Rozdział czterdziesty-drugi. Trochę normalności.

,,  Przewodnią myślą mego życia jest on. Gdyby wszystko przepadło, a on jeden pozostał, to i ja istniałabym nadal. Ale gdyby wszystko zostało, a on zniknął, wszechświat byłby dla mnie obcy i straszny, nie miałabym z nim po porostu nic wspólnego.''

  ~Emily Jane Brontë   




Pozwoliłam Oli na opatrzenie mojego ramienia i postanowiłam znaleźć Patryka. Był przerażony kiedy uciekał. Kuba zaproponował, że go wywęszy jednak wiedziałam gdzie szukać. Od razu udałam się na wzgórze. Dzień powoli budził się do życia. Promienie przebijały się przez korony drzew rzucając na las pomarańczowy odcień. Wsłuchiwałam się w świergot ptaków. Musiałam się jakoś odstresować, czekała mnie ciężka rozmowa. Kiedy w końcu wgramoliłam się na górę, zobaczyłam Patryka. Tak jak się spodziewałam siedział oparty o drzewo. Twarz schował w dłoniach. Mimo, iż wiedział że stoję za nim nie uciekał dalej. Cóż. To już coś. Usiadłam obok niego i położyłam głowę na jego ramieniu. Przeszedł go dreszcz, jednak się nie poruszył.

- Kochanie?

- Jak możesz mnie tak nazywać? Po tym co zrobiłem?

Miał strasznie smutny głos. Najbardziej na świecie zapragnęłam go pocieszyć.

- To był wypadek!

- Wypadek, nie wypadek! Nie powinno to się w ogóle wydarzyć! Zraniłem cię! Bolało cię przeze mnie!

- Ja też cię zraniłam. Pamiętasz? Kilka godzin temu...

- To nie byłaś ty.

- Teraz wiesz jak ja się z tym czuje. Myślisz, że było mi miło patrzeć jak moja ręką wbija ci nóż w gardło?!

- Wiem, że nie ale...

- Ale?

- Kiedyś obiecałem sobie... Nie skrzywdzę jej. Nigdy. Mimo, iż jestem wilkiem jest przy mnie całkowicie bezpieczna....

- Jestem bezpieczna.

- Nie możesz być ze mną - szepnął - nie po tym co się stało. Odejdę Am. Jesteś młoda. Znajdziesz kogoś kto cię pokocha prawie tak mocno jak ja. Będziesz miała normalne, spokojne życie. Ja będę wpadał co jakiś czas i sprawdzał jak cię traktuje i ... Ała!

Nie wytrzymałam i uderzyłam go pięścią w łeb. Wiedziałam, że go to za bardzo nie zaboli. Byłam strasznie wkurzona. Patryk spojrzał na mnie zaskoczony i potarł się w miejsce, w które dostał.

- Powiedz coś podobnego jeszcze raz a sięgne po jakieś kij! - zagroziłam.

- Aniele, nawet nie wiesz jak boli mnie przez to serce...

- Zaraz będzie bolała cię dupa bo ją spiorę!

Patryk mimowolnie uśmiechnął się do mnie, jednak chłód w jego oczach nadal pozostał. Wtuliłam się w niego, nie protestował.

- To jest najbezpieczniejsze miejsce na całym świecie - szepnęłam.

- To wzgórze?  - zdziwił się.

- Nie, głupku. Twoje ramiona! Zrozum kochanie - powiedziałam łagodniej - Nie ważne gdzie byś zniknął, nie ważne dokąd uciekł i tak bym cię znalazła. Nie chce nikogo innego. Ani teraz, ani nigdy!

- A jeśli umrę? Wiesz, jestem Wielkim Alfą. Wojny, te sprawy...

Westchnęłam próbując się uspokoić. Nie chciałam znowu na niego krzyczeć. Miał minę jak przestraszone dziecko.

- Nawet, jeśli kiedyś byś umarł, nie będę szukała innego. Wybrałam ciebie na całe życie.

- Nie jesteś wilkiem. Potrafiłabyś zakochać się ponownie.

- To nic nie zmienia. Każdego porównywałabym do ciebie. Nie śmieje się jak on, nie uśmiecha się tak promiennie, nie całuje w ten sam sposób...

- Nie bzyka tak wyśmienicie...

- Patryk!

- No co? - zaśmiał się.

- Zepsułeś taką piękną i romantyczna przemowę!

Widząc jak zanosi się ze śmiechu sama nim wybuchnęłam. Przynajmniej udało mi się go pocieszyć. Tylko o to mi chodziło.



