Rozdział trzydziesty-trzeci. Gdzie on się szlaja?!


Patryk.

Zamknąłem tego debila w areszcie i od razu powiadomiłem Wiktorię o tym co się stało. Obiecała przyjechać i osobiście rozmówić się ze swoim podwładnym. Dawno nie byłem tak wciekły. Gdyby Amelce coś się przez przypadek stało... Zginąłby. Usiadłem na murku przed pałacem. Niby się nie zmęczyłem, ale musiało to wszystko ze mnie zejść. Usłyszałem wtedy odgłosy kłótni. Zza rogu jednej z kamieniczek z hukiem wyleciał młody chłopak. Znałem go. Był synem dawnego ucznia mojego ojca. Miał na imię Igor, i praktycznie codziennie łaził za mną i prosił mnie abym szkolił jego stado. Miałem taki zamiar, jednak odkąd Amelka zaszła w ciąże... Myślałem tylko o tym. Eh.... W co też się on wpakował?

Jego prześladowcy również się ukazali.Cztery szesnastoletnie gnojki czepiały się chudego i małego czternastolatka. Takie rzeczy nie powinny się dziać w mojej osadzie.

- Przestańcie do cholery! - wrzasnął Igor podnosząc się z ziemi.

- Może zawołasz swoich rodziców? Ups... Zapomniałem, że ich nie masz.

- Oboje woleli zginąć niż mieć takiego syna.

Chłopak wbił wzrok w ziemię. Widziałem, że zbiera mu się na płacz. Cóż. Na mnie już czas. Wskoczyłem między nich.

- Alfa! W..Witaj.

- Jak miło pana widzieć.

- Słuchajcie małe, wredne gnoje. Nie pozwalam wam obrażać i szydzić z mojego ucznia. Jego rodzice oddali ZA NIEGO życie. Oboje zasłonili go własnym ciałem. Macie ochotę jeszcze się z tego pośmiać?!

- N...Nie! Przepraszamy!

Wilki dały długą. Westchnąłem i odwróciłem się do Igora. Uśmiechał się do mnie szeroko.

- Więc mogę być twoim uczniem?

- Och.. Jasne.

- To czego mnie najpierw nauczysz? Walki? Uników? Czy jak przebić mur własną pięścią? - piszczał.

- Najpierw mi w czymś pomożesz, ty i twoje stado .



Amelia.

Mijały dni, Patryk wracał do domu coraz później. Siedziałam teraz w domu sama. Dziewczyny ciągle przebywały ze swoimi chłopakami. Mniejsza z tym, że Aleksa naprawdę kupiła Adrianowi obrożę i smycz. Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie jego zdziwionej miny kiedy wymachiwała mu tym przed nosem.

Dochodziła druga w nocy, gdy w końcu usłyszałam ryk silnika pod domem. Odłożyłam książkę i szybko wskoczyłam pod kołdrę, by Patryk nie dowiedział się, że znów na niego czekałam.Ostatnio zrobił mi o to awanturę.

Chłopak otworzył powoli drzwi i westchnął ciężko. Zdjął tylko buty i uwalił się na łóżko. Udałam, że zbudził mnie tym i odwróciłam się by się do niego przytulić.

- Dobrze się czujesz? - spytał sennie.

- Jasne kochanie. Gorzej chyba z tobą, co znowu...

Przerwało mi donośne chrapanie.

Około ósmej zbudził mnie dzwonek służbowego telefonu Patryka. Wpierw pomyślałam, że specjalnie go nie odbiera, w końcu wilki miały bardzo lekki sen. Mój mąż budził się gdy przekręcałam się z boku na bok, lub po prostu zbyt długo na niego patrzyłam. Telefon zadzwonił ponownie, usiadłam na łóżku. Patryk dalej spał! Niemożliwe! Boże... Jaki on musiał być zmęczony...Wciąż leżał w tej samej pozycji. Wyciszyłam smartfona i pogładziłam chłopaka delikatnie po twarzy. Zbierało mi się na płacz. Nie wiem czy to ja, czy moje hormony ale postanowiłam jechać do pałacu i zrobić im tam soczystą awanturę!

O dziwo przed pałacem spotkałam Korneliusza. Siedział sobie w słoneczku na ławce i czytał jakieś stare romansidło. Nie był przez nikogo pilnowany.

- Nadal czekam na Huberta - mruknął nie podnosząc na mnie wzroku.

Nie miałam serca, by powiedzieć mu że Hubert raczej się nie pojawi.

- To... Eee... Miłego czekania.

- Ten twój wilk, będzie dzisiaj? - ożywił się nagle.

- Chyba tak.

- To dobrze, bardzo dobrze! Przyjemnie się na niego patrzy. Jest taaaaki słodki - zachichotał.

Uśmiechnęłam się do niego półgębkiem i weszłam do środka. Wybornie. Wampir, gej zakochał się w moim mężu. To przecież takie normalne!

