Rozdział 4. Typowe. Po prostu typowe.
Patryk.
Właściwie już wychodziłem z biura, kiedy podbiegł do mnie Igor mój uczeń. Wyrósł z niego porządny chłopak. Chociaż nie miał jeszcze osiemnastu lat, był naprawdę odpowiedzialny i inteligenty. Ucieszyłem się na jego widok, dawno się nie widzieliśmy.
- Hej Patryk, idziesz na chatę nie? Masz chwilę?
- Jak zawsze mam pełno czasu - Przewróciłem oczami.
- Idę na randkę dziś wieczorem.
- No proszę, która jest tą szczęściarą?
- Angelika. Jest przecudowna, od dawna za nią latałem. Tylko nie wiem gdzie mogę ją zabrać.
- Może...
Przerwałem bo usłyszałem jakieś zamieszanie przed pałacem. Igor kiwnął mi głową i wyszliśmy na zewnątrz. Kilka wilków na mój widok odetchnęło z ulgą. Co znowu?
- Panie, baliśmy się że pan pojechał już do domu - Zaczął jeden z nich - Coś dziwnego czai się w lesie.
- Jakiś wekson?
- Coś gorszego. Chyba jakiś demon. Podobno wygląda przerażająco. Najgorsze jest to, że Monika wie pan, nasza przedszkolanka zabrała godzinę temu dzieci na spacer.
Michał. Cholera jasna. Spytałem tylko gdzie mniej więcej udała się Monika i wraz z Igorem ruszyliśmy do lasu. Chociaż zbytnio nie chciało mi się wierzyć w jakieś kreatury chodzące sobie po lesie, musiałem sprowadzić dzieci do osady. Zbliżaliśmy się do jeziora, gdzie wybrała się wycieczka gdy wyczułem coś dziwnego. Stanąłem raptownie. To coś nadchodziło z zachodu i kierowało się centralnie na jezioro. Typowe. Po prostu typowe. Jeśli odpierdala się coś dziwnego ja zawsze muszę brać w tym udział. Zacząłem wyobrażać sobie ,,Życie '' siedzące sobie przy stole i planujące moje życie tak, aby było bardzo, ale to bardzo ciekawe. Cudownie.Do pełni szczęścia brakowało mi tylko pierdolonych demonów kręcących się koło mojego dzieciaka. Warknąłem i ruszyłem dalej. Musiałem być pierwszy. Nie mogłem pozwolić, by Michałkowi stała się jakaś krzywda. Nie przeżyłbym tego. Akurat tego dnia pani Monice zachciało się spacerków po lesie.
Na plażę na szczęście trafiliśmy przed tym czymś. Dzieci taplały się w wodzie po kolana a przedszkolanka obserwowała okolicę z brzegu. Idiotka, czy ona nie wyczuwała tego dziwnego zapachu?
- Niech pani zabiera dzieciaki i wraca do osady tu nie jest bezpiecznie! - Krzyknąłem podchodząc.
- Tata! Tata! - W moją stronę zaczął biec Michaś. Uklęknąłem by go przytulić. Malec wpadł w moje ramiona. Czułem się o wiele pewniej mając go przy sobie.
- Mój panie, coś nam zagraża?
-Żartujesz ? - Zdenerwował się Igor - Biegnie do nas jakiś dziki pojeb!
- Igor! Tu są dzieci - Skarciłem go.
- Och... Sorka.
- Tak wyczuwam coś, ale nie domyślałam się że grozi nam niebezpieczeństwo. Bardzo przepraszam. Kochani! Zbieramy się do przedszkola!
Usłyszałem go, był cholernie blisko. Wiedziałem, że tak małe brzdące nie zdążą oddalić się wystarczająco szybko. Poderwałem się i pobiegłem w kierunku skąd przybywało dziwne stworzenie. Słyszałem za sobą nawoływania Michała. Był wystraszony.
- Zaraz do ciebie wrócę!- Krzyknąłem oglądając się.
Synek i tak nie chciał iść z przedszkolanką. Musiałem jej zaufać. Igor biegł za mną, aż drżał z podniecenia. Uwielbiał takie akcję. Ja mniej. Wybiegliśmy na niewielką polanę. Postanowiłem poczekać. Między drzewami nie walczyłoby się nam zbyt wygodnie.
