Rozdział 53. Dziwny ktoś



Patryk. 


Praca, praca, praca....

Rzygałem tym jak tylko można, ale z drugiej strony ostatni pokój jednak cieszył chociaż trochę. Trudno się dziwić, że ucieszyłem się gdy do mojego biura wpadł w końcu Sylwek z jakże ciekawymi wieściami. Jakiś dziwny facet przy granicy naszego lasu. Aż podskoczyłem na krześle rozrzucając papiery na boki. Miałem ochotę ucałować pucołowate policzki chłopca, tak bardzo byłem wesel. Nie czekając na nic zerwałem się z miejsca w biegu prosząc by Sylwek pokazał mi gdzie dokładnie czeka na mnie coś ciekawszego niż piętra raportów. 

Wybiegliśmy z lasu, nie wyczuwałem nigdzie niczyjej obecności. Westchnąłem rozglądając, nigdzie żywej duszy. Spojrzałem na Sylwka z dezaprobatą. 

- Naprawdę tu był, jeszcze kilka minut temu. Spał sobie pod tamtym drzewem, wyczuwałem w nim coś dziwnego. 

- Zaraz wyczujesz coś dziwnego w mojej pięści gówniarzu! - Warknąłem. 

- Ej, ej szefie! Wypraszam sobie! 

- Ach, daj spokój. 

Machnąłem ręką i odwróciłem się. W tym samym momencie przeszedł mnie dreszcz, wyczułem czyjąś obecność. Szybko się odwróciłem. Tuż przede mną stał niewysoki chłopak z długimi blond włosami zaplątanymi w dwa warkocze. Ubrany jak jakiś pieprzony elf, z równie długimi uszami i milionem piegów na jasnej twarzyczce. Dziwak sięgał mi do piersi, musiałem się dobrze spojrzeć w dół by odbić swoje zdziwione spojrzenie w jego zielonych, wielkich oczyskach. 

- Siemanko.  - Wyszczerzył zęby. 

- No elo. - Bąknąłem zawiedziony. 

- To on! - Krzyknął uradowany Sylwek. 

Przewróciłem oczami i odsunąłem o krok. Chłoptaś cały czas się uśmiechał, patrzył to na mnie to na Sylwka. Westchnąłem ponownie i uklęknąłem. 

- Czego tutaj szukasz dzieciaku? 

- Ja? Hmm.. Nudzę się. Jesteś królem? 

- C..Co? Nie, nie jestem. 

- To nasz Wielki Alfa. - Oznajmił dumnie Sylwek. 

- Czyli co? 

- Wielki Alfa to ktoś lepszy od króla. Patryk rządzi cała hordą wilków! Każdy się go słucha. 

- Zamknij jadaczkę, nie wiemy z kim rozmawiamy. 

- Na bank nie jest człowiekiem. 

 - A no, nie jestem. 

- Widzisz? 

Przekręciłem oczami ale uśmiechnąłem się krzywo. Zawsze lepsze to od siedzenia przy biurku. Dzieciaczek przestał się szczerzyć i zmrużył lekko oczy jakby się nad czymś głęboko zastanawiał. 

- Chciałbym być Wielkim Alfą. To musi być fajne. 

- Cóż, różnie to bywa. - Wzruszyłem ramionami. 

- Zobaczymy. - Mruknął dzieciak i nagle wokół nas rozbłysło oślepiające światło. 




Amelia. 


Gdy Sylwek wleciał do mojego domu w panice oznajmiając, że Patryk został porwany nie mogłam w to uwierzyć. Kto byłby w stanie obezwładnić mojego męża? Gdyby nie to, że dzieciaki były w sypialni i oglądały wieczorynkę chybabym padła na zawał. Akurat w odwiedzinach byli u nas Korneliusz i Fabian. 

- To przecież niemożliwe.  - Wręcz się zaśmiałam. 

- Widziałem to dokładnie! Rozmawialiśmy z jakimś dziwnym elfem czy coś, rozbłysło coś i przepadł po nich ślad! 