Nie zastałam Filipa w jego kanciapie, więc postanowiłam poczekać na kogoś w biurze Patryka. Zdążyłam sobie zaparzyć herbatę, gdy do środka wszedł dowódca straży. Dokładnie ten sam, który kiedyś miał mnie pilnować. Mężczyzna widząc mnie otworzył szeroko oczy, ale kiwnął grzecznie głową.

- Witam panią, nie ma jeszcze Wielkiego Alfy? Dzwoniłem, ale nie odbierał. Coś się stało?

Posłałam mu krzywy uśmiech i bardzo powoli podeszłam do biurka. Rozsiadłam się w fotelu i zaczęłam bawić się długopisem.

- Owszem, stało się. Wasz Wielki Alfa padł ze zmęczenia i śpi - warknęłam.

Szymon przekręcił głowę, cholera czy każdy wilk tak robi kiedy się dziwi?

- Ja...

- Siedzi tu od samego rana, do późnej nocy. Mało wam?!

- Wielki Alfa od ponad tygodnia spędza w biurze jakieś trzy godziny dziennie - wydukał.

Zamurowało mnie. Trzy godziny? To gdzie się podziewał przez cały ten czas?! Bez słowa opuściłam pomieszczenie. Musiałam to przemyśleć.


Patryk.

Kiedy się obudziłem, Amelki nie było obok mnie. Marna pobudka. Lubiłem zaraz po uchyleniu powiek zobaczyć jej piękną twarzyczkę. Eh.. Jak bardzo musiałem być zmęczony, że nie zbudziłem się gdy wstawała? I gdzie ona się podziała? Przecież jest dopiero...

- Kurwa jego mać!

Dochodziła dziesiąta! Miałem już cztery niedobrane połączenia z pałacu! Cholera jasna, umówiłem się na ósmą z Szymonem! Miałem też później pogadać z Filipem, oraz z ojcem jednego z młodych. Dzięki Bogu , zasnąłem ubrany. Wyskoczyłem z łóżka i pognałem do samochodu w między czasie wykonując połączenie do dowódcy straży.

- Panie?

- JUŻ DO WAS JADĘ!!!

- Dobrze, pana żona poinformowała nas, iż jest pan tymczasowo niedysponowany.

- Słucham?

- Była u nas z samego rana, pełna pretensji.

- Co? O co?

- O pana przesiadywanie w pałacu.

- I co jej powiedziałeś?

- Prawdę...

- TY SKOŃCZONY KRETYNIE!

Szybko się rozłączyłem. Ona nie miała się o tym dowiedzieć. Swoją drogą.. Ciekawe gdzie teraz była. Rozmawiałem z nią przecież i obiecała mi, że jeśli będzie chciała gdzieś pójść ma brać mnie, lub kogoś z mojego stada ze sobą. Jako żona Wielkiego Alfy była celem każdego mojego wroga. W drodze do osady zacząłem do niej wydzwaniać, jednak nie odbierała. Poddenerwowany skontaktowałem się z każdym z moich chłopaków. Żaden z nich nie został poproszony o pomoc. Zacząłem się martwić. Kolejne telefony. Ola jej nie widziała, Lidka miała wyłączony telefon, Amanda była na mieście ze znajomymi, Ania siedziała z Natanem nad jeziorem, Aleska w kinie z Adrianem, Natalia właśnie się zbierała na swoją randkę. Nikt nie widział od rana mojej żony! Zakląłem i zawróciłem, tuz przed pałacem. Amelka była moim priorytetem. Zacząłem jeździć po okolicy w nadziei, ze znajdę ją spacerującą gdzieś bokiem drogi. Po kolejnej godzinie zacząłem szalałem z niepokoju. Zwołałem każde wolne stado i kazałem im jej szukać, sam latałem po lesie jak popierdolony.

Dopiero koło trzynastej rozdzwonił się mój telefon. Kiedy zobaczyłem na wyświetlaczu imię mojej ukochanej odetchnąłem z ulgą.

- Aniele? Wszystko w porządku? Gdzie jesteś?

- A czy to ważne? - burknęła.

- Oczywiście, że to jest ważne! SZUKAM CIĘ OD KILKU GODZIN!

- Byłam na zakupach.

- Byłaś na zakupach. Czy ty jesteś kurwa poważna?! Mogłaś zadzwonić, napisać... Cokolwiek!

- Ty mi nie mówisz, gdzie znikasz na całe dnie.

- Przecież...

- Nie! Nie jesteś w pałacu! Siedzę cały czas sama! Widujemy się jakieś dwie godziy dziennnie, a czasem jak wczoraj na przykład zamieniamy tylko jedno zdanie. Nie wiem co robisz, szczerze mówiąc przestaje mnie to obchodzić. Nie wrócę chyba dziś na noc.

- Czekaj... Kurwa!

Rozłączyła się i ponownie przestała odbierać. Nie mogłem jej przecież powiedzieć, co tak naprawdę robię. Zrozpaczony wysłałem jej tylko sms-a, że ją kocham i czekam. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top