Jeszcze tego samego dnia po południu wybrałam się z Patrykiem na zakupy do pobliskiego miasta. Potrzebowałam takiej odskoczni po tych wszystkich rzeczach, które nam się przydarzyły. Zwykle nie lubiłam łazić po sklepach ale tego dnia podobało mi się jak nigdy. Nawet mój kochany specjalnie nie narzekał. Posłusznie wchodził ze mną do różnych sklepów, oceniał fatałaszki, które przymierzałam, zaprosił mnie nawet na lody. Kiedy siedzieliśmy przy stoliku i pałaszowaliśmy desery Patryk zmarszczył brwi i skrzywił się.

- Co? - spytałam ładując sobie łyżeczkę w usta.

- Musiałaś się tak ubrać? - warknął.

- O co ci chodzi? Mam na sobie to co zwykle. Bokserkę i leginsy.

- No właśnie. Bokserkę ze sporym dekoltem i leginsy, w których twój tyłek prezentuje się wyśmienicie.

- Przesadzasz.

- Czyżby? Męczy mnie już odganianie wzrokiem facetów spoglądających na ciebie jak na pieprzone ciastko.

- Co ty gadasz? - pokręciłam głową - Nie jestem, aż tak atrakcyjna.

- Ta? - mruknął - właśnie w tym momencie chłopak po naszej lewej ślini się na twój widok. Zaraz wstanę i wybije mu zęby.

- Patryk...

- Nikt nie będzie patrzył w taki sposób na moją przyszłą żonę!

Poczułam dumę w sercu kiedy z jego ust padły te słowa. Uśmiechnęłam się do niego i przechylając się przez stół pocałowałam go w usta. Spojrzał na mnie zdziwiony.

- Teraz bez bicia wie, że już należę do ciebie.

- I tak wolałbym mu złamać nos.

- Zmieniając temat. Muszę poszukać czegoś na ślub Oli. To już całkiem niedługo! I wiesz co?

- Zaskocz mnie...

- Poprosiła bym była jej druhną - pisnęłam.

- Wiem....

- Myślałam nad taką czerwoną, wiesz którą. Mijaliśmy ją. Z przodu przed kolano a z tyłu prawie do ziemi. Teraz takie coś jest modne! Asymetria...

- Aha.

- I czarne szpilki. Mam chyba jakieś w domu. Kurcze ostatnio miałam na sobie te białe. Nie chcę wyglądać jak flaga Monaco...

- No.

- Myślałam też żeby po weselu pójść przespać się z potężnym Murzynem. Wiesz. Przyjechałby na gorylu, złapał jak księżniczkę i zabrał do Krakowa. Tam tańczylibyśmy obok lajkonika. Potem ten Murzyn, któremu na imię Marysia pokazałby mi swoją kolekcję wycieraczek do butów. A ja będę zachwycona.

- No, fajnie.

- Patryk!

- Co?

- Przestań się gapić na tego kolesia do cholery!

- Nie.. Ja wcale... Ja... Nie patrzyłem się na niego! Mów dalej.

- A na czym skończyłam?

Podniosłam brew do góry starając się nie wybuchnąć. Zaczęłam bębnić palcami w stolik.

- Em.. No... O weselu!

- Ach tak?!

Wstałam pośpiesznie i wyszłam. Patryk zostawił pieniądze na stole i pobiegł za mną. Przytulił mnie od tyłu i pocałował w szyję na środku chodnika.

- Wybacz - mruknął. - Dostaje szału kiedy tak się patrzą na ciebie.

- A myślisz, ze laski nie oglądają się za tobą?! Co chwila widzę te łakome spojrzenia. Myślisz, że dlaczego tak nagle łapię cię za rękę, albo przytulam się do ciebie. Tak jak dzisiaj w sklepie na przykład.

- Oznaczasz swój teren? - zaśmiał się.

- Owszem. Też jesteś o ciebie zazdrosna. I to bardzo!

- Różnimy się tym, że nawet gdybym chciał cię zdradzić... Nie pociąga mnie żadna inna kobieta odkąd ciebie poznałem. Nie umiem nawet stwierdzić czy jest ładna. Nie umiem patrzeć na dziewczyny pod takim kątem.

- Więc sugerujesz, iż ja patrząc na faceta już wyobrażam go sobie ze mną w łóżku?!

- Na Boga, nie ! - znów mnie pocałował - próbuje cię uspokoić. Nie musisz być zazdrosna bo nie jest możliwe abym cię zdradził.

- Wyobraź sobie, że to działa w dwie strony i zakończy ten temat.

- Okej. Mnie pasuje. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top