Rozdział 58. Straszna historia



Amelia. 


Krzyknęłam i wycofałam się do salonu gotowa umrzeć w każdej chwili. Coś pełzało w naszą stronę jęcząc przy tym jak zombie. Poczułam, że zaraz zemdleje i w myślach pożegnałam się z moimi pociechami. Cień był coraz bliżej, wyciągnął ku mnie blade dłonie kopnęłam więc to coś najmocniej jak umiałam. 

- Boże mój kochanieńki, za co to wszytko?! - Usłyszałam Korneliusza. 

- Kornel?!Co ty tutaj robisz?!

- Jak widać daję się bić na lewo i prawo.  - Jęczał. 

- Myślałam,że jesteś duchem.  - Bąknęłam.

- Duchem? Czy ja wyglądam strasznie? 

- Tu jest tak ciemno, że nie widzę nic. 

- Nie widzisz mojej pięknej twarzy? Musimy to szybko zmienić. 

Wampir wstał w poszukiwaniu jakieś latarki czy świeczki zapewne. 

- Pytam ponownie, co tu robisz? 

- Patryk mnie przysłał. Dał mi klucze. 

- Coś się stało? 

- W sumie tak, zostaliśmy napadnięci. Dlatego specjaliści Osady Lasu odłączyły światła w miasteczku ludzi, by nic nie zobaczyli. 

- Jak to napadnięci? - Wystraszyła się Kasia. 

- Przez Wygnanych, nic nowego prawda? Pamiętasz naszego Bastianka? 

Po moim ciele przeszedł dreszcz. Typek próbował mnie zgwałcić, gdy byłam w ciąży, jak mogłabym o tym zapomnieć? 

-  Przyszedłem was trochę popilnować, dzieci są u twojej matki nie bój się. To co będziemy robić dziewczynki?- Kornel rozsiadł się na fotelu. 

Kasia westchnęła i poszła do kuchni po zapalniczkę aby znów podpalić wszystkie świeczki, tym razem rozstawiła je po całym pokoju. Nie dawały co prawda za dużo światła ale poczułam się nieco raźniej. 

- Jesteśmy w niebezpieczeństwie? - Spytała koleżanka. 

- Nie raczej nie, dziewczynki ja tu jestem przecież! 

To faktycznie mnie uspokoiło, gdyby coś mi zagrażało Patryk nie wysłały do nas Korneliusza. Tylko co mieliśmy robić bez prądu przez zapewne kilka godzin? Opuszczenie domu nie wchodziło w grę. 

- Mogę wam opowiedzieć straszną historię. - Wypalił nagle Korneliusz. 

- Chyba nie ma lepszego wyjścia. - Wzruszyłam ramionami. 

- A więc tak. Weźmy dziewczynę i nazwijmy ją Janusza, to ładne polskie imię. Tak więc Janusza zamieszkała w nowym domu, który odziedziczyła po dziadkach. Domostwo było wielkie i stare, ząb czasu nadgryzł je dość znacznie. Domek zbudowany był z drewna, warto to zaznaczyć i pomalowany był na biało chociaż teraz farba w większości już pozłaziła.  Ogródek był zapuszczony, nikt nie dbał o niego przez kilka lat i przyniosło to swoje efekty. Trawa do kolan, wielkie krzaki utrudniające wejście przez zardzewiałą furtkę i zapach zgniłych liści nie pociągały ku siedzeniu w tymże ogrodzie. Janusza jednak nie miała wyjścia, musiała tutaj zamieszkać bo jej mama nie rozumiała tego, iż nasza bohaterka lubi dziewczynki i wyrzuciła ją z domu. Z żalem wyniosła się z miasta na wieś a ten dom potęgował złe uczucia. Janusza otworzyła stare, ciężkie drzwi i wtoczyła się z torbami do środka. Och jakże znów się rozczarowała i zasmuciła, powitał ją zapach kurzu i starości. Weszła w pierw do kuchni i otworzyła okno rozrywając przy tym liczne pajęczyny, a do pomieszczenia w końcu wleciało trochę światła które wcześniej zatrzymywały brudne szyby. Powiew świeżego powietrza na chwilę poprawił humor dziewczyny, jednak kuchnia po bliższym rozpoznaniu wyglądała tragicznie. Nie było nawet kuchenki gazowej tylko jakiś piec kaflowy. Jak miała na tym cokolwiek ugotować? W następnej kolejności weszła do saloniku. Wyglądał nieco lepiej, stała w nim stara ale wyglądająca wygodnie sofa, dwa fotele i stoliczek. Przed nimi był bardzo ładny kominek a tuż obok niego półka, na której jej babcia trzymała kiedyś bieloty. Obok salony była jeszcze mała łazienka, bez prysznica tylko z sedesem i umywalką. Janusza zaczęła się obawiać, że będzie musiała myć się w misce. Z lękiem weszła na piętro, gdzie znajdowały się dwie sypialnie i jak się okazało łazienka z wielką wanną. Dziewczynie strasznie ulżyło. Zajrzała do obu pokojów, jeden z nich należał do jej dziadków i wolała pozostawić go pustym a sama rozpakowała się w pokoju gościnnym. Nie było w nim zbyt wiele, ot łóżko, szafka nocna, szafa i biurko. Janusz usiadła na parapecie i wyjrzała przez okno. Wokół posiadłości rozpościerały się pola i las,nigdzie w pobliżu żadnego domostwa. Do najbliższego sklepu miała około godziny marszu. Wiedziała też że bardzo szybko musi znaleźć pracę, ponieważ nie miała prawie nic. Z domu wzięła trochę ubrań, laptopa, parę książek i ulubiony kubek. Dość marnie, nie miała nawet pościeli. Musiała jakoś przetrwać. Pierwsza noc była dla niej koszmarem, śniło jej się coś dziwnego. Rano była nieprzytomna, pragnęła napić się herbaty, ale musiała się zadowolić wodą z kranu. Koniec. 

- Wybacz mi,że przerywam ale ta historia nie była straszna... - Mruknęła Kasia. 

- Jak to nie? Dziewczyna po tym wszystkim co przeżyła nie mogła skosztować nawet małego łyczka herbaty. To nie jest okropne? 

- Tak, tak jasne że jest. - Wypaliłam,bałam się kłótni. 

Kasia pokręciła głową, w tym samym momencie w domu znów pojawiło się światło. Uśmiechnęłam się, czyli po wszystkim. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top