Rozdział dwunasty. Nie pozwolę go skrzywdzić.
Od tamtego dnia Patryk spał u mnie co noc. Uwielbiałam zasypiać przytulając się do niego. On za to powiedział, że w końcu przestały go dręczyć koszmary. Wszystko byłoby świetnie, gdyby nie fakt że przeze mnie Paulin i Emil chcieli odejść ze stada. Było mi bardzo przykro z tego powodu jednak ich rozumiałam. Teraz jedynym priorytetem ich alfy musiało być moje bezpieczeństwo.
Pewnego wieczoru Patryk wrócił z patrolu bardzo nie w sosie. Początkowo nie chciał mi powiedzieć o co chodzi jednak wydusiłam to jakoś z niego. Otóż chciał go zabić syn Anny, Hubert. Dowiedział się o przegranej walce swojej matki i jak wielkie rany odniosła.
- Jest bardzo niebezpieczny - mruknął Patryk wyglądając przez okno - potrafi wejść w twój umysł i nakazać ci coś robić. Nie na długo, jednak... Nie ważne. Nie ma ze mną szans.
- Nie możesz chodzić teraz na patrole, proszę! Nie chce żeby cię dorwał!
- Lepiej żeby dorwał mnie w lesie niż u ciebie w domu.
Chłopak podszedł i przytulił mnie mocno.
- Nic mi się nie stanie - szepnął. - Nie zostawię cię. Nigdy.
Mimo danej obietnicy nie mogłam usiedzieć następnego dnia na miejscu. W tym tygodniu stado Patryka patrolowało las w dzień. Powinnam się cieszyć, wampiry były wtedy bardziej podatne na obrażenia. Miałam jednak jakieś dziwne przeczucia. Postanowiłam się odprężyć więc rozsiadłam się wygodnie na leżaku przed domem. Sięgałam po książkę, kiedy zorientowałam się, że nie panuje nad własną ręką. Zamarła w połowie drogi na stolik, nie mogłam nią poruszyć. Po chwili miałam to samo z całym ciałem. Jakby jakiś paraliż. W ten moje ciało po prostu sobie wstało i zaczęło iść w stronę lasu. Nie mogłam nawet sama mrugnąć. Moje nogi chyba wiedziały gdzie zmierzać. Szły bardzo pewnie. Nagle zza drzew wyskoczył szary wilk. Emil.
- Gdzie ty idziesz, co?
- Muszę się zobaczyć z Patrykiem. - odpowiedziałam.
Wtedy zrozumiałam. Hubert przejął moje ciało a ja nie mogłam nawet ich ostrzec! Emil prychnął gniewnie jednak zawył aby sprowadzić resztę. Po chwili okrążyły mnie wilki. Największy z nich podszedł bardzo blisko i przeistoczył się w człowieka. Mój kochany.
- Coś się stało? - spytał marszcząc brwi.
- Masz swój wojskowy nóz?
Wskazałam głową na pasek z małym pokrowcu, który miał przyczepiony do prawej nogi. Chłopak skinął zdziwiony głową a ja wyciągnęłam rękę. Nie! Nie! Nie podawaj mi go! Krzyczałam jednak z mych ust nie wydobywał się żaden dźwięk. Po chwili trzymałam broń w ręku. Nóż nie był duży jednak bardzo ostry. Co ten pieprznięty wampir próbował zrobić? Odeszłam od Patryka na kilka metrów, poczułam, że się uśmiecham.
- Teraz ładnie się poddaj i nastaw mi się.
- Nie rozumiem?
- Szczeniaku, nadal się nie domyślasz?
Zaśmiałam się gardłowo, nie pomyślałabym nawet, że mogę mieć aż tak gruby głos. Paulin warknął głucho i najeżył się.
- Hubert - szczeknął Jacek - mogliśmy się spodziewać, jak zaatakuje.
- A co zrobisz jeśli się nie poddamy co? - krzyknął Paulin.
- Chcesz się przekonać?
Moja ręka zacisnęła się mocniej na nożu i przyłożyła go do szyi. Poczułam zimno stali na skórze. Z całych sił próbowałam opuścić dłoń. Patryk zamarł z przerażenia. Wyglądał jak bezbronne dziecko.
- Zrobię wszystko. Tylko nie krzywdź jej. - Mówiąc to podniósł ręce i zaczął iść w moją stronę. - No już. Zabij mnie.
Zaśmiałam się jeszcze głośniej, przecinając delikatną skórę tuż nad przełykiem.
- Błagam! - krzyknął chłopak.
Powoli opuściłam rękę i wyciągnęłam ją przed siebie. Nóż był wycelowany prosto w serce Patryka. Wystarczył krok w przód aby je przebić. Czy taka rana by go zabiła? Wolałam się nie przekonywać. Gorączkowo myślałam tylko o tym by odzyskać kontrolę, Poczułam, że jeśli bardzo się postaram uda mi się poruszyć ramieniem, moc Huberta zaczęła słabnąć. On również o tym wiedział. Musiałam działać szybko. Nie wiedziałam jak mogę wyswobodzić się na dobre z jego czaru. Przestąpiłam z nogi na nogę. Hubert szykował mnie do ataku. Nie mogłam na to pozwolić. Pomysł wpadł mi do głowy jak błyskawica. Istniała jedna rzecz, która mogła być silniejsza.
- Amelko, przepraszam - Patryk uśmiechnął się blado. W jego oczach było tyle miłości.
Wiedziałam co muszę zrobić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top