Po kilku minutach go zobaczyłem. Jak żyję, nie spotkałem wcześniej czegoś takiego. Wzrostem przewyższał nawet nas w postaci wilka, poruszał się na czterech nogach, łapach? Całe jego ciała oplatały fioletowe macki przypominające węże. Zauważyłem, że trawa po której stąpa schnie. Lepiej było go nie dotykać.
Igor zaklął pod nosem i zrobił krok w tył. Jak widać skończył się jego entuzjazm. Huh, ciekawe dlaczego?
- Jak mamy go pokonać? Jakiś plan?
- Hm... - Przyłożyłem palec do ust.
- Dobra, nie kończ. Znam odpowiedź. Chodź.
Zaśmiałem się i ruszyliśmy do ataku. Złapałem za bardzo gruby badyl, mógł działać jak włócznia. Podskoczyłem i z całej siły wbiłem go w ciało potwora. Stwór zawył dziko, zrobiłem salto by znaleźć się w bezpiecznej odległości.
- Serio? Zabijemy go patykami? Oj Patryczku starzejesz się - Zakpił Igor.
- Jak przywalę ci w ten głupi, szczeniacki, niewychowany, mądraliński...
- Uważaj!
Odskoczyłem w bok, demon wydobył z siebie jeszcze jedną kończynę i spróbował mnie nią dotknąć. Niedoczekanie. Mimo wszystko staliśmy na przegranej pozycji, nie mieliśmy żadnej broni. Wybornie. Igor nie bacząc na niebezpieczeństwo rzucił się biegiem prosto na potwora. Skończony idiota! Pognałem za nim. Czy on nie widział, że z tymi mackami jest coś nie tak? W ostatnim momencie popchnąłem go, nie zdążyłem jednak uskoczyć i demon dosięgnął mnie swoim łapskiem. Najpierw złapał za rękę. Kurwa! Poczułem jak pali mi się skóra! Krzyknąłem z bólu, drugą ręką próbując odczepić od siebie to coś ale ból był zbyt silny. Sekundę później macki owinęły się wokół mojego ciała smagając je jak płomienie. Nawet twarz paliła mnie, jakbym stanął w płomieniach. Nie pamiętam bym kiedykolwiek czuł taki ból. Chciałem umrzeć by to zakończyć. Opadłem na kolana, gdzieś z oddali dochodził mnie krzyk Igora. Zamknąłem oczy. W głowie pojawił mi się obraz Amelki, Madzi i Michasia. Nie mogłem się poddać. Czekali na mnie w domu! Zebrałem w sobie całą siłę i poderwałem się z miejsca. Przeobraziłem się w wilka, a macki wokół mnie pękły. Skoro i tak bolało jak wszystkie diabli postanowiłem zagryźć to coś. Chwila bólu i było po wszystkim. Potwór upadł, macki na zamieniły się w krew i zaczęły spływać po truchle. To wszystko robiło się coraz bardziej popieprzone.
Amelia.
Kiedy pani Monika przyprowadziła Michała, opowiedziała mi o jakimś zagrożeniu. Nie wiedziała dokładnie o co chodzi, ale ponoć dziwnie pachniał. Mój mąż oczywiście wyleciał na spotkanie nowemu gościowi. Typowe. Siedziałam przez to jak na szpilkach. Dzieci widziały mój strach, na szczęście Taraz skutecznie odciągał ich uwagę. Po jakiejś godzinie w końcu usłyszałam auto parkujące na podjeździe. Podleciałam do drzwi, by powitać Patryka. Gdy otworzył drzwi zamarłam. Wyglądał jakby ktoś oblał go kwasem. Na jego twarzy pojawiły się bąble i pęcherze. Co ja gadam... Miał je wszędzie. Co mu się stało?! Bez słowa przeszedł obok mnie i poleciał do łazienki. Pobiegłam za nim. Patryk w ubraniu wszedł pod prysznic i puścił zimną wodę.
- Kochanie? Co... Co ci jest? - Podeszłam do kabiny.
- Demon. - Mruknął. - Jego dotyk palił jak ogień.
- Potrzebujesz lekarza...
- Tak, masz rację. Mogłabyś wezwać Konrada? Ja w tym czasie spróbuje zdjąć koszulkę, mam dziwne wrażenie, że materiał wtopił mi się w ciało.
Przyłożyłam dłoń do ust. Jasna cholera.
Jeśli kogoś ciekawi skąd ,, pożyczyłam '' naszego demona, pochodzi on z doskonałej japońskiej animacji pod tytułem ,, Księżniczka Mononoke ''. Jeśli lubicie takie klimaty serdecznie polecam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top