Rozdział szesnasty. Jebany egoista. Cały ja.


Patryk.

,, Bo tylko ona zna mój ulubiony film

I kuma dobrze mój popierdolony styl

Jestem wolny tylko z nią,

Skarbie jesteś mi potrzebna, gdy nie mam się do kogo odezwać

Gdy cały ten fejm mnie przerasta

I było nie raz tak, już chciałem się chlastać

A wtedy ty wybaczasz moje wady ''



Kurwa. Tak. To idealne słowo. Pasuje jak ulał. Tylko to z resztą przychodziło mi do głowy. Ile my już walczyliśmy z tym czymś? Prawie dwadzieścia minut a on się nawet nie zmęczył. A ja owszem. Dyszałem jak stara kurwa na zakręcie. No i cały czas zamartwiałem się o Amelkę. Moje kochane, małe biedactwo. Wciąż czułem zapach jej krwi na pazurach tego potwora. Warknąłem zirytowany.

- Marnie to widzę - mruknął Paulin zaraz po tym jak upadł na ziemię obok mnie.

Podałem mu rękę i pomogłem się podnieść. Nie musiał mi tego mówić. Nie mieliśmy żadnej broni. Dobra. Koniec tego dobrego. Przemieniłem się w wilka, by mieć lepszą stabilność i naprężyłem mięśnie. Albo on albo ja. Ostateczny atak. Albo ja trafię go kłami w gardło, albo on mnie. Pięćdziesiąt procent szans na przeżycie. To dość dużo? Prawda? Rzuciłem się na niego z dzikim wrzaskiem, gdy w ten usłyszałem huk wystrzału a wilk padł przede mną na ziemię Co do chuja?! . Nie zdechł, jednak dzięki temu mogłem go dobić. Doskoczyłem do niego i jednym sprawnym ruchem wgryzłem się w jego grdykę. Krew wlała się do mojego gardła. potwór zaczął się dusić, wydał ostatnie tchnienie i znieruchomiał. Z wrażenia aż usiadłem. Szkarłatna ciesz skapywała z mojego pyska na ziemię. Cholera, nieźle się uwaliłem tą juchą. Tylko kto do niego strzelił? Uniosłem łeb. Jacek. Skąd wziął spluwę? I czemu do cholery zostawił Amelkę samą?

- Patryk? - usłyszałem ten piękny głos.

Amelia wbiegła przez wyważone wcześniej przez Jacka drzwi. Była taka blada... Nie powinna biegać. Przybrałem postać człowieka, jednak nie mogłem wstać. Straciłem sporo krwi, no i się zmęczyłem. Dziewczyna podbiegła do mnie i złapała mą twarz w dłonie. Uśmiechnąłem się do niej blado. Nie miałem siły mówić.

- Co wy tutaj robicie? - spytał Emil. - Miałeś ją zabrać do osady!

- Spróbowałem uratować Kubę i sam zostałem złapany. Gdyby nie ona, oboje bylibyśmy już w drodze na lotnisko...

- Uratowała was?

- A jakże! Strzeliła jakiemuś facetowi prosto w jaja!

Moja mała? Aż wstałem. Od razu jednak zgiąłem się w pół z bólu. Miałem sporo ran. No i ten postrzał prosto w serce. Czułem się jakbym miał zaraz paść bez ducha na ziemię. Nie mogłem sobie jednak na to pozwolić.

- Bardzo cię boli? - spytałem Amelki.

- Jest w porządku - szepnęła.

- Chodź wezmę cię na ręce.

- Ledwo stoisz...

- Ona ma racje stary. Ja ją poniosę. - zaproponował Emil.

- Wszystko ze mną okej - odwarknąłem przyjacielowi.

Nie było to jednak prawdą. Kręciło mi się w głowie, a obraz przed oczami zamazywał się co chwila. Chciałem im jednak udowodnić, że dam radę.... No i padłem.



