Rozdział trzydziesty- szósty. Rozmowy nocą.
W środku nocy obudził mnie głos Patryka. Rozmowa, którą prowadził przez telefon wciągnęła mnie na tyle, że postanowiłam udawać sen.
- Uwierz mi, jedyne co miałem w głowie to myśl : muszę do niej wrócić. Tak bardzo nie chciałem umierać... Bałem się, że będzie cierpieć. To chyba ona dodawała mi sił. Tylko dzięki niej udało mi się wrócić do domu. Momentami musiałem się czołgać. Byłem tak zmęczony a rany bolały mnie jak wszyscy diabli... W pewnym momencie przewróciłem się i nie miałem siły wstać. Pomyślałem, tutaj umrę. Pamiętam jak rozglądałem się leżąc na plecach.Słońce właśnie wschodziło, na niebie majaczyły piękne kolory. Zamknąłem oczy i zobaczyłem jej twarz. Usłyszałem ten piękny głos, jakby leżała tuż obok mnie. Obiecaj, że wrócisz. Dostałem takiego kopa... Od razu, jednak z trudem podniosłem się.
Patryk milczał chwilę, wsłuchując się w odpowiedź swojego rozmówcy, a mnie krajało się serce. Tyle przecierpiał.
- Tak, wiatr na szczęście wiał w moją stronę więc wyczułem gdzie siedzicie. Kiedy poczułem zapach Amelki... Ona pachnie jak bez. Nie pomyliłbym tego zapachu z żadnym innym. Z daleka widziałem jak siedzi między wami, taka krucha, skulona. Wyglądała jeszcze drobniej niż zwykle. Uwierz Kuba, zachciało mi się płakać. Byłem na siebie cholernie zły. Nie, nie gadam głupot.
Nie wytrzymałam i uchyliłam lekko oczy. Chłopak siedział na skraju łożka tyłem do mnie. Opierał głowę na jednej ręce. Wyglądał na załamanego.
- Ta, pamiętam. Jutro wieczorem. Chociaż nie za bardzo chce mi się iść na to przyjęcie. Jednak zaplanowałem coś specjalnego. Nie, nie powiem nawet tobie. Wygadałbyś się Oli.
Po tonie głosu wywnioskowałam, że Patryk się uśmiecha. Co on planował do jasnej cholerki?
- A swoją drogą, jak ona się czuje? Tak? To dobrze. Więc kiedy to weselicho? O! Szybko. Co? Nie, nie Kuba jak spokój, nie mówisz chyba poważnie. Ja? Świadkiem? Nie. Nie nadaję się. Wiem, że jesteśmy jak bracia ale... Dobra, niech ci będzie.
No tak. Wesele Oli i Kuby. Tak bardzo cieszyłam się ich szczęściem. Moi rodzice dostaliby chyba zawału gdybym choć pomyslała o ślubie w takim wieku. Amelia Mazur. Hmm. Brzmi nieźle.
- Tak. Powiedział, że chce ją za nową żonę - zmienili nagle temat- niech tylko spróbuje się znów do niej zbliżyć. Rozerwę go na strzępy. Ona jest moja! Mam to w dupie stary, przyrzekam, że zabije go! Urwę mu ten przeklęty łeb! Nie tknie jej!
Przeszedł mnie dreszcz. Zrobiłabym wszystko, aby tylko mój ukochany nie walczył ponownie z tym potworem. Poszłabym z nim nawet dobrowolnie. Niech mnie zabije, przemieni w wampira, żywi się mną. Nieważne. Patrykowi nie może stac się krzywda!
- Muszę kończyć.
Chłopak odłożył telefon i spojrzał na mnie. Zdążyłam zamknąć oczy, jednak on wiedział,że nie śpię. Położył się obok mnie i posmyrał mnie palcem po ustach.
- Aniele, ładnie tak podsłuchiwać?
- Skąd wiedziałeś?
- Kiedy powiedziałem, że zabije tego... Sukinsyna serce zabiło ci mocniej. Z tak małej odległości je słyszę.
- Więc wtedy, dawno temu u ciebie w pokoju kiedy omal się nie pocałowaliśmy...
- Tak, słyszałem je - uśmiechnął się triumfalnie - wiedziałem twedy, iż będziesz moja.
- Da cię coś przed tobą ukryć?
- Chyba nie. Wszystko widzę w twoich oczach.
- Co widzisz teraz?
- Miłość.
Pocałował mnie delikatnie w czubek nosa.
- Ach właśnie. Nie zdążyłem zapytać. Jak ci się podobało?
Czułam jak się czerwienię na samo wspomnienie tego co robiliśmy kilka godzin wcześniej.
- Bardzo - szepnęłam.
- Nie bolało?
- Nie.
- Ciesze się. Bałem się o to.
- A tobie eee... Tobie też się... No... Wiesz... No...
- Tak Am. Podoało mi się jak cholera!
- Bo właśnie o to, bałam się ja. - przyznałam.
- Nie żartuj. Pragnę cię najbardziej na świecie. Czemu miałoby mi się nie podobać?
- Bo wiesz. Ja... PIerwszy raz...
- Ciesze się, że to byłem ja.
Potem kazał mi kłaść się spać, jednak jeszcze długo myślałam nad tym co obiecał Kubie. Nie mogłam pozwolić by znowu walczył z Hubertem. Po moim trupie...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top