Rozdział 62. Szczęście by PanDa



Patryk


Pewnego dnia do mojego biura trafił dziwny jegomość. Wyglądał na bardzo zdenerwowanego, miał spocone ręce i ciągle się rozglądał. Nie był dużo starszy ode mnie, ale widać było że życie go zniszczyło. Co najlepsze, był człowiekiem co jeszcze bardziej udziwniało całą sytuację. Z początku chciałem go odesłać bez wyjaśnień, czemu miałbym niby pomagać komukolwiek spoza mojej Osady, jednak coś w oczach tego faceta kazało mi zmienić decyzję. Poleciłem mu usiąść, spytałem o kawę ale pokręcił tylko głową. 

- Skąd wiedziałeś o naszej Osadzie?  - Spytałem wpierw. To była najważniejsza sprawa.

- Moja żona pracuje jako sekretarka w bazie łowców, co nieco więc wiem o całym waszym świecie? 

- Łowcy tak łatwo dzielą się takimi informacjami? Muszę to zapamiętać...

- Proszę, niech pan mi pomoże. -Przerwał mi. - Zapłacę ile trzeba. 

- Nigdy nie pomagam nikomu za pieniądze.-Burknąłem. - Opowiedz o co chodzi. 

- Hmm.. To dość długa historia. Pewnego dnia, gdy byłem jeszcze mały mój dziadek zaginął. Stało się to zaraz po tym jak nasz dom odwiedził dziwny staruszek. Wręczył coś mojemu dziadkowi a potem obaj znikneli. Mama ogromnie rozpaczała, bała się że dziadkowi coś się stało miał już wtedy prawie siedemdziesiąt lat. Po jakimś czasie wszyscy uznali go za zmarłego, mama nawet się z tym pogodziła. Teraz jednak zachorowała, nie zostało jej wiele czasu. Gdy siedziałem z nią w jej pokoju w szpitalu nagle przez okno wleciał mój dziadek.

- Hę? To trochę niemożliwe, miałby przecież...

- Tak ponad sto lat, ale wyglądał tak samo jak w dniu zaginięcia. Co najlepsze on dosłownie wleciał przez to okno, a to czwarte piętro. Mamusia omal nie dostała zawału, ja podobnie chociaż serce mam zdrowe jak koń. Dziadek polatał pod sufitem pomachał nam i wyleciał. 

- To niemożliwe. - Prychnąłem. 

- Jest pan w stanie przemienić się w wilka. - Przypomniał mi facet. 

Westchnąłem lekko podirytowany i ruchem ręki zachęciłem gościa by mówił dalej. 

- Po tej sytuacji zacząłem szukać na własną rękę, chciałem by mama mogła porozmawiać z dziadkiem przed śmiercią. Wszystkie tropy zaprowadziły mnie do jaskini ukrytej w górach. Mam dokładną lokalizacje wypisaną na mapie. Niestety mama może umrzeć w każdym momencie, boje się jechać w góry. Poza tym nie wiem co bym tam spotkał. 

- I przyjechałeś by prosić mnie abym się tam udał i przyprowadził twojego dziadka, tak?

- Tak, bardzo pana o to proszę. - Facet nie przyczepił się do tego, że przeszedłem nagle na ,,ty'', i nadal zwracał się do mnie per pan. Dobre wychowanie. 

Zacząłem się zastanawiać, wycieczka, przygoda... Hmm no i wyglądało to wszystko dość niewinnie. Chyba dla samej rozrywki mogłem się zgodzić. 

- Dobrze, daj mi mapę i jakiś kontakt do ciebie. 

- Dziękuje, nazywam się Stasiek. - Podał mi mapę i zapisał na niej numer telefonu. 

- Patryk. - Uśmiechnąłem się. 

- Jesteś bohaterem, Patryku. 

Zaśmiałem się, chyba to prawda. 




Amelia bardzo prosiła abym ją zabrał, jako iż dzieci nie były u dziadków już trzy tygodnie stwierdziłem, że przydadzą się nam takie małe wakacje. Na ochotników zgłosili się również Emil, Kuba, Ola oraz Korneliusz. Ten ostatni najmniej mi tam odpowiadał ale miał pieprzone spojrzenie głodnego szczeniaka. Pojechaliśmy na miejsce dwoma autami, postanowiliśmy ominąć łukiem Osadę Wiktorii i zatrzymaliśmy się kilkanaście kilometrów dalej w małym hotelu. Przespaliśmy się i ruszyliśmy pieszo przez las. Jaskinia na szczęście nie była daleko, po godzinie marszu byliśmy na miejscu. 

- Przygotujcie latarki, będzie ciemno jak w dupie. - Mruknąłem wchodząc jako pierwszy. 

Po kilku krokach oślepiło nas światło, ktoś rozpalił kilka pochodni, tego się nie spodziewałem. Wyłączyliśmy latarki . 

