Rozdział 62. Jaki jestem?!



Znalazłem kobietę, silniejszą niż ktokolwiek, kogo znam
I wiem, że ona dzieli ze mną marzenia,
Mam nadzieję, że pewnego dnia będę dzielić z nią dom
Znalazłem ukochaną, która nie tylko będzie opiekować się moimi sekretami,
Ale też miłością i naszymi dziećmi  


Patryk.


Tak być nie będzie. Ten wampir pozwalał sobie na stanowczo zbyt wiele. Siedział sobie na kawusi w domu moich teściów? Cóż za tupet, cholera jasna! 

Jechałem tak szybko, że tylko cudem nie wrąbałem się na jakieś drzewo. Z piskiem opon zaparkowałem pod domem i wyskoczyłem z auta. On wciąż był w środku. Dobrze, a więc rzeź. Nim zdążyłem dobyć klamki, drzwi otworzyły się z rozmachem. W progu stanął Hubert uśmiechając się do mnie złośliwie. Aż zawrzałem. Tego było mi już za wiele. Zamachnąłem się, jednak wampir odskoczył w tył śmiejąc się w głos. 

- Kochanie, nie tutaj! - Doskoczyła do mnie Amelka. 

Opuściłem głowę i zatonąłem na sekundę w jej przepięknych oczach. Czułem jak się uspokajam. Nadal nie mam pojęcia czemu ta kobieta tak na mnie działa. Kiedy była obok trudno było mi się czymś niepokoić. Szybko przygarnąłem ją do siebie. Dopiero, gdy trwała bezpiecznie u mego boku uniosłem głowę. Hubert rozsiadł się w fotelu i przyglądał nam się uważnie. 

- Naprawdę czekasz aż cię wyprowadzę? - warknąłem. 

- Czekam na Amandę - odparł znudzony. 

- A ona produkuje tam tych swoich rodziców? - Zdenerwowała się Aleksa. - Nie ma jej od dobrej godziny. 

- Może czeka aż ten typek nas pożre - szepnęła Ania patrząc co ta niego, to na mnie. 

- To się zdziwi, bo ja się dać zjeść nie zamierzam - Aleksa założyła ręce na piersi. 

- Nie jestem głodny - mruknął wampir. 

Wtedy usłyszałem kroki Amandy. W końcu. Kiedy mnie ujrzała zdziwiła się, ale nie odezwała się słowem. Ja za to miałem jej trochę do powiedzenia. 

- Mogłabyś z łaski swojej nie prowadzać go po rodzinie i znajomych? 

- Niby dlaczego? 

- Nie wspominał ci o niczym? Więc cię oświe....

Kątem oka zauważyłem, że Hubert leci wprost na mnie. Odepchnąłem Amelkę i przyjąłem cios na siebie. Wylecieliśmy na podwórko. W locie przekręciłem się tak by upaść na nogi. Napastnik wylądował zgrabnie tuż przede mną. Ze świeżej rany na mojej skroni skapnęła krew. Starłem ją wierzchem dłoni. 

- Byłbym ci niezmiernie wdzięczny, gdybyś nie opowiadał mojej dziewczynie o naszej przeszłości. Zrobię to sam w swoim czasie. 

- Może ci wstyd? - Prychnąłem. 

- Wstyd? Tak, ale tylko dlatego że wciąż oddychasz bo nie możesz tak po prostu umrzeć!

- Wybacz, że nie zrobię ci tej przytomności. Nie za bardzo chce mi się umierać. 

Nagle pomiędzy nami pojawiła się Amelia. Stanęła plecami do mnie. 

- Jeszcze jeden raz.... Jeden raz tkniesz mojego męża a przysięgam, sama osobiście wyrwę twoje zimne serce! Darowałam ci życie, nie każ mi tego żałować. 

- Nie wolno bić Ptysia! - przytaknęła jej Ania. 

Po chwili obok niej pojawiła się również Aleksa. Miała groźną minę, sam obawiałbym się z nią zaczynać. 

- Nie zranię nikogo, jeśli mnie nie sprowokujecie. To mogę wam obiecać - Burknął Hubert i wrócił do środka, by zabrać Amandę i odejść. 


Kiedy wracaliśmy z Amelką do domu, nie odzywałem się całą drogę. Byłem tak cholernie zły. Jak mogła ZNOWU tak się narażać? Była teraz matką i o ile mnie dzieci mogły stracić, to jej nie. Czemu moja żona potrafiła być momentami aż tak głupia? Gdy zaparkowałem od razu wyskoczyłem z auta, nawet na nią nie czekałem. W salonie siedziała Natalia z Michałem na kolanach. Czytała mu zbiór bajek braci Grimm. 

