Rozdział 19 Amelko, to nie tak...







Patryk 

Nie wiem co mnie podkusiło by zgodzić się na szkolenie stada Igora, banda rozwydrzonych nastolatków robiąca więcej hałasu niż samolot odrzutowy przy starcie. Niestety byli dobrzy, widziałem w nich spory potencjał. Trening był długi i wyczerpujący, nawet ja się trochę zmachałem. Usiedliśmy przy rzece by odpocząć nim wrócimy do domu. Igor wydawał się być trochę przygaszony i nieobecny. To do niego niepodobne, zwykle szczerzył ten głupi pysk w każdej sytuacji. Kacper, jego beta również zerkał nerwowo na przyjaciela. Oho, więc naprawdę było coś na rzeczy. Westchnąłem z lekka teatralnie trąciłem młodego łokciem. 

- Co jest? 

- Kobieta - Mruknął. 

- Cóż z nią nie tak? 

- Okłamałem Asię, że źle się czuje żeby pooglądać z chłopakami mecz. Wciekła się, gdy poznała prawdę i już dwa dni ze mną nie gada. 

- Poważna sprawa. 

- Żebyś wiedział, zależy mi na niej. Jest co prawda czasami wkurzająca, ale to chyba jak każda laska. Boje się, że mi nie wybaczy. Miałeś kiedyś podobną sytuację ? 

- Hmm... Tak, stało się coś jeszcze zanim Amelka dowiedziała się kim jestem, mało brakowało a bym ją stracił. 

- Opowiesz? 

- Chodziliśmy ze sobą może z miesiąc, dość mało ale dla takich małolatów jak my kawał czasu. Nie wiedziała wtedy, że ją wybrałem... Ba! Nie miała pojęcia, że ją kocham! W pewną sobotę jej rodzice wychodzili na cały wieczór, i poprosiła mnie bym wpadł na ten czas bo nie lubiła siedzieć sama w domu. Pech chciał, że rano miałem ciężki patrol, jak na tak młode stado chyba najgorszy teren. Jak można się spodziewać, zostałem ciężko ranny. Za bardzo się ze wszystkim śpieszyłem, gdy wyczułem wampira pod sam koniec patrolu stwierdziłem że jak najszybciej muszę go złapać. Nie dogadywałem się zbyt dobrze z moim starym stadem. Dostałem taki wpierdol, że padłem jak martwy jajami do góry i trafiłem do szpitala. Obudziłem się po trzech dniach...

- Amelka była zła, prawda? 

- Hmm... Nie. Zawiedziona. Gdy tylko mogłem się podnieść z wyrka pobiegłem do niej ile sił w nogach, na szczęście akurat jej rodziców znowu gdzieś wywiało, chciałem porozmawiać z nią na osobności.....



Tak, pamiętam dokładnie ten dzień. Połamane żebra wciąż sprawiały mi problemy, bolały przy każdym głębszym wdechu, mimo to biegłem na złamanie karku. Z obawą zadzwoniłem dzwonkiem. Dawno się tak nie denerwowałem. Otworzyła mi po dobrej chwili. Moja piękna, najlepsza, jedyna... Od razu poznałem, że coś jest nie tak. Patrzyła na mnie niemal obojętnie, lekko zmrożone powieki i zaciśnięte usta. 

- Zjebałem - Powiedziałem na przywitanie. 

Ona jednak pokiwała przecząco głową i opuściła wzrok. 

- Kasia mnie uprzedzała - Wyszeptała i przesunęła się bym mógł wejść do środka. Niepewnym krokiem podążyłem za nią. Stanęliśmy na przeciw siebie w przedpokoju. Oparłem się o szafę, Amelka o ścianę. 

- Przed czym? 

- Powiedziała mi, że tak traktujesz dziewczyny. Czemu myślałam, że nie jestem kolejną laską do przelecenia? - Wciąż na mnie nie patrzyła. 

- Amelko, to nie tak...

- Wiesz jak się martwiłam? Nie odbierałeś przez trzy dni, Kasia powiedziała mi że nie pojawiłeś się w domu. Milion myśli co mogło ci się stać. Wypadek na tym głupim skuterze, jakaś bójka czy napad. - Załamał jej się głos.  - Potem kolejne, bardziej prawdopodobne. Już ci się znudziłam i znalazłeś kolejny obiekt westchnień, jak widać się nie myliłam. 

- Am, naprawdę cię przepraszam ale nie mogłem nawet wysłać wiadomości... Ciężka sytuacja. 

- Mogłam się domyślić od razu... Z resztą po co ci ktoś taki jak ja? - Spojrzała na mnie ze smutnym uśmiechem przyklejonym do twarzy - Jestem nijaka, ty wielki macho przyciągający dupeczki jak magnes a ja.. Zwykła szara myszka. Dlaczego uwierzyłam...

- Przestań, proszę. Zależy mi na tobie. 

- To nie ma sensu...

- Aniele... 

Dziewczyna otworzyła szeroko oczy i zamarła na chwilkę. 

- Jak mnie nazwałeś? 

- Wybacz, nie będę tak do ciebie mówił ale chcę żebyś wiedziała jedno. Dałem dupy jak rasowa prostytuta, ale naprawdę nie mogłem dać ci znaku życia. Jesteś dla mnie najpiękniejszą dziewczyną na świecie, inne dla mnie nie istnieją. Kiedy tylko mogłem przybiegłem do ciebie. To już się nie powtórzy...Nie skreślaj nas. 

Byłem gotowy nawet paść na kolana, chociaż dla tamtego mnie byłoby to straszne upokorzenie. Powoli się zmieniałem, jednak moja ciemna strona nie odeszła do końca, Amelka powoli ją przeganiała. Przecież odkąd zamieszkałem u matki znałem jedynie zło. 

- Podobało mi się to - Wydukała nieśmiało. 

- Cieszę się Aniele... 

Podszedłem do niej powoli, posłusznie wpadła w moje ramiona. Tak, kryzys był zażegnany, tylko dlatego że w końcu dowiedziała się jak ją widzę. Była prawdziwym Aniołem zesłanym dla mnie, by odmienić moje życie, bym w końcu był szczęśliwy. Nie wierzyłem w Boga, nadal nie wierzę ale mam osobisty dowód na istnienie aniołów. 



Igor trącił mnie w ramię i wróciłem do rzeczywistości. 

- I co mam zrobić? 

- Kajać się młody, tylko to pomoże w takiej sytuacji. Nazwij ją też pieszczotliwie, one to lubią - Puściłem mu oczko i się podniosłem. 

Stęskniłem się nagle za Amelką, nie zdążyłem jednak zrobić kroku gdy usłyszałem dzwonek swojego telefonu. Kaśka? Czegóż chciała moja kochana siostrzyczka? 

- Czego tam? 

- Patryk... Musisz do mnie przyjechać...

- Daniel znowu coś odwalił? Mam go kurwa zabić?!

- Co? N..Nie... Chodzi o mamę. 

- Więc mnie to nie interesuje - Bąknąłem gotowy się rozłączyć. 

- Mama nie żyje...

O.

O...

O kurwa....

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top