- W pupie Fabiana nie jest tak jasno. - Zaśmiał się Korneliusz. 

- Bez szczegółów proszę. - Jęknął Emil. 

Pokręciłem głowę i ruszyłem szybciej, poczułem zapach człowieka, dość nietypowy. Znaleźliśmy się po chwili w wielkiej jasnej komnacie. Moim oczom najpierw ukazał się wielki stół zastawiony niezłymi frykasami, kawałek dalej na wielkim łóżku siedział mały chudy staruszek z brodą do ziemi. Uśmiechnął się do nas dwoma zębami i wstał. 

- Witajcie, witajcie. Przyszykowałem dla was poczęstunek. 

- Skąd wiedziałeś, że przyjdziemy? - Spytał Kuba. 

-  Jaskinia mi powiedziała, to niezła gaduła. 

Spojrzałem na Kubę, był czujny jak ja. Emil za to nie czekając na nic usiadł przy stole i zaczął pałaszować ze smakiem. Przewróciłem oczami i podszedłem do staruszka. 

- Przyszliśmy po pana, Stasiek prosi aby wrócił pan porozmawiać z córką. 

- Nie mogę. 

- Dlaczego? 

- Cóż, powiedzmy że może się to dla mnie źle skończyć. 

- Nadal nie rozumiem. 

- Stasiek pewnie wam mówił, że zniknąłem po wizycie pewnego faceta. Otóż był to mój ojciec. Przybył aby dać mi skarb naszej rodziny, kiedyś dostanie go również Stasiek. Prezent ten jest zarówno błogosławieństwem jak i klątwą. Dostałem coś dzięki czemu albo mam przeogromne szczęście, albo ogromnego pecha. Jako iż mam szczęście znalazłem tutaj księgę zaklęć jakiejś czarownicy, przedłużyłem sobie z początku życie o dwieście lat. Chciałem więcej i przez pecha ukróciłem sobie do stu-dwóch. Szczęśliwie doleciałem zobaczyć córkę, jednak pechowo dałem się zauważyć. Rozumiesz synku...

 - Co to za rzecz? - Amelce zaświeciły się oczy. 

- Otóż mam ją na sobie.  - Staruszek zmrużył oczy po czym podniósł koszulę nocną, ukazując nam złote pantalony. Chyba damskie.  

Ola zasłoniła oczy, Kuba chrząknął a ja przywaliłem ręką o czoło. Zaczynałem się denerwować. Pamiętałem jak bardzo przejęty był Stasiek, pragnął spełnić prośbę umierającej mamy. Musiałem mu pomóc. 

-Zasłoń się, cholera! - Warknąłem. - Musisz iść z nami, koniec i kropka. 

- Więc mnie złap i zabierz - Staruszek się zaśmiał. 

Prychnąłem i ruszyłem w jego kierunku, Amelka poprosiła mnie abym był delikatny. Pokiwałem tylko głową i wystawiłem rękę w kierunku dziadka lecz on nagle kichnął umykając mi. Zamachnąłem się więc ponownie, jednak staruszek zauważył nagle monetę na ziemi i schylił się po nią znów więc nie trafiłem. 

- Co do...

- Szczęście. - Wzruszył ramionami i się uśmiechnął. 

Warknąłem jak wilk i cały się na niego rzuciłem, jednak potknąłem się o jego brodę i przeleciałem nad dziadziusiem aby na końcu uderzyć głową w ścianę. 

- Szczęście. - Usłyszałem za sobą. 

Krzyknąłem rozwścieczony do reszty i machnąłem ręką za siebie ale znów nie trafiłem po staruszek podskoczył aby złapać motylka. 

- Szczęście. - Skwitował starzec wypuszczając owada z rąk. 



Amelia. 


Patryk zamarł, cały poczerwieniał, na czole pojawiły się żyły a oczy omal nie wychodziły mu z orbit. Wyglądał jakby miał wybuchnąć. Zawył nagle, przemienił się wilka i z otwartą paszczą rzucił się na dziadka, jednak poślizgnął się nagle na mydle i przeleciał na drugi koniec jaskini znów uderzając głową w ścianę. 

- Skąd wzięło się to mydło? - Spytał Kuba. 

- Chyba zsunęło się ze stoliczka, gdy Patryk za pierwszym razem walnął w ścianę. - Wymamrotała Ola. 

- Szczęście. - Dopowiedział staruszek. 

- ZABIJE CIĘ!!!- Wrzasnął Patryk biegnąć już w ludzkiej postaci za to z krzesłem nad głową. Upadł jednak nagle a krzesło spadło na niego. Emil zrzucił mu przez przypadek jabłko pod nogi. 

- Szczęście. - Krzyknął starzec i wybuchnął śmiechem. 

