Rozdział piętnasty. Cios prosto w... Jaja?


Amelia.

Jacek posadził mnie delikatnie na pniu powalonego drzewa. Przyłożył mi rękę do czoła, potem obejrzał ranę. Zacmokał.

- Nie wygląda za dobrze. Będzie się paprać. No i zostanie ci blizna.

- Nie obchodzi mnie to. Zostawiliśmy ich.

- Dadzą sobie radę. Nie boli cię brzuch?

- Och... Nie. Chyba wszystko w porządku. Oby.

Zagryzłam wargi i zmrużyłam oczy by powstrzymać łzy. Nie chciałam się rozklejać. Nie tym razem. Chłopak pogładził mnie delikatnie po włosach, jak małe wystraszone dziecko. Nagle zamarł i spojrzał ponad mnie.

- Słyszę ich. Wyszli z jaskini od drugiej strony. Mają Kubę. Ciągną go po ziemi.

- Gnoje - warknęłam.

- Cholera, nie wiem co tam się u nich dzieje, ale za jakieś pięć minut dotrą do samochodu, a wtedy już po ptokach.

- Nie możemy im pozwolić na zabranie Kuby!

- Akurat z tym się zgodzę, ale nie dostałem rozkazu...

- Ja ci rozkazuje ruszyć dupę!

Nic nie odpowiedział tylko wskoczył między drzewa. Cóż. Znowu pozostało mi czekać. Albo i nie... Dostrzegłam coś w trawie. Pistolet? Skąd się tutaj wziął. Podniosłam broń i zważyłam ją w dłoni. Całkiem lekka. Dość kusząca sytuacja. Podniosłam się i poszłam za Jackiem.

Długo go nie szukałam. Po chwili marszu moim oczom ukazał się czarny van. Tuż obok klęczał Jacek. Jakiś młody typek trzymał go na muszce.

- Nie zabijaj go. Jego też możemy zabrać - usłyszałam głos Thomasa.

Dopiero wtedy zauważyłam, że opierał się o samochód. Ashley musiała siedzieć już w środku. Muszę działaś! Eh.. Może lepiej tym razem usiądę na tyłku i nic nie będę robić? Pewnie sprawię jeszcze więcej kłopotów. Na dodatek czułam się dość słabo. Z rany wciąż sączyła się krew.

- Muszę go postrzelić, inaczej nie pójdzie.

- Alanie, doprawdy nie musisz. Nad Nickiem także się niepotrzebnie znęcałeś. Ostrzegałem cie już. Gdybyś nie był synem mojego starego przyjaciela już dawno wywaliłbym cię na zbity pysk!

- Nie jęcz dziadziu. Z przestrzelonym kolanem napewno nie ucieknie!

Nie wytrzymałam. Co ten facet sobie myślał do cholery? Nikt nie będzie strzelać do moich przyjaciół. Siedziałam w krzakach po jego prawej, więc miałam przewagę. Wyskoczyłam i wymierzyłam w niego spluwą.

- Odłóż broń albo zaraz będziesz zbierał mózg z trawy - wycedziłam przez zęby.

Wszyscy osłupieli. Cóż. W końcu miałam swoje wielkie wejście! Jacek uśmiechnął się na mój widok. Ha! I kto teraz rządzi? Ja! Dobra, ogar. Podeszłam jeszcze kilka kroków bliżej.

- A może zrobimy inaczej - Alan odwrócił się w moją stronę - ty odłóż broń, albo ja zastrzelę jego.

Machnął pistoletem wskazując Jacka. Nie było czasu na myślenie. Pociągnęłam za spust. Chłopak dostał kulką prosto między nogi. Cóż. Chciałam strzelić w kolano. Lekko chybiłam. Alan wrzasnął z bólu i upadł łapiąc się za krok.

- KURWA! MOJE JAJAA! - wrzasnął.

- Chyba już nie musisz się o nie martwić - zaśmiał się Jacek.

Wow. To musiało boleć. Aż mnie przeszedł dreszcz. Mój przyjaciel podniósł się z kolan i podszedł do Thomasa.

- Kluczyki proszę.

Mężczyzna niechętnie oddał mu kluczę od auta. Jacek od razu podszedł do kipy i wyciągnął z niej Kubę.

- Jezu? Co ty mu zrobiłaś? - spytał przerażony.

- Strzeliła mu prosto w jaja człowieku!

- O... Rany...

Uśmiechnęłam się do nich. W końcu się do czegoś przydałam.

- Co teraz będzie z moją córką? - załkał Thomas.

- Musisz się z tym pogodzić, taka jest kolej rzeczy. - mruknął Jacek.

- Wy nie wiecie jak to jest! Nie macie dzieci!

- Ja owszem - mruknął Kuba.

- A ja spodziewam się dziecka. Przez ciebie mogłam je stracić.

Dotknęłam się dłonią w brzuch. Mężczyzna zbladł i spuścił głowę. Zapadła nieprzyjemna cisza, którą przerywały tylko jęki leżącego na ziemi Alana. W ten z auta wysiadła Ashley. Podeszła do ojca i położyła mu dłoń na ramieniu.

- Już ci mówiłam. Jestem gotowa na śmierć ojcze.

- Wsiadaj do środka. Odjeżdżamy.

- Więc dasz im spokój?

- Oczywiście, że nie! Wyślę kogoś do jaskini. Obiekt 203 na bank już się z nimi rozprawił. Być może ktoś przeżyje.

Spojrzał na mnie wymownie i wręcz wrzucił córkę do pojazdu. Zacisnęłam mocniej dłoń na pistolecie.

- Jeśli Patrykowi coś się stanie, pozbawię cię czegoś więcej niż kutasa - ostrzegłam.



Kotki! Cieszę się, że druga część powieści też Wam się podoba. Są w niej zawarte pomysły, których nie wykorzystałam w poprzedniej części, jednak muszę sporo dopisywać na bieżąco. Wybaczcie mi więc, że rozdziały są dość krótkie. Nie chcę po prostu lać wody i...

- Hej. LittlePsych0!

- Hę? Kto to powiedział?

- No ja!

- Patryk?! Co ty tutaj robisz?

- Mam taki pomysł, że zdechniesz!

- ....

- ????

- No, mów.

- Niech będzie więcej mnie!

- Co? Żartujesz? Cała ta książka jest głównie o tobie!

- I tak jest mnie za mało....

- Męczysz....

-  Aniu! Chodzi mi głownie o moją perspektywę. Mam przecież takie teksty...

- Na przykład ,, Powiew ciepłej bryzy na pieprzonej plaży radości '' ?

- Aha!

- Albo ,, Chodźmy wszyscy kurwa wpierdolić Patrykowi '' ?

- Sa genialne!

- ...

-???

- Zastanowię się.

- :D

A wy? Co myślicie? Ma rację? Pisać więcej z jego perspektywy? 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top