Usiadłam na kanapie i schowałam głowę w rękach. Znów... Znów coś! Fabian mruknął, że pójdzie posiedzieć z Madzią i Michałem. Byłam mu taka wdzięczna. Korneliusz usiadł obok i objął mnie ramieniem. Z ufnością wtuliłam się w przyjaciela. 

- Amelko to co teraz powiem może być bardzo brutalne, ale domyślam się po co porwali Ptysia. 

- Hę?  -Spojrzałam na niego. 

- Nie ukrywajmy, że Patryk ma coś czego wiele osób mu zazdrości, coś czego nie może mieć każdy. 

- O.. O czym ty mówisz? 

- Amelio, Patryka porwali najprawdopodobniej... Och trudno o tym mówić...

- Mów do cholery!

- Dla organów! A właściwie dla pupy. Pomyśl, zabiją go obetną poślady i przyszyją komuś kto zapłaci najlepszą cenę za taki tyłeczek. 

- Serio?! - Krzyknął przerażony Sylwek. 

- A jakże, może nawet zostawią go przy życiu jednak wyobraźcie sobie jego rozpacz i depresję gdy zobaczy, że nie ma pupy!

- O Jezusie Święty, zamknij się Korneliuszu! - Syknęłam wściele. 

- Zobaczymy, co będzie kiedy okaże się że nie masz w co klepnąć. 

- Jeszcze jedno słowo! - Wystawiłam palec. 

Nagle Sylwek podskoczył do okna i krzyknął radośnie. 

- To Patryk! I ma tyłek! 

Odepchnęłam go i otworzyłam drzwi. Rzeczywiście, z lasu wyszedł nie kto inny jak mój mąż. Uśmiechał się dziwnie wesoło a jego kroki były sprężyste i lekkie. Ominął mnie i klapnął w fotelu rozglądając się. 

- Siemanko. 

- Eee....Kochanie? Sylwek mówił, że ktoś cię porwał? 

- Hmm... Nie, chyba coś mu się przewidziało.  - Patryk wzruszył ramionami. 

- To co się stało? 

- A nic takiego, poszedłem się przejść. 

- Rozumiem. - Bąknęłam. 

Mój ukochany był dziwnie wesoły, od dawna aż tak nie szczerzył zębów szczególnie do Korneliusza. Później, gdy goście wyszli bawił się z naszymi dziećmi. Niby nic nowego, jednak czerpał z tego chyba jeszcze lepszą radochę niż one. Wieczorem, gdy już ułożyliśmy pociechy do łóżek nalałam nam po lampce wina i usiedliśmy razem w salonie. Patryk puścił w telewizji jakiś kanał dla dzieci, nie skomentowałam tego. Czasami też lubiłam się odmóżdżyć przy czymś takim. Wypiłam wino, mąż nawet nie spojrzał na swoją porcję. Cóż, przysunęłam się bliżej i cmoknęłam go w usta. 

- Fuj, co ty robisz? - Odskoczył ode mnie wyraźnie zniesmaczony. 

- Fuj? - Zdziwiłam się. 

 - Nie rób tak, to obrzydliwe. - Skrzywił się. 

Podniosłam się z sofy i podeszłam szybko do drzwi naszej sypialni. 

- Gdy się ogarniesz, to chodź spać. 

- Ja dziś śpię tutaj. - Mruknął. 

Zdziwiłam się jeszcze bardziej, zamknęłam za sobą drzwi i usiadłam na łóżku. To nie był mój mąż...


Oczywiście następnego dnia nikt mi nie uwierzył, nawet Kuba. Mówił, że Patryk pachnie nawet tak jak zawsze. Wtedy zaczęłam się zastanawiać czy coś mu się nie stało. Może dostał w głowę, albo ktoś rzucił na niego urok ( Nie, nie taras xD ) , i przez to zachowuje się tak dziwacznie? Musiałam to jakoś rozwiązać ....

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top