Rozdział 50. Czy mam się wychłostać?
Patryk.
Zostaliśmy złapani. Tak. Ja Wielki Alfa najpotężniejszy wilk w osadzie i mój towarzysz zostaliśmy schwytani. Coż za porażka. Przywiązano nas łańcuchami do drzew. Mniejsza, że zostałem ranny. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Rozerwali mi cały bark, ledwo mogłem poruszać ręką. To znaczy, gdy już mnie związali nie mogłem praktycznie poruszać niczym. Nie spodziewałem się, że mają tak doskonałą straż. Chociaż większość z nich w ogóle nie umiała mówić, porozumiewali się znakomicie. Spojrzałem na Emila. Nie wyglądał na zadowolonego. Dokładnie jak ja.
Sam nie wiem jak długo tak siedzieliśmy nim podeszła do nas Zuzanna. Posłała mi złośliwy uśmieszek i oparła się na swojej włóczni.
- No, no, no. Sam Wielki Alfa Osady Lasu postanowił nas odwiedzić. Cholera, nie mamy ciasteczek.
- Och, nic się nie stało naprawdę. Następnym razem przyniosę własne .
- Cóż, może się mylę ale wydaje mi się, że przyszedłeś tu z jakiegoś ważnego powodu. Tylko co to może być - przyłożyła palec do brody udając, że się ciężko zastanawia.
- Oczywiście, nie przybyłem bezinteresownie. Widzisz ten pień o tam? Mam zamiar wbić ci go w dupę- uśmiechnąłem się słodko.
Wilczyca obejrzała się na chwilę, we wskazanym przez mój ruch głowy kierunku.
- Podejrzewam, że zabiło by mnie to.
- Doprawdy? - Udałem zaskoczonego.
- Możecie skończyć?! Zaraz mnie coś strzeli - zdenerwował się Emil .
- Masz rację. Posłuchaj Zuzanno, jeśli mojemu synowi stała się jakakolwiek krzywda, zabije każdego w tej waszej śmiesznej osadzie.
- Najpierw będziesz musiał się uwolnić, a te łańcuchy wyglądają na dość solidne, nie uważasz?
- Są również srebrne. Zauważyłem. - warknąłem.
- Dokładnie. A jeśli chodzi o szczenię... Cóż. Życie za życie. Zabiłeś mojego brata, więc ja zabije twojego potomka.
- Nie waż się go tknąć!
- Zabronisz mi? - prychnęła. - Przynieście go. Chcę by to widział.
Amelia.
Korneliusz zaprowadził mnie do domu. Od razu zauważyłam wybite okno w salonie. Co tu musiało się stać? W drzwiach minęłam się z Jackiem, Natanem i Adrianem. Wyruszali do tej obcej osady. Natalia siedziała na kanapie, była zła jak jasna cholera. Miała zabandażowaną rękę, nic poza tym. Odetchnęłam z ulgą.
- Am! - doskoczyła do mnie Ania. - Tak nam przykro. Próbowałyśmy ją powstrzymać!
-Wiem, dziękuje wam. Patryk wyruszył już dobre pół godziny temu.
- Ha! No to już po nich! Przecież on ich zmiecie z powierzchni ziemi!
- Chyba masz rację...
Musiałam usiąść. Za dużo było mi tego wszystkiego. Dygotałam. Nie wiedziałam czy to z wrażeń, czy zimna poprosiłam jednak Korneliusza by przyniósł mi kocyk z sypialni. Wampir zaszył się w środku po to, by po sekundzie zacząć piszczeć. Zerwałyśmy się na równe nogi. Korneliusz wybiegł z pomieszczenia różowiutki na twarzy i z szerokim uśmiechem. W dłoniach dzierżył dumnie czerwone bokserki mojego męża. Miały żółty napis alfa na pośladku, nie mogłam się powstrzymać przed ich kupnem.
- Najlepszy dzień ever - powiedział cieniutkim głosikiem, jakby chciało mu się płakać.
Natalia momentalnie zgięła się w pół ze śmiechu. Popatrzyłam na Anię. Była tak samo zdziwiona jak ja. Zabrakło mi języka w gębie.
- Rajusieńku jakie rozepchane z przodu. Mała jakie ty masz szczęście, on musi mieć maczugę jak stąd do Katowic - zachwycał się macając materiał.