Patryk podniósł się powoli, otrzepał się z kurzu i również wybuchnął śmiechem, jednak przypominał bardziej skowyt jakiegoś szaleńca z wariatkowa. 

- Rozjebie cie, rozerwę, zabiję, potnę... - Zaczął wyliczać gdy się uspokoił. 

- Spróbuj he he szczęścia. - Staruszek doskonale się bawił. 

Patryk ryknął i rzucił się przed siebie z wyciągniętą ręką. Każdy wiedział jak silne ma uderzenie, więc cofnęliśmy się o krok. Gdy dłoń Patryka już dosięgała starca, ten poślizgnął się na tym samym mydle a Patryk uderzył pięścią w ścianę. Cała jaskinia się zatrzęsła. 

- Szczęście. - Szepnął dziadek podnosząc się z ziemi. 

Patryk stał jeszcze przez chwilę z ręką wbitą w roztrzaskaną ścianę, potem odwrócił się powoli z zamiarem ponownego zaatakowania, gdy jeden ze stalaktytów oderwał się od ,, sufitu'' i spadł wprost na niego. Patryk  upadł plackiem na ziemię. 

- Jak nie tarasy to stalaktyty, marny ten żywot Ptysia. -Bąknął Korneliusz. 

- Szczęście. - Dodał dziadzia. 

Patryk podniósł się, teraz był blady a jego oczy nigdy nie wydawały się tak dzikie. 

- Zostały ci dwa lata życia. - Wycedził. - Zamierzam napierdalać w ciebie cały ten czas aż skończy ci się to szczęście albo umrzesz. 




Jak powiedział tak zrobił. Przez kolejne osiem  godzin bez chwili wytchnienia atakował starca, co chwila jednak coś się wydarzało i nie dotknął go nawet palcem. Zdążył za to dwa razy złamać rękę, wybić bark i tak dalej. My w tym czasie najpierw zjedliśmy, potem rozsiedliśmy się w drugim końcu komnaty i tylko patrzyliśmy znudzeni. W końcu się zdrzemnęłam, gdy się obudziłam Patryk nadal usiłował dorwać przeciwnika, nie miał na sobie koszulki. 

- Ile minęło czasu? - Spytałam ziewając. 

- Kolejne cztery godziny.  - Odpowiedziała Ola. 

- Od dwunastu godzin non stop ,, walczy'' ? 

- No, ma parę chłopak. - Bąknął Kuba. 

Spojrzałam na Emila, on wciąż jadł? Chyba nawet nie wiedział co się wokół niego dzieje. Jakim cudem jednak nie brakło jedzenia na stole?

- Magiczna taca, produkuje żarcie cały czas. - Powiedział Kuba również patrząc na Emila. 

- Od dwunastu godzin non stop je?

- No, ma parę chłopak. 

Wstałam by się trochę rozchodzić, Patryk dyszał ciężko. Był spocony i zakrwawiony. Co chwila dochodziło do moich uszu. - Szczęście. Westchnęłam, to wszystko coraz mniej mi się podobało. Po następnych dwóch godzinach Patryk padł nagle na ziemię. Był potwornie zmęczony, nic dziwnego. Emil również skończył, leżał jak martwy na stole. 

- I co synku? Poddajesz się?

- Chwilę odpocznę i cię dorwę. - Wysapał Patryk.  

- Cóż, niebawem może skończyć mi się szczęście więc wybaczcie ale posłużę się moją księgą. - Dziadek złapał książkę, znalazł wybraną stronę i wypowiedział dziwne słowa. 

- Andreaneus, maneus. - Wskazał na nas. 

Nagle poczułam się strasznie dziwnie, upadłam na ziemię. 



Patryk. 


Obudziłem się całkowicie wypoczęty. Albo długo spałem, albo wcale się tak nie zmęczyłem jak myślałem. Podniosłem się, staruszek siedział dużo dalej i patrzył na mnie jakby załamany. Dobra, przespałem się to musiałem starać się dalej. Dziwiło mnie to, że czuje się lekko otępiały, gorzej widziałem i słyszałem ale to chyba jednak to wina tamtych prób zajebania tego starucha. Zaswędziała mnie głowa, uniosłem rękę i poczułem... że mam długie włosy. Zamarłem z ręką przy głowie, potem spojrzałem na swoje ramię. Było strasznie chude... Zamknąłem na chwilę oczy a potem zerknąłem w dół. Powitały mnie dwa krągłe cycki. Krzyknąłem, na szczęście moim głosem. 

- Coś ty zrobił?! - Ryknąłem do dziada.  - Czemu jestem kobietą? 

- Tam masz lustro, przejrzyj się. - Machnął ręką sprawca tego wariactwa. 

Podleciałem do lustra i ujrzałem Olę, nie... to ja byłem Olą. Boże, miałem cycki i byłem w sukience. 