Obudziłem się dopiero następnego dnia. Wszystko mnie bolało. Rany... Ile razy jeszcze będę witał poranek w szpitalu? Nigdzie nie czułem Amelki. Czyżby sama leżała w innej sali? Znów jej nie ochroniłem.... Powinienem... Dać jej spokój. Beze mnie byłoby jej lepiej. Przez te wszystkie lata byłem takim egoistą, jednak.... Każda minuta spędzona bez niej trwała wieczność. Sam nie mogłem pojąć, jak można pokochać tak mocno. Zrobiłbym przecież dla niej wszystko! Sam wyciąłbym sobie serce, gdyby jej zaniemogło, nie mogłem jednak uwolnić jej od siebie. Sprawiłem, że mnie pokochała i teraz nie miałem szans aby pozwolić jej normalnie żyć. Chyba żałowałem. Gdybym wtedy nie uśmiechnął się do niej na korytarzu szkolnym, prawdopodobnie byłbym już martwy, ale ona żyłaby normalnie. Cóż. Zanim zdecydowałem się walczyć o jej uczucia, było ze mną źle. Patrzenie, jednak nie dotykanie jej... Bolało. Gorzej od każdej rany, którą przyjąłem na swoje ciało. Planowałem skończyć ze sobą. Nie mogłem żyć bez niej. Dlaczego tego nie zrobiłem?

Usłyszałem kroki na korytarzu. Westchnąłem. Szła do mnie. Więc czuła się dobrze. Kiedy weszła do pomieszczenia od razu porzuciłem wszystkie ponure myśli. Mój piękny, prywatny anioł. Usiadła na skraju łózka i pogładziła mnie po policzku.

- Jak się czujesz? Martwiłam się....

- Co z tobą? - przerwałem jej - Jak rana na ręku? No i... Co z ....

- Z dzieckiem wszystko okej. A rana została opatrzona i zaszyta. Nawet już nie boli. Nie bój się.

- Przepraszam cię - szepnąłem.

Zrobiła duże oczy i uniosła brwi w górę. Jej usteczka lekko się rozchyliły.

- Za co ty mnie znowu przepraszasz kreytnie?

- Nie dopilnowałem cię... Miałem cię ochraniać...

- Patryk... Błagam! Przestań!

Pochyliła się i pocałowała mnie delikatnie. No! I wiedziała jak mnie uciszyć! Mała cwaniara. Kiedy się odsunęła, musiałem się uśmiechnąć. Sama jej obecność poprawiała mi humor.

- Tak bardzo cię kocham Amelko....

- A ja kocham ciebie, pomimo  tego, że jesteś debilem.

- Wypraszam sobie! - zaśmiałem się.



Wypisałem się tego samego dnia wieczorem. Miałem tylko nadzieję, że Amelka nie widzi tego, że krzywię się z bólu kiedy siadam. Nie mogłem wykonywać gwałtownych ruchów. Postanowiłem jednak znieść to wszystko, by móc iść spać we własnym łóżku. Byłem tak padnięty, że jak nigdy zasnąłem pierwszy. W środku nocy Amelia podskoczyła na łóżku wydając z siebie cichy jęk. Zerwałem się zapominając o bólu i włączyłem szybko lampkę przy łózko.

- Boli cię coś? Am! Powiedz coś!

Dziewczyna skuliła się i schowała twarz między kolanami. Oddychała ciężko jakby zaraz miała się rozpłakać.

- Am do cholery jasnej! - wrzasnąłem.

- Miałam zły sen - szepnęła.

Potem zaczęła szlochać. Kurwa... Krzycz na nią jeszcze głośniej ty jebany debilu! Krzycz! Miałem ochotę przywalić sobie w mordę.

- Chodź do mnie - poprosiłem łagodnie.

Przyciągnąłem ją do siebie, tak by leżała praktycznie na mnie. Pogładziłem ją po włosach.

- Cii... Malutka. Już spokojnie. Co ci się śniło?

- Ja.. Nie...

- Powiedz, proszę.

- Śniło mi się, że nie wróciłeś do domu... Że umarłeś w jakiejś walce. Wpadliście w jakąś zasadzkę... Wybuchnęły miny, czy coś.

- Spokojnie, skarbie. Myśl o czymś przyjemnym. Za dwa tygodnie jest nasz ślub.

- Miałam myśleć o czymś przyjemnym, zdecyduj się - zachichotała.

- Bardzo zabawne.



Przepraszam za nieobecność, byłam w szpitalu. Postaram się nadrobić ile się da :') 

Polecam serdecznie udostępnioną piosenkę. Jest przepiękna *.*


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top