Zrobiłam się czerwona jak buraczek. Miał rację, ale nie zamierzałam mówić tego na takim forum. Patryk by mnie chyba zabił. Wzruszyłam tylko ramionami.
- Mogę je sobie przywłaszczyć? Są epickie! - oczy mu rozbłysły.
- Nie, myślę... Nie! - warknęłam.
Korneliusz zrobił minkę jak zbity szczeniaczek i ostatni raz zmolestował bokserki. Aleksa chlasnęła się w czoło z otwartej dłoni i westchnęłam teatralnie. Natalia w końcu przestała dusić się ze śmiechu i podeszła do Korneliusza.
- No, Korni nie smuć się tak jeszcze znajdziesz tak wspaniałe majteczki.
- Obawiam się, że to niemożliwe. - Odpowiedział strapiony.
- Jeśli on nadal będzie się tak zachowywał wybaczę mu te pożarte żelki - szepnęła do mnie Ania.
- Masz rację, nadal mi to wypominaj - oburzył się do żywego wampir - Mam wychłostać się porami, po moim nagim ciele stojąc majestatycznie w lazurowym jeziorze podczas pełni księżyca abyście mi wybaczyły? Jeśli tak, to proszę bardzo! Natalio! Potrzymaj moje spodnie.
- Eee... Nie, nie nie... No co ty przestań - zmieszała się dziewczyna - Wystarczy, że je nam odkupisz.
- Och nie to byłoby zbyt proste. Amelko masz może pory?
- Obawiam się, że mi wyszły - mruknęłam.
- Doprawdy ręce opadają niczeggo w tym domu nie macie, chyba zacznę robić wam zakupy.
Dobiegł nas dzwonek do drzwi. Kogo znowuż niosło? Otworzyłam, by zobaczyć Wiktorię. No cholera jasna, czy chociaż raz mógłby nas odwiedzić ktoś normalny?
- Złap mnie za rękę kochanie - powiedział Korneliusz do Natalii. Dziewczyna zrobiła to o co poprosił rzucając mu pytające spojrzenie.
- Mocno trzymasz?
- Tak mi się wydaje.
- Świetnie.
Wtedy spojrzał na Wiktorię i nabrał powietrza w płuca.
- PUSZCZAJ MNIE, PUSZCZAJ MNIE! ZARAZ DOBIORĘ SIĘ DO NIEJ - krzyknął głośno.
Więc Natalia ponownie spełniła jego prośbę. Wampir spojrzał na nią i zacmokał.
- Ty chyba nie pokapowałaś o co mi chodziło co nie?
- Amelio, chcę abyś wiedziała, że nie chciałam żeby sprawy potoczyły się tak daleko. Patryk miał mnie pocałować, potem planowałam wskazać mu kryjówkę Zuzanny.
- Przepraszam chyba się przesłyszałam. CHCIAŁAŚ POCAŁOWAĆ MOJEGO MĘŻA? Dziewczyny.... Wiecie co robić.
Złapałyśmy wilczycę i przywiązałyśmy ją do krzesła. Tak jak myślałam, miała ochroniarza ponieważ mimo tego iż była wilkiem nie miała nader dużo siły. Dobra nasza, inaczej mogłaby nas zabić. Chyba, że była po prostu osłabiona po ostatniej walce. Zastanawiało mnie tylko dlaczego Paulin puścił ją wolno. Mimo wszystko zabrałyśmy się do roboty. Musiałam czymś zająć myśli a zemsta na tej suce wydawała się być do tego idealna. Poleciłam Korneliuszowi by ile fabryka dała poleciał do sklepu po farbę. Rudą farbę. Kiedyś słyszałam jak Wiktoria mówiła, że nienawidzi rudych włosów. Cóż. Będzie się musiała przyzwyczaić. Przynajmniej na kilka tygodni. Co prawda szarpała się i omal nie złamała mi nosa, ale udało się. Już po godzinie głowa Wiktorii wyglądała jak marcheweczka. Brakowało tylko piegów, a zagrałaby idealnie w ,, Ani z Zielonego Wzgórza''.
- Mam jeszcze jeden dobry pomysł na tortury - szepnął tajemniczo Korneliusz - Dajmy jej herbatę z torebeczki.
- Baaaardzo zabawne - rzuciłam do niego.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top