- Jak? - Szepnąłem. 

- Chciałam wyjąć z was dusze i wysłać od razu na tamten świat, jednak miałem pecha. - Zaśmiał się smutno starzec. 

- Tylko ja tak skończyłem? - Spytałem. 

- Rozejrzyj się. 

Uczyniłem to. Zobaczyłem Amelkę macającą się po cyckach, była aż czerwona a z nosa ciekła jej krew. Nagle ktoś kto był w moim ciele podniósł się i również spojrzał na Amelkę, która z błogim uśmiechem ugniatała swoje piersi z coraz większym zapałem. 

- Ty..ty zboczeńcu... - Z ust mojego ciała dobiegł głos Amelki. 

Zaraz po tym ruszyła na swoje ciało i uderzyła je tak mocno, że wbiło się w ścianę. 

- O Jezu! - Wrzasnęła Amelia i spojrzała na ręce.

- Ała kurwa! - Jęknął Emil i upadł na ziemię. - Uważaj, twoje ciało jest delikatne i wszystko w nim ogromnie boli, nosz cholera jasna. 

- Uważaj aniele mogłaś się zabić - Jęknąłem, widok mnie robiącego krzywdę swojej kochanej sprawił, że zrobiło mi się niedobrze. - Nie zapominaj jak silny jestem. 

- P..Patryk? - Amelia otworzyła szeroko oczy. 

- Tak, ten dupek zamienił nas ciałami. Mnie przypadło ciało Oli, tobie moje a Emilowi twoje. Nie wiem jeszcze jak z resztą. 

- Czuje się tak dziwnie. - Jęknęła Amelia. - Wszystko słyszę tak strasznie głośno, głowa mi pęknie.

- Przyzwyczaisz się. - Spróbowałem ją uspokoić. - I proszę pamiętaj jakie masz teraz pierdolnięcie w łapie, dobrze skarbie? 

- Oj ma...  - Jęknął Emil. - Chyba złamała mi, znaczy sobie rękę. Nigdy nic mnie tak nie bolało. 

- Ludzie o wiele bardziej odczuwają ból. - Odezwał się Kuba z ciała Korneliusza. 

- Nie zazdroszczę ci więc Amelko powrotu do siebie. - Warknął Emil. 

- Mój Boże, Emil doprawdy jak ty sobie radzisz? - Usłyszeliśmy Korneliusza. Stał w ciele Emila i patrzył sobie w majtki. - To jest maleńkie, ale i tak całkiem ładne. 

- ZABRANIAM CI! ZABRANIAM PATRZENIA, DOTYKANIA, WĄCHANIA ORAZ MACANIA! - Wrzasnął Emil. 

Kornel zrobił naburmuszoną minę i zacisnął pasek od spodni. Więc tylko Oli się w miarę poszczęściło, była w ciele swojego męża. 

- Więc jemu zabraniasz a sam co robiłeś? - Amelia zmarszczyła brwi i położyła ręce po bokach. Wow, prezentowałem się groźnie i władczo. Aż miło było popatrzeć tak na siebie, przystojniacha za mnie. 


Kuba westchnął i przerzucił przez ramie długie czarne włosy. Chyba tez czuł się dziwnie w ciele wampira. 

- Mehu, mogłem trafić do Patryka. Mógłbym w końcu sobie popatrzeć. - Mruknął smutno Kornel. 

- Wtedy musiałbym uciąć sobie ptaka, bo i tak bym nie miał z niego więcej pożytku . - Warknąłem. - Sama myśl, że go macałeś czy coś... Brrr

- Nic nie macam, tylko oglądam. - Korneliusz wydawał się być oburzony. 

Machnąłem ręką i podszedłem do starca. Patrzył na nas znudzonym wzrokiem. 

- Zrób coś z tym. - Powiedziałem niemal proszącym głosem. 

- Cóż, nie. I tak muszę się was pozbyć, ta cała sprawa tylko wszystko wydłuży. Będę musiał wyczarować coś nowego. 

Mówiąc to szybko przekartkował księgę i znów wypowiedział coś dziwnego. Nagle za nami pojawił się ogromny troll. Wysoki na jakieś trzy metry, szeroki na dwa z wielką maczugą ( chodzi o broń). Spojrzałem na swoje ręce, potem na Amelię w moim ciele. Pięknie, jedyni którzy mogli walczyć z tym czymś mieli w swoich ciałach dwie dziewczyny i Korneliusza. Żadne z nich nigdy nie walczyło, nie w taki sposób. 
Kurwa...





~Rozdział ten powstał głownie dzięki mojemu chłopakowi, wymyślił praktycznie całą fabułę za co ogromnie mu dziękuje. Mam he he szczęście, że Go mam.Kocham Cię PanDa ♥ -  LittePsych0

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top