- Wszystko w porządku? - Zamknęła książkę. 

- Wszyscy żyją - Burknąłem. 

- Co mu jest? - Spytała Amelki. 

- Ma okres. Ewidentnie. 

- Okres? - Nie wytrzymałem - A może lekkomyślną żonę? 

- Wybacz, że chciałam cię ratować!

- Uwierz mi, umiem sam o siebie zadbać!

- Zabiłby cię, oboje o tym wiemy. Nie masz z nim szans! Wypadasz przy nim jak cienka cipcia! 

- Ach tak...

Zabolało. W oczach Amelki chciałem zawsze wyglądać na silnego, potrafiącego zapewnić jej i dzieciom bezpieczeństwo. Zrobiło mi się wręcz przykro. Amelia chyba zrozumiała co powiedziała, bo jej oczy zrobiły się niemożliwie duże. Teraz troszkę za późno. Odwróciłem się i wbiegłem na górę. Madzia wciąż spała, cóż jak to niemowlak. Złapałem za krzesło i usiadłem tuż obok łóżeczka. Oparłem głowę na barierkach i wpatrywałem się w moje śpiące maleństwo. A co jeśli naprawdę nie ochroniłbym jej przed Hubertem? Może Amelia miała racje? Przecież tyle razy przegrałem z nim walkę. Wielki Alfa od siedmiu boleści. Zamknąłem oczy. Czułem się tak żałośnie. W tej jeden chwili miałem wszystkiego dość. 


Amelia. 


Jestem okropna. Nienawidzę siebie. Miałam ochotę zdzielić się po twarzy. Jak mogłam powiedzieć coś takiego? Nawet Natalia patrzyła na mnie spode łba. 

- To chyba nie było konieczne. - Powiedziała w końcu. 

- Ja wiem... Tak mi głupio. 

- Idź do niego, posiedzę jeszcze chwilę z Michałem i tak chcę dokończyć mu tę bajkę. 

- Dziękuje ci, jesteś wspaniała. 

- Tak, nie zapominaj o tym. - Posłała mi szeroki uśmiech. 

Pobiegłam na górę. Tak jak myślałam Patryk siedział w pokoju małej. Podeszłam do niego powoli i położyłam mu dłoń na ramieniu. Nie strząsnął jej. To już jakiś plus. 

- Misiu? - szepnęłam. 

- A może lepiej : żałosny słabeuszu? 

- Przestań kochanie, wcale tak nie myślę...

- To prawda. Jest dla mnie za silny. - Wyprostował się i odwrócił się w moją stronę.  - Ale to się zmieni. Zacznę znowu trenować. 

- Przecież już jesteś silny...

- Zdecyduj się jaki jestem - warknął na mnie. 

Nie dziwiłam się, że jest zły toteż wciąż trzymałam dłoń na jego ramieniu. Patryk zamknął na chwilę oczy, kiedy ponownie je otworzył miał o wiele cieplejsze spojrzenie. 

- Zrobię to dla was. Stanę się jeszcze silniejszy. Naprawdę niepokonany. Już nigdy nie będziesz musiała się o mnie obawiać. Obiecuje. 

Uśmiechnęłam się i pocałowałam go delikatnie w czoło. Nagle Patryk poderwał się z miejsca i spojrzał z niepokojem na drzwi. Po sekundzie jednak uspokoił się . Do pokoju wszedł Korneliusz. 

- Tak, wciąż wygląda cudownie, tak moje serce wciąż bije jak oszalałe na jego widok. Nawet nie zapytał co u mnie. Ma mnie gdzieś. A mimo to nadal coś do niego czuje. To okropne - jęknął. 

- Och Korni, zapomnij o tym dupku. Nie jest tego wart. 

- Wiem, a mimo to... Trudno mi tak po prostu o nim zapomnieć. Tak mi smutno. 

Wampir wyglądał jak sto nieszczęść. Zrobiło mi się tak bardzo żal. 

- Jeszcze tego pożałuje - mruknął pod nosem Patryk - Chodź, przytul się do mnie - Powiedział głośniej. 

- Naprawdę mogę? 

- Zrób to zanim się rozmyślę...

Korneliusz podleciał do Patryka i wskoczył w jego ramiona. Chłopak poklepał go po plecach. 

- Będzie dobrze stary, damy radę. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top