z siebie kładziesz mi się na łóżko szpitalne? Musisz się kiepsko czuć. - mruknął Konrad pod nosem.
- Nie chcę by mój syn stracił ojca...
- Rozumiem. Cóż. Podejrzewam, że będziesz musiał być operowany panie. Rana wygląda kiepsko, poleżysz tutaj przez jakiś tydzień a przez miesiąc zapomnij o przemęczaniu się. Przebite płuco to nie żarty.
- Mogę nawet nie chodzić do pałacu - zapewniłem a lekarz zrobił oczy jak spodki.
Tak. W końcu zacząłem myśleć o sobie. Może dorosłem na tyle by zrozumieć, że pomimo wielu plotek, wcale nie jestem nieśmiertelny. Po prostu kurewsko mocno trzymam się życia.
- Długo to potrwa? Chciałbym wcześniej porozmawiać z żoną.
- Kilka godzin, nie powinniśmy jednak czekać. Przypominam, to płuco wie pan taki ważny organ.
- Serio? Nie wiedziałem. Czekaj, lepiej to sobie zapiszę - warknąłem.
- Przepraszam, nie chciałem pana zdenerwować.
Wtedy usłyszałem pełen przejęcia głos. Nie.... Błagam... Na górę wręcz leciał Korneliusz. Wpadł do sali i jęknął żałośnie.
- Och mój biedaczku, co oni ci zrobili?! Daj, może jak pocałuje przestanie boleć...
- Wolałbym nie... Naprawdę.
- Przesuńże się - warknęła Amelia.
Gdy mnie ujrzała przyłożyła dłoń do twarzy. Nie zdziwiłem się na jej widok. Od razu po przybyciu do osady zadzwoniłem do niej. Obiecała zawieźć małego na chwilę do teściów i przyjechać.
- Masz zostać w szpitalu! Nie ważne jak będziesz się wzbraniał! - krzyknęła nagle.
- Przecież zostaje. Będę miał operację.
- Ach tak... Ale musisz wiedzieć, że nie pozwolę ci na pracę! Nawet gdy już wyjdziesz!
- Obiecałem przez miesiąc się nie przemęczać i nie jeździć do pałacu.
- Co? Panie doktorze, znowu coś spadło mu na łeb?
- WYPOMINAJ MI DALEJ TEJ CHOLERNY TARAS KOBIETO!
- NO OCZYWIŚCIE, BO KAŻDY KIEDYŚ DOSTAŁ W GŁOWĘ TARASEM!
- Nieprawda, ja nie dostałem - Wtrącił się Korneliusz.
Amelia.
Nie mogłam w to uwierzyć, ale Patryk dotrzymywał słowa. Do pałacu pojechał dopiero dwa tygodnie po wyjściu ze szpitala i to tylko na trzy godzinki. Posłusznie albo leżał, albo siedział. Jakby ktoś mi męża podmienił. Kiedy już poczuł się dobrze pojechaliśmy do moich rodziców. Mama ochoczo zajęła się Michasiem a my rozsiedliśmy się w salonie. Tęskniłam za czasami, gdy mogliśmy spędzać czas w ogródku, ale wielkimi krokami zbliżała się zima. Spotkaliśmy się sporą ekipą. Wszyscy najbliżsi przyjaciele. Uwielbiałam takie wieczory. Oparłam głowę na ramieniu męża. Całego i zdrowego powinnam zaznaczyć.
- Teraz mamy dowód, że z Patryczka zrobił się typowy tatusiek. - zaczął Emil - Niedługo zapuści wąsy i wskoczy w gatki al'a Ferdek Kiepski.
- I tak bym go kochała - zapewniłam - ale te wąsy to bym mu zgoliła przez sen.
- Pamiętaj, że budzisz mnie nawet mamrocząc we śnie.
- Znalazłabym sposób aby cię wymęczyć.
- Ohoho, zaczyna się robić interesująco - ożywił się nagle Natan. - Mów dalej!
- Kotku, zakryj uszy to nie dla dzieci - Jacek przyłożył dłonie do głowy Natalii, jednak widząc jej spojrzenie szybko pożałował swojego żartu.
- Nie patrz tak na mnie... - szepnął tylko.
Tylko Korneliusz siedział jakiś przygaszony. Zrobił sobie koczka, założył różowe kapcie i w ciszy sączył herbatę. Posłałam Aleksie pytające spojrzenie. W końcu zadomowił się w piwnicy, więc wiedziały o nim więcej niż ja, ale dziewczyna wzruszyła tylko ramionami. Nie wytrzymałam i zapytałam go wprost o co chodzi.
- A bo ja sobie chyba nigdy nikogo nie znajdę - jęknął - Każdy fajny facet albo zajęty albo woli dziewuszki. Co ja mam biedny począć? Zostaje mi nędzne życie wiecznego kawalera bez krzty miłości okazanej przez ukochaną osobę. Inni to chcą urządzać dzikie orgie, a ja to bym chciał tak przy świetle księżyca wiersze czytać, na spacery po plaży za rączkę chodzić, na gitarze serenady grać. Och, biedne me serce, biedne.
Nie wytrzymałam i podbiegłam do niego. Wydawał się, że potrzebuje ukochania bo przytulił się do mnie od razu.
- Będzie dobrze, przecież gdzieś na świecie na pewno jest nieziemsko przystojny facet, który czeka właśnie na ciebie.
- Tak sądzisz? Jeśli tak to powinienem przestać się mazać i nałożyć odżywkę na włosy. Jest taka fajna w łazience u góry....
- Więc to ty mi ją podbierasz! - zdenerwowała się Natalia
Założyła ręce na piersi, przez co łokciem strąciła swój telefon z oparcia kanapy. Patryk szybko wstał by jej go podnieść.
- Och, masz na sobie te urocze majteczki? - ucieszył się Korneliusz.
Mój mąż zamarł z wypiętym w naszą stronę tyłkiem. Rzeczywiście, teraz zauważyłam że wystaje mu gumka od bokserek. Przełknęłam nerwowo ślinę.
- A bo ty nie wiesz, Korni macał ci gacie - roześmiał się Natan - Co nie, Aniu? Prawie zemdlałaś ze śmiechu kiedy mi to opowiadałaś. Co on jeszcze mówił? A, że są dobrze wypchane. Cha Cha!
Ania zacisnęła nagle dłonie na szyi chłopaka i potrząsnęła nim.
- Zaklinałam cię, że masz milczeć - w jej oczach pojawił się ogień.
- Dotykałeś moich majtek? - Patryk wyprostował się i spojrzał w naszą stronę.
Nie był zły tylko zszokowany. To dobrze. Chyba.
Wróciliśmy do domu dość późno. Padłam na łózko jak kawka. Patryk legł obok mnie nie przebierając się nawet. Nadal nie mógł przeżyć tego, że facet dotykał jego bielizny.
- A ja mam je teraz na sobie, rozumiesz? W tym właśnie momencie. Sam nie wiem czy mam się śmiać czy płakać...
- Rany, ale ty masz problemy. Możemy się zaraz pozbyć tych bokserek z twojego zgrabnego tyłeczka.
- Próbujesz mnie uwieść? - Uśmiechnął się do mnie wręcz drapieżne.
- Jeśli będę miała szczęście, to mi się uda.
- Uwodzisz mnie samym spojrzeniem aniele. Przecież wiesz, że mam na ciebie ochotę po prostu zawsze.
- Zauważyłam, gdy próbowałeś mnie zbałamucić kilka dni po swojej operacji.
- Długo się nie opierałaś - zachichotał.
Przewróciłam tylko oczami. Potem znowu dałam się zbałamucić. Mój maż działa na mnie aż za bardzo.
I mogę czytać cię jak ulubioną książkę
Jak jesteś obok wiem, że wszystko będzie dobrze
Patrzcie, patrzcie, patrzcie! Widzicie to kochani? Pierwsza dziesiątka. :D Rany jak się